Pierre Celis Opublikowano 18 Lutego 2013 Udostępnij Opublikowano 18 Lutego 2013 Do napisania kilku słów skłonił mnie kolega po fachu. Nie będę tutaj udowadniać, że cały piwny świat powinien opierać się na wytycznych spisanych przez kilku miłych panów z BJCP. Chcę tylko udowodnić, że klasyfikacja jest czasem przydatna. Kiedy? Wszystko zależy od potrzeb. Inaczej piwo postrzega sędzia konkursu piw domowych czy komercyjnych, a inaczej przeciętny, niezbyt rozeznany, konsument. Konsument Jesteśmy w punkcie, w którym na rynku zaczyna pojawiać się coraz więcej piw nie pasujących do kategorii “jasne pełne”. O ile każdy piwny freak wie czym jest IPA i z czym się je cream stout, to już przeciętny Kowalski na podobne hasło zrobi wielkie oczy i zastanowi się, czy ktoś go aby czasem nie obraża. Dlatego optymalnie by było, gdyby każde piwo w “nowym” stylu było dobrze opisane i oznaczone. Jest to niezbędne, jeśli chcemy edukować i szerzyć kulturę piwną. Konsument biorąc do ręki butelkę powinien uzyskać pełną informację jakiego typu jest to piwo i czego spodziewać się w środku. Kiedyś w pewnym amerykańskim browarze restauracyjnym trafiłem na wzorcową kartę piw. Każde piwo było dokładnie opisane. Oprócz podstawowych parametrów takich jak kolor, zawartość alkoholu czy IBU, w opisie znajdował się opis smaku i aromatu. Nikt nie musi być znawcą piwnych stylów, by z takiej karty wybrać coś dla siebie. Inna kwestia jest taka, że jeśli już ktoś cokolwiek o stylach wie, to powinno mu być łatwiej poruszać się pomiędzy półkami z piwem. Niestety nie do końca tak jest. Weźmy dla przykładu piwo pszeniczne. Tym mianem przyjęło się nazywać w Polsce coś co niemcy określają jako hefe-weizen, czyli dosłownie “drożdżowe-białe”, a w domyśle jasne pszeniczne z osadem drożdżowym. Zakładam, że takie piwo będzie mętne, lekko kwaskowate, o aromacie banana i goździka. Tak mówi opis stylu i tak mówi mi doświadczenie po dogłębnej lekturze niemieckich klasyków. Tyle, że rodzime piwa potrafią spłatać psikusa. Nie zawsze to, co spotkamy w butelce z etykietą “pszeniczne”, będzie odpowiadało temu, co znamy z rynku niemieckiego. I tu jest pies pogrzebany. W jaki sposób przeciętny Kowalski ma się odnaleźć i wyedukować, jeśli pod nazwą “pszeniczne” sprzedaje mu się jasnego lagera z słodem pszenicznym w zasypie, który nijak ma się do piwa w stylu hefe-weizen? Jak czuje się konsument, który zna styl i trafił na takie dzieło nie muszę chyba tłumaczyć? Jeśli nie wiesz o czym piszę, zrób test porównawczy jasnego Paulanera i Książęcego Pszenicznego albo, jeszcze lepiej, Lubuskiego Pszenicznego. Sędzia Tutaj sprawa jest przykra dla sędziego. Chcąc nie chcąc musi być obiektywny i musi się trzymać wytycznych. Jakoś to piwo w końcu trzeba ocenić. I tutaj klasyfikacja stylu wydaje się niezbędna. Nie musi to być klasyfikacja BJCP czy PSPD, ale z drugiej strony po co wymyślać koło na nowo, skoro wszystko już nieźle opisano. Inna sprawa to sędzia jako cywil. Niestety nie każdy potrafi rozgraniczyć czas sędziowania od czasu zwykłej piwnej biesiady. Nie chcę nikomu nic wytykać, ale znam takich którzy po prostu przesadzają. Trochę im współczuję, bo ocenianie to praca, przyjemna, ale jednak praca. Warto zatem czasem wrzucić na luz i po prostu napić się piwa bez sprawdzania czy mieści się ono w stylu czy też nie. Bloger Blogerzy dzielą się na tych wykwalifikowanych i nie. Jedni przeszli szkolenia, inni są certyfikowanymi sędziami, a niektórzy po prostu lubią piwo i pragną poznawać nowe smaki, bez zbytniego zagłębiania się w temacie. Każdy z nas ocenia piwo względnie subiektywnie. Taki nasz przywilej. Każdy ocenia tak, jak ma ochotę. Jeden weryfikuje czy piwo jest w stylu, inny nie. Jeden piętnuje piwa nie mieszczące się w widełkach, inny ma to gdzieś. Ja jestem umiarkowanym zwolennikiem szufladkowania. Umiarkowanym, ponieważ zawsze staram się oceniać przede wszystkim walory piwa. Natomiast jeśli piwo jest opisane, że zostało uwarzone w jakimś stylu (