-
Postów
8 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
O admund
- Urodziny 1988.03.03
Piwowarstwo
-
Nazwa browaru
Browar Domowy Brzydki Jaszczur
-
Liczba warek
12
-
Miasto
Kraków
Kontakt
-
Imię
Adrian
-
Strona www
http://browardomowybrzydkijaszczur.wordpress.com
Ostatnie wizyty
647 wyświetleń profilu
Osiągnięcia admund
-
podbitka, bo wrzucony post do Warki #10 https://www.piwo.org/forums/topic/29516-browar-domowy-brzydki-jaszczur/?tab=comments#comment-515328
-
@zzwierzak1 dzieki za opinie, postaram sie zeby bylo warto czytac
-
Hej @Fatal No przygody sa fajne przy warzeniu dlatego mysle, ze warto je opisywac (a nie suche fakty, tylko zasyp, harmonogram zacierania i chmielenia), zeby kolejne pokolenia piwowarow byly lepiej przygotowane na problemy, ktore na 100% wystapia Ja wlasnie zakupilem kociol i zrboilem #13 i #14 warke juz z prawilnym zacieraniem. Wiec nastepne posty beda o tym Stay tuned!
-
Link: https://browardomowybrzydkijaszczur.wordpress.com/2020/03/01/warka12/ Warka #12 - Vanilla Milkshake IPA Drugim z trzech palnowanych hamerykańców jest IPA, ale z dodatkami. Żeby Milkashaka można było nazwać Milkshakiem to powinnien mieć dodatek owoców, ale Brzydki Jaszczur jest jak Koleś Git, sami wiecie co robi z zasadami i przeważnie nie jest frajerem. Przepis słody: 1,7l płynny Ekstrakt Jasny – WES 0,13 kg słód CaraHell – Weyermann 0,11 kg płatki pszenne 0,1 kg płatki owsiane 0,35 kg słód Pilzner - Weyermann drożdze: płynne FM 52 Amerykański Sen – gęstwa – 180ml (12 łyżek) chmiel: 20g Amarillo – na goryczkę – 60min – 8,9% alfa 10g Amarillo – na aromat – 4min – 8,9% alfa 20g Citra – na aromat – 4min – 12,8% alfa 20g Ekuanot – na aromat – 60min – 13,3% alfa 20g Amarillo – na zimno – 3dni – 8,9% alfa 30g Citra – na zimno – 3dni – 12,8% alfa 30g Ekuanot – na zimno – 3dni – 13,3% alfa dodatki: 400g laktoza - na rozlew 100ml wanilia macerowana w whisky - na rozlew oczekiwany efekt: gorzka, owocowa IPA ze słodką laktozową kontrą w tle nutki wanilii Przedwarzenie Tym razem nie musiałem robić startera, bo będę miał już drożdże, i to w najlepszej postaci, czyli gęstwie, z warki #11. Ale coś do przygotowania było, a mianowicie wanilia. Kupiłem (a tak naprawdę to moja Jaszczureczka kochana zamówiła) kilka lasek wanili, na bogato, nie żodyn ekstrakt czy inne marne substytutki. Dłuższą chwilę, zastanawiałem się ile mam ich użyć. Kilka osób pisało w internetach, że jedna laska na 20l i nic więcej nie było czuć, tylko wanilia. Ale dawać pół? To jak pół litra na dwóch, szkoda siadać... Użyłem całej, nie odważyłem się na więcej. Ale jak tego użyłem? Tutaj też jest dobry motyw, bo do macerowania (mądre słowo oznaczające "zalać, odstawić i poczekać") jej użyłem 22-letniej whisky. Skąd taki zacny trunek u mnie w pieczarze, zapytacie? Poprostu była to 12 letnia whisky Chivas Cośtam-cośtam (ok. 100-120zl za 0,7l), która przeleżała 10 lat w barku u mojej mamy, którą w tym momencie bardzo serdecznie pozdrawiam (nie whisky pozdrawiam, tylko mamę moją) Zrobiłem to jakieś 4 tyg przed użyciem tejże wanili. Warzenie Zapowiadał się bardzo pracowity dzień, gdyż musiałem wykazać się nie lada sprytem, zorganizowaniem i rzutkością umysłu. Razem z moim jednodniowym pomocnikiem mieliśmy do ogarnięcia aż trzy zadania! 1. Zająć się Jaszczurczym bombelkiem. 2. Skopać sztuczno inteligentne istoty w jedną z najlepszych gier komputerowych ever, czyli Heroes3. 3. Uwarzyć piwo!!! A to nie było byle jakie warzenie, bo pierwsze moje z częściowym zacieraniem z prawdziwego zdarzenia! Usiądź młody pikinierze, centaurze, goblinie, troglodyto, chochliku, gremlinie, gnolu, szkielecie lub nimfo (bo z dodatkiem) i posłuchaj... Zacząłem od podgrzania ok 3 litrów wody do ok 70 stopni. Tym razem już nie szalałem z jej ilością, tylko wziąłem lekko ponad 3,5l razy waga całego zasypu. A poszło tam to: 130g CaraHell, 110g płatków pszennych, 100g płatków owsianych i na to wszystko 350g słodu pilzneńskiego. Gdzieś wyczytałem, że powinny być mniej więcej tyle samo słodów enzymatycznych co bez enzymów, żeby enzymy dały radę. Później sobie pomyślałem, że i tak dupa zbita będzie z piany, bo mam dodać tłustej wanilli, a tłuszcz zabija pianę. Może chociaż trochę pełni doda ten dodatkowy zasyp. Stick to the plan - jak mówią amerykanie warzący APA. Wszystko zacierałem "na lenia", czyli jednotemperaturowo, ok 70 stopni przez 1h. Nie miałem jodowego wskaźnika skrobi, więc nie mam pojecia czy przerobiłem całą skrobię na cukry prostsze. Jak się to robi, opiszę jak będę to robił. Może kiedyś Teraz full profeska filtrowanko z użyciem zaawansowanej technologi rodem z NASA, czyli sracz-wężyk. Wężyk podłączyłem pod kranik w fermentorze z dziurą, ułożyłem go na dnie, żeby jak najwiecej płynu zbierał i przewaliłem cały zacier z gara do tego fermentora. Poczekałem, aż się trochę ułoży i spuściłem pierwszy filtrat i wlałem go spowrotem, bo był bardzo mętny. Podgrzałem około 5l wody z butli do 70 stopni (i tyle starałem się utrzymywać) i zacząłem wysładzanie. Czyli położyłem płaski talerz na młócie (ubitej warstwie słodów na dnie fermentora) i na niego lałem podgrzaną wodę, tak mniej więcej po 1,5l. Wlewam dwa litry, powoli to schodziło, i jak już poziom wody zaczynał się zbliżać do młóta, wlewałem kolejne 1,5 litra. Nie sprawdzałem na bieżąco z jakim Blg mi leci brzeczka przednia (tak się nazywa to co się wysładza, brzeczka "nie przednia" jest po gotowaniu). Jeden rabin mówi, żeby wysładzać do 1-2 Blg, inny, że do 4 Blg. Ja klasycznie olałem sprawę i poprostu przelałem tyle wody, żeby przed gotowaniem mieć 8l, bo więcej mi się w garze nie zmieści jak dodam jeszcze puchę ekstraktu. Więc równie dobrze mogłem przelać za mało (nic złego), jak i za dużo (taniny i garbniki, czyli cierpkość i gorzkość). Nie ma co się rozwodzić narazie za bardzo, bo przy takim częściowym zacieraniu nie ma co patrzeć na wydajność (stosunek wyciągniętego Blg z całości zasypu, mniej więcej). Kolejny krok, to gotowanie. Tutaj już standardowo, podgrzewam do "prawie" wrzenia i rozpuszczam puchę z ekstraktem, ostro mieszając. Schemat chmielenia taki sam jak w warce #11, czyli zaczynam od 20g Amraillo 8,9% alpha na 60min w hop spiderze. I tak sobię bulgocze radośnie do 56min gotowania gdzie dorzucam jeszcze 10g Amarillo, 20g Citry 12,8% oraz 20g Ekuanota 13,3%. Co który chmiel miał wnieść, możecie sprawdzić w poprzednim poście. Drożdże Następnie klasycznie schładzanie w zlewie, do 30 kilku stopni i na balkon jeszcze na jakiś czas. Kiedy brzeczka chłodziła się na balkonie, ja wziąłem się za przelanie warki #11 na cichą, żeby mieć najświeższą gęstwe z możliwych do uzyskania. Normalnie drożdże ledwo kończą jedną imprezę, zmieniają koszulę, prasują spodnie w kancik i wjeżdżają na kolejną! Takie to pożyją... Krótko, bo krótko, ale za to jak intensywnie. Więc tak naprawdę, zaraz po zebraniu gęstwy, brzeczka była już w około 22-23 stopniach i można było ją zadawać. Gęstwa była z FM52 Amerykański Sen. Ile jej było, to nawet nie wiem, bo nie mam podziałki w słoiku, a zresztą kogo to obchodzi? A może powinno? Dobra, jednak sobie zapisałem, dodałem 12 łyżek, ok 180ml. Przed samym dodaniem sprawdzenie cukru na aerometrze 10,5 Blg, na refraktometrze 12 Blg więcej = lepiej, wiadomo. Jeszcze tylko napowietrzyć brzeczke ostrym trzepankiem, wlewamy drożdże i do piwnicy. Fermentacja Zacząłem standardowo 16-17 stopni. Na ruszenie fermentacji nie musiałem długo czekać, mniej niż 24h, bo jak już mówiłem drożdże były świeżutkie i gotowe do pracy, jak radziecki robotnik z uśmiechem na ustach gotowy walić młotem ku chwale Związku. Później kontroluję temperaturę, na tyle na ile pozwala mi moja technologia, czyli staram się wymieniać jeden wkład codziennie. Po czterech dniach piana się rozeszła i sytuacja się ustabilizowała na mniej więcej 17 stopniach, no to zostawiłem piwesio na kilkanaście dni. Później przeniosłem do domu, bo miałem przelewać na cichą, tam temperatura podniosła się do 23. Przelać na cichą udało mi się dopiero na drugi dzień, bo "życie" mi pokrzyżowało plany. Łącznie piwo poleżało na burzliwej 20 dni. Przelewałem znowu na dwa razy, bo źle sobie "obliczyłem" kiedy mam zlać do fermentora z kranikiem (chyba powiennien dokupić