Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 710
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    8

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Kentaki czyli Krzysiek Kulec z Tarnobrzegu to jeden z bardziej przeze mnie cenionych piwowarów w Polsce. W swoim domowym browarze „Pierwszy Chmiel” kieruje się zasadą: najważniejsza jest intuicja i spontaniczność. Szczegółowe wyznaczniki stylu, projektowanie piwa, obliczanie parametrów – to nie jego bajka. Nawet jeśli ma opracowaną recepturę, to uważa że w trakcie warzenia zawsze można ją zmodyfikować. Dane mi było pić niesamowite piwa od Kentakiego: Brzeszczotem Po Jajach (Wheat AIPA z chili), Koniec Wakacji (Pale Ale), XX (100% wędzone), KKML (Barleywine), Urok Grawitacji (Porter Bałtycki). Teraz przy okazji rzeszowskiego Craft Beerweek przeprowadziliśmy degustację czterech kolejnych piw: Siur (Wild IIPA), Ruda Ma Jaja (100% Rye AIPA), Mucha Nie Siada (Smoked Porter/Stout) oraz Ciemna Strona (100% Peated RIS). Udział biorą: Kentaki, Docent oraz Jacek Michna ze Starego Browaru Rzeszowskiego. Wyświetl pełny artykuł
  2. Degustacja przeładowanego dodatkami piwa Niedobity, warzonego z cukrem kandyzowanym, imbirem, skórką pomarańczy, fermentowanego drożdżami belgijskimi i leżakowanego z wiórami dębowymi. PINTA leżakowała to piwo ponad pół roku, i jak sama twierdzi – stworzyła demona. Czy rzeczywiście piwo jest tak straszne i dziwne, jak je malują? The post PINTA Niedobity appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  3. Niewiele się tu ostatnio dzieje z uwagi na natłok różnej maści zdarzeń, które skutecznie odciągają mnie od skupienia się na prowadzeniu bloga. Jeszcze inną przyczyną tego stanu było moje zaangażowanie w pewien projekt. Jego inicjatorem był Kamil Prystapczuk z alechanted.pl, który zapytał się mnie, czy chciałbym mu pomóc w przygotowaniu piwnego quizu. Nie wahałem się ani chwili. Wspólnymi siłami stworzyliśmy test składający się z 50 pytań o różnym stopniu trudności. Dla podniesienia poprzeczki wprowadziliśmy ograniczenie czasowe – 20 minut na rozwiązanie testu. Dzięki niemu możecie sprawdzić poziom swojej piwnej wiedzy. Liczymy na to, że wielu z Was „pozamiata”. Główną ideą naszej „piwnej matury” jest zabawa, a nie usilna próba udowodnienia czegokolwiek komukolwiek, Zgromadzone pytania są wypadkową zgłębiania tajników piwa i piwowarstwa. Materiałem bazowym do ich stworzenia były informacje bardziej lub mniej ogólnodostępne na fachowych forach, blogach lub w publikacjach dotyczących tematyki piwa. Nie jesteśmy tymi piwnymi blogerami, którzy twierdzą o sobie „jęstę blogerę, jestę ekspertę”. Każdy z nas jest amatorem, będącym piwnym pasjonatem i stąd idea zrobienia quizu po swojemu, nie tak amatorskiego jak ten na pewnym piwnym serwisie pod egidą jednego z koncernów piwowarskich, ale i nie tak fachowego jak ten, który kiedyś zamieścili Piwoznawcy. Dla nas blog to motywacja do zgłębienia tematu, a nie pogoń za „degustacjami we współpracy” czy wyznawanie fetyszu „lajków, interakcji i zasięgu”. Pasja i zabawa – to nasz cel. Życzymy miłej zabawy, a także prosimy o udostępnianie efektu naszej wspólnej pracy innym zainteresowanym. Kliknij na poniższy obrazek, by rozpocząć test. Fot.: Thomas Leuthard Wyświetl pełny artykuł
  4. Pełna poświęceń urlopowa degustacja piwa Rosanke wg receptury Bogdana Markockiego, uwarzonego w Browarze Kormoran w nagrodę za zwycięstwo w Warmińskim Konkursie Piw Domowych. Czy gęste, treściwe, niskoalkoholowe piwo z lawendą i słodami wędzonymi, historycznie spożywane podczas pracy w polu może smakować w leniwy upalny dzień nad jeziorem? The post Rosanke z Browaru Kormoran appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  5. Degustacja beczkowej, niefiltrowanej wersji piwa Szatańska Obelga w stylu Belgian Golden Strong Ale, uwarzonego w Zawierciu w Browarze na Jurze, fermentowanego płynnymi drożdżami Wyeast, chmielone Styrian Goldings i australijskim Galaxy. Piwo jest swoistą konfrontacją z kultowym kanonem stylu – belgijskim piwem Duvel. Jak zatem wypadnie polska interpretacja? The post Szatańska Obelga z Browaru na Jurze appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  6. W ramach współpracy z Brofakturą zostałem zaproszony do Siedlec w celu odwiedzenia browaru i spróbowania miejscowych piw. Przy okazji mogłem porozmawiać z piwowarem Bartłomiejem Imielińskim. Muszę przyznać, że zarówno miasto, w którym byłem po raz pierwszy, jak i sam browar, zrobiły na mnie spore wrażenie. Brofaktura mieści się w odrestaurowanej, zabytkowej hali targowej, dzięki czemu... Read More The post Brofaktura Siedlce i piwo grodziskie Gniewosz Siedlecki appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  7. W ramach współpracy z Brofakturą zostałem zaproszony do Siedlec w celu odwiedzenia browaru i spróbowania miejscowych piw. Przy okazji mogłem porozmawiać z piwowarem Bartłomiejem Imielińskim. Muszę przyznać, że zarówno miasto, w którym byłem po raz