Pierre Celis Opublikowano 18 Listopada 2014 Udostępnij Opublikowano 18 Listopada 2014 Ogólny klimat drugiej edycji Poznańskich Targów Piwnych opisałem już w tej relacji. Tym razem będzie wyłącznie o piwie. Na imprezie pojawiło się około 20 nowych piw i uwierzcie mi, że te trzy dni praktycznie upłynęły mi na degustacji nowości. Starałem się zapisywać ogólne wrażenia, bo taka impreza nie służy wnikliwemu ocenianiu poszczególnych piw, tylko wydaniu werdyktu odnośnie piw najsmaczniejszych. A najprostszym testem na smakowitość piwa była moja skłonność do sięgnięcia po dane piwo po raz kolejny. Zacznijmy więc od Pinty i ich dwóch nowości: Sanrajza oraz A Ja Pale Ale. To pierwsze miało umiarkowanie cytrusowy aromat, w smaku natomiast zaskakiwało względnie silną jak na piwo pszeniczne goryczką. Smak dopełniała lekka słodycz. Z czasem, po ogrzaniu piwo zyskiwało lepszy balans, goryczka nie była już tak odczuwalna. Tak właśnie wyobrażam sobie american amber wheat, choć aromat mógłby być tu zdecydowanie bardziej intensywny. Tak jak chociażby w drugim z pintowych nowości czyli A Ja Pale Ale. Intensywność zapachu owoców tropikalnych była na naprawdę wzorcowym poziomie. W smaku tak jak być powinno przy APA – rześko, z umiarkowaną goryczką, z tylko delikatnie zaznaczoną słodową podbudową. Chciałem tym piwem zacząć dzień trzeci (a zwykłem zaczynać dzień od pszenicy), jednak piwa już nie było. Znaczy Poznaniacy wiedzą co dobre O dyniowych piwach wypowiadałem się kilkukrotnie, irytuje mnie w nich zbyt duża ilość przypraw. Kingpin obiecywał, że przypraw w jego pumpkinie o nazwie Muerto nie będzie. Będzie za to rokitnik zwany też rosyjskim ananasem, który miał wprowadzić do piwa lekką kwaskowość. No i owszem, kwaskowość była. Była też zauważalna goryczka, dobra treściwość i kandyzowany syrop belgijski obecny zarówno w posmaku jak i aromacie. Szkoda tylko że w zapachu pałętała się i siarka, która zdecydowanie obniżyła przyjemność degustacji. Po takiej ciekawostce skusiłem się, rzec by można, na klasykę czyli AIPA w wykonaniu Ciechana. Wiele powiedziano o pierwowzorze tego piwa czyli Grand Prix i sprawie z Czesławem Dziełakiem ale to nie miejsce by do tego wracać. Teraz to piwo powróciło i wypadło…średnio. Owszem, początkowo w zapachu jest przyjemnie i znajome cytrusowe akcenty ładnie się uwalniają. Jednak od połowy wyczuwalny jest rozpuszczalnikowo-acetonowy motyw. W smaku goryczka wyrazista ale o lekko zalegającym, garbnikowym charakterze. Podobnie jak w zapachu, tu też w pewnym momencie pojawia się alkohol. Za to na plus była cena – 7 pln za pół litra. I tak ma być w przypadku browarów „regionalnych” – cena przyjazna ale jakość do niej adekwatna (choć wszyscy byśmy chcieli, by jakość była jak najwyższa). Kolejnym piwem był Ares z Olimpu. Olimp ma ostatnio u mnie niezłą passę – solidna Hera, ciekawy Charon, bardzo przyjemny i nowatorski Eris. Ares miał być red ejlem chmielonym polskimi Iungą i Sybillą. Lekko karmelowy zapach, smak łagodny wskutek niskiego wysycenia, obecne ciasteczkowo-biszkoptowe akcenty. Jak na red ejla w porządku, szkoda tylko że chmiel całkowicie niezauważalny. Nadszedł czas na piwa ciemne. Na pierwszy ogień poszła Kawka z Widawy w wersji Coffee Milk Stout. Od pierwszego niucha wyczuwalna była laktoza dopełniona czekoladą. W smaku podobnie, mocno laktozowo, a może nawet i słodko. Przydałoby się trochę więcej kawy. Ten niedosyt zrekompensował mi Bebok z Kraftwerku w tym samym stylu Coffee Milk Stout. Tutaj aromat mielonej kawy był zdecydowany, a w miarę ogrzewania pojawiała się laktoza uzupełniona jeszcze palonością. W smaku extra treściwe, mocno kawowe z wyczuwalną delikatną kwaskowością znikającą wraz ze wzrostem temperatury piwa. Bardzo udany debiut! Ostatnim piwem wypitym na terenie Targów w piątek było Gacie po Tacie z Podgórza. Wyraziście wędzone, nie pozostawiało niedosytu odnośnie tego aspektu w tym wędzonym stoucie. Po zamknięciu Targów udaliśmy się na aftera do Setki. Tam spróbowałem z kolei Angielski Hydrant z Chmielarium, który był jedyną krajową nowością dostępną na kranie. To poprawne ESB, a że nie przepadam za tym stylem to i żadnych notatek nie zrobiłem. Tu warto zaznaczyć, że drugie piwo z Chmielarium spróbowane w niedzielę czyli Orzechowe Szaleństwo niestety jest wadliwe (siarka plus kwasek). Wiem, że Przemek Domagalski robi dobre piwa i wpadkę poczytuję specyfice browaru Zodiak. Drugiego dnia przyszła pora na piwa mocniejsze. Zacząłem oczywiście pszenicą (z piotrkowskiego Olbrachta), po czym wziąłem się za Wujka Vettisa z Podgórza. Okazało się, że skrót BIPA na etykiecie nie oznacza Black IPA ale Belgian IPA. W to mi graj! Piwo zauroczyło mnie swoim kompleksowym smakiem w którym goryczka idealnie współgrała z pikantno-pieprzowym charakterem. Znajomi sensorycy/sędziowie piwni co prawda kręcili nosem na aldehyd octowy (zielone jabłko/farba emulsyjna) obecny w aromacie ale to jest właśnie ta różnica między nami, bo mi to piwo bardzo zasmakowało. Następny był Funky Rye z Artezana. Bardzo sobie cenię artezanowe piwa z drożdżami odmiany Brettanomyces, a Funky Brett oraz Funky IPA uzyskały tytuł Debiutu miesiąca w maju oraz wrześniu tego roku. Nowy Funky okazał się najbardziej „brettowym” piwem tej serii. Dominujące motywy stajni i zagrody występowały tu jednak z całkiem wyrazistą owocowością. Na uwagę zasługiwała solidna treściwość pochodząca od żyta. Aż trudno było uwierzyć, że to piwo ma tylko 11° Blg! Po Artezanie przyszedł czas na nowego Birbanta czyli Imperial Red AIPA. W ferworze zapowiedzi piwnych nowości ubzdurało mi się, że to ma być Imperialne Red Ale. I dla takiego piwa byłoby tu wszystko w porządku – lekko karmelowy aromat, wyrazisty słodowy, pełny smak, dobrze ukryta moc. Tyle że później okazało się, że to miała być AIPA. No cóż, chmielu brakło…Następnym było piwo, na które ostrzyłem sobie zęby od dawna. Tak, to nie nowość ale na festiwalu w Warszawie już się na nie nie załapałem. Oto pierwszy polski sour ale czyli John Sour z AleBrowaru! O wersji wiśniowej należy jak najszybciej zapomnieć natomiast wersja czysta od razu urzekała swoim rewelacyjnie rześkim, kwaśnym aromatem. Aż szkoda, że podobnej intensywności kwasku nie udało się osiągnąć w smaku ale pod tym względem jestem ekstremistą – sourheadem! Bardzo dobre piwo, rewelacyjnie orzeźwiające i wprost idealne jako przerywnik pomiędzy kolejnymi degustacjami. Mój postulat brzmi – polski sour ale ma być na każdym piwnym festiwalu! Po takim orzeźwieniu można było już się zmierzyć z wyzwaniem, jakie rzuciła Pracownia Piwa. Ballingi nowości w postaci 18° i 25° to nie żarty. Żytnia imperialna IPA o nazwie 200! wprost porażała relacją ekstrakt/rześkość. Jak można zrobić tak rześkie, doskonale pijalne piwo przy tak wysokim ekstrakcie? Rewelacja. Bonusem była specyficzna fenolowa pikantność, jednak Tomek Rogaczewski powiedział, że ten posmak wnoszony jest przez obecność żytniego słodu w zasypie. Tak czy inaczej, świetne piwo. Następne na ladę wjechało piwo wyjątkowe, przygotowane i dostępne wyłącznie na Targach, mianowicie 100! z Kawą. Kawa została dodana tu do beczek w postaci pełnych ziaren. Efekt? Cudowny aromat świeżo zaparzonej w ciśnieniowym ekspresie kawy. Do tego znów wspaniała pijalność. Dla mnie ekstra! Przed wejściem na ekstremalny poziom ekstraktu spróbowaliśmy przedpremierowo nowej wersji Robust Portera od Birbantów o podrasowanym ekstrakcie 18,1° Blg. Wielce się cieszę, że to piwo wróciło, bo mam z nim związane dobre wspomnienia jeszcze z czasów warzenia w Hauście. Wersja z Witnicy nie była tym czego oczekiwałem i cieszę się, że tym razem wszystko grało, zapowiada się naprawdę dobre piwo! W końcu przyszła pora na najmocniejsze piwo wieczoru czyli Wheat Wine Hey Now. Dla mnie ostateczną granicą akceptacji było Double Hey Now, kolejny Tripel był już za słodki. Wersję poczwórną określić można jednym słowem: słoooodkie. Po dwóch łykach zapadła decyzja o rżnięciu, a że piwo to mogło nakryć swym profilem każde inne, padła propozycja przelotu przez wszystkie krany. Przy 14 kranie skończyło mi się miejsce w szkle, powstało więc 14-krotnie rżnięte piwo festiwalowe Pracowni. Było trochę mniej słodkie Ostatnim akcentem dnia drugiego było piwo Josefika, które spróbowałem na afterze w jego nowo otwartym lokalu „Dom Piwa”. Absolutnie perfekcyjne, wspaniale orzeźwiające połączenie drożdży Brettanomyces z amerykańskimi odmianami chmielu. Otrzymałem to piwo również w wersji butelkowej do domowej degustacji i mam nadzieję, że dorówna ono temu serwowanemu z beczki. Czas na dzień trzeci, ostatni. Tutaj spróbowaną nowością był Oficer Crabtree z Gzuba. Ciekawostką w tym piwie było użycie francuskiej odmiany chmielu o nazwie Strisselspalt. Chmielowego charakteru było tu jednak mało, to bardziej sesyjny belgijski ejl z lekkim słodkawym posmakiem. Prawdziwą rewelacją okazała się jednak najnowsza wersja Piknika z Dzikiem, piwa, które zdobyło tytuł Debiutu miesiąca w czerwcu. Teraz było jeszcze bardziej „saisonowe”, jeszcze bardziej treściwe. Aromat pomarańczy i specyficznej przyprawowości pochodzącej z belgijskich drożdży, a w smaku świetnie połączona goryczka amerykańskich odmian chmielu z „saisonową” pikantnością. Świetne piwo! Jakie piwo zasłużyło zatem na miano piwa festiwalu? Na szczęście takiego nie było z prostego powodu – takich piw było kilka A zatem wymieńmy te, które zrobiły na mnie największe wrażenie w kolejności alfabetycznej: 100! z Kawą (Pracownia Piwa), 200! (Pracownia Piwa), Bebok (Kraftwerk), John Sour (AleBrowar), Piknik z Dzikiem (Gzub), Wujek Vettis (Podgórz) oraz specjalne wyróżnienie dla piwa Josefika. Dziękuję wszystkim, z którymi miałem okazję porozmawiać przy degustacji wszystkich opisanych tu piw, w szczególności piwowarom. Do zobaczenia na kolejnym festiwalu! Wyświetl pełny artykuł Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się