jeszcze jeden fermentor), więc piwo złapało więcej tlenu niż powinno - błąd. Magiczne przyrządy pokazały 3 Blg, czyli około 5% alko. Not great, not terrible. Oczywiście spróbowałem, w zapachu nic ciekawego, w smaku trochę szlachetnej goryczki. W sumie chyba muszę przestać to robić. Tzn, wiadomo, że próbkę z aerometru trzeba wypić, no bo przecież nie wyleję. Ale nie powinnienem jej oceniać, analizować, tam jeszcze bardzo dużo się zmieni. Jak widać na załączonym obrazku, piwerko poleciało na kolejne 21 dni do piwnicy. Trzy dni przed planowanym rozlewam, zabrałem ferementor do domu i zasypałem srogo chmielem. Amarillo 20g, Equanot 30g i Citra 30g, dokładnie tak samo jak warkę #11. Z chmielem posiedziało już w domu, w oczekiwaniu na rozlew. Rozlew Tym razem nawięcej podziało się właśnie tutaj. Po Pierwsze laktoza, nie dodałem jej w trakcie gotowania, tak jak przy piernikowym (warka #8), ale dopiero na cichej. Plusy są takie, że można dodać trochę, sprawdzić słodkość po dniu czy dwóch i np. dodać więcej (bo odjąć to się już raczej nie da). Oczywiście ja z tego nie skorzytałem, bo nie mam czasu na takie jajca, a też jeszcze nie umiem stwierdzić na tak wczesnym etapie czy jest dobrze czy nie dobrze. Więc poprostu dodałem tyle ile planowałem, a zaplanowałem 400g. Rozpuściłem to w prawie 1l wody. Dodatkowo do refermentacji dodałem 73g glukozy, które rozpuściłem w kolejnym prawie 0,5l wody. Co mi nie dość, że rozczeńczyło piwo (nie liczę różnicy w % po takim zabiegu, wolę, żyć w błogiej nieświadomości, że nadal mam 5%), to jeszcze zwiększyło mi jego objętość, co niby nie jestem minusem, ale, zawesze jakieś ale... i to nie pale ale, chociaż trochę tak. Biorąc pod uwagę praktycznie (nie licząc dodatków) taką samą warkę #11, przygotowałem sobie 20 butelek. Tylko, że dolewając te wszystkie cuda, wyszło mi prawie 12l piwa do rozlania. No i jak to teraz zmieścić w 20 butelekach? Będzie cieżko... Zacząłem od rozpuszczenia laktozy, która to po rozpuszczeniu wygląda jak siki, mało apetycznie, zresztą smakuje też bez szału. Do tego dolałem przygotowany wcześniej macerat na bazie whisky z laską wanilli, 1/4 słoiczka, czyli tak na oko gdzieś z 50-100ml. W sumie to chyba nie jest ważne, bo liczy się ile było wanilli, a nie w jakiej ilości whisky to się kisiło. Na ten "podkład" przefiltrowałem przez hopspidera całe piwesio, żeby pozbyć się chmielu z cichej. Przed zlaniem na lakozę było nadal 3 Blg, czyli tak jak po burzliwej, na cichej drożdże miały spanko, a nie jedzonko. Po dolaniu pokazało 1,5 więcej, może być całkiem słodko. Zaczynam rozlewać to do butelek. Trochę piwa poszło na sprawdzenie Blg, ale to nadal za mało. Powoli kończą mi się butelki, trzeba zacząć myśleć nad alternatywą. Zawsze mógłbym skoczyć do piwnicy po kilka butelek więcej, ale moje lenistwo nie pozwala na takie szalone rzeczy. Więc nalewam sobie radośnie rozglądając się po kuchni i szukam olśniania, aż tu nagle! Tak, jest, oto ona, moja wybawczyni... butelka po passacie pomidorowej!!! 0,7l pustej przestrzeni butelkowej, która bardzo chętnie przyjmie w swoje skromne progi, ten o to zacny trunek, który jest właśnie rozlewany. Czasami mój geniusz mnie zaskakuje, ale zdecydowanie częściej wręcz przeciwnie - rozczarowuje. Koniec końców rozlałem 20 półlitrowych butelek plus jedną butlekę 0,7l po passacie pomidorowej. Resztę, czyli jeszcze jakieś ponad pół litra bestialko wychlałem Później się trochę zacząłem martwić, czy aby napewno butelka po passacie i jej nakrętka poradzą sobie przy rosnącym ciśnieniu na refermentacji. Ale jako odpowiedzialny jaszczur stwierdziłem, że jak jebnie to jebnie, po co drążyć temat? Wszsytko poleciało do piwnicy na refermentację, a ja już przebieram nóżkami kiedy będę mógł tego spróbować. Degustacja #1 Dzień degustacji: 2020-03-16 Dni od rozlewy: 22 Opi stylu: https://pspd.org.pl/wp-content/uploads/Milkshake-IPA_Jan_Gadomski-2.pdf Aromat (8/14) chmielowo (++) owocowo od chmielu (++) lekko słodko od laktozy (+) słodowość niska (+) brak wanilli (-) Wygląd (3/6) nieprzejrzyste (+) kolor amber, mógłby być taki nawet, ale od owoców (+/-) piana wysoka, szybko opada (-) Smak (12/18) lekko słodkie z chmielową, gorzką kontrą, dobry stosunek laktozy do chmielu (++) owocowość z chmielu, nie ma z owoców, bo ich nie było (+/-) kwaskowości brak (+) słodowość niska (+) Goryczka (4/6) jest gorzko, może delikatnie za bardzo (+) słodycz z laktozy kontruje (+) goryczka trochę za długa i lekko zalegająca (-) Odczucie w ustach (5/6) gładkie, kremowe, pijalne (++) nagazowanie średnie (+) alkohol niewyczuwalny (+) Wrażenia ogólne (32/50) minimalnie za długa goryczka słodycz od laktozy praktycznie idealna zero wanilli zero owoców, bo nie było ogólnie dobre i pijalne, jestem zadowolony Podsumowanie Co poszło źle? dużo dodatkowej wody po rozpuszczeniu laktozy za mało przygotowanych butelek Co poszło dobrze? dobry balans pomiędzy słodyczą z laktozy a goryczką z chmieli dobre, pijalne piwo Co można zrobić lepiej? dodać więcej wanili może jednak jakiś owoc następnym razem?
-
admund zmienił(a) swoje zdjęcie profilowe
-
Link: https://browardomowybrzydkijaszczur.wordpress.com/2020/02/24/warka11/ Warka #11 - American IPA Tym o to piwem zaczynam planowany mały tryptyk hamerykański. Na początek klasycznie - American IPA. Trochę, żeby sprawdzić jak te i ta ilość chmieli dają radę, trochę, żeby rozkręcić drożdże na coś ciekawszego. Ale czy plan się powiedzie? O tym dowiecie się z kolejnego odcinka "Warzonka z Jaszczurem". Przepis słody: 1,7l płynny Ekstrakt Jasny - WES 0,15 kg CaraHell - Weyermann drożdze: płynne FM 52 Amerukański Sen - starter - 600ml chmiel: 20g Amarillo - na goryczkę - 60min - 8,9% alfa 10g Amarillo - na aromat - 4min - 8,9% alfa 20g Citra - na aromat - 4min - 12,8% alfa 20g Ekuanot - na aromat - 60min - 13,3% alfa 20g Amarillo - na zimno - 3dni - 8,9% alfa 30g Citra - na zimno - 3dni - 12,8% alfa 30g Ekuanot - na zimno - 3dni - 13,3% alfa dodatki: brak oczekiwany efekt: gorzko jak na amerykańca przystało owocowo jak na IPA przystało Przedwarzenie Przygodę z tą warką ropocząłem w sobotę rano, od nastawienia startera drożdżowego. Od razu wziąłem największy słój jaki znalazłem w domu (czy tam w pieczarze, bo jaszczury mieszkają w pieczarach nie?), żeby łatwo można było nim kręcić. Chciałbym mieć mieszadło magnetyczne, ale niechce go kupować, a brakuje mi czasu, że je samemu zrobić. Muszę się zmobilizować. A co do startera, to standardowo 100g ekstraktu zagotowane w 600ml wody. Następnie schłodzone, godzinkę odleżane w temeraturze pokojowe, tak samo jak fiolka z grzybkami. Tutaj mała niespodzianka, standardowo potrzepałem fiolką, żeby się wszystko odkleiło od ścianek. Otwieram, a tu jeb jak szampan w sylwestra, wypływa jak szalone! Ostatnio tak nie było... Może za bardzo się zagrzały, było im gorąco i dlatego zaczeły wychodzić? A może tak się zadarza tylko ostatnio miałem farta? Internety na ten temat milczo. Będę musiał uważać na to następnym razem. Wracając. Wierszem tera! Drożdże dodane, słojem zamieszane, w kącik odstawione, będą zadowolone. Znowu się zapomniałem i natleniłem starterową brzeczkę po dodaniu drożdży zamiast przed. Czy to robi jakąś większą różnice? Podejrzewam, że nie. Starter przeleżał tak dwa dni, co jakiś czas go mieszałem. I tym razem drożdże nie wystartowały jeszcze w starterze. Były momenty, że już prawie, prawie, robiło się trochę ślicznej piany, ale jednak po chwili opadała i dalej spokój. Tyle z przygotowań, zaczynamy warzonko. Warzenie Plan był ambitny, ale jak zwykle coś tam nie do końca odpowiednio zaplanowałem. Przede wszystkim chciałem popracować nad lepszą i trwalszą pianą, IPA jest idealnym kandydatem. Dodatkowo chciałem dodać trochę "ciała" do tego piwa. Wg mądrych Panów, IPA powinna mieć pełnię od średnioniskiej do średniej, więc też można spróbować ją lekko podbić. Plan był, żeby użyć płatków pszennych, płatków owsianych i słodu CaraHell, wszystko to teoretycznie daje te dwa oczekiwane efekty, ale... Po pierwsze primo - nie zamówiłe, sobie płatków pszennych razem z resztą składników, bo myślełem, że kupię na lajcie w kerfie, okazuje się jednak, że nie. Były płatki owsiane, żytnie, orkiszowe, ryżowe i jakaś mieszanka, ale