pierwszy, jak i sam browar, zrobiły na mnie spore wrażenie. Brofaktura mieści się w odrestaurowanej, zabytkowej hali targowej, dzięki czemu... Read More The post Brofaktura Siedlce i piwo grodziskie Gniewosz Siedlecki appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  8. Haga – miasto w którym siedzibę ma Europol, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, holenderski rząd, parlament i rodzina królewska, w końcu miasto gdzie ustalono konwencje regulujące prowadzenie wojen. Przebywając tutaj odczuwa się więc pewien respekt. Na szczęście zawsze można udać się do jakiegoś miejsca z dobrym piwem aby zobaczyć zwykłą codzienność mieszkańców Hagi. A ta bez dobrego piwa przecież jest niemożliwa, czego dowodem są obsadzone w ciągu tygodnia lokale. Pierwsze kroki po przyjeździe skierowałem do znajdującego się w centrum brewpubu The Fiddler. Określający się jako angielski serwuje z sześciu pomp warzone na miejscu piwa. Nie jestem zbytnim fanem wyspiarskiego piwowarstwa, szczególnie w kontekście piw nie mieniących się czarnym kolorem. Postanowiłem jednak zaryzykować i zamówiłem English IPA. Już złota barwa zapowiadała ciekawe wrażenia. Cytrusowy aromat i solidna, by nie powiedzieć mocna goryczka połączona z odpowiednią rześkością nie pozostawiły wątpliwości – to na pewno nie jest dobra interpretacja angielskiego IPA. Za to AIPA wyborna! Rozochocony udanym trafem zdecydowałem się na stout. Skromna bąblowata piana nie sprawiała dobrego wrażenia jednak monstrualny czekoladowy aromat po prostu urzekał. Gdyby ta intensywność odzwierciedlona była w smaku to zaczął bym się niepokoić o poziom prezentowany przez stouty rodzimej produkcji. Jednak prócz kawowych, czekoladowych i palonych motywów zauważalna była zbytnia wodnistość. Fiddler ujął mnie jednak bardzo dobrą AIPĄ i ogółem pozostawił dobre wrażenie. Kolejne popołudnie to kurs na wybrzeże Morza Północnego. Haga leży bezpośrednio nad morzem nie można było więc odpuścić takiej okazji. Pierwszego dnia wizyty w centrum miasta mocno we znaki dawał się huraganowy, na szczęście ciepły wiatr. Na morzu podobno był sztorm. Kolejnego dnia wszystko uległo radykalnej zmianie – czyste niebo, słońce, warunki na zwiedzanie idealne. Nadmorska dzielnica nosi nazwę Scheveningen i ponoć jest najładniejszym morskim kurortem na całym holenderskim wybrzeżu Morza Północnego. Tymczasem skierowałem się do portowej zatoki w której znajduje się port rybacko-jachtowy. Zaraz obok znajduje się Brouwcafé de Hofnar. Wcześniej miejsce to nosiło nazwę Het Brouwcafé jednak mieszczący się tu minibrowar okazał się zbyt mały jak na rosnące zainteresowanie. Obecnie piwa tu dostępne warzone są w nieodległym Brouwerij Scheveningen. Na start zamówiłem, a jakże, IPA. Piwo okazało się mocno owocowe, z lekkim aromatem brzeczki i delikatnymi alkoholowymi akcentami. Taka holenderska wariacja na temat stylu. Postanowiłem iść za ciosem i sprawdzić jak w belgijskim piwowarstwie podchodzi się do nowej fali i zamówiłem De Koninck APA. Rubinowa barwa nie zapowiadała niczego dobrego. W smaku zadziwiająco „czyste” jak na ejla choć typowe owocowe akcenty były tu obecne. Niezobowiązujący amber ejl, na pewno nie APA. Po tym doświadczeniu wróciłem do piw miejscowych – Zuidwester Ur Pilsch okazał się najlepszym piwem tu próbowanym. Lekki brzeczkowy aromat był rzeczą już znaną z tutejszego IPA. Lekkie, świetnie pijalne, treściwe i z nadającą ciekawy charakter delikatną owocowością. Bardzo fajny pils górnej fermentacji Na koniec zostawiłem sobie gruby kaliber – Tripel 7,5%. Brzeczkowy aromat i owocowość znane były już z degustacji poprzedników. Jednak tutaj dochodziły potężny woltaż i słodycz. W słoneczną pogodę pite na tarasie przy porcie było masakryczne jednak w typową dla Morza Północnego sztormową pogodę może stanowić niezłą zaprawę przed udaniem się na wybrzeże. Po wypiciu Tripla skierowałem się w kierunku morza. Nie spodziewałem się zobaczyć typowego dla kurortów klimatu – moim oczom ukazały się urokliwa latarnia morska, okazałe molo, długa piaszczysta plaża, a na niej ulokowane liczne knajpy. Jako że zbliżał się zachód słońca postanowiłem ulokować się na tarasie i podziwiać go przy piwie. W takich miejscach nie należy spodziewać się rarytasów i widok koncerniaków był czymś normalnym. Ale że jest coś takiego jak Grolsch weizen w wersji lanej to nie wiedziałem. Skorzystałem z tej opcji i z czystym sumieniem mogę powiedzieć że piwo dało radę i nie dość, że nie zaburzyło magii chwili to przyczyniło się do jej utrwalenia Ostatniego dnia z braku czasu wpadłem tylko na jedno piwo do ulokowanego w centrum Bierspeciaalcafe De Paas. Ogródek znajduje się zaraz przy kanale więc bardziej klasycznego widoku w przypadku holenderskich miast nie ma. W środku mamy kompilację drewna, białych kafelków i luster, a przede wszystkim mnóstwo piwnych bibelotów na ścianach. Sama esencja niedarlandzkiej knajpy. Na dziesięciu kranach polewane są głównie piwa z małych browarów. Ja skusiłem