Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'soy sauce' .
-
Nie robiłem sosu sojowego, ale się przymierzam. Przygotowałem przepis na podstawie materiałów znalezionych w Internecie i własnych wniosków. Składniki: - Soja - Woda - Sól - Pszenica / Jęczmień / czy cokolwiek innego - Koji / Grzyb pleśniowy (Aspergillus oryzae). Tak jak z piwem, możliwości i wariacji na temat sosu sojowego jest bardzo wiele. Ogólnie do tematu podszedłem z dystansem bo Japończycy uwielbiają dokładać filozofii do wszystkiego co się da nawet jeśli jest tam nie potrzebna, a do tradycji podchodzę w prosty sposób - jeśli się nie korzysta z dobrodziejstwa współczesnej wiedzy i innowacji to chędorzyć tradycję jeśli efekt końcowy jest taki sam lub bardzo podobny, za to znacznie wydajniejszy. Swoją drogą to nie Japończycy wymyślili sos sojowy. Napiszę tutaj jak ja bym to zrobił, gdybym miał możliwości. Proces polega mniej więcej na tym samym co przy warzeniu. Mamy soję wymieszaną z ziarnem (niesłodowane lub słodowane - częściej to drugie) zazwyczaj w propocjach pół na pół. Aby “zatrzeć” skrobię i białka zawarte w soi i ziarnie to dodaje się grzyb pleśniowy Koji, który to produkuje amylazę i rozkłada ów skrobię na cukry proste (które później przefermantują drożdże), oraz proteolizę, która rozkłada białka na peptydy i aminokwasy. Po kolei: 1. Gotujemy soję ~3-4 godziny żeby zmiękła i pleśń mogła później spokojnie dostać się do jej środka. 2. Śrutujemy ziarno / słód i mieszamy z ugotowaną (i odcedzoną) soją 3. Całość powinna mieć około 27-37°C i dodajemy pleśń. Tip: Jest takie coś jak ryż Koji - czyli ryż wymieszany z pleśnią. Jest to coś na zasadzie startera drożdżowego. Dajemy pleśń do ryżu i ona się tam pięknie rozwija, następnie można dodać trochę “zacieru” i rozwinąć jeszcze bardziej a później dodajemy ten ryż do mieszanki ugotowanej soi z ześrutowanym ziarnem i w ten sposób zaszczepiamy “nastaw” aby się “zacierał”. 4. “Zacieranie” polega na tym, że to sobie leży wszystko razem i pleśń robi swoje. Powinno to się odbywać w tych 27-37°C (najlepiej powyżej 30°C) przez jakieś... 3 dni do 3 tygodni, tak, żeby całość pokryła się pleśnią. Przy tej okazji ziarno ciemnieje oraz należy wszystko mieszać i dawać dostęp do powietrza żeby pleść pięknie się rozwijała, zwracając przy tym uwagę na higienę i niepożądanych gości w postaci pleśni czy bakterii, których nie chcemy. 5. Kiedy już skrobia i białka są przerobione przez grzyba, to lejemy wody z mnóstwem soli (15-25%) i dodajemy “zacier” i drożdże (górnej fermentacji wydają się być dobrą opcją). Całość zamknięta, zapewne w naszym przypadku w fermentorze na co najmniej 4 miesiące (6 miesięcy jest dobrze a rok to rzekomo najlepiej). Podobno dobrze jest też co tydzień intensywnie mieszać to ustrojstwo np. wiertarką z mieszadłem do cementu/kleju/farb intensywność zmniejszamy z czasem a później może sobie sos spokojnie leżakować. W tym czasie zrobi nam się z tego budyń sojowy i gdy uznamy, że już koniec, to wylewa się go na chusty (nie wiem czy serowarskie się nadadzą, ale wydaje mi się, że jak najbardziej) a następnie wyciska się z tych chust (potrzebny duży nacisk na sporą powierzchnię ) nasze dzieło, czyli sos sojowy. Resztki z wyciskania nie są do wyrzucenia - to pasta miso, czyli kolejna wspaniała rzecz do użycia w kuchni Pleśń można kupić u nas w Polsce np. jako drożdże (? ) Koji-Kin do sake. Tak sobie myślę czy nie dałoby się zrobić sosu sojowego w trochę inny sposób. Z pominięciem Koji i “suchego zacierania”. Po prostu “skleikować” soję, potraktować ją jako dodatek niesłodowany i zatrzeć “po naszemu”. Następnie dodać jeszcze wody z solą i to przefermentować. Reszta procesu taka sama. Być może efekt byłby inny, ale równie zadowalający.