Hej. Moje pierwsze piwo uwarzyłem na Ardenesach, z ekstraktu ~16BLG (z uwzględnieniem dodanego cukru oczywiście).
2 tygodnie stało mi na burzliwej, bo nie robiłem cichej, i potem tydzień na mrozie, żeby się sklarowało.
Przyszedł czas na butelkowanie: 5BLG. Cholera dużo, pomyślałem. Uznałem, że nie będę dodawał cukru do refermentacji, żeby nie przesadzić. Zabutelkowałem. Po 1.5 tygodnia w temperaturze ~18 stopni brak oznak nagazowania. Oczywiście, czasem jest tak, że czeka się miesiąc na nagazowanie. Jednak obawy mam inne.
Pierwszą obawą jest to, że po takim mocnym schłodzeniu (zero, poniżej zera) piwo mi się sklarowało do tego stopnia (i tutaj faktycznie muszę przyznać, że jest naprawdę klarowne), że nie mam w nim nawet pojedynczych komórek drożdży do refermentacji.
Drugą obawę mam związaną z brakiem cukru do refermentacji.
Dziś zrobiłem sobie kontrolę mojego cukromierza. Na wodzie z kranu pokazywał 1.5BLG, na obliczonym roztworze cukru (teoretycznie 10BLG) pokazywał 11.5BLG. Więc istnieje możliwość, że jest po prostu "kopnięty" o 1.5BLG. W takim przypadku końcowy cukier przed zabutelkowaniem to było 5BLG - 1.5BLG = 3.5BLG - to z kolei oznacza, że spokojnie mogłem dodać cukier do refermentacji, a teraz już po prostu nie ma czego odfermentować.
Czy jest sens teraz dodawać cukier po zabutelkowaniu? To moja pierwsza warka, miałem chyba szczęście, że mi się piwo nie zakaziło, pomimo różnych dzikich operacji (a jak zakaziło to niczym, co bardzo psuje smak, ponieważ poza tym, że jest całkiem płaskie i dość mocno alkoholowe, to jest wypijalne). Może warto jeszcze raz zaryzykować?