się na Breugem Saense IPA i nie żałuję. Stonowana goryczka i akcent położony na aromatyczność i rześkość amerykańskich odmian chmielu. O to chodzi. Z racji odległości pietnastu minut piechotą od centralnego dworca kolejowego właśnie tutaj można zakończyć lub rozpocząć swą piwną trasę po Hadze. Na koniec słowo o cenach. Piwo kupowałem w małych objętościach, przeważnie jest to 200 ml, ale zdarza się też 250 ml. Cena w takim wypadku waha się od 2,50 do 4 EUR, przy czym za nowofalowe style zapłacić trzeba od 3 EUR. Pod tym względem najatrakcyjniejszy cenowo był The Fiddler natomiast najdroższy Bierspeciaalcafe De Paas. Aha, zupełnym wyjątkiem był koncernowy Grolsch Weizen zaserwowany w 300 ml i wyceniony na 4,75 EUR. Wiadomo, plaża ale widoki rekompensują wydatek. Dużo to zatem czy mało? Średnia płaca w Holandii po przeliczeniu to około 9,5 tysiąca PLN, u nas około 4 tysięcy, a cena craftowego piwa w analogicznej pojemności w lokalu oscyluje wokół 6 PLN. Jest zatem podobnie. Tylko dwie uwagi: małe pojemności dostępne były wszędzie a ceny za piwa małe i duże były praktycznie proporcjonalne. I takiego podejścia życzyłbym sobie i Wam w większości lokali w Polsce. Wyświetl pełny artykuł
  9. Cydrowy samouczek języka baskijskiego: sagardoa – cydr naturalny, sagardotegi – cydrownia, txotx – rytuał otwarcia beczek ze świeżym cydrem, on egin – na zdrowie! Znajomość tych słów może się okazać bardzo przydatna, jeśli między styczniem a kwietniem traficie do Kraju Basków. To właśnie wtedy zaczyna się prawdziwe święto cydru: txotx. Cydrownie otwierają swoje podwoje dla wszystkich […] Wyświetl pełny artykuł
  10. Hiszpania to kraj przebogaty w tradycje. Także najciekawsze dla mnie: kulinarne. Można tam odnaleźć zupełnie fantastyczne i niespodziewane smaki ukryte w potrawach, których nie znajdzie się nigdzie indziej na świecie. Jednym z nich jest sidra natural. Napój, za którym albo się przepada, albo się go nie cierpi. W Hiszpanii bowiem uczucia zawsze są intensywne. Trudno […] Wyświetl pełny artykuł
  11. Kapsel to niewielki metalowy przedmiot odpowiedzialny za charakterystyczny uśmiech człowieka, trzymającego w ręku butelkę piwa i robiącego … psssyt… Na co dzień nie zawracamy sobie nim głowy, chyba że należymy do klanu birofilów. Tak czy siak, jest to przedmiot godzien... Continue Reading → Wyświetl pełny artykuł
  12. Oto jest pytanie. Użytkowników cydru dzieli nie gorzej, niż polityka. Jedni uważają, że cydr jest alkoholem lekkim i przyjemnym, a więc powinien być łatwy do picia – słodki. Drudzy uważają słodkie jabłeczniki za zło gorsze od eboli, od którego trzeba trzymać się jak najdalej. Kto ma rację? Kto wygra w ten spór? Z pewnością co […] Wyświetl pełny artykuł
  13. Degustacja kolejnej wersji piwa z serii Citra browaru Birbant. Tym razem jest to Black IPA Single Hop Citra. The post Birbant – Citra IPA Dark appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  14. Degustacja American India Pale Ale The Kindest of Ales uwarzonego dla zespołu J. D. Overdrive przez browar Reden w Świętochłowicach. The post Reden & J. D. Overdrive – The Kindest of Ales appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  15. Wszystko idzie zgodnie z moimi przewidywaniami. Kolejne miejsce z dobrym piwem otwiera się poza warszawskim centrum. Tym razem miejscem ekspansji są okolice Ronda Wiatraczna a więc komunikacyjnego centrum Pragi Południe a dokładniej mówiąc Grochowa. Gdy sprawdzałem lokalizację na Google Maps obstawiałem, że to będzie jakiś handlowy pawilon pamiętający czasy PRLu. No i nie pomyliłem się. Stacja Grochów usadowiła się można powiedzieć w miejscu bardzo „familijnym”. Mamy tu sklepy z ubrankami dla dzieci i dziecięcymi wózkami, mamy też Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno – Konsultacyjny. Milutko. Sam lokal sprawia wrażenie miejsca zagospodarowanego po barze mlecznym. Specyficzna kafelkowa posadzka, tablica z menu (na szczęście piwnym) umieszczona zaraz naprzeciwko wejścia, w końcu otwarta, widoczna zza baru kuchnia nasuwa skojarzenia z minioną epoką. Przeszklenia oraz wysokie siedziska nadają trochę nowoczesnego charakteru zgodnie z koncepcją mieszania stylistyk. W porządku, klimat mi się podoba ale mam jedno podstawowe zastrzeżenie. Wentylacja! Na otwarciu miałem wrażenie ciągle unoszącej się delikatnej mgiełki z pieczonych kurczaków czy innych smażonych kulinariów. Zdecydowanie do poprawy. Na plus chłodnia i racjonalna w takim miejscu liczba ośmiu kranów. Rotacja powinna być tu zadowalająca. Atrakcją otwarcia była warszawska premiera debiutanckiego piwa z Mazowieckich Zakładów Przemysłu Fermentacyjnego czyli kontraktowej inicjatywy Jarka Zgody. „Kotłownia, słucham” uwarzona została w Krajanie w ilości dochodzącej do 100 hl. Pamiętamy czym skończyło się takie posunięcie w przypadku Prometeusza czyli debiutu Olimpa. Totalne masło. Teraz sprawy też nie napawały zbytnim optymizmem. Piwo uwarzone zostało w grudniu a tu na temat premiery ani widu ani słychu. W końcu jednak umiejętnie połączono start nowego lokalu z warszawską premierą beczkowej Kotłowni, nawiązania są przecież analogiczne. Piwo okazało się bardzo przyzwoite, z wyraźnymi żytnimi akcentami w aromacie i fajną czekoladą w smaku. Gdy okazało się, że przybyłym na otwarcie Stacji Grochów rozdawane są stylizowane na PRL-owskie kartki bony rabatowe na piwo to już w ogóle nie miałem zastrzeżeń – relacja cena/jakość była wyborna. Gdyby nie napięty plan wieczoru na pewno zostalibyśmy tu dłużej Stacja Grochów Mulitap, Warszawa, Grochowska 178/184 Facebook Wyświetl pełny artykuł