pszennych nie. Kupiłem żytnie. Po drugie primo - w domu miałem płatki owsiane górskie, a nie błyskawiczne. Górskie trzeba "kleikować" czyli rozmaczać przed robotą pare godzin, błyskawiczne można walić od razu. Nie miałem kilku godzin na moczenie. Po trzecie primo, ultimo - najważniejsze, nie ogarnałem, że CaraHell nie jest aktywny enzymatycznie, co to znaczy? Tyle, że nie ma enzymów potrzebnych do rozłożenia skrobi na cukry proste, które później wcinają sobie drożdże. No i dlatego postanowiłem, że tym razem odpuszczę sobie płatki i użyję tylko CaraHell'a, na takiej samej zasadzie jak w poprzedniej warce, czyli pseudo-zacieranie w jednej temperaturze. Nie wiem czy da to planowane efekty, zobaczymy. Jak postanowiłem tak zrobiłem! Najpierw zacieranie 150g CaraHell przez godzinę w ok. 70 stopniach w 2l wody z butli. Też trochę bez sensu to, bo stosunek wody do słodu powiennien być gdzieś 3-3,5l wody na 1kg, więc w tym wypdku 0,5l wody by w zupełności wystarczyło. Po pseudo-zacieraniu (bo bez enzymów tak tak trochę mało zacieranie), przefiltrowałem młóto na zwykłym, kuchennym sitku, bo nie było tego dużo. Wydaje mi się, że wyszło nie najlepiej, bo dziury w sitku całkem spore i trochę farfocli przeleciało do brzeczki. Trzeba koniecznie kupić profesjonalny sracz-wężyk do filtrowania, bo jak będzie tego więcej (słody i płatki), to w taki sposób ni hu hu to nie pójdzie. Dolałem koleje 3l wody z butli i zacząłem gotowanie. Rozpuściłem 1,7l płynnego ekstraktu, tym razem polski WES, a nie czeski Bruntal. Nie zauważyłem praktycznie żadnej różnicy, efekt końcowy też ciężko będzie porównać, bo to moja pierwsza IPA, więc jeszcze nie ma z czym. Ślicznie się rozpuścił, podgrzełem do wrzenia i zaczynamy to co w ipce najważniejsze (oprócz fermentacji oczywiście) czyli chmielenie! Na początek w moim nowiutki, nie śmiganym hop spiderze, ląduje 20g Amarillo na 60min na goryczkę. Alfa kwasów w nim konkretnie, bo 8,9% więc powinno być gorzko. No i standardowo 56min nic się nie dzieje, w garze bulgocze (bardziej niż ostatnio, bo wyczytałem albo wysłuchałem, że jak lepiej bulgocze to jest szansa na lepszą pianę) bulgu-bulgu, a ja myju-myju przygotowuję fermentor, ogólnie nudy. 4min do końca gotowania i wrzucam chmiel na aromat. Idzie tego trochę, bo musi, gdzie jak nie do ipki? A więc tak, na początek jeszcze troszeczku Amarillo 10g -owoce, głównie tropikalne, później Citra 20g - głównie cytrusy, uzupełnione Ekuanot 20g - jeszcze więcej owoców tropikalnych, cytrusów, ale też jabłko, papaya i zielony pieprz, przynajmniej (nie mylić z "bynajmniej") tak piszą w opisie tego chmielu. Drożdże Jako, że tym razem zacząłem warzenie wcześnie rano, to wieczorem już brzeczka była w odpowiedniej temperaturze do zadania drożdży, a wieczór przeciągnął mi się do poźnego wieczoram (jak dla starych ludzi, znaczy się jaszczurów) czyli zadałem drożdże około 21. Poprostu wylałem cały starter do fermentora. Na aeormetrze pokazało 9 Blg, na moim nówka-sztuka-nie-śmiganym refraktometrze 10 Blg, biorę więcej i zapisuję. Ze starterem wyszło 12l. No to myk do piwnicy, do lekko wyziębionej lodówki i zaczynamy najważniejszy element. Fermentacja Na wystartowanie piany czekałem tylko ok. 18h, więc całkiem przyzwoicie. W zimie jak to w zimie, przeważnie jest zimno. To i wkładów w lodówce nie trzeba za często wymieniać. Jak jest w piwnicy 19 stopni, to nie wiele trzeba, żeby zbić do 16, a dokładniej to 1 wkład na dwa dni praktycznie załatwiał sprawę. Piana utrzymywała się, aż 6 dni, co wydaje mi się całkiem długo. Może dlatego, że właśnie co dwa dni zbijałem temperaturkę, co widać ślicznie na wykresie. Później już puściłem drożdże wolno, ale zastanawiałem się czy przypadkiem ich nie wymroziłem za bardzo i czy nie odfermentowały za mało. Się okaże później, tylko cierpliwość nas może ocalić. Po 13 dniach przelałem na cichą. Na cichej stabilne waruneczki, bo zimna zima nadal mocno, czyli 19 stopni w piwnicy i 20 na fermentorze. Już nawet nie bardzo mi się tam chciało chodzić, bo nic się nie zmieniało. Ciekawe czy piwerku było smutno?Po 17 dniach na cichej (bardziej z braku czasu, niż z trzymania się jakiegoś planu) wrzuciłem resztę chmielu na zimno, w sumie było tego 80g, całkiem sporawo, spodziewam się fajnych efektów. Popływał sobie chmiel w złocistym trunku 3 dni i kolejnym krokiem, nowością w moim browarze, był cold crash. Cold crash, czyli potężne schłodzenie piwa przed rozlewem, żeby poprawić klarowność, żeby wszystki mętne męty opadły na dno i nie dostało się do butelek. Plan był, żeby zrobić to na balkonie. Cold crash, a nie to o czym pomyślałeś świntuszku. Oczywiście jak zwykle wszystko przeciwko mnie. Przez cały tydzień było maksymalnie od 2 do 0 stopni w nocy, czyli idealnie, a w nocy z piątku na sobotę JEB -7... Pół dnia się zastanawiałem co z tym zrobić i stwierdziłem, że poczekam do jutra rana, wystawię fermetnor na balkon jak temperatura wzrośnie powyżej zera, a później pomyślimy. No i wymyśliłem (oczywiście nie sam tylko mi ludzie z internetów podpowiedzieli), że na noc owinę formentor kocem i zostawię dalej na balkonie, może nie zamarznie. Rozlew No i nie zamarzło. A nawet dalekie było od tego, bo jak rano (o 11) ogarnąłem sobie kuchnie, butelki i fermentory, to po zabraniu piwa z balkonu, na fermentorowym termometrze było 8 stopni, czyli jeszcze ho ho dłużej mogło tam postać. Co do fermentorów, to znowu sobie tak wymanewrowałem, że musiałem przelewać dwa razy, bo z kranikiem mam tylko jeden. Eh gupi ja. Taką jeszcze ciekawą obserwacje poczyniłem, w sumie to powinno być oczywiste, ale chyba nie zawsze oczywiste oczywistości są takie oczywiste. Jak przy przelewaniu zaciągniesz z rury mocniej to piwo leci szybciej. Ja tym razem zaciągnąłem leciutko i stałem jak ten dzban, pusty w środku, przy fermentorach, które bardzo powoli zmieniały swój stan napełnienia na przeciwny. Co do samego cold crasha, to coś tam jakby lepiej z klarownością, ale bez spektakularnych efektów. Zobaczymy jeszcze jak to będzie wyglądać po nagazowaniu. Do refermentacji użyłem 74g glukozy, planowany poziom nasycenia ok. 2,5. Nie za dużo, nie za mało, w punkt ma być! Blg zmierzyłem dopiero po przelaniu piwa do fermentora z rozpuszczoną glukozą, powinnienem to zrobić wcześniej. Aerometr pokazał 3, minus glukoza gdzieś z pół, jako jednoosobowa komisja ustalam, że jest 2,5blg czyli 4 z hakiem % alko. Poprzednie rozlewy wyglądały tak, że najpierw płukałem butelki z kurzu, itp, a później trzepałem w nich StarSan albo OXI. Tym razem z braku czasu i narastającego lenistwa, odpuściłem płukanie i przeszdłem od razu do StarSanu. Mam nadzieje, że nie będzie z tego problemików. Napełniłem 19 butelek, a ostanie pół butelki spiłem sobie radośnie. Jak narazie jest gorzki i są owoce, jest niezle. Jak się ładnie nagazuje to może być bardzo dobrze. Pierwsza nieoficjalna degustacja będzie po tygodniu, oficjalna pewnie po dwóch i zamieszczę ją tutaj. Stay tuned! Degustacja #1 Dzień degustacji: 2020-02-23 Dni od rozlewy: 14 Opi stylu: http://kompendiumpiwa.pl/american-ipa/ Aromat (9/14) Chmielowo (++) owoce cytrusowe bardzo mało (-) słodowość w tle (+) Wygląd (2/6) Bardziej brown niż pale (-) mętne, ale nie błotniste (-) piana biała, drobna, niska, ale trwała (+) Smak (16/18) Nuty chmielowe (++) słodowość niska (+) finish wytrawny, średniodługi, chmielowy (+) Goryczka (5/6) Wysoka goryczka (+) nie gryząca (+) długo utrzymuje się w ustach (+) Odczucie w ustach (5/6) Pelnia niska (+) gładka tekstura (+) wysycenie średnie (+) brak tanin (+) Wrażenia ogólne (37/50) Przydałby się więcej owocoów cytrusowych w aromacie i smaku wygląd do poprawy tak, to reszta chyba spoko piwo dobre ale nie urywa Podsumowanie Co poszło źle? brak słodu z ezymami do zacierania zacieranie w zadużej ilości wody filtrowanie na sitku gdzieś mi się po drodze te całe owece rozeszły, został tylko aromat chmielu Co poszło dobrze? hop spider to cudowna rzecz polecam każdemu piana jakby trochę lepiej Co można zrobić lepiej? zrobić poprawne zacieranko ze słodem z enzymami cold crash zrobić dłużej niż jedną noc, bo nie wiele to pomogło tym razem poprawiać pianę, wincyj płatków i pszenicy! może użyć witaminy C na utlenienie i rozjaśnienie koloru?
