Pierre Celis Opublikowano 27 Września 2017 Udostępnij Opublikowano 27 Września 2017 Wrażenia zależą od oczekiwań, punkt widzenia od punktu siedzenia. Slogan to i truizm. Ale chyba to oddaje najlepiej sytuację nie tylko przecież po WFP ale i po każdym festiwalu. Jedni nastawiać się będą na rekordy frekwencji i ilości premier. Inni przyjmą ze spokojem fakt, który jest wiadomy już od jakiegoś czasu – stabilizacja postępuje. Objawy? Po pierwsze, frekwencja. Większość moich rozmówców zwracała uwagę na mniejszą niż zazwyczaj liczbę odwiedzających. Potwierdziło się to w oficjalnej statystyce – festiwal odwiedziło 14 tys. ludzi. Dla przypomnienia – rok wcześniej było to 18 tys, dwa lata temu „zaledwie” 12 tys. Tyczy się to oczywiście edycji jesiennych, bo te wiosenne od dwóch lat przyciągają po 20 tysięcy. Powód takiej sytuacji na ogół wymienia się jeden – wrześniowy termin. Nie pasować ma on podobno i studentom jeszcze się wakacjującym albo zaliczającym sesje poprawkowe ale też i pozostałym, którzy nie podreperowali po urlopach swego budżetu. Nie bez znaczenia była też deszczowa aura przez pierwsze dwa dni. Efekt? W piątek wieczorem bez problemu można było przemieszczać się po terenie drugiego piętra, a stwierdzenie że „Legia jest za mała na taki festiwal” w końcu nie miało odzwierciedlenia w przewijających się tam tłumach (których nie było). Po drugie, liczba premier. Piwna Zwrotnica z początkiem września stwierdziła fakt przekroczenia liczby tysiąca nowych polskich piw na rynku. Ekstrapolując tę liczbę dojdziemy do sumy 1500 rocznie co jest analogiczne do roku ubiegłego. Przypomnę tylko dynamikę wzrostu pod tym względem. 2014 – 500 premier, 2015 – 1000 premier, 2016 – 1500 premier. Rok 2017 to rok stabilizacji i to było widać w Warszawie. Premiera, która przyciągnęła tłumy i wzbudziła powszechne pożądanie? Nie kojarzę. Kwestią która wyróżniła siódmą edycję WFP, poza niefortunnym terminem, była selekcja wystawców. Chyba po raz pierwszy miejsce w strefie nowych browarów zależało od efektu wcześniejszego sprawdzenia ich produktów. Skutek tego łatwy do zauważenia – w strefie „new commersów” mieliśmy podmioty obecne na rynku minimum pół roku, a niektórym to stuknie i rok drugi. „Świeżaków” zabrakło. Czy to źle? Niekoniecznie, w końcu pierwsze miesiące to mozolne szlifowanie formy, do której i tak niektórzy nigdy nie dochodzą. Na drugim piętrze dał się zauważyć brak #DobryBru. Jednych to dziwiło, dla innych było to oczywistą konsekwencją #GranatGate. W końcu piętro trzecie, gdzie dało się słyszeć głosy rozczarowania mało reprezentacyjną lokalizacją stoiska. Czy to wszystko świadczy o tym, że organizatorzy silną ręką dyktują warunki festiwalowego uczestnictwa? Ja tylko mam nadzieję, że kolejna edycja nie będzie uboższa o tych mniej usatysfakcjonowanych, a którzy dobre piwo warzyć potrafią. Na koniec. Podejście gwarantujące satysfakcję? Bez spinki. Bez konieczności spróbowania wszystkich nowości, nawet bez listy must try. Na festiwalu piwo jest ważne, ale nie najważniejsze. Zacząłem truizmem i tak też kończę. Spotkania i rozmowy z ludźmi są esencją festiwalowej rzeczywistości. I to rozmowy zarówno ze starymi wyjadaczami, jak i ludźmi pytającymi, czy może prowadzę jakiegoś bloga. Pod tym względem jak zwykle było świetnie. Oby tak zostało jak najdłużej. PS. A już wkrótce rozpocznie się publikacja wideowywiadów z WFP7 View the full article Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się