  16. Temat wpływu rewolucji na rynek piwa chodził mi po głowie od kilku tygodni. Do napisania zmobilizował mnie dopiero komentarz ote27 pod filmem znanego videoblogera: „Piwna Rewolucja gryzie ich (koncerny) po kostkach i to odczuwają”. Czy rzeczywiście to piwna rewolucja gryzie po kostkach browary koncernowe? Aby rzetelnie podejść do tematu, trzeba się nad nim nieco zastanowić. […] Wyświetl pełny artykuł
  17. 30 maja odbyła się inauguracyjna impreza w nowym warszawskim wielokranie Hoppiness. Na wydarzenie zawitali goście z Krakowa a mianowicie Marek Bakalarski z Pracowni Piwa oraz Kuba Rosiek z Tap House. Na oficjalnym otwarciu z kranu popłynęła nowość Pracowni – Krakowski Spleen w modnym ostatnio stylu session IPA. Początkowo niepokoił rubinowy kolor piwa sugerujący jego karmelowy charakter. Na szczęście piwo okazało się pijalne ale jak słusznie zauważono w komentarzach na FB – które piwo Pracowni takie nie jest? Korzystając z zapowiedzi Eli, że czeka na nas dnia następnego ze śniadaniem, postanowiliśmy kontynuować imprezowanie w całodobowym PiwPaw, a wcześniej zajrzeliśmy do Jabeerwocky. Leniwa niedziela na deptaku w samym centrum miasta przy dobrym piwie i w dobrym towarzystwie warta była zarwanej nocy. Niedługo powinien też pojawić materiał wideo zrealizowany na otwarciu wspólnie z HoppyNews Wyświetl pełny artykuł
  18. W rozważaniach na temat pilznera najczęściej porównuje się jego dwa warianty, mianowicie – czeski i niemiecki. Pomimo wspólnej nazwy istnieją pewne różnice pomiędzy tymi dwoma odmianami jasnego piwa dolnej fermentacji. Wersja niemiecka cechuje się jawniejszą barwą, bardziej wytrawnym smakiem, możliwymi nutami siarkowymi w aromacie i smaku. W wersji czeskiej pożądana jest obecność diacetylu, co w niemieckiej uznawane jest za wadę. Poza tym, każdy z tych stylów chmielony jest innymi odmianami, co także ma swój wpływ na smak i aromat każdego z tych piw. W tym wpisie chciałbym się skupić na jeszcze innej wersji pilznera, a mianowicie tej wywodzącej się ze Stanów Zjednoczonych. Dla wyjaśnienia, celem tego tekstu nie jest instruktaż jak uwarzyć takie piwo, ale wskazanie różnicy pomiędzy wariantem amerykańskim i jego europejskimi odpowiednikami. Za pierwszego amerykańskiego piwowara, który uwarzył pionierskiego, komercyjnego lagera uważany jest John Wagner z Filadelfii. Dokonał on tego w 1840 roku. Nie był to trunek klarowny i jasny jak ten, uwarzony w 1842 roku w Pilźnie przez Josefa Grolla, jednak moda na ów nowofalowy rodzaj piwa przybyła do USA wraz z niemieckimi oraz czeskimi imigrantami. W przeciągu kilku następnych dekad jasny lager stał się najpopularniejszym piwem w owym kraju, który nie był wyjątkiem w skali całego globu. Historia pilznera w Ameryce dzieli się na dwa etapy: przed prohibicją oraz po jej zniesieniu. W okresie przed 1919 rokiem American Pilsner był piwem szczodrzej chmielonym – do około 35-40 IBU, wytrawniejszym, o ekstrakcie początkowym wynoszącym 12-13 stopni Plato (tak zwane „city beer”, sprzedawane w lokalach jako piwo lane z beczki) oraz wersji mocniejszej (13-15 stopni Plato), którą stanowiły piwa butelkowane, dostarczane do odleglejszych regionów. Po zniesieniu prohibicji amerykańskie browary musiały dostosować swoje produkty do zmieniających się preferencji konsumentów, którzy woleli piwa słabsze i słodsze. Powrót do korzeni (w amerykańskiej nomenklaturze „Classic American Pilsner” odnosi się do pilznera sprzed okresu prohibicji i stanowi antytezę dzisiejszych jasnych lagerów, produkowanych na szeroką skalę), czyli bardziej chmielowego wariantu tego rodzaju piwa stał się możliwy, gdy w USA zaczęły powstawać browary rzemieślnicze, chętnie powracające do piw, których warzenia zaniechano po zniesieniu prohibicji, takich jak porter, czy Steam Beer i innych. A oto podstawowe różnice pomiędzy klasycznym amerykańskim pilznerem i jego europejskimi odpowiednikami. W zasypie stosowano dodatki niesłodowane, przede wszystkim kukurydzę i ryż (ich udział wynosił 25-35%). Preferowano tę pierwszą, bowiem jej dodatek nadawał piwu słodyczy, która kontrowała chmielową goryczkę oraz charakterystycznego zbożowo-kukurydzianego posmaku. Ryż pozostawał neutralny jeśli chodzi o smak gotowego piwa. Poza tym stosowano słody jęczmienne. Wykorzystywano skiełkowane ziarno jęczmienia dwurzędowego oraz sześciorzędowego. Ten drugi, mniej popularny w pośród piwowarów