-
Link: https://browardomowybrzydkijaszczur.wordpress.com/2020/04/23/warka10/ Warka #10 - RIS Jak szczupak jest królem rzek, a lew jest królem dżungli, tak RIS jest królem piwa i nawet z tym nie handlujcie. Jakby ktoś nie wiedział to RIS to jest Russian Imperial Stout. Kolejny krok na mojej karierze do zostania najlepszym piwowarem wszechczasów to "częściowe zacieranie". W skrócie słody podstawowe biorę z ekstraktów i dodaje słody specjalne, które najpierw zacieram osobno. Przepis słody: 1,7l płynny ekstrakt Pale Ale - Bruntal 1,7l płynny ekstrakt ciemny - Bruntal 0,1 kg jeczmień palony - Viking Malt 0,1 kg czekoladowy pszeniczny - Weyermann 0,1 kg Carafa Special III - Weyermann drożdze: płynne FM 13 Irlandzkie Ciemności - gęstwa - 17 dniowa chmiel: 30g Iunga na goryczkę - 60min - 9,5% alfa dodatki: brak oczekiwany efekt: RIS z krwi i kości, palony i czekoladowy pierwsze podejście, więc bez większych oczekiwań Warzenie Nauczony poprzednimi błędami, tym razem zakupiłem 10l wody butelkowanej, żeby mieć do gotowania i do dolania na koniec. Oczywiście nie może być kolorowo, czyli i tak to było mało. Nie przez jakieś nieprzewidziane i niestworzone rzeczy, tylko zawiodła podstawowa matematyka, bo jak chce się mieć 10l piwa, a gdzieś z półtora wyparuje przy gotowaniu, a i jeszcze jakieś straty przy drożdżach, ew chmieleniu na zimno, to jakby nie patrzeć 10l nie wystarczy. 10l wody =/= 10l piwa, proste. Mój pierwszy "partial mash", więc przygotowałm się do niego teoretycznie. Pooglądałem jutuba, poczytałem fora, miałem też instrukcje ze sklepu, w którym kupowałem surowce. No ale oczywiście zrobiłem jeszcze inaczej, w końcu lata doświadcznie, hektolitry uwarzonych i wypitych piw, bla bla bla. Jak już zje... popsuć to najlepiej po swojemu A zrobiłem to tak. Najpierw zagotowałem ok 5 litrów wody i włozyłem do niej jęczmień prażony w siatecznce muślinowej. Pogotowałem to 20 min, wyciągnołem. Następnie wyłączając palniki i dolewając trochę wody (tak do 7 litrów prawie) schłodziłe to do maginczych 66 stopni. Dlaczego magicznych? Bo jest to mniej więcej pomiędzy 62, a 72 stopnie. Aha, no tak, wiadomo, pozdro dla kumatych, proste. Czyli klasyczny Kodeusz "wszystko wiem, będę pytał". Dobra na szybko, zacieranie polega na utrzymywaniu "magicznego wywaru" (słodu z wodą) w odpowiedniej temperaturze przez odpowiedni czas, żeby mogłby podziałać odpowiednie enzymy i odpowiednio zrobić rzeczy za które odpowiadają. A 66 stopni jest mniej więc w środku (62-72) zakresu tzw. "przerwy scukrzającej", czyli takiej w której ze słodów wydobywają się cukry, które będę jadły drożdże. Robią się też takie, których nie będą jadły, ale tutaj nie ma to za bardzo znaczenia. Bo słody palone, których używam nie mają już w sobie enzymów potrzebnych do "wydobycia" tych cukrów ze słodów. To pseudo zacieranie robi się po to, żeby wydobyć z nich kolor, smak i aromat. Wracając do tematu, po schłodzeniu do 66 stopni, wkładam znowu w woreczku muślinowy słód Czekoladowy Pszeniczny i Carafe III, i moczę tak 40min. Po tym czasie wyciągamy już "wydojone" słody specjalne i wlewamy podstawowe drożdżo-jedzonko w postaci dwóch plastikowych puszek ekstraktów płynnych - Pale Ale oraz ciemnego. Teraz się zastanawiam czy nie lepiej było dać dwa Pale Ale, bo "ciemności" i tak nadadzą wcześniej wygotowane słody specjalne. Pewnie zrobie tak następnym razem, no chyba, że kolejny RIS będzie już prawilny z pełnym zacieraniem, a nie takie półśrodki dla amatorów. Przy wlewaniu ostro mieszałem, bo na 7l, ponad 3l ekstraktu, to było gęstwo, jak bigos u babci mieszany łokciem. Zastanawiałem się też czy dosypać jeszcze suchego ekstraktu, żeby jeszcze bardziej podbić Blg. Mówią, że RIS to się zaczyna od 22-24 plato (plato = Blg, mniej więcej to to samo), z dwóch ekstraktów spodziewałem się, że będzie 20 z hakiem. Ale ostatecznie się nie zdecydowałem, w sumie teraz to już nawet nie wiem czemu. Ekstrakty dolane i wymieszane, teraz podgrzewamy wszystko do bulgotnięcia, dorzucamy chmiel - 30 Iungi na całe 60min warzenia. Chmiel w RISie nie jest jakiś kluczowy, bo i tak praktycznie cały aromat uleci w trakcie tych miesięcy fermentacji i leżakowania. To co z niego chcemy to trochę goryczki, która i tak prawdopodobnie zostanie przykryta słodyczką i innymi smakami. Nie dodajemy nic w trakcie gotowania, więc mamy 60min, aby napawać się tą zacną chwilą. Z gara unosi się piękny aromat, nuty palone oraz czekoladowe, słychać delikatne bulgotanie brzeczki. Tylko od czasu do czasu, kątem oka znad wonnych oparów ledwo dostrzegalnie przemyk piękna niewiasta, czule wypowiadająca słowa "ale to śmierdzi". A pić to później będzie chciała... Kończymy gotowanie, chmiel wyciągam od razu i standardowe, znane już moim wiernym czytelnikom chłodzenie w zlewie. Ile spadło, tyle spadło, myk do fermentora, na balkon i rano dodam drożdże. Drożdże Drożdże, ah drożdże ile was trzeba cenić ten tylko się dowiem, któremu piwo siarką wali. Jak teraz sobie tak myśle o tych moich drożdżach co je dodałem do tego RIS, to się zastanawiam jak bardzo byłem zdesperowany, żeby koniecznie zrobić to co zaplanowałem. A cóż to były za drożdże? 17 dniowa gęstwa z piernikowego. Już samo to, że ta gęstwa była 17 dniowa to źle. W tym miejscu obiecuję sobie nigdy więcej nie dodam gęstwy starszej niż tydzień (no ewentualnie 8 dni, czy tam 9 ). Po drugie była to gęstwa z piernikowego, gdzie było dodane 27g przyprawy do piernika, no i nie ma bata, żeby ta gęstwa trochę tym piernikiem nie przesiąkneła. Z jednej strony czy to źle? Może nie, ale taki czysty prawilny RIS z tego nie wyjdzie, chociaż pewnie i tak by nie wyszedł. Ale po trzecie, no tutaj to już chyba przesadziłem. Otwieram słoiczek z gęstwą, niucham, a tam ogórki kiszone... Zaleciało ogórem zacnie, może nie tak, żeby mnie z nóg zwaliło, ale czuć było znacząco. I wtedy w mojej głowie wykluła się myśl: "ale przecież, czytałem, że troche może gęstwa śmierdzieć". Skąd mi się to wzieło? Gdzie ja to wyczytałem? To nie mam pojęcie, bo już nigdy więcej na taką herezję nie natrafiłem, a wręcz przeciwnie. Śmierdzi? Wywalaj! Ja dodałem, nie dość, że starą to śmierdzącą Co to będzie? Co to będzie? Się okaże. Pewnie standardowo, wyjdzie takie se, da się wypić, szwagrowi smakowało. Gęstwa całą noc się ogrzewała w temperaturze pokojowe, a brzeczka miała około 15 stopni po nocnym chłodzeniu na balkonie. Na balingomierzu zacne 20,5 blg, sporo, ale tak jak pisałem wyżej, na prawilnego RISa to ciut za mało. Jak dobrze drożdżaki-misiaki pojedzą to i tak wyjdzie z 8-9% alkoholu więc całkiem nieźle. Po dodaniu drożdży fermentor leci do lodówki, która nie jest lodówką, w piwnicy, która nie jest piwnicą. Fermentacja We wszystkich artykułach czy postach o warzeniu RISa pisali, że jak się drożdże dorwą do tych ponach 20 Blg, to opęta je szatan i będą żarły jak amerykańce w macu, temperatura skoczy momentalnie, będzie płacz i zgrzytanie zębów. No to zacząłem nisko, bo do tych 15 stopni w których zadałem drożdże, wsadziłem dwa wkłady chłodzące. Patrze wieczorem, 12 stopni... chyba mnie trochę poniosło, no ale nic, delikatnych start, to lepsze piwerko, będziemy czekać. I tak czekałem bite dwa dni, aż fermentacja się zacznie. Bo dopiero to 48h (już zacząłem się zastanawiać jakie suchary dać) i wzroście temperatury do 18 stopni rozpoczeła się balanga. I to tak na ostro, że aż zaczeła z fermentora wyłazić przez rurkę fermentacyjną. Trzeba było mocno popracować nad temperaturą i wkłady wymieniałem praktycznie codziennie, żeby utrzymać te 17-18 stopni. Impreza potrwała 4 dni i piana opadła, wszystko sie uspokoiło, ale fermentacja trwała dalej. Mogę sprzedać dwa tipy, które pomogły mi w tym czasie. Pierwszy, może oczywisty. Jak sprawdzić czy dalej bulka jak bulka bardzo rzadko i niechce nam sie stać nad fermentorem i czekać, aż bulknie? Wieczko