Dzisiaj niepotrzebnie przyznałem się na obiedzie u przyszłej teściowej, że robię piwo. Wpadła w szał, że jej córka za bimbrownika i alkoholika nie wyjdzie i kazała mi się wynosić. Aż mnie zatkało. Pewnie jej przejdzie, ale nie było to przyjemne. Gdyby wiedziała ile piw jej córka potrafi wypić, to chyba rąbnęłaby na zawał. Teść oczywiście nic się nie odezwał, a sam lubi piwo, chociaż na razie jest na etapie Kasztelana niepasteryzowanego. Zastanawiam się czy to jakiś wyjątek, czy każdego piwowara domowego czekają takie "przygody". Tacy ludzie chyba nie rozumieją, że pędzenie bimbru i robienie piwa to nie to samo i może stąd takie histerie.