Europie, stosowano z uwagi na jego większą siłę diastatyczną, pomocną przy dużym udziale surowców niesłodowanych. Według niektórych jęczmień sześciorzędowy także bardzo dobrze komponował się w zasypie z ziarnem nie poddanym słodowaniu, ponieważ zawiera on więcej białek niż jęczmień dwurzędowy. Wymieszanie bogatego w proteiny słodu wraz ze zbożami o ich znacznie niższej zawartości, pozwalało uniknąć kłopotów ze sklarowaniem gotowego piwa. Minusem jęczmienia sześciorzędowego jest większa zawartość garbników w łusce, co może powodować przedostawanie się ich do gotowego piwa, skutkując nieprzyjemną, ściągająca goryczką. Słodem bazowym w przypadku tego rodzaju piwa jest słód pilzneński, jednak często doradzany jest niewielki dodatek słodów ciemniejszych lub specjalnych, które uwypuklą słodowość – monachijski, wiedeński, karmelowy, czy melanoidynowy. Z uwagi na to, że ryż i kukurydza wymagają wyższych temperatur kleikowania zawartej w nich skrobi (odpowiednio: 68-78 st. C i 62-74 st. C), od lat 70-tych XIX wieku zaczęto stosować praktykę, (jej pionierem był Anton Schwartz), która nazwana została „double mash”. Polega ona na tym, że słód i dodatki niesłodowane (z niewielkim dodatkiem słodu) zacierane są w osobnych kadziach. Słód zacierany jest infuzyjnie, a równolegle przez co najmniej kilkanaście minut w temperaturze kleikowania zacierana jest kukurydza lub ryż z niewielkim dodatkiem słodowanego ziarna jęczmienia. Po odpowiednim czasie zawartość kadzi z nieskiełkowanym ziarnem doprowadzana jest do wrzenia i gotowana przez określony czas. Następnie zawartość tej kadzi dodawana jest bezpośrednio do zbiornika, w którym zacierany jest słód, co w pewien sposób przypomina zacieranie dekokcyjne, tradycyjnie stosowane przez czeskich i niemieckich piwowarów przy wyrobie piwa typu pilzneńskiego. W dzisiejszych czasach piwowarzy często sięgają po błyskawiczne płatki ryżowe i kukurydziane, które nie wymagają kleikowania i dodawane są bezpośrednio do zacieru. Do tego rodzaju piw wykorzystywano chętnie europejskie chmiele uważane za odmiany szlachetne (Tetnenger, Hallertauer, Saaz) lub amerykański chmiel Cluster, będący najstarszą odmianą chmielu, którą zaczęto na szeroką skalę stosować w amerykańskim piwowarstwie. Cluster posiada około 5,5-8,5% A-A i z jednej strony uważany jest za nieodłączny komponent piw uznawanych za klasykę amerykańskiego piwowarstwa. Z drugiej strony, wielu zarzuca tej odmianie „koci charakter”, którym przejawia się jej obecność w gotowym piwie, o czym pisał niedawno Adrian z bloga Piwny Rap. Popularnym było stosowanie chmielu Cluster na goryczkę, a na aromat brzeczkę chmielono europejskimi odmianami szlachetnymi. W opinii niektórych piwowarów Cluster można z powodzeniem zastąpić odmianą Northern Brewer. W wersjach nowofalowych tego piwa wachlarz stosowanych odmian jest bardzo szeroki. W przypadku drożdży, według znawców tematu, powinny sprawdzić się każde drożdże lagerowe, jednak należy skłaniać się ku szczepom, które nie produkują dużych ilości dwuacetylu, bowiem obecność tego związku w amerykańskim wariancie pilznera uważana jest za wadę. Woda używana do warzenia piwa w stylu American Pilsner nie jest aż tak miękka jak ta z Pilzna. Zwraca się uwagę, aby posiadała ona niskie stężenie węglanów i dwuwęglanów (do 50 p.p.m.), bowiem ich zwiększona ilość może spowodować, że chmielowa goryczka będzie odczuwalna jako szorstka i nieprzyjemna. W składzie wody użytej do warzenia powinny też znajdować się jony wapnia. Niepożądane są natomiast związki zawierające chlor. Reszta procesu technologicznego jest taka sama jak podzas produkcji europejskich jasnych lagerów. Brzeczkę, po zacieraniu, gotuje się i chmieli, po czym należy ją schłodzić. Gdy jej temperatura osiągnie około 10 stopni Celsjusza zadawane są drożdże. Pod koniec fermentacji burzliwej wykonywana jest przerwa dwuacetylowa, a potem piwo poddawane jest kilkutygodniowemu leżakowaniu i filtracji. Amerykański pilzner powinien być piwem wytrawnym, mocno wysyconym dwutlenkiem węgla. Kolejnym wyznacznikami stylu są klarowność i jasna barwa. Tak jak w przypadku europejskich pilznerów, piwo to powinno być pozbawione nut drożdżowych, a jego smak i aromat powinien stanowić balans pomiędzy nutami słodowymi i chmielowymi. Goryczka powinna być średnia i nie zaleca się, by przekraczała 40 IBU. Fot.: Adam Barhan, Flickr, (CC BY 2.0) Bibliografia: Jamil Zainasheff: „Classic American Pilsner: Style Profile”, w: „Brew Your Own”, March/April 2012, wersja online tekstu znajduje się tutaj, Chris Colby: „American Pilsner: Style Profile”, w: „Brew Your Own”, January/February 2007, wersja online tekstu znajduje się tutaj, Jeff Renner: „The Revival Of The Classic American Pilsner”, w: „Zymurgy”, September/October 2000, Dorota Chrapek: „Kleikowanie, czyli nie taki diabeł straszny”, na: blog.homebrewing.pl. Wyświetl pełny artykuł