fermentora w trakcie fermentacji jest delikatnie wybrzuszone przez CO2 tam zebrany, to zwiększające się ciśnienie gazu bulka nam rurką. Naciskając na wieczko możemy wybulkać rurkę do jakiegoś wyższego poziomu, jeśli spojrzymy po kilku godzinach i poziom wróci do poprzedniego to znaczy, że coś tam nadal się dzieje, fermentacja trwa, powinniśmy się jeszcze wstrzymać z cichą lub butelkowaniem. Drugi tip, specyficzny dla mojego sprzętu. Jak utrzymać odpowiednia temperaturę fermentacji w pudłach styropianowych? Po pierwsze, jeśli tylko mamy możliwość to najlepszym rozwiązaniem jest kupienie jakiejś dużej starej (chyba, że kogoś stać na nową, kto bogatemu zabroni) lodówki, dokupienie sterownika temperatury i fermentowanie w tym, to jest dużo prostsze i dokładniejsze. Ja niestety nie mam tej możliwości, bo w piwnicy w której trzymam fermentory nie mogę wstawić takiej lodówki. Po pierwsze pewnie nie wolno, a po drugie nie mam dostępu do prądu, więc zostaje mi tylko zabawa ze styropianem. Jak jest burzliwa burzliwa (tak miało być dwa razy) to sprawdzam jak najczęściej i wymieniam wkłady jak temperatura skoczy jeden stopień ponad to co zakładam, różnie to wychodzi z tym trzymaniem, widać na wykresie. Jak fermentacja trochę zwolni (wytwarza mnie ciepła) to wymieniam wkład jak temepratura wzrośnie o dwa stopnie powyżej zakładanej, wtedy spada gdzieś o 4 (czyli dwa ponieżej zakładanej) i mam chwilę czasu, aż znowu wzrośnie dwa powyżej i tak w kółko. Jak w późniejszych etapach wymieniam wkład to nie zamykam szczelnie wieczka, tylko zostawiam uchylone, żeby temperatura spadała wolniej i nie tak nisko, bo zdarzyło mi się na początku, że po włożeniu wkładu temperatura spadła o 6 czy 8 stopni. To jest zdecydowanie za dużo (4 to już jest sporo), drożdże nie lubią rollercosterów temperaturowych. Ostatni wkład wymieniłem po 26 dniach. Tak w gruncie rzeczy to mogłem już wtedy przelewać na cichą, ale jakoś tak nie było czasu. Czas znalazł się dopiero po świętach i nowym roku, 55 dni po zadaniu drożdży. Za długie przetrzymywanie drożdży w fermentorze może prowadzić do autolizy, czy samozjadania się drożdży, które wydzielają wtedy nieprzyjemne aromaty. Autolizie sprzyja też stara gęstwa, którą ja dodałem Przelewanko poszło bez problemów. Uklęknąłem do rury zanurzonej w moim czarnym, jak Karyna po 3h w solarium, piwie i zaciągnąłem porządnie. Już pierwszy mały łyczek, który przy tej okazji skradłem, zasugerował mi mocno, że to może być naprawdę dobre piwerko! Wypicie próbówki po sprawdzeniu Blg tylko mnie w tym utwierdziło, jest potencjał. Czuć lekką kwaskową paloność, słodyczkę i trochę czekolady. Już delikatnie rozgrzewa mimo, że jest tam dopiero około 7% alkoholu. Blg pokazało mi 8, więc stąd wyliczyłem ile jest alkoholu w tym momencie. Karpackiego Super Mocnego raczej nie dogonie, ale myślę, że jeszcze 1% podskoczy, zobaczymy. Rozlew Przed rozlewem zaplanowałem sobie cold crash. Od razu nasuwa się pytanie: "gupi czy durny? po co klarować takiego czarnucha?". Po to, żeby piwo nie wyglądało jak czarne błoto z jakimiś latającymi farfoclami, tylko, żeby było ładne, gładkie, mimo, że czarne jak noc listopadowa w grudniu. W sumie nie wiem czy to w ogóle coś dało i czy przypadkiem nie narobiło więcej szkody niż pożytku. Miałem zrobić cold crash klasycznie ok. 48h, dwie doby, ale kolejny raz (albo to był pierwszy, a ten pierwszy to był kolejny), życie zweryfikowało moje plany i zabutelkowałem dopiero po 4 dniach. Dokonałem przy okazji ciekawej obserwacji. Roztwór StarSanu trzymany w nieszczelnym pojemniku już na drugi dzień nie pieni się praktycznie wcale, tzn, że nie działa. Ale za to trzymany w szczelnym pojemniku po 5 dniach był nadal w porządku, a jakieś skąpe dupy w internetach piszą, że nawet po 3 lata taki roztwór trzymają, bicz plisss. Biorę się za rozlewanie. Zacząłem od przygotownia glukozy na refermentację, 50g w 200ml wody, mało, ale RIS nie musi, a nawet nie powinnien być szczególnie mocno nagazowany. Butelkowanie szło mi jak po grudzie, moja pierdołowatość wznosiła się na wyżyny. Najpierw zsunał mi się wężyk z kranika, 20 min dodatkowego sprzątania. Później jeszcze przez przypadek kopnąłem butelkę do połowy pełną, kolejne 10 min sprzątania. Zaczynam dochodzić do wniosku, że robienie piwa to głównie sprzątanie i mycie sprzętu. Dla tych co nie znają angielskiego, polecam się w końcu nauczyć Mimo przeszkód udało się zabutelkować równiutko 30 buteleczek 0,33 ml. Już teraz czuć bardzo fajną paloność i trochę słodyczy, zostało 8 Blg, to całkiem sporo. Trzeba będzie poczekać trochę dłużej, żeby rzetelnie ocenić tego szczupaka wśród piw. Degustacja #1 Data degustacji: 2020-03-19 Dni od rozlewy: 20 Opi stylu: http://kompendiumpiwa.pl/russian-imperial-stout/ Aromat (8/14) kawa (+) mało paloności (-) marcepan? (+) delikatne estry (+) brak nut chmielowych (-) Wygląd (5/6) czarne (+) nieprzejrzyste (+) piana brązowa, niska (+) szybko znika (-) Smak (10/18) brakuje paloności (--) jest kawa (+) nuty słodowe, chlebowe (+) chmielowość niska (-/+), finish goryczkowy, trochę alkoholowy (-) Goryczka (3/6) niska, ale czuć na finishu (+/-) Odczucie w ustach (5/6) aksamitny, olejowy (++) lekko rozgrzewa (+) wysycenie niskie/brak (-) Wrażenia ogólne (31/50) brakuje gazu, chociaż na środnio-niskim poziomie brakuje też paloności chciałbym jakieś nuty czekoladowe, których nie czuję wcalę sam nie wiem co z tym chmielem, czy to jest ok, czy nie mimo wszsytko jestem bardzo zadowolony z mojego pierwszego RIS'a Degustacja #2 Data degustacji: 2020-04-23 Dni od rozlewy: 55 Opi stylu: http://kompendiumpiwa.pl/russian-imperial-stout/ Aromat (6/14) dużo słodkiego czegoś, marcepan? (+) kawa (+) reszta uleciała (--) Wygląd (5/6) czarne (+) nieprzejrzyste (+) piana brązowa, niska (+) szybko znika (-) Smak (10/18) brakuje paloności (--) jest kawa (+) nuty słodowe, chlebowe (+) chmielowość niska (-/+), finish goryczkowy, trochę alkoholowy (-) Goryczka (3/6) niska, ale czuć na finishu (+/-) Odczucie w ustach (5/6) aksamitny, olejowy (++) lekko rozgrzewa (+) wysycenie niskie, trochę się poprawiło od ostatniej degustacji (-/+) Wrażenia ogólne (29/50) z czasem trochę straciło na zapachu reszta została imo dalej dobre piwo. Podsumowanie Co poszło źle? za mało wody, zawiodła matematyka, stara, trochę śmierdząca gęstwa, która mimo wszsytko nie narobiła szkód, mało paloności, mało kawy, zero czekolady, ogólnie niezbyt bogato w smaku i zapachu, Co poszło dobrze? szału ni ma, ale wyszło całkiem dobra piwo, Co można zrobić lepiej? lepiej poprowadzić fermentację, nie taki rollercoaster, jednak nagazować trochę bardziej, przeciągnięta burzliwa, można było wcześniej przelać na cichą, przeciągnięty cold crash, mogło to wpłynąć na słabe nagazowanie,
-
