Witam, wygląda na to że złapałem jakieś stworki w swoim browarze, ale nie do końca wiem co to za diabły. Może spotkaliście się kiedyś z czymś podobnym. Póki co wydaje mi się że są to dzikie drożdże a winny temu jest kranik/rurka do rozlewu/fermentor do rozlewu lub butelki które być może nie do końca się odkaziły. Niepokojące jest to że podobne objawy można zaobserwować w kilku poprzednio uwarzonych piwach, z tym że najnowsze ma już dość konkretne oznaki zakażenia. Nie wiem czy dodane zdjęcie będzie w jakikolwiek sposób czytelne, ale widać tam takie jakby paski jakiś stworzeń. Piwo po otwarciu pachnie tak jak po fermentacji, natomiast te butelki w których zakażenie widać mocno (osad na ściankach i pływające w całym piwie farfocle) mają tendencję do wyłażenia z butelki (gushing). Ogólnie tak jak wcześniej napisałem, piwa smakują i pachną w miarę poprawnie, ale zastanawia mnie czy wypicie takiego nie spowoduje jakiś konsekwencji zdrowotnych. Edit: Dodam jeszcze zdjęcie najbardziej zainfekowanej butelki, widać mniej więcej że w całym piwie unoszą się takie drobinki, które przylepiają się również do ścianek. Piwo jest po "cold crashu" i przez pierwszy tydzień refermentacji było bardzo klarowne. Drożdże to WLP005.