  19. Takich czasów dożyliśmy, że żeby przyciągnąć do lokalu ludzi to trzeba zaproponować jakieś extra wydarzenie. Takim tropem podążyła Czeska Pivarnia Hospoda Tarchomin i wymyśliła zaserwowanie trzech sztandarowych dla polskiej rewolucji piw w sposób odmienny niż zwykle. Atak Chmielu z Pinty, Rowing Jack z AleBrowaru oraz Pacific z Artezana. Piwa które przecierały szlaki i otwierały wielu ludziom oczy na piwną nową falę. Teraz postąpiono z nimi w następujący spósób – PETainery zostały najpierw rozgazowane, a następnie powtórnie nasycone mieszanką 75% azotu i 25% dwutlenku węgla. Wypychanie piwa na kran również odbywało się za pomocą tejże azotowej mieszanki, a nie tak jak zazwyczaj bywa samego dwutlenku węgla. Sposobem serwowania nawiązano więc do czeskiej tradycji stosowania azotowych mieszanek w piwiarniach. Co daje azot? Przede wszystkim niższe niż w przypadku CO2 wysycenie, specyficzną łagodność i gładkość smaku, w końcu wspaniałą śmietanową pianę która po nalaniu tworzy tzw. „lawinowy” czy też „kaskadowy” efekt. Efekt zastosowania azotu do wymienionych trzech piw poznacie oglądając wideo, natomiast to nie był koniec atrakcji. Na kranie zagościł mianowicie uwarzony tu kilka miesięcy wcześniej stout z dodatkiem wanilii. Jako że piwo kwalifikowało się jako „domowe” polewano go całkowicie gratis! Degustację tego piwa również możecie obejrzeć na wideo Wyświetl pełny artykuł
  20. Zagęszcza się mapa lokali z dobrym piwem w centrum Warszawy. Przy okazji otwarcia Jabeerwocky pisałem, że teraz nadchodzi czas lokali otwieranych w dzielnicach lub wyróżnienie się. Jednym ze sposobów takiego wyróżnienia się, zresztą bardzo dobrym, jest stworzenie lokalu patronackiego. Hoppiness jest pierwszym takim projektem w stolicy, a patronem została krakowska Pracownia Piwa. Bardzo dobry wybór, w końcu Pracownia to czołowy polski browar, a nawet Browar Roku 2014 wg PolskieMinibrowary.pl Takiego pięknego loga z „rogasiem” jakie jest w Hoppiness nie mają nawet w macierzystym lokalu Pracowni czyli krakowskim Tap House! A i zbliżony stylem do pracownianego logotyp wzbudza uznanie. Patronat to jednak nie jedyny wyróżnik Hoppiness. Zwróciłbym uwagę na jeszcze dwa, a nawet trzy. Po pierwsze lokalizacja. Craft zdobywa nowe rejony, tym razem Hoppiness tworzy przyczółek na deptaku między Chmielną a pasażem Wiecha, niedaleko Metro Centrum. Wybornie! Sprawa druga to koncepcja lokalu włączająca jedzenie. Bez obaw, to nie będzie restauracja, ma nie być też intensywnych zapachów z kuchni. Motyw baru (a właściwie jego brak) nasuwa skojarzenia z wielkomiejskim bistro. Dlaczego nie, takiego lokalu w Warszawie jeszcze nie ma. Last but not least osoba odpowiedzialna za piwo, będąca jedną z trzech osób władających Hoppiness – Ela Lucińska-Fałat. Ela znana jest chociażby ze stworzenia konceptu wyjątkowych piwnych premier, które swego czasu odbywały się w Kuflach i Kapslach. Zresztą możecie krótką rozmowę którą całkiem niedawno przeprowadziłem z Elą przy okazji „Piwnych opowieści”. Zdecydowanie właściwa osoba na właściwym miejscu.A jak przedstawia się piwna oferta w szczegółach? Dwanaście kranów – sześć zarezerwowanych dla Pracowni, jeden dla czeskiego pilsa, jeden na owocowego belga, jeden na coś drogiego „z zagramanicy” Zostają trzy dla zaprzyjaźnionych rzemieślników. Brzmi dobrze, szczególnie że mamy obowiązkową chłodnię. Nie byłbym jednak sobą gdybym nie dopatrzył się mankamentu. Jedna toaleta w wielokranie? Serio? Cóż, trzeba będzie sobie jakoś radzić. Tymczasem już jutro oficjalna impreza urodzinowa, a po dwóch dniach od otwarcia beczki są już w połowie opróżnione! Warszawa spragniona jest piw Pracowni! Czekamy zatem na kolejne lokale patronackie. Jestem pewien, że wkrótce powitamy kolejne takie miejsca! Hoppiness, Warszawa, Chmielna 27/31 lok.76 Facebook Wyświetl pełny artykuł
  21. wreszcie lokal kładący nacisk na food pairing Doczekałem się. Piwo przestaje być traktowane po macoszemu w kwestii nie tylko możliwego akompaniamentu do posiłku, ale wręcz staje się równoważnym składnikiem mającym wpływ na odbiór całości. Od dawna propaguję parowanie piwa z jedzeniem, z pewną satysfakcją zauważam też, że osoby do tej pory wzbraniające się rękami i nogami przed zestawianiem jednocześnie i piwa i jedzenia same zaczynają przebąkiwać o możliwych kombinacjach. Dlatego zapraszam do obejrzenia dwóch wywiadów związanych z tym samym motywem przewodnim – warszawskim wielokranie Hoppiness. Najpierw parę słów na temat samego lokalu opowiedzą Ela Lucińska-Fałat i Mateusz Wolf. Po czym możemy już przejść do stricte tematów kulinarnych z szefem kuchni Marcinem Jabłońskim. Zachęcam do polubienia Hoppiness na FB, a także subskrypcji mojego kanału na YT. Wkrótce więcej ciekawych materiałów Wyświetl pełny artykuł