Link: https://browardomowybrzydkijaszczur.wordpress.com/2019/10/14/warka9/ Warka #9 - Pszeniczne z mango Dłuższy czas się już na to zbierałem, bo chciałem spróbwać warzenia z dodatkiem owoców. A tu nagle MYK jak grom z jasnego nieba spadła na mnie promka w lydlu - 6zł za puchę 450g 99% pulpy z mango! Aż mnie wewnętrza cebula w serduszko zapiekła, musiałem to wykorzystać. Przepis słody: 1,7l płynnego ekstraktu pszenicznego drożdze: suche Lallemand Munich Classic - gęstwa - 30 dniowa chmiel: 25g Hallertau Tradition na goryczke - 25min - 5% alfa 25g Hallertau Tradition na aromat - 3min - 5% alfa dodatki: 1,35 kg pulpy z mango na cichą oczekiwany efekt: fajnie nagazowana pszenica mango w smaku i zapachu Warzenie To była moja druga warka tego dnia, i to jest mój drugi post tego dnia, więc będzie znacznie zwięźlej, bo i samo warzenie prostsze. Tak samo jak poprzednio 7l przefiltrowanej wody (full baniaki następnym razem) gotuję i rozpuszczam tam Płynny Ekstrakt Słodowy Pszeniczny. Zagotowuję i odpalam timer znowu na 60min. Tak się teraz zastanawiam, czy jest sens gotować ekstrakt 60min jak chmiel dodaję i tak dopiero po 35min? Czy to coś zmieni? Poczytał bym w necie może coś, ale nikt praktycznie nie pisze o warzeniu z ekstraktów. Większość robi pierwszą warkę z brewkitu, kilka albo wcale z ekstraktów i heja zaczynamy zacierać. To ja będę jeszcze chwilę amatorem. 25min do końca dodaję 25g Hallertau Tradition w woreczku muślinowym. Nie chcę, żeby było za goryczkowo. Ma być duuużo mango i standardowe banany i goździki od drożdży. 3 min do końca dosypuję kolejne 25g Hallertau Tradition do woreczka. Mimo wszystko aromaty chmielowe muszą być. Gotuje do końca i wyłączam. Chłodzenie Dokładnie tak samo jak przy Warce #8. Chłodzenie w zlewo-chłodziarce, dolanie zimnej wody z baniaka (suma minerałów 77mg/l) i wystawienie na balkon na całą noc. Drożdże Wstaję rano, 14stopni na fermentorze, więc biorę do domu, odlewa trochę, że sprawdzić Blg i czekam, aż się trochę ogrzeje. Wskoczyło 16stopni, mocno potrzepałem, żeby napowietrzyć i dodaję wcześniej wyciągniętą z lodówki gęstwę drożdżową z sucharów Lallemand Munich Classic. I tutaj też jest śliska sprawa, bo jak zwykle trochę mi się przeciągneły odstępy pomiędzy warzeniami i ta gęstwa miała dokładnie 31 dni... A mądrzy, doświadcznie ludzie sugerują, żeby gęstwę do pszeniczniaka zadać w 1-2 tygodnie od zebrania. Ogólnie im świeższa gestwa tym lepiej. Do odważnych świat należy, zobaczymy co z tego wyjdzie! No to jedziemy z tym do piwnicy, do "lodóweczki" w której na ten moment było 10 stopni i czekamy, aż się temperatura ustabilizuje. Przed wyniesieniem oczywiście sprawdziłem jeszcze Blg, bo wczoraj wieczorem zapomniałem - 10 Blg, tyle się mniej więcej spodziewałem. Oczywiście przetestowałem próbkę. W zapachu: nic szczególnego. W smaku: dokładnie to samo. To piwo czeka na drożdże i na pulpę z mango, teraz nie musi się jeszcze nic ciekawego dziać. Fermentacja Tak samo jak w Pienikowym, pierwszy look był wieczorem, i podobnie jak tam było coś co wyglądało jak zalążek piany, ale to jeszcze nie to. Sprawdziłem w niedziele rano, Piernikowe już wystartowało śliczną pianą, a tutaj ciągle lipa... Niby trochę więcej niż wczoraj, ale nadal to nie jest to co tygryski lubią najbardziej. Keep calm and czekaj na burzliwą. Rano było jeszcze kiepsko, ale wieczorem.... Ooooo Panie, coż to była za piana! A zapach! No delicje! A raczej banany i goździki. Dobra może nie, aż tak, ale się zaczęło, i to zaczęło się bardzo dobrze. Teraz tylko utrzymywać dobrą temperaturę, na cichą zarzucić pulpę i może będzie pysznie! Całą burzliwą starałem się utrzymywać temperaturę ok. 18 stopni, w planach miałem podnieść pod koniec, po opadnieciu piany. Teoretycznie fermentacja w wyższych temperaturach to więcej zapachu bananów z pszenicznych drożdży. Nie wiem czy to jest dobry system, czy temperatuę nie powinno się podności już wcześniej. Popróbujemy, zobaczymy. Piana utrzymywała się przez jakieś 6 dni, wtedy przestałem wymieniać wkłady, a tak naprawdę to wymieniłem ostatni raz, zbiłem temperaturę i puściłem wolno, tak do 24 nawet. Trochę za dużo, ale chyba wszystko co się miało podziać to się już podziało. Dokładnie dwa tygodnie po dodaniu drożdży przelałem na cichą i wlałem pulpę. Tutaj bez większych filozofii. Poprostu zalałem puszki z góry StarSanem, żeby żadne niedobre robaczki nie dostały się do piwka z zewnętrza puszki w trakcie wlewania. Dodałem trzy cały puszki pulpy, niezbyt wygrzebując ze środka, co dało wg producenta 1,35 kg świeżutkiej, pachnącej pulpy. Wszystko szybko opadło na dno, a ja spowrotem odniosłem fermentor do piwnicy. Zacząłem się zastanawiać czy to wypadało by jakoś mieszać co jakiś czas czy coś, tak, żeby drożdże miały łatwiejszy dostęp do cukrów. Moje wątpliwości zostały rozwiane szybciej niż się spodziewałem... Rano, nie dość, że cała pulpa już sobie radośnie pływała po całym fermentorze, to była taka obfita piana, jak praktycznie na początku fermentacji. Tego się nie spodziewałem! Wiedziałem, że będzie troche cukru do zjedzenia, ale nie myślałem, że aż tyle, że drożdże zaproszą didżeja, dziewczynki i pizze, jednym słowe, zaczną impreze na nowo. Ale w sumie, kto głodnemu zabroni? Ja tam je rozumiem, też bywam głodny, żona potwierdzi. Impreza nie potrwała długo, przydusiłem ją dwoma wkładami chłodzącymi i na drugi dzień o tej samej porze było już 17 stopni, a piana się praktycznie rozeszła. Może za szybko? Ale o tym później. Na cichej potrzymałem w sumie 15 dni, nie kontrolowałem temperatury, więc pewnie było coś koło 22-23 stopnie. Może za dużo? Nie wiem, nie znam się (jeszcze) Rozlew Fermentor gotowy do rozlewu. Niby zwykły rozlew, a jednak trochę nie. Trzeba opracować jakąś kosmiczną technologie, żeby odfiltrować pulpę. I wtedy pojawiam się JA, cały na dresowo, pszyszły nie doszły inżynier NASA. Biorę zaparzacz z dzbanka na harbatę i wkładam go w starą pończochę aka rajstopę. Gotowe! Jeszcze tylko wniosek patentowy i można pływać w piniądzach. Z tak przygotowanym wihajstrem zaczynam przelewać piwo do fermentora z kranikiem. Niby udało się przelać, ale mój super filtr zapchał się całkowicie. Jakbym miał tego piwa ze dwa litry więcej to zaczeły by się problemiki. Starałem się przelać jak najbardziej "czyste" piwo z gory, bez pływającej pulpy. Dlatego miałem sporo strat, bo zostawiłem na dnia gdzieś z 1,5l takiego najbardziej gęstego, oczywiście spodziewałem się tego jak najbardziej. Wyjątkowo ani razu nie wyskoczył mi wąż z fermentora, jest to jakiś progress. Na referementeacje poszło 125g glukuzy w 1l wody. Sporo, ale chciałem, żeby było fajnie gazowane. Dalszy rozlew do butelek , standardowy, bez przygód. Rozlałem 19 i pół butelki, które grzecznie powędrowawy do piwnicy na refermentacje. Degustacja #1 - 14.11.2019 Cieżko to nazwać degustacją, bardziej otwarciem, a więc pierwsza butelkę otworzyłem po 4 dniach od zabutelkowania, bo jechałem "w gości" i chciałem sprawdzić czy warto to zawieźć jako prezent. No i się okazało, że nie warto, bo zaraz po otwarciu praktycznie cała butelka (zostało może z 1/5 na dnie) wypłyneła razem z pianą. Dobrze, że nie zdjąłem całkiem kapsla tylko go rozszczelniłem, bo wystrzeliło by jak gejzer w Yellowstone. Mimo wszsytko to co zostało wypiłem. Nie będę tego oceniał, bo i tak się nie nadaje przez ten okrutny gushing. Moge tylko stwierdzić, że mango było czuć i pszeniczny charakterek również, może nawet by było dobre. https://drive.google.com/open?id=1eljALKyZZZSQSxuuOduL3cwekp_Xkqe5 Trzeba by się zastanowić, czy to właśnie gushing przez źle odfiltorwaną pulpę czy zbyt duże nagazowanie przez dodanie za dużej ilości glukozy do refermentacji. Sądze, że to pierwsze. Chciaż z drugiej strony nie wiem czy ta szybciej zakończona fermentacja po wrzuceniu pulpy nie pozostawiła za dużo cukrów, które dojadły sobie drożdże w trakcie refermentacji. Wydaje mi się, że jakby tak się właśnie stało to jakaś butelka by mi strzeliła w piwnicy, co się jednak nie wydarzyło. Zostawiam wersję, że to przez źle odfiltrowaną puplpę. Internety poradziły mi, żebym wstawił butelkę na minimum dwa dni do lodówki (ta butelka była w lodówce z pół dnia tylko) i wtedy zobaczył czy się trochę poprawi czy nie. Tak zrobię i dam znać czy to coś pomogło. Ale na tą chwilę wydaje mi się, że cała warka pójdzie w kib... pianę Smuteczeq... Podsumowanie Co poszło źle? 31 dniowa gęstwa - czy to rzeczywiście przysporzyło jakiś problemów to się jeszcze okaże, dorżdże wystartowały, piana i zapach bardzo ok, jak narazie, okrutny gushing - źle odfiltrowana pulpa, tak mi się wydaje, burzliwa na cichej - bardziej przypilnować temperaturę po dodaniu owoców, Co poszło dobrze? piwo pachnie i trochę smakuje mango, marne pocieszenie Co można zrobić lepiej? woda z baniaków - tak samo jak przy Warce #8, całość wody pójdzie z baniaków temperatura fermentacji - do końca pilnować, nie puszczać wolno
-
