Pierre Celis Opublikowano 24 Lutego 2018 Udostępnij Opublikowano 24 Lutego 2018 Podczas Beer Geek Madness 5 wypiłem w sumie nieco ponad litr piwa więcej niż rok wcześniej. O ile poprzednim razem formuła imprezy rajcowała mnie sama w sobie, o tyle tegoroczne wydarzenie było dla mnie zdecydowanie ciekawszym przeżyciem. Beer Geek Madness na pierwszy rzut oka uboższe W tym roku na poziomie 0 nie było kranów z piwem. Nie było dublowania stanowisk browarów, nie można było zatem uciec od scenicznego dudnienia muzyki. Mimo, że samych browarów było ponoć więcej, to chyba ograniczyli liczbę biletów, bo naprawdę było o wiele luźniej. Oczywiście kolejki się ustawiały do piw, ale po prostu tak musiało być. Rzecz w tym, że nie miałem wrażenia jakbym był zamknięty w słoiku po ogórkach. Nawet łatwo było znaleźć jakieś wolne krzesełko do przycupnięcia na moment. To wszystko sprawiło, że na pierwszy rzut oka impreza wydawała się uboższa, ale nic bardziej mylnego. Uważam za bardzo dobry pomysł wmieszanie stanowisk zagranicznych browarów pomiędzy nasze rodzime. Przynajmniej koło tej godziny 20.00 ludzie nie napierali na drzwi, a potem się nie chcieli zabijać podczas biegu do poszczególnych kranów. Tajemnica z Brokreacji Zacząłem od tego, co skradło moje serce na Beer Geek Madness 4, czyli Kociamber z browaru Szałpiw. No, drugie podejście to już nie było to samo, no cóż… miłość w krafcie nie jest czymś specjalnie stałym. Na drugi ogień poszła Brokreacja. Mateusz Górski przywiózł premierowo Stockholm Syndrom w dwóch wersjach. Dużo im idzie browaru na eksport, pojawiają się zapytania czemu nie stosują aromatów, tylko jadą na chmielach, no to facet postanowił zrobić eksperyment i pokazać nam różnicę między jednym, a drugim. No właśnie tylko który jest który? Ja zacząłem od „jedynki”. Fajna Triple APA, może bez jakiegoś wow, ale naprawdę dobre piwo. Mój kolega Kozuś chwycił natomiast „dwójkę”. Wziąłem łyka, ale już w aromacie piwa czułem zdecydowaną różnicę. Takie bardziej owocowe, pachniało słodko. Słodkie było też w smaku. Według zapewnień autorów jedno nachmielili na aromat amerykańskimi odmianami chmielu oraz doprawili sokiem i zestem z grejpfrutów oraz pomarańczy. Z kolei drugie swój zapach zawdzięcza wyłącznie naturalnym aromatom. – Chłopaki piwo bazowe jest tak samo wytrawne w obu przypadkach. Nie mogę Wam powiedzieć na razie co jest sekretem takiego odbioru tego słodszego piwa ani też nie zdradzę, który Syndrom jak jest przyprawiony. Dajcie nam czas, piwo trafi do butelek i na koniec kwietnia obwieścimy co i jak – podkreślił w rozmowie z nami Mateusz Górski z Brokreacji. Nie ugiął się pod naszym naporem nawet o późniejszej porze, kiedy postanowiliśmy „przeatakować na zmęczonego rywala”. Skoro jednak mamy się pobawić, to ja zaryzykuję i stwierdzę, że… to jedynka była na tych aromatach, a dwójka była nachmielona oraz z sokiem. Będę śledził uważnie doniesienia, bardzo jestem ciekaw rezultatu. Stout nie taki straszny Znacie mnie, no może nie wszyscy, ale nie raz na blogu podkreślałem, że ja to mógłbym w sumie degustować jedynie ajpy, no może jakiś hefeweizen w międzyczasie. Zdecydowanie nie szukałem miłości ze Stoutami. Tymczasem na Beer Geek Madness 5 postanowiłem, że ulegnę szaleństwu i popróbuję co się da. To właśnie sprawiło, że tegoroczna edycja była dla mnie o wiele ciekawszym przeżyciem. Kompletnie nie żałuję, bo dzięki temu miałem okazję spróbować jednego z fajniejszych piw w moim życiu, a mianowicie Beer Geek Cocoa Shake z browaru Mikkeller. Kawy nie było, za to bardzo fajna czekoladka i przyjemna, gładka struktura piwa. Bomba! Popróbowałem innych ciemnych piw. Na pewno