Witam wszystkich piwowarów.
Niedawno uwarzyłem moje 1 piwo. Jako że wcześniej robiłem wino i cydr jestem posiadaczem niezbędnego sprzętu. Fermentor mam wprawdzie tylko jeden, ale uznałem, że wystarczy.
Kupiłem ekstrakt jasny 1,7 kg, drożdże S-33, chmiele Maryna i Lubelski i zabrałem się do dzieła.
Na gorycz poszło 15g Marynki, a na aromat 15g Lubelskiego na 15 minut. Brzeczka wyszła 12 BLG. Drożdże uwodniłem, fermentacja ruszyła z kopyta po kilku godzinach. Dzikie bulgotanie z rurki, piana, istne szaleństwo. Trwało to całe 2 dni, po czym zaczęło zwalniać. Dnia 5 bulkało już tylko sporadycznie. Temperatura na ciekłokrystalicznym termometrze 20-21 stopni. 8 dnia pierwszy pomiar BLG i małe zdziwko: 5 BLG! Spodziewałem się, że po takiej burzliwej będzie ze 3, ale co tam czekamy. Dnia 13 kolejny pomiar (w rurce cisza) 4,5 BLG. No myślę sobie to już chyba koniec, więcej nie zjedzą, ale jeszcze poczekam. Zaczęła się wiosna przyszedł pierwszy ciepły dzień i piwo ożyło. Na termometrze 22 stopnie bulgocze jak szalone. Popracowało dzień i cisza. Pomiar 3 BLG. Poczekałem jeszcze 2 dni zmierzyłem 3, butelkujemy pomyślałem. Na butelkę dałem 2g cukru, ostania porcja poszła do peta. Po 24h refermentacji plastik zrobił się twardy jak opona w szosówce. Odkręciłem syknęło, zapieniło się, ale z butelki nie wyszło. W smaku dobre, gorycz sroga jak dla mnie, aromatu chmielowego 0. Pomyślałem, że starczy tego gazu, więc wszystko wyniosłem na balkon.
Teraz naszły mnie wątpliwości czy postąpiłem słusznie, czy nie powinienem jeszcze poczekać, ale biorąc pod uwagę nieprzewidywalność tych drożdży bałem się przegazowania. Co o tym myślicie będzie dobrze czy wyjdzie lipa?