Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'koledzy' .
-
Jestem tu nowy. Piwo lubię. Od jakiegoś czasu piwo robię, warze, jak zwał tak zwał. Nie uważam się za znawcę, nie twierdzę że jestem w dziedzinie piwowarstwa domowego jakimś autorytetem. Nim uwarzyłem pierwszą warkę z zacieraniem od momentu decyzji "tak, będę pił własne piwo" minęło ponad dwa lata. Przez te dwa lata uczyłem się, obserwowałem, próbowałem piw rzemieślniczych i innych i przy okazji "wyleczyłem się z picia piw koncernowych". Śledziłem jak wielu Kopyrę (choć nigdy nie kliknąłem mu suba), spędziłem przed ekranem setki godzin na różnych innych blogach, wideoblogach, .... Wszystko o piwie. I o co mi chodzi? Do sedna. Uwarzyłem kilkanaście warek, żadne piwo według mnie (i degustatorów) nie było wadliwe. Wybierałem piwa proste, bo przecież one miały być do picia, i takie były (szybko znikają). Zdarzyło mi się wielokrotnie, że pijałem piwa z polskiego kraftu które do moich się nie umywały. Wiem, że często mogła to być wina złego przechowywania i długich terminów ważności, ale to przecież nie moja wina. No i co? Pomyślałem: fajna ta polska piwna rewolucja, i chyba dobrze by było stać się jej częścią, może nawet zapisać się do PSPD, w miarę możliwości zintegrować się z koleżankami i kolegami podzielającymi moją pasję. Ale ja w gorącej wodzie kąpany nie jestem. Mówię sobie: Maciej, nie spiesz się, ucz się, sprawdź się i jak już będziesz coś umiał to działaj. No i pech chciał, że wpadłem na pomysł, by wysłać jedno ze swoich piw na konkurs. I to jedno piwo wraz z tym konkursem razem wzięte chyba na trwale wyleczyło mnie z jakiejkolwiek formy zorganizowanego udziału w życiu polskich piwowarów domowych. Ale o co chodzi? Nie, nie chodzi mi o to, że nic moje piwo nie znaczyło na tym konkursie, Nie liczyłem nawet na udział w finale, znam swoje miejsce w szeregu. I nic by się nie stało, pewnie dalej wysyłał bym swoje flaszki na różne konkursy, pewnie też do PSPD bym się zapisał, ale coś mnie podkusiło i zacząłem grzebać w necie by czegoś więcej dowiedzieć się o tych siedmiu z trzydziestu sześciu. No i co się niby takiego ciekawego dowiedziałem? Nie chce mi się rozpisywać, ale jednym skrótem można to określić: TWA. Nie wierzę, że w siódemce przypadkiem (wyłonieni w ślepym teście) znaleźli się tylko i wyłącznie "krewni i znajomi królika" z piwami wyśmienitymi, a pozostałe 28 osób (siebie nie liczę) mieli tylko piwa niestylowe, wadliwe, niesmaczne i niegodne wyróżnienia. Tym sposobem na trwałe po jednym incydencie ze "stowarzyszonym" piwowarstwem domowym zostanę pewnie na zawszę piwowarem tylko i wyłącznie dla siebie i moich degustatorów, bynajmniej nie zrzeszonych pod skrzydłami żadnego TWA.