Tak, tak, kolejny amator bierze się za warzenie piwa, w dodatku to opisuje i co najgorsze liczy na to, że ktoś to będzie czytał! Skandal... Powinni tego zabronić, albo chociaż licencje wydawać albo coś. A tak bardziej poważnie, to to co wyżej się zgadza. Bardzo by mi było miło jakby ktoś miał ochotę to czytać. Wrzucam to tutaj, bo liczę też na jakieś porady, podpowiedzi, merytoryczne uwagi i wytykanie głupot, to ostatnie w szczególności. Pare osob mi już powiedziało, że "fajnie się to czyta", może komuś z Was się też to będzie "fajnie czytać". No to jedziemy! link: https://browardomowybrzydkijaszczur.wordpress.com/2019/10/14/warka9/ lub tekst: Warka #8 - Świąteczne Ale aka Piernikowe Wielkimi krokami nadchodzi zima i święta, więc wypadało by uwarzyć Świąteczne Ale, co by nie przy samym bimbrze człowiek całe święta przesiedział. Żeby mocniejsze piwo się lepiej "ułożyło" trzeba pomyśleć o tym wcześniej. A słowo piwem się stało. Przepis słody: 1,7l płynnego ekstraktu ciemnego 400g suchego ekstraktu jasnego drożdze: płynne FM13 Irlandzie Ciemności - starter ok. 900ml chmiel: 25g Fuggles na goryczkę - 60min - 3,5% alfa 25g Fuggles na aromat - 3min - 3,5% alfa refermentacja: 60g glukozy dodatki: 300g laktozy - 15min 27g przyprawy do piernika - 10min oczekiwany efekt: słodko piernikowo ok. 7-8% alko Przygotowanie Staram się za każdym razem robić coś nowego, tym razem pierwszy raz użyję płynnych drożdży. Warzenie zaplanowane na piątek, więc trzeba było zacząć się przygotowywać już w środę, trzeba zrobić starter drożdżowy. Do 20l warki polecają 1-2l startera, ja będę robił 10L więc, szybka matematyka, potrzebuję 0,5-1l. Ale planuję zrobić trochę więcej Blg, więc wziąłem ok. 750ml wody i rozpuściłem w tym 100g suchego ekstraktu, i na palnik, żeby zabulgotało. W międzyczasie ogarnąłem 1l słoik, zdezynfekowałem go despreyem i przegotowaną wodą. Jak woda z ekstraktem zabulgotała to do mojej zlewo-chłodziarki, czyli garnek do zlewu i zalewamy go od dołu zimną wodą. Dwa-trzy cykle i mamy niecałe 30 stopni, czyli już prawie temperatura pokojowa, przelałem do słoika. W trakcie chłodzenia wyjąłem drożdze z lodówki, chyba trochę za późno. Brzeczka w słoiku postudziła się jeszcze z godzinę, tak samo ogrzewały się drożdze. Późno było trzeba było iść w kimke, więc potrzepałem fiolkę z drożdzami, żeby wszsytko od ścianek się odkleiło i do słoja. Wydaje mi się, że temperatura brzeczki mogła być trochę za wysoka, a temperatura drożdży trochę za niska. Nie mam (jeszcze) mieszadła magnetycznego, więc w planach było "mieszanie ręczne", ale w 1l słoiku gdzie wlałem 750ml wody plus 100g ekstraktu... Za wiele tam miejsca do mieszania nie zostało, słabo. No nic idę w kimę zobaczymy jutro. Nadeszło "jutro", zaglądam do słoika, a tam nic. No prawie nic, bo na dnie warstwa ładnych janych drożdży, które mocno bąbelkują z dna. Ale piany brak. Po przemyślunkach i konsultacjach, stwierdziłem, że potrzebuję większego słoika, żeby dało się coś tam pomieszać, bo będzie bieda i będę leciał po suchary. Ogarnąłem 1,5l słoik, mam nadzieję, że wystarczy. Zdezynfekowałem tak samo jak poprzedni i przelałem całość z jednego do drugiego. W trakcie przelewania brzeczka ślicznie złapała tlenu, zrobi to dobrze drożdżom. Co jakiś czas mieszam i czekam do kolejnego jutra, bo to już jutro ma być warzonko. Nadeszło "kolejne jutro", dalej nic. Zaczynam się denerwować trochę. Ale mój Kurkowy Guru Piwowarstwa, mnie pocieszył, że wszystko będzie dobrze. Jak sama fiolka teoretycznie powinna pociągnąć 20l piwa, to nie wystartowany starter tym bardziej powiennien pociągnąć. Biore się za warzenie. Warzenie Zaczynam późno, bo było już po 20, a woda jeszcze nie przefiltorwana. Z tą wodą to w ogólne kolejne moje genialne posunięcie. Wyczytałem, że piwa mogą być bardziej goryczkowe jak się ma twardą wodę, a u nas mieszkaniu to woda twarda jak coś naprawdę bardzo twardego, nawet po przefiltorowaniu. Więc postanowiłem, że kupię sobie baniaczki z wodą w kerfie, i wziąłem 2x 5l najmniej mineralizowanej wody jaką znalazłem (77mg/l). No i miałem dwa baniaczki na "dolanie" po wystudzeniu, ale nie miałem na gotowanie ekstraktu. No nic, następnym razem użyję tylko wody z baniaczków zobaczymy jak będzie. Więc zaczynam do zagotowanie 7l przefiltorwanej wody i powoli wlewam (lekko ogrzany w ciepłej wodzie, żeby był bardziej płynny) Płynny Ekstrakt Słodowy ciemny. Ważne, żeby mieszać, bo jak zacznie się przypalać to będą później w brzeczce pływać brzydkie, czarne farfocle. Po wlaniu i ponownym zagotowaniu, ustawiam timer (budzik) na 1h. 60min do końca (czyli na samym początku) wkładam 25g Fuggles'a w woreczku muślinowy. Zaraz później odmierzam 400g Ekstraktu Suchego jasnego i dodaje, ostro mieszając. Wszędzie ostrzegają, że trzeba uważać, bo jest bardzo higroskopijny (chleje wo(ó)de, jak student z polibudy), rzeczywiście jest, ale spokojnie da się to okiełznać. No i się gotuje, a ja se siedze. Takie to ciężkie życie piwowara, mało roboty, dużo czekania. Jeszcze w międzyczasie rozpuściłem kapeczkę StarSana w 2-3l litrach ciepłej wody w fermentorze z kranikiem i trzepanko. No i się gotuje, a ja se siedze. 15min do końca dosypałem 300g laktozy. Drożdże nie jedzą laktozy (pewnie są uczulone), dlatego słodycz którą wprowadza laktoza, zostanie w piwie, taki był plan. 10min do końca gotowania i dodaje przyprawę do piernika. Kupiłem dwie Kamis i Kotanyi, stwierdziłem, że wybiorą jak otworzę i powącham. W Kotanyi nie było dodanego cukru, za to w Kamsie było go bardzo dużo i pewnie przez to pachniała ta przyprawa dużo bardziej słodko. Ostatecznie wybrałem Kotanyi, bo bez cukru i był anyż (nie było w Kamis), jak to mówią "a nyż" doda coś fajnego. I wsypałem 27g zamiast planowanych 20g, bo akurat taka była paczka - lenistwo, wiadomo. 3min do końca dorzucam kolejna 25g Fuggles'a do woreczka muślinowego. Końcówka gotowania i wyłączam. Chłodzenie Ostatnio obczaiłem sobie dobry sposób na szybkie schłodzenie brzeczki do 30-40 stopni, daleko za granicą wydzielania się DMSu. Do zlewu wkładam garnek z brzeczką, zatykam kurek i oblewam garnek zimną wodą, aż się zlew zapełni, czekam. Takim doświadczeniem, można dzieci uczyć fizyki, a dokładniej, że ciepła ciecz/powietrze idze do góry, a zimne zostaje na dole. Woda bardzo szybko się nagrzewa i ciepła zbiera się u góry, kiedy przy dnie zlewu może być nadal lodowata, fajny efekt. Chłodzę tak brzeczkę z 10min, aż cała woda w zlewie zrobi się ciepła, spuszczam i nalewam jeszcze raz. Można powtórzyć kilka razy. Ja używam 10l garnka, więc spokojnie mieści się w zlewie. Przy większych warkach/garach ludzie używają wannny, ale trzeba zmarnować znacznie więcej wody, żeby zakryć garnek do jakiegoś przyzwoitego poziomu. Chociaż, zawsze się można później w tej wodzie np. wykąpać. Teraz kolejne trzepanko fermentorem, zlewam StarSan do innego, bo dzisiaj jeszcze jedno warzenie będzie i już do pustego przelewam brzeczkę z garnka. Drugi etap chłodzenia to dolanie wody z baniaka, znowu zejdzie pare stopni w zależności czy baniak stał w domu, w lodówce czy na dworze, na polu, na zewnątrz. Trzeci etap chłodzenia, wystawieni na balkon/taras. Na jesieni czy w zimie, jak temperatura jest poniżej 15stopni to ma to sens, w lecie jak jest nawet w nocy 20 i więcej to nie ma sensu. Że akurat było chyba 8stopni to wystawiłem, a miałem już na fermentorze 24stopnie, czyli już bardzo spoko. Jeszcze na koniec sobie przypomniałem, że nie sprawdziłem Blg, no nic zrobię to jutro. Czekam również do jutra z zadaniem drożdży. Drożdże Wstaje rano i liczę na to, że może dzisiaj wystartuje ten startert co to miał już dawno wystartwać, a on nie chciał wystartować i nadal wystartowany nie jest. Trudno, zarzucimy tak jak jest, jak w fermentorze się nie zacznie fermentacja do poniedziałku to będę leciał po jakieś suchary. Biorę fermentor z