Pierre Celis Opublikowano 22 Listopada 2017 Udostępnij Opublikowano 22 Listopada 2017 Z opisywaniem piwnych imprez jest jak z pisaniem o swojej rodzinie. Raczej nie wypada o niej mówić źle głośno. W końcu ona Cię wykarmiła i wychowała. Lepiej siedzieć cicho, jeśli nadal chcesz korzystać z benefitów. Ale cóż, kiedy widzisz że coś idzie nie tak, warto powiedzieć to głośno. Rok temu pisałem o festiwalowym przegrzaniu. Że odstępy czasowe między festiwalami są zbyt krótkie, że wystawców jest zbyt dużo (za to zadowolonych ze sprzedaży mało), że jednorazowe bilety wstępu zbyt drogie. Czy coś się zmieniło? Niewiele. Festiwal przesunięty został z terminu piątek-niedziela na czwartek-sobota. Szczerze mówiąc, zaskoczony byłem względnie niezłą frekwencją w czwartek. Ale w piątek i sobotę imprezę równie dobrze można było odpalić o 16, bo wtedy pojawiał się jakiś większy ruch. Dodatkową atrakcją miało być też połączenie festiwalu piwnego z food truckowym. Nie odniosłem takiego wrażenia, choć faktycznie, pod tym względem jestem zdecydowanie niereprezentatywny. Ale nie o narzekanie tu chodzi. Podstawowe pytanie brzmi: dla kogo mają być piwne festiwale? Dla tych przekonanych? Też. Ale przede wszystkim dla ludzi nowych, dla których taka impreza może być świetną okazją do wejścia w świat rzemieślniczego piwa. Tyle się mówi o nadpodaży i ciągłej konieczności poszerzania rynku. A tu bach, 20 zł za wjazd. Nie sądzę, by skusił się na to ktoś przypadkowy. Nie mówię o darmowym wejściu, ale 5-10 zł to cena rozsądna. Żeby nie było wątpliwości – tym razem cena biletu obejmowała wejście na festiwal. Wyłącznie. W tym roku zliczyłem 66 wystawców. Właściwie żaden, z którym rozmawiałem, nie był zadowolony. Podstawa to kwestia wysokich kosztów wystawienia i niskiego poziomu sprzedaży. Ale było też mowa o wyczerpywaniu się formuły festiwali w ogóle. Że entuzjazm dawno już uleciał. W Poznaniu w pozbawionej klimatu, ascetycznej hali widoczne było to aż nadto. Wniosek był taki, że Targi to po prostu twardy biznes i organizator wydaje się być największym beneficjentem tej imprezy. Lokomotywą PTP jest Konkurs Piw Rzemieślniczych. Obecnie to właściwie jedyny powód, by odwiedzać poznański festiwal. I mimo mojego sceptycznego nastawienia do konkursów jako takich, jest to jakaś atrakcja integrująca środowisko i dająca namiastkę dawnych czasów żywieckiego Festiwalu Birofilia. Za rok i tak spotkamy się i ciągle będzie słyszeć te same opinie. Bo sytuacja się powtarza i nic nie wskazuje na to, by miała ulec zmianie. Tyle tylko, że to grono jest z każdym rokiem coraz mniejsze…Czy na kolejnej edycji będą już wyłącznie „regionalni” dobrze czujący się w nowej fali, browary lokalne oraz średnia półka? Niewykluczone. Zdaję sobie sprawę, że wypunktowałem wyłącznie wady imprezy. Ale może tak trzeba, by za rok nie skontatować, że PTP to już zmarnowany potencjał i na festiwalowym rynku liczą się już inni? Na koniec ciekawostka. Dzięki zaproszeniu Jerrego (zdrówko!) uczestniczyłem w kursie sensorycznym prowadzonym przez Borysa Gadzova z FlavorActive. Przejechaliśmy przez ok. 15 próbek rozpuszczanych w aldehydowej i utlenionej Warce. Bywa i tak. Zaskoczenia wielkiego nie było – większość tych aromatów dobrze oddają ich deskryptory. Ale istotne jest, że niektóre rzeczy (np. papierowy czy metaliczny) obecne są przede wszystkim w smaku, w aromacie niekoniecznie. Generalnie próbowanie tak potraktowanego piwa to fajna zabawa, ale czy warta swej ceny to już musicie ocenić sami. Wszystko zależy od Waszego doświadczenia w próbowaniu piwa View the full article Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się