Pierre Celis Opublikowano 28 Marca 2018 Udostępnij Opublikowano 28 Marca 2018 Chyba dla nikogo nie jest tajemnicą, że lubuję się w odkrywaniu piwowarskich rynków, nawet jeżeli w powszechnej opinii nie należą one, delikatnie pisząc, do nadzwyczaj interesujących. I słusznie! Bo co prawda, ciekawość prowadzi prosto do piekła, to dzięki właśnie niej, przekonałem się, że prócz utartych do znudzenia scen piwowarskich, funkcjonują równolegle nieco zapomniane przez wszystkich rynki, które mają wiele do zaoferowania. Podobnie było i Tym konkretnym przypadku. Gdy pierwszy raz, pięć lat temu odwiedziłem Południową Afrykę, wiedziałem że muszę koniecznie tam powrócić. Wszak za każdym razem gdy, przypominałem sobie tamtą wycieczkę z rozrzewnieniem wspominałem tamtejszy klimat, kulturę, krajobrazy, kuchnię….i rzecz jasna piwo, które w mej ocenie uchodzi za jedne z najlepszych na świecie. Jednakże pierwotny plan urlopowy wcale nie zakładał wypoczynku w tej części świata. Typowałem w pierwszej chwili na Senegal, Kenię bądź też Indie, do której się przymierzamy już wiele lat. Na całe szczęście z pomocą przyszła mi pewna linia lotnicza, która podsunęła mi niezłą promocję na lot do Johannesburga z mojego pobliskiego Gdańska. I tak oto, po dwóch miesiącach od zakupu biletów, z listą browarów ręku, które koniecznie musimy odwiedzić znaleźliśmy się w stolicy RPA, w Johannesburgu. Nie zakładaliśmy wypoczynku w tymże mieście, a w prowincji Free State, KwaZulu-Natal oraz Mpumalanga. Jednakże, aby nieco urozmaicić nasz wyjazd, dodaliśmy do planu naszego wyjazdu Lesotho oraz Suazi. I słusznie, bo właśnie tam mieliśmy okazję skosztować najciekawszych potraw i rozkoszować się najpiękniejszymi pejzażami podczas tej wyprawy. A co z piwem? No właśnie. Mimo, że oba rynki są mocno uzależnione od swojego większego sąsiada, odnaleźliśmy tam pewne różnice, dla których warto wybrać się do tych krajów. Ze względu na to, że w Lesotho szlajaliśmy się jedynie po górach, ograniczę się do wspomnień na blogu jedynie do Suazi. Teoretycznie żaden przewodnik ani blog podróżniczy nie poświęca większej uwagi temu państwu. A szkoda, bo w mojej ocenie kraj jest warty kilkudniowego urlopu. Z jednej strony, od południa znajdziemy urokliwe, ciągnące się po horyzont prerie, przypominające do złudzenia rolniczą Dakote a od północy nasze…Bieszczady. Jednakże co ważne, z perspektywy turysty, kraj ten oferuje o wiele ciekawszą bazę turystyczną niż pobliskie RPA. Mimo, że działa tam dosłownie kilkanaście hoteli o dość wysokim komforcie, zlokalizowanych głownie wokół dwóch miast Manzini i Mbabane, nigdy nie ma tam tłoku. Turystów jest na lekarstwo a i biznesmenów trzeba ze świeca szukać, co czynni te hotele dość przystępnie cenowo. Jednakże nie dla samego leżakowania przyhotelowym basenie tam pojechaliśmy, a także dla jedynego browaru, jak się okazało na miejscu, który działa od 1969 roku w gospodarczej stolicy Suazi, w Manzini. Nie ukrywam, że za każdym razem, gdy mam przekroczyć próg browaru, w dość egzotycznym miejscu, stresuje się jak na maturze. Nigdy wejście nie przebiega w takich miejscach gładko. Za każdym razem, administracja browaru, piętrzy trudności i problemy, które mogłyby nie jednego zniechęcić. Tym razem, prócz standardowo długiej rozmowy przekonywującej, musieliśmy przejść przyspieszony kurs BHP oraz ubrać się w strój odpowiadający ich normom. Na całe szczęście przydzielono nam za przewodnika głównego piwowara, który mimo, że w pierwszej chwili był mocno przestraszony, to z czasem rozkręcił się i pokazał nam nawet najciemniejsze kąty browaru. Z pewnością największe wrażenie zrobiła na nas warzelnia o pojemności 100 hektolitrów, która dzielnie działa od pierwszego dnia funkcjonowania browaru, czyli od 1969 roku. Niestety browar rozpoczął już gruntowną modernizację zakładu, wyzbywając się zbiorników fermentacyjnych i poziomych zbiorników leżakowych, zastępując je wielkimi tankofermentatorami. Mam jednak nadzieję, naczynia warzelne ostaną się i dalej będą cieszyć oko pracowników i kontrahentów browaru (turystów podobno tam nigdy nie było). Co ciekawe browar posiada jeszcze jedną instalację warzelną (20hl), dedykowaną wyłącznie pod produkcję piwa z sorgo, Imvelo. Mimo, że browar produkuje rocznie raptem 50 tysięcy hektolitrów piwa, ichnie piwo jest wszechobecne w każdym zakątku kraju. Główne skrzypce odgrywa tutaj lokalna marka Sibebe (4,8% alk.). Dodatkowo to krótkie port folio jest uzupełnione o licencyjne marki takie, jak: Castle (5,0% alk.), Castle Milk Stout (6,0% alk.) oraz Hansa (4,5%alk.). Co prawda, żadne z tych piw nic nie urywa, to pokroiłbym się za tamtejszego Milk Stouta i Sibebe. Proste lecz bardzo smaczne koncerniaki, które o dziwo nawet smakują w naszym klimacie. Czego chcieć więcej! Polecam! . . . . . . Instalacja służąca produkcji Imvelo . . Nieużywane już tanki leżakowe . Magazyn słodu (głownie pochodzący z RPA, ale także i z Belgii) . Najpiękniejsze pamiątki z Suazi View the full article Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się