Witajcie,
tak się złożyło, że ostatnio doszło do dziwnego zakażenia, prawdopodobnie dzikimi drożdżami.
Otóż 24 marca nastawiłem kolejną warkę, o czystość dbałem, cały sprzęt i naczynia dezynfekowałem roztworem ciepłej z nadwęglanem sodu.
Piwko po kilku dniach prawie przestało bulgać - znaczy bardzo bardzo spowolniło, taki stan rzeczy utrzymywał się do piątku (6 kwietnia), aż nagle zmartwychwstało i znowu bulga.
Otworzyłem dzisiaj fermentator, na poczatku zajechało dzikim winem, później piwem, nabrałem na chochelkę tego co sie zrobiło, aerometr wskazuje około 3-4 st. ballinga, piwko lekko kwaskowe i drobno gazowane się zrobiło
Generalnie jestem załamany, plan był na wtorkowe butelkowanie, a tu kwas, czy macie jakieś pomysły co z tym zrobić?? czy pozostaje jedynie zabicie poprzez gotowanie, zasłodzenie i ponowne zaszczepienie tym razem gorzelnianymi na późniejsze przepędzenie??
Dla zainteresowanych wrzucam parę fotek, może się przyda w ocenie tego co się stało:
https://picasaweb.google.com/107616874971377676647/Zepsute_piwo?authuser=0&authkey=Gv1sRgCLniwKrZ6bOxxQE&feat=directlink
Będę wdzięczny za wszelkie dobre rady :-)
Pozdrawiam, Gustaw