  22. W XVIII wieku, w Londynie, a potem i w innych częściach Wysp Brytyjskich, coraz popularniejsze zaczęło stawać się nowe, ciemne piwo, wyróżniające się także swą mocą i sowitszym chmieleniem. Przy jego warzeniu nie stosowano tradycyjnej metody, znanej jako partii-gyle, a przy wyszynku podawano je z jednej beczki, nie mieszając z innymi piwami (three threads), co w owym czasie było powszechną praktyką. Piwo to zaczęto zwać porterem (z uwagi na popularność tego piwa pośród robotników) lub „entire” (także „entire butt”) z uwagi na sposób jego wyrobu oraz podawania. Z czasem angielscy konsumenci zaczęli zwracać swoją uwagę ku innym piwom, przez co wszechobecny w XVIII wieku porter dwa wieki później stał się piwem zmarginalizowanym, walczącym o to, aby nie wylądować na śmietniku historii. Przybywający do Ameryki Północnej angielscy imigranci, przynieśli ze sobą także zwyczaj warzenia tego ciemnego piwa. Za pierwszego amerykańskiego producenta porteru uważany jest Robert Hare, który rozpoczął warzenie tego piwa w 1776 roku. Bardzo pomocnym dla popularyzacji porteru w nowopowstającym państwie okazał się fakt, ze jego pierwszy prezydent – George Washington – był wielkim miłośnikiem tego rodzaju piwa (podobnie jak jeden z jego następców – Thomas Jefferson). W owym czasie prowadzono politykę patriotyzmu lokalnego, aby uniezależnić się od dostaw produktów z byłej metropolii i wspierać tym samym lokalną gospodarkę. Faktem jest, że porter w Ameryce nie odniósł jednak nigdy takiego sukcesu rynkowego jak na Wyspach Brytyjskich w XVIII wieku. Za kolebkę i bastion produkcji porteru w USA uważana jest Pensylwania, a przede wszystkim takie miasta jak Filadelfia i Pittsburgh, choć w czasach największej popularności tego piwa, przypadającej na pierwszą połowę XIX wieku, warzono je w każdym liczącym się na rynku browarze, zwłaszcza we wschodnich stanach. W owym czasie amerykański porter eksportowano do Indii Zachodnich oraz Ameryki Południowej. Od połowy XIX stulecia, popularność porteru w USA zaczęła systematycznie się zmniejszać przede wszystkim ze względu na coraz większą popularność piw dolnej fermentacji, które przywędrowały do tego kraju wraz z niemieckimi imigrantami. Drugą przyczyną zepchnięcia tego rodzaju piwa na boczne tory okazała się prohibicja z lat 1919-1933. Gdy ją zniesiono, wielu z browarów działających przed 1919 rokiem już nie istniało, a te które wznowiły produkcję piwa, zaczęły skłaniać się ku jasnym piwom dolnej fermentacji. Markami porteru, które wróciły na rynek i obecne są na nim do dziś okazały się takie piwa jak „Yuengling’s Porter” z Pensylwanii czy „Narragansett Porter” z Nowej Anglii, czyli z ziem, gdzie przywiązanie do tego rodzaju piwa było największe w całych Stanach Zjednoczonych. Kilka dekad później, rozkwit piwowarstwa rzemieślniczego w USA sprawił, że wiele nowopowstałych browarów, takich jak: Sierra Nevada Brewing Co., Anchor Brewing, Rogue Ales, Stone Brewing Co., Alaskan Brewing Co., New Port Brewing Co., Founders Brewing Co., Deschutes Brewery i innych, skupiło swoją uwagę na piwach, których warzenia niejednokrotnie zaprzestano po zniesieniu prohibicji. Dzięki temu trendowi porter w Stanach Zjednoczonych ma się dziś o wiele lepiej niż w latach 40-tych i 50-tych XX wieku, kiedy jego przyszłość była bardzo niepewna. Chciałbym w tym miejscu wskazać na różnice pomiędzy porterem angielskim i amerykańskim, bowiem ten drugi dość mocno ewoluował w porównaniu do jego „wyspiarskiego” kuzyna. Zasyp tego piwa w pewnej części (do 30%), zgodnie z amerykańską tradycją, stanowiły dodatki niesłodowane takie jak: kukurydza, ryż, cukier trzcinowy, melasa, karmel. Poza tym, stosowano takie same słody jak w Wielkiej Brytanii. Sam zasyp ewoluował z uwagi na coraz lepsze techniki suszenia zesłodowanego ziarna. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w XIX wieku w Anglii mocno walczono z psuciem piwa poprzez dodawanie podczas jego produkcji surowców innych niż słody i chmiel, a w USA tak zastępowano braki surowcowe. W obecnych wersjach porteru dodatki niesłodowane z reguły nie są stosowane, z uwagi na chęć odcięcia się browarów rzemieślniczych od praktyk stosowanych przez duże koncerny piwowarskie American Porter był piwem z natury bardziej chmielonym od swojego angielskiego odpowiednika. Często stosowano także chmielenie na zimno. Dopiero po II wojnie światowej, zaczęto obniżać poziom goryczki do około 25-30 IBU. Tradycyjnie używano angielskich odmian. W drugiej połowie minionego stulecia nowopowstające browary rzemieślnicze chętnie zaczęły sięgać po nowofalowe odmiany chmielu. Obok chmielu, niejednokrotnie sięgano także po lukrecję dla poprawy smaku gotowego piwa. W przypadku porteru angielskiego zwraca się uwagę, że kluczowym elementem tego piwa powinien być balans pomiędzy subtelną palonością, słodyczą i nutami chmielowymi. Porter ma być z założenia lżejszy i łatwiejszy w odbiorze niż stout, w którym można sobie pozwolić na odrobinę ekstrawagancji. Porównując moc amerykańskiego i angielskiego porteru trzeba zaznaczyć, że z czasem w obydwu wariantach obniżono ekstrakt początkowy, przy czym w przypadku każdego z tych piw zadecydowały o tym nieco inne przyczyny. Pierwotnie w Anglii porter był piwem uważanym za mocne, jednak wzrost akcyzy, płaconej za