balkonu, sprawdzam temperaturę na nim, a tam nic nie widać, bo podziałka zaczyna się od 16, więc jest zimniej, dobrze. Dam brzecze chwilę niech się ogrzeje, a w międzyczasie wypsikłem łychę desprejem, wlałem do menzurki i włożyłem aerometr - 14,5blg. Spodziewałem się zdecydowanie więcej, tak z 17, może nawet 18. Aerometr wyskalowany do 20stopni, napewno było mniej, więc temu też jeszcze dam chwilę na ogrzanie się i sprawdzę jeszcze raz. Na fermentorze pojawiło się 16stopni, więc biorę się za dodawanie drożdży. Porządnie zabełtałem, żeby napowietrzyć. Myślałem o tym, żeby użyć blendera, ale teraz stwierdzam, że to nie ma sensu. Robię 10l warki, więc jestem w stanie przewrócić fermentor do góry nogami i nim trzepać, chyba nie potrzebuję tego robić lepiej. Wlałem cały niewystartowany starter i niosę do piwnicy, do moich super styropianowych lodówek, które ostatnio nawet ulepszałem! Może zrobię kategorię DIY i tam coś skrobne o tym, jak bardzo zrobiłem to źle Lodówki schłodzone do 10stopni (gdzie w piwnicy temperatura 21, więc działają całkiem spoko), zostawiłem fermentor, zajrzę tu później jak się temperatura ustabilizuje. W domu jeszcze raz spojrzałem na aerometr - 15blg, no trudno tak zapisuję. Czas przetestować próbkę. W zapachu: ładnie czuć piernikiem, głównie cynamonem, ale wydaje mi się, że właśnie czuć też ten anyż. W smaku: jest słodko, ale nie "zalepiająco słodko", jest też leciutka kontra goryczkowa od chmielu. Jak dla mnie zapowiada się bardzo ciekawie, byle fermentacji nie popsuć. W sumie to najpierw trzeba prosić św. Gambrinus patrona browarników, że się w ogóle fermentacja zaczeła. Fermentacja burzliwa Pierwszy look do fermentora był jeszcze tego samego dnia wieczorem. Temperatura powietrza - 21, temperatura na fermentorze - 16, piana - brak. No dobra, jest takie delikatne "coś", ale nie można tego jeszcze nazwać "pianą fermentacji". Zostawimy tak na razie niech się dzieje. Niedziela rano (11:30 hue hue hue), pacze, a tam 19 stopni i piękna piana!!! A więc ruszyło, wspaniale! Wymieniłem jeden z dwóch wkładów w lodóweczce i niech się dzieje dalej. Resztę fermentacji wkleję w formie wykresu i dodam podsumowanie, jeśli będzie o czym pisać w ogóle. Jak widać na wykresie zacząłem całkiem nisko, bo od 16 stopni. Ale temperatura szybko skoczyła i trzeba było wkłady wymieniać jak rękawiczki, ale to nie powinno dziwić, bo 15 Blg wyjściowego to drożdże miały co jeść. Co ciekawego piana bardzo szybko opadła, bo już po 4 dni od zadania drożdży (widać duży spadek temperatury). Później puściłem już je w miare luźno. Ostatnie dwa dni w domu na dożarcie. Sprawdziłem Blg w czwartek 5,5, później w piątek niby też 5,5, ale jakby miniamalnie mniej. Już bez sprawdzania przed, robię rozlewanko. Rozlew Nie wiem czy powinnienem o tym pisać, bo później nikt już nie będzie chciał pić mojego piwerka Pierwsza niespodzianka tego dnia była jak zabierałem sprzęt z piwnicy, przyglądam się wężykowi, a tam dwa, nieduże ogniska pleśni... No raczej słabo, bo wężyk ma dwa metry, takiego długiego wyciora nie znajdę. Trudno, będę jakoś kombinował, jak to zawsze na robocie. Zabawę zacząłem od opróżnienia fermentora z kranikiem, w którym fermentowała pszenica (wtedy jeszcze bez mango), ale o tym w poście o pszenicy z mango. Po opróżnieniu zalewam go roztworem StarSanu, dorzucam tam krótszy wężyk (do butelkowania), rurkę grawitacyjną i łyżkę do zbierania gęstwy. Później do słoika na gęstwę też wlałem trochę tego roztworu, potrzepałem, zamknąłem i odstawiłem. Czas na czyszczenie tego nieszczęsnego wężyka z pleśnią. Ale poszło nadzwyczaj gładko. Wlałem roztwór StarSana do środka, tak, żeby poziom był zaraz przed tymi ogniskami pleśni, zatkałem palcem, obniżyłem jeden koniec wężyka, puściłem palec i roztór jak szalony wystrzelił do góry wpłukując całą pleśń. Możecie mi mówić pomysłowi Dobromir, czy tam Boromir? A może to był Faramir? Zalałem wężyk jeszcze raz bardzo dokładnie roztworem do dezynfekcji i dorzuciłem do fermentora, niech się dezynfakuje, im dłużej tym lepiej, a ja się biorę za butelki. Tu nic odkrywczego, przelewanko, trzepanko i przelewanko i tak 32 butelki. Dlaczego 330ml? Jak będzie dobre to się zrobi etykiety i się porozdaje. Mniejsze butelki to więcej obdarowanych, szczęśliwych, nowych fanów Brzydkiego Jaszczura. A jak nie będzie dobre to się etykiet nie zrobi, ale i tak się rozda Butelki czyste, przelewamy piwo do fermentora z kranikiem. Zacząłem od rozpuszczenia 60g glukozy we wrzątku, który wlałem bezpośrenio do do fermentora. I dopoiero jak to robiłem pomyślałem sobie, że to nie jest najlepszy pomysł, bo zaraz będę tam wlewał piwo z drożdżami, które mają nagazować piwo, a jak ja je potraktuję wrzątkiem to co? No ja to bym pewnie wziął i umarł na ich miejscu. Więc poczekałem trochę, żeby się ochłodziło, nie wiem ile spadło, ale napewno nie była to komforotwa temeratura dla tych małych łobuziaków. Liczę, że jednak dadzą sobie radę. Lecimy dalej. Pełny fermentor ustawiam wyżej, pusty niżej, standardowo zaciągam ustami i przelewam. Również standardowo gdzieś się zagapiłem i musiałem pociągnąć drugi raz, bo górny koniec złapał powietrze i ciśnienie się straciło. Wykorzystałem sytuacje do nalania próbki do sprawdzenia Blg. Przelewam sobie radośnie, zaczynają się pojawiać drożdże, śliczne ułożone na dnie fermentora, tak mi się spodobały, że zacząłem je podziwiać i rozmyślać czy nie zrobić fotki, aż tu nagle... Chlup, chlup, chlup. "Dolny" koniec wężyka wyskoczył mi z fermentora i zaczął sikać piwem po kuchni. Panowie wiedzą, że jak już ciśnienie pójdzie w "węża" to ciężko to zatrzmać, ale mi się jakoś udało i kałuża na podłodze była w miarę do ogarnięcia. Po tym wypadku i chwilowym chaosie, drożdże już nie były tak ładnie ułożone i już nie warto było robić fotki. Grzecznie zebrałem gęstwę i umyłem fermentor. Rzut okiem na Blg, nadal 5,5, co daje nam ok. 5,5% alkoholu. Szczerze to spodziwałem się, że będzie znacznie więcej, tak gdzieś z 7-8%. Z drugiej strony, obawiałem się, że te 27g przyprawy będzie za dużo i piwo będzie strasznie mocno pachnieć tym piernikiem, a głównie cynamonem, bo jego było tam najwięcej. A jednak nie, przyprawę czuć mocno, ale nie za mocno, powiedział bym, że w sam raz. A jak piweczko jeszcze trochę poleży to czuję, że ten armomat będzie naprawdę spoko ułożony. Tak samo z laktozą, spodziewałem się (i w sumie planowałem), żeby słodyczy było czuć bardziej. Ale może tak będzie lepiej? Pierwsza degustacja za miesiąc (może wcześniej), wtedy się okaże. Po skończonym delektowaniu, butelkowanie, które odbyło się już bez ekscesów. Szybko i sprawnie. Tyle, że brakło mi butelek, bo po dolaniu tego wrzątku z glukozą zrobiło się trochę więcej objętości, niż miało być. 32 butelki rozlałem, resztę wypiłem. Fajnie być piwowarem, można pić w pracy Podsumowanie Co poszło źle? za mały słoik na starter - najlepiej jak słoik by był 2 razy większy od planowanego startera nie napowietrzona brzeczka do startera - to był poważny błąd i prawdopodownie powód, że starter nie wystartował Co poszło dobrze? starter płynnych drożdży wystartował - udało się nowa "umiejętność" zaliczona ilość przyprawy - wygląda na to, że to była dobra ilość, ale ostatecznie okaże się na święta zebrana gęstwa - już jest plan na jej wykorzystanie Co można zrobić lepiej? temperatury drożdży płynnych vs temperatur brzeczki do startera - najlepiej jak by były takie same, żeby drożdże nie były w szoczku woda tylko z baniaczków - a nie pół filtrowanej, a pół z baniaczków pleśń w rurce - trochę się z tym zagapiłem, słabo wysuszyłem rurki, myślę, że obyło się bez konsekwencji, ale rurkę trzeba będzie kupić nową glukoza we wrzątku - następnym razem rozpuścić wcześniej i zostawić do wystygnięcia zaciąganie na raz - wypadałoby lepiej pilnować rurki w trakcie przelewania, albo kupić klipsa wkońcu