Pierre Celis Opublikowano 4 Września 2017 Udostępnij Opublikowano 4 Września 2017 Od początku było wiadomo, że to wcale nie „kolejny piwny festiwal”, ale tak naprawdę test na zaangażowanie piwnej społeczności. Czy nadszedł już w Polsce czas, że ludzie są w stanie zapłacić relatywnie wysoką kwotę za możliwość nielimitowanej degustacji piw z najbardziej renomowanych browarów na świecie? Pierwszy sprawdził to wrocławski Beer Geek Madness i wynik był pozytywny. Teraz jednak miało być inaczej. Impreza podzielona została na trzy 4,5 godzinne sesje, a cena wejściówki na jedną sesję miała być blisko dwa razy wyższa niż na BGM. Rekompensowane miało być to piwną ofertą – 20 browarów ze światowej czołówki oraz 10 weteranów piwnej sceny z kraju. Na każdej z sesji miały być dostępne po dwa piwa z danego browaru, co daje 60 różnych piw na sesji i 180 przez czas trwania całej imprezy. To jest prawdziwie piwne szaleństwo! Zacznijmy od tego, co poszło perfekcyjnie. Miejsce i organizacja bez zastrzeżeń. Od Dworca Głównego do hali Chemobudowy jest jakieś 15 minut tramwajem. Hala dość duża, czysta, dobrze oświetlona, z odpowiednim zapleczem sanitarnym. Ekipa organizacyjna czyli połączone siły Pracowni Piwa i Smaku Piwa panująca nad sytuacją i licznie zgromadzonymi wolontariuszami. Jestem pod wrażeniem, że płynnie i bez problemów udało się przejść między sobotnimi sesjami, gdzie czasowe okienko na zmianę piw i opróżnienie hali z publiki było naprawdę niewielkie. Wybór piw powalał swą mnogością. Polscy rzemieślnicy w zdecydowanej większości przygotowali się do imprezy i zaproponowali nowości lub specjalne wersje swych piw. W kwestii zagranicy widać było słynne pozycje, które gdy pojawiają się gdzieniegdzie na kranach, to kosztują krocie. Czy jednak więcej znaczy lepiej? Czas poruszyć dwie kwestie, które zwróciły moją uwagę. Sprawa pierwsza: dwie sesje w sobotę to było naprawdę za dużo. Nawet próbując piwa do 6% na większości sesji przedpołudniowej, człowiek czuje ten woltaż. Dodatkowo mnogość próbowanych piw skutkuje tym, że sesja popołudniowa średnio nadaje się już do jakiegokolwiek miarodajnego oceniania. Według mnie optymalnym rozwiązaniem byłoby wrzucenie w sesję przedpołudniową piw względnie lekkich, o niższym woltażu. Albo zorganizowanie tylko jednej, popołudniowej sesji. Sprawa druga: umiarkowana frekwencja. Wpływało to oczywiście pozytywnie na komfort i atmosferę – zero kolejek, zero tłoku. Jednak okazało się, że liczba piwnych freaków w Polsce nie przekracza 400 osób. Przynajmniej tych, którzy za dobrym piwem pojadą dalej niż do najbliższego specjalistycznego sklepu. Padły pomysły, że może by zorganizować kolejną edycję OMBF w Warszawie, ale spotkały się one z dezaprobatą organizatorów. OMBF był i będzie w Krakowie. Jak zatem zachęcić ludzi do liczniejszego uczestnictwa w imprezie? Może można zejść z ceny biletu ograniczając liczbę piw obecnych na sesji? Albo zmniejszyć liczbę sesji do dwóch? Na pewno piwa było tak dużo, że chyba nikomu nie udało się spróbować wszystkiego. Myślę, że spokojnie na kolejnej edycji możemy się obejść z mniejszą ich liczbą. Bo tak jak na każdym dobrym festiwalu chodziło nie tylko o piwo, ale o rozmowy z ludźmi. I myślę, że OMBF udało sie zebrać tak doborową ekipę, że ten czas byśmy dobrze spędzili nawet przy piwach z dwóch losowo wybranych stron festiwalowej książeczki Rok w rzemieślniczym piwowarstwie to naprawdę dużo. OMFB 2018 zapewne będzie wyglądał trochę inaczej, ale jednego można być pewnym – to będzie impreza grupująca najbardziej zaangażowanych fanów piwa. Czy oprócz nich pojawią się i inni? Oby tak View the full article Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się