ekstrakt początkowy brzeczki podstawowej spowodował stopniową jego redukcję (do 10-12 stopni Plato), a co za tym idzie, niższą zawartość alkoholu w gotowym piwie. W USA tego rodzaju problem nie występował i do momentu wprowadzenia prohibicji warzono portery o ekstrakcie wynoszącym od 12 do 17 stopni Plato. Po zakończeniu „Szlachetnego Eksperymentu” amerykańscy producenci porteru także zaczęli obniżać ekstrakt początkowy swoich piw i najczęściej plasował się on pomiędzy 12-15 stopni Plato. American Porter różnił się jeszcze jedną cechą. W przypadku angielskiego wariantu stosowano drożdże górnej fermentacji, które nie odfermenotwywały brzeczki głęboko. Amerykańska wersja jest o wiele wytrawniejsza, a poza tym stosowano tutaj drożdże zarówno górnej jak i dolnej fermentacji, co było pokłosiem dużego udziału niemieckich osadników w amerykańskim piwowarstwie. Ciekawą praktyką było także przemienianie jasnego lagera w porter, co w przeszłości czyniono przede wszystkim w Pensylwanii, a piwo takie określano mianem „Pensylvania Porter”. Rzecz polegała na tym, że warzono brzeczkę taką jak w przypadku jasnego lagera, po czym dodawano do niej specjalną substancję, którą nazywano „porterine”. Była to ciemna, gęsta ciecz, o konsystencji syropu, otrzymywana z ziarna kukurydzy, w której znajdowało się dużo cukrów niefermentowalnych dla drożdży piwowarskich. Dodatek tego składnika, nadawał jasnej brzeczce ciemne zabarwienie oraz pełniejszy smak. Porterine stosowano jako zamiennik ciemnych słodów z uwagi na ich ograniczoną dostępność w XIX wieku na terenie USA oraz jej niższy koszt w porównaniu z ceną tychże słodów, które niejednokrotnie sprowadzano z Wielkiej Brytanii. Na sam koniec warto dodać, że różnica między amerykańskim porterem i stoutem jest analogiczna jak z ich angielskimi kuzynami. Ten pierwszy z założenia powinien być mniej palony i posiadać niższą goryczkę. Fot.: edwin, Flickr, (CC BY 2.0) Bibliografia: Terry Foster: „Porter”, Brewers Association, 1992, Ben Jankowski: „American Porters: Marching To Revolutionary Drummers”, w: „Brewing Techniques”, wersja online tekstu dostępna tutaj, Roger Bergen: „Porters: Then And Now”, w: „Brewing Techniques”, September/October 1993, wersja online tekstu dostępna tutaj. Wyświetl pełny artykuł
  23. Dziś na warsztat bierzemy piwo grodziskie produkowane przez Fortunę we wskrzeszonym browarze w Grodzisku Wielkopolskim. Nie jest to premiera kolejnego, jakiegoś tam piwa, a raczej przywrócenie do życia kawału historii polskiego piwowarstwa, z którego powinniśmy być dumni. Zanim przejdziemy do degustacji powiedzmy, więc sobie kilka słów o słynnym grodziskim. Krótki rys historyczny Piwo grodziskie produkowane... Czytaj dalej Artykuł Piwo z Grodziska — powrót legendy pochodzi z serwisu BeerFreak.pl. Wyświetl pełny artykuł
  24. Degustacja piwa Sacrum Belgian IPA, uwarzonego przez Browar Perun przy współpracy z zespołem Behemoth. The post Perun & Behemoth – Sacrum appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  25. w sam raz na tak piękną pogodę W końcu skoro aktualna aura jest wręcz jesienna, to czemu nie dobrać się do typowo jesienno-zimowych piw. Zwłaszcza, że wróbelki wyćwierkały o fizycznej obecności czterech beczek tych cymesów w Warszawie i ich rychłym podłączeniu. Ale o tym więcej będzie jutro i to w formie wideo. Dzisiaj sprawdzimy jak czas wpłynął na dwa pancerniki z Modlniczki. Mr Hard’s Rocks Piana: Dość niska, ale za to o świetnej strukturze i bardzo trwała. Opada do cienkiej warstwy znacząc szkło. Brązowa. Barwa: Nieprzejrzysta krucza czerń. Zapach: Klasyka stylu, wszystko czego oczekuję po RISie – potężna słodowość, likier kawowy, wanilia, czekolada, amaretto. Idealna ilość estrów wzbogaca profil aromatyczny. Po ogrzaniu zaczynają pojawiać się orzechy włoskie. Smak: Dość niskie wysycenie. Pierwszy akord pełny, słodowy, lekko słodkawy. W drugim gra czekolada, kawa, amaretto, orzechy włoskie, estry, wanilia. Finisz palony, czekoladowy, z dobrze ukrytym alkoholem. Bardzo gładkie, zwodniczo pijalne. Potężne, wręcz oleiste. Alkohol wychodzi dopiero po przełknięciu, jest bardzo dobrze wpleciony w profil. Świetne, udane piwo klasy światowej. Mr. Hard Piana: Gorsza niż w przypadku RISa. Szybciej opada i zostawia mniejszą warstewkę. Barwa: Ciemny mahoń, bardzo ładnie się sklarowało, jest tylko delikatnie opalizujące. Zapach: Pełnia, słodowość, trochę nut karmelowych i melanoidowych. Estry owocowe, trochę wiśni, w tle delikatny alkohol. Obecne są również nuty chmielowe. Smak: Bardzo niskie wysycenie. Pierwszy akord słodowy, pełny, delikatnie szorstki. W drugim pojawiają się nuty chlebowe, karmelowe, estrowe (przede wszystkim brzoskwinie i morele) trochę słodkich wiśni. Finisz tostowy, lekko przypiekany z lekkim goryczkowym pazurem. Ciekawe, dość gładkie piwo, ale z lekkim pazurem. Bardzo dobry przykład barley wine. W związku z tematem beczek niepokoi mnie pijalność RISa Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.