przy okazji sięgnę ponownie po Kolm Null Null Kolm, czyli BA Imperial Porter z estońskiego browaru Pohjala. Całkiem, całkiem była też dziewica, a więc Virgin Batch z AleBrowaru. Piwo w stylu Imperial Brown Ale jest bardzo pijalne, nie czułem takiego przesadzonego palonego smaku, a piłem już ten styl kiedyś i to mnie bardzo zraziło poprzednim razem. Ogólnie ciemne piwa, które próbowałem podczas Beer Geek Madness 5 jak najbardziej na plus. Smaki dzieciństwa Do tego grona zalicza się też Black Jack – Porter Bałtycki z kukułkami od browaru Hopkins. Tak, dokładnie z kukułkami. Pamiętacie te cuksy? Bardzo byłem ciekaw smaku. W ubiegłym roku nie skusiłem się na piwo z landrynkami, ale w tym sezonie musiałem spróbować czegoś tak szalonego jak to. Już aromat bardzo słodki zapowiadał coś naprawdę przyjemnego. Pierwszy łyk i… bajka! Normalnie smaki dzieciństwa. Fakt, że słodki mocno, ale jednocześnie bardzo „kukułkowy”. Gdybym wcześniej nie wiedział, że to takie piwo, to po jego spróbowaniu nie miałbym problemu z odgadnięciem „magicznego składnika”. Szacun chłopaki! Szybki przegląd Beer Geeek Madness 5 Oprócz tego spróbowałem jeszcze Let’s Cook, czyli Sour APA z Deer Bear. Takie kwaśne, lekkie piwko, akurat nie mój styl, ale złe nie było. Zresztą sam browar Deer Beer zgarnął nagrodę Beer Geek Choice, ale to za Gose. Nie piłem, nie wypowiem się. W moim rankingu piw, które po prostu pierwszy raz próbowałem znacznie wyżej znalazł się Browar Zakładowy, bo tam mi posmakowało, a może bardziej zaintrygowało Tropikalne Ryżowe IPA – Wniosek Urlopowy. W aromacie czuje się tam wręcz granulat chmielowy. Expres IPA od Pinty bez historii, Molly IPA z Dr Brew tradycyjnie dobre, Imperial IPA ze Stu Mostów bez wow, ale całkiem ok, Forest IPA z Nepomucena rozczarowało, bo ja akurat tych iglaków intensywniejszych się tam nie doszukałem, Primus z Palatum do zapomnienia, bo mało ciekawe West Coast IPA. Wyjątkowych doświadczeń przyniósł natomiast Edward Northon od Hopium. Wyobraźcie to sobie: bierzecie łyk piwa, myślicie, ze nic się nie dzieje, a po chwili w gardle zaczyna fes piec. To efekt papryczki Caroliny Reaper. No to było wyraziste i oryginalne, choć sam już raczej nie powtórzę takiej degustacji. Warsztat Piwowarski czyli torf bez torfu Uwielbiam tę ekipę i bardzo im kibicuję, bo nie dość, że są mega sympatyczni, to potrafią warzyć całkiem dobre piwka. Ciekawe co im wyjdzie jako festiwalowe na Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa. Choć jeśli ma to być Polskie Ale, to jakoś specjalnie ze względu na styl się nie nastawiam. Na Beer Geek Madness 5 uwarzyli Łychę Żyta, czyli… nie zgadniecie – Żytnie torfowe. No i dupa, bo ja za torfem w piwie nie przepadam. Wziąłem zatem sprawdzoną opcję w postaci Bergamłotu. Szopka skusił się na premierę i zapewnił, że powinienem był jednak spróbować. Faktycznie nie odrzuciło mnie, bo… ja tam w ogóle nie czułem tego torfu. Lekkie, fajne piwko, bez jakieś jupikajej madafacka rewelacji, ale rany… wypiłem torfowe piwo, więc propsy. Usłyszałem nawet, że było go tam 40%. Bez jaj Wybiorę się w końcu z wizytą do browaru, to sprawdzę, czy gdzieś tam słody te nie leżą, bo np. zapomnieli dorzucić podczas zacierania. W każdym razie jak traficie na ich buteleczki to koniecznie próbujcie. Teraz mają być bardziej dostępni, bo nową umowę z dużym hurtownikiem podpisali, więc dystrybucja powinna ruszyć. Na koniec jeszcze mała galeryjka fot i tyle, bo już jedzonka z Brat Wursta i innych food tracków nie chce mi się opisywać. Na pewno na Beer Geek Madness 6 znów się pojawię, bo warto. View the full article Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się