Witam serdecznie
Tytułem wstępu napiszę, że przed feralną warką zacząłem pierwszy raz zabawę z zacieraniem... Może to nie ma nic do tego ale... piwo (w domyśle okolice ALE) wyszło kwaśne. Zrzuciłem to na karb mojej nieudolności (nie miałem sracz-wężyka) więc cedziłem durszlakiem... przez 4 godziny. W końcu mogło coś podłapać. Piwo jakoś wypiłem - zaznaczam, że nie jestem zwolennikiem (słaba wola) długiego leżakowania więc poszło w +/-2-3 miesiące. Pod koniec albo przyzwyczaiłem się albo faktycznie smak zaczął się "klarować"... Anyway...
Zdezynfekowałem resztką nadwęglanu sodu (po terminie już był niestety) i zapomniałem.
Poszedłem w "klasykę" czyli robienie z płynnych ekstraktów. Kupiłem via internet wszystko i zacząłem pichcić Belgiana. Podczas zlewania na cichą fermentację było ok... ale przy butelkowaniu po otwarciu fermentora mym biednym oczom ukazały się te farfocle...
Zakładam, że to bakterie. Pleśń chyba by inaczej wyglądała. Zlałem do butelek tak 2/3 warki, resztę wylałem. W smaku jest "płaski" lekko kwaśny bez aromatów owocowych jak to zazwyczaj bywało. Butelkowałem przy BLG +/- 4 więc nie było tragedii, choć zazwyczaj były okolice < 3.
Kupiłem nowy nadwęglan, pirosiarczyn sodu a z pracu zachomikowałem trochę NaOH (zrobiłem 1litr 3%, trochę mało wiem). Płukałem najpierw fermentor na burzliwą, potem na cichą.
10 dni temu zrobiłem IPĘ... dziś przy zlewaniu na cichą widziałem MALUTKIE kłaczki, zresztą zapach był też nie-IPOwy... zdjęcia nie wyszły bo to właściwie był delikatny "film" na powierzchni... ale nie mam złudzeń, że kolejna warka idzie w piach. Pierwszy fermentor już wyj*bałem, zwłaszcza, że ma już ze 2 lata i zawsze jak fermentuje to wywala pianę przez rurkę a tych szczelin domyć trudno.
Co to za cholerstwo? Jak się tego pozbyć?
Ktoś ma dobre rady dla smutnego człowieka?
Pozdrawiam i przepraszam, że nie przywitałem się najsampierw w odpowiednim dziale ale chyba można darować sobie te ceregiele....
Pozdrawiam!