Piwowarzenie zacząłem 10 lat temu. Na koncie ponad 100 warek. Apa, ipa, proste rzeczy, słód przeważnie pilzneński, drożdże piątki, zakupy z różnych sklepów. Temperatura 20 stopni.
Zdarzały się czasem zakażenia, owszem, ale przyczyn mogłem się domyślać. Natomiast od pewnego czasu, powiedzmy od 2 lat ręce opadają. Powtarza się taki schemat. Fermentacja ok, piwo bez podejrzeń (albo ich nie wyczuwam) leci do butelek, ale już po krótkim czasie okazuje się, że jest niepijalne. Właściwie można butelkę wypić. Najlepiej z zatkanym nosem. Ale nie po to, żeby na siłę, tylko żeby sprawdzić czy nie szkodzi. I nie szkodzi. Hm, co do oznak, może po otwarciu wiadra brak było aromatów chmielowych. Ale, jak patrzę w zapiski, aromaty były, a piwo i tak do kanalizacji. Acha, piana chyba jakby mniejsza.
Długo nie potrafiłem określić rodzaju zakażenia. Taki jakby owocowy zapaszek, żadnych widocznych objawów. Aż po raz kolejny poczytałem tu i ówdzie na temat, i najbardziej podobny wydał mi kwas się masłowy. Zrobiłem test, kawałek masła do słoiczka i na kilka dni na kaloryfer. Nos stwierdził, że to podobne aromaty.
Posiadam i używam wszelakich środków do dezynfekcji. Jest piro, oxi, sanipro, soda kaustyczna, alkohol i inne. Wymieniałem wszystko. Wiadra, wężyki. Wyeliminowałem przelewanie, kraniki, zaworki. I rękawiczki nitrylowe w momentach typu napowietrzanie przez mieszanie zakładam. Zakupiłem nawet gruszkę do zasysania piwa do rurki w celu butelkowania. Wężyka filtracyjnego nie wymieniałem, ale gotowałem i moczyłem w kilku szuwaksach. Butelki różne, używane po piwie, nowe, PETy po wodzie, wszystko pięknie umyte, odkażone. I d... kwas.
Informacji dotyczących rzeczonej francy nie ma zbyt wiele. Że jakaś bakteria clostridium? Skąd ona? Zwykle porady odnośnie kwasu masłowego w piwie kończą się stwierdzeniem "trzeba poprawić higienę browaru". Tylko, że ja już nie wiem co poprawiać.
Pomożecie?