Dziś po ponad miesiącu od startu fermentacji zdecydowałem się na butelkowanie. Brzeczka zeszła do ~3,5 blg (od kilku dni utrzymywała się na tym samym poziomie).
Nie obyło się bez problemów w ciągu tego miesiąca. A mianowicie: po dwóch tygodniach pierwszy raz sprawdziłem blg. Okazało się że zeszło jedynie do 10*. Podjąłem radykalne kroki czyli podwyższenie temperatury na kilkanaście godzin i ponowne porządne napowietrzenie brzeczki. Drożdże ruszyły z kopyta.
Piwo nie nosi śladów infekcji, w smaku jak najbardziej pijalne, brak kwasu. Mimo pominięcia cichej, do poziomu drożdży całkiem ładnie się wyklarowało. Nie wiem jak bardzo negatywnie na smak wpłynęło rozruszanie drożdży podwyższeniem temperatury, po prostu ostatnie piwo domowe piłem bardzo dawno temu więc nie mam specjalnie porównania ale być może wyczuwalne są trochę nuty kwiatowe/owocowe, ale może podświadomie sobie to wmawiam.
Pierwsze butelkowanie to również metoda prób i błędów. Przy dodawaniu glukozy piwo bardzo się pieniło i wyłaziło z butelek. Po kilkunastu butelkach udało się znaleźć złoty środek i reszta procesu poszła jak po maśle, niemniej jednak następnym razem zdecyduje się na dodanie roztworu z glukozy do osobnego fermentora. Refermentację planuje przeprowadzić w temperaturze pokojowej ok. 19*. Dla testu jedna porcja zabutelkowana w 0,5l butelke PET żeby sprawdzić po tygodniu stopień nagazowania. Potem leżakowanie w lodówce do skutku.