Witam wszystkich forumowiczów,
od dłuższego czasu przeglądam, jednak pierwszy raz się wypowiadam - za co najmocniej przepraszam. Mówi się, że jak trwoga, to do boga. Ja, jako agnostyk, mam trochę inaczej - jak trwoga, to do bardziej doświadczonych.
Robię kilka rodzajów piw na wesele - pierwsza poszła double IPA, druga milkshake ipa z mango, a niedawno wstawiłem sweet stouta. Wczoraj, po prawie dwóch tygodniach od zabutelkowania milkshake IPA, zajrzałem do butelek i taki oto dziwny widok mnie przywitał.
W temperaturze pokojowej:
Po schłodzeniu:
Początkowo pomyślałem: co tu się stanęło?! infekcja jakaś?
Otworzyłem więc piwo i wydaje mi się, że wszystko jasne. Poniżej filmik.
video-1588348287.mp4
Przypomniałem sobie więc, że chmielenie na zimno było przy tym piwie dość nietypowe.
W ogóle metoda przy jego produkcji była nietypowa jak na milkshake IPA.
Zapomniałem o istotnym dla tego stylu składniku - laktozie. Po nastawieniu na burzliwą, gdy zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem, stwierdziłem, że nie ma co teraz tam grzebać i po prostu na cichą doleję.
Minęło 10 dni, laktozę dla bezpieczeństwa zagotowałem z małą ilością wody oraz pulpą z mango. Wtem naszedł mnie bardzo "mądry" pomysł. Do garnka, razem z laktozowo-mangowym roztworem, dorzucę chmiel i rozpuszczę. Przecież mam fermentor stożkowy, pozbędę się chmielin przed rozlewem, nic złego nie może się stać.
Otóż myliłem się. Przy tak mocno rozpuszczonym chmielu, nawet filtracja przed rozlewem nie pomogła i chmieliny dostały się do butelek.
Jak już wcześniej zapowiadałem, przychodzę tu ze sprawą do bardziej doświadczonych piwowarów - czy Waszym zdaniem da się coś jeszcze zrobić, żeby sytuację uratować?
W ostateczności czeka mnie powtórka tego piwa. Lepsze to niz wylewanie, dokładniejsza filtracja i kolejne butelkowanie, gdyż łatwo o infekcje, a tego piwa mi szkoda - jest naprawdę smaczne.
Niemniej jednak, na weselu wystarczy mi jedna fontanna. Ta, przed wejściem do sali.
Będę wdzięczny za pomoc.
Pozdrawiam.