Pierre Celis Opublikowano 12 Października 2016 Udostępnij Opublikowano 12 Października 2016 Tekst o etykietach Brokreacji wyraźnie się Wam spodobał, a mnie sam temat etykiet piwnych na tyle zainteresował, że postanowiłem go kontynuować. Zwłaszcza, że udało mi się wyciągnąć kilka ciekawostek z Browaru Pinta od Ziemowita Fałata. Do Pinty mam szczególny sentyment. Myślę zresztą, że podobnie jak większość kraftowców. To od Ataku Chmielu zaczęła się moja miłość (?) do piw chmielonych na zimno, do wszelkich ajp itp. Pamiętam też, że gdy pierwszy raz to piwo trafiło w moje ręce i zobaczyłem tę zieloną etykietę, to pomyślałem: „Kurde, ale fajna. Etykiety piwne nie muszą być nudne i przesadnie tradycyjne”. To też sprawiło, że z miejsca poczułem zupełnie inny klimat, zobaczyłem inny świat. Jednak zanim pojawił się „zielony” Atak Chmielu, to w 2011 roku jego etykieta wyglądała zupełnie inaczej. – Kiedy w 2011 roku startowaliśmy z PINTĄ, w zakresie etykiet mieliśmy jeden cel – wyróżnić się na półce. Wówczas nie było to trudne, bo w sklepach nie było polskich piw rzemieślniczych. Etykiety z 2011 roku celowo wyglądały na zrobione przez amatorów, z kompletem informacji o surowcach, z humorem – opowiada mi Ziemowit Fałat, współwłaściciel Browaru Pinta. – To zadziałało, ale oprócz zachwytów docierały też do nas narzekania, że PINTA na półce wygląda jak tanie wino. W 2012 roku było już jasne, że na rynek wejdą kolejni rzemieślnicy. W naszym stylu zrobiliśmy ucieczkę do przodu. Celem było stworzenie opakowań, które będą miały spójną linię graficzną i będą z daleka identyfikowane jako PINTA. Nie chcieliśmy epatować wariactwem i nadmierną wyrazistością – żeby opakowania po pierwszym „WOW!” nie znudziły się oczom klienta. Cele zrealizowaliśmy w 100% – dodaje. Pinta warzy piwa również w kooperacji i okazuje się, że to właśnie w takich przypadkach najtrudniej jest przygotować etykiety piwne. – Zdecydowanie do takich piw jest najtrudniej, zwłaszcza jeśli kooperujemy z zagranicznymi browarami. Ustalenie wszystkich szczegółów i informacji wymaganych w obu krajach oraz pogodzenie czasem różnych gustów – to wyzwanie – podkreśla Ziemowit. Czasami bywa też tak, że trudno osiągnąć oczekiwany efekt końcowy. Sam pracuję w branży marketingowej, przy kreacji i doskonale wiem jak to jest. Gdzieś z tyłu głowy jest pomysł. Człowiek wie, że coś ma wyglądać tak, a nie inaczej, ale w realizacji coś „nie teges”. Zdarza się jednak, że przy okazji powstają różne zabawne historie i przewrotne idee. Podobnie było w Browarze Pinta przy okazji piwa Happy Crack. – Po uwarzeniu Happy Crack (Black Sahti) z Pracownią Piwa, zleciliśmy projektowanie etykiet obu studiom graficznym, które na codzień współpracują z PINTĄ oraz Pracownią. Mieliśmy wybrać fajniejszą – wyjaśnia Ziemowit. – Mijały tygodnie, dostawaliśmy coraz to nowe propozycje, ale żadna z nich nas nie przekonywała. Wreszcie tuż przed rozlewem piwa w akcie rozpaczy zaprojektowałem etykietę samodzielnie. Ta koncepcja wszystkim się spodobała i mieliśmy problem z głowy – dodaje. Jeśli ktoś nie kojarzy tej – powiedziałbym – niezwykle kreatywnej, innowacyjnej, świeżej etykiety, to może zerknąć na poniższe zdjęcie. I teraz zobaczcie ile takich ciekawych historii, ile anegdot, ile godzin pracy, ile spotkań, rozważań, ile też pewnie nerwów i milionów myśli kryje się w każdej etykiecie piw rzemieślniczych. Ja to naprawdę szanuję, doceniam i cieszę się, że mogę Wam takie smaczki tutaj przedstawiać. Dlatego prawdopodobnie to nie jest ostatni tekst z tej serii. Happy Crack | Etykiety piwne | WarzePiwo.PLArtykuł Ziemowit Fałat: wyróżnić się na półce [etykiety piwne] pochodzi z serwisu Warzę Piwo Domowe. Wyświetl pełny artykuł Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się