Wczoraj zacząłem warzyć z pełnym procesem technologicznym. Wcześniej zrobiłem filtrator, termometr znalazłem w mierniku uniwersalnym. Padło na IPA z BA o zakładanej wartości 14°Blg. Wyliczyłem, że na 4,7kg zasypu powinienem wlać prawie 17l wody. Wydało mi się to za dużo (a co z wysładzaniem?) i zagrzałem do 72°C 15 l wspomagając się troszkę czajnikiem elektrycznym. Wsypywałem spokojnie mieszając, ale grudek nie uniknąłem. Temp. spadła tak, iż musiałem troszkę podgrzać do 67. Przez godzinkę tylko troszkę podgrzewałem, mieszając co kilka minut. Wahania temperatury 66-67 67-69. Cały czas pokrywka zasłonięta. Kropelki wskaźnika jodowego potwierdziły czas na filtrowanie, chwila na 72°C, zapomniałem nagrzać do 76-78, a wcześniej dodać gipsu, który specjalnie kupiłem do tego piwa.
Przelałem rondelkiem do kadzi (fermentora), poczekałem 15 minut, pierwszą warstwę pływu (jakieś 4,5 l) zawróciłem z powrotem i płyn zaczął płynąć zdecydowanie klarowniejszy (czytać o tym, a potem widzieć w praktyce to naprawdę przyjemne, że coś wychodzi jak powinno). Niestety bezmyślnie założyłem, że wszystko przepuszczone przez młóto znajdzie się w garze. Miałem przez to przerwy na grzanie dodatkowej wody (potem już nie liczyłem, ale musiało to być kilkanaście litrów). Początkowo lałem na wierzch, gdy sobie przypomniałem o talerzyku (20 lat akwarium i zawsze na początku nalewam wodę podobnymi sposobami a tu zapomniałem). Początkowo się zamulał, ale ostatecznie bardzo dobrze spełnił swoją funkcję. Okazało się, że 16,5 l do zacierania byłoby ilością wcale niewygórowaną. Pozwoliłem sobie na początku na zmierzenie lepkości płynu lecącego z kranika: 16°Blg/20°C. Kontynuowałem do osiągnięcia 22 l w garze, 12,5°Blg. Kranik był otwarty tylko, tylko. Gdybym filtrował do fermentora, mógłbym od początku grzać, a tak to musiałem grzać ostateczne 22 litry. Cała procedura zajęła nowicjuszowi 130 minut.
Grzanie na kuchence gazowej szło topornie, pokrywka, dwa palniki. Marynka po 5 min gotowania (do woreczków muślinowych x2), Challenger po 35. Potem 15-20 minut mech i cztery minuty na koniec 10g Fuggles. Miało się gotować 65, przetrzymałem do 70 paru. Siateczki wycisnąłem łychą, chyba dobrze zadziałały, bo w brzeczce pływały tylko te białe elementy. Gotowało się na styk na 3 palnikach (1 mały), pokrywka raz 1/2 raz 2/3 zasłonięta, a temperatura 99-100°C. No niby się kotłowało ale bez bąbli i piany. Smak chyba ok, porównywalny z poprzednim brew-kitem. Na koniec chmielenia wyszło mi te 20 l.
Chłodziłem na dworze: wanienka, w niej gar z pokrywką stabilizowany ciężarkami, a pod garem wąż ogrodowy ze stale przepływającą lekko wodą (15-16°C ). Chłodziło się tak 45 minut, miłe zaskoczenie.
Drożdże us-56 przygotowane; szklanka gotowanej, chłodnej wody zmieszana z 10g ekstraktu, pół paczki us-56. No i teraz mały problem. Dekantowałem do fermentora głównego a tu 19 litrów 16°Blg. Myślę sobie, a co tam. Zagotowałem ze 3l, błyskawicznie schłodziłem uzupełniłem do ponad 20, a tu niespodzianka: 11,5-12°Blg. Znów szklanka wrzątku z ekstraktem wsypanym na oko, schłodzonym. Wlane bez mieszania już po drożdżach. Próbka uzyskała 15°Blg.
Teraz wiem, że nie można naginać objętości. Nawet 0,5-1 l powoduje znaczne różnice gęstości. Uratowało mnie opakowanie suchego jasnego ekstraktu, po tym wszystkim nie mogłem sobie znów pozwolić na rozwodnione piwo, tym bardziej IPA. Warto mieć również zapas przegotowanej wody.
Rano ujrzałem pianę, nie jest bardzo duża, ale nie tak mała jak poprzednio. na dnie widoczny biały osad (wygląda jak gęstwa po tygodniu). Chyba przydałaby się jakaś lekka filtracja. Na ściankach chyba bąble gazu. Temperatura w piwnicy 18-19°C.
Wszystko zajęło mi nieco ponad 8 godzin. Nie zniechęciło mnie to wcale, takie są początki.
W kartonie czeka alt, planowałem go zrobić tydzień przez zakończeniem cichej IPA, ale poczekam jednak na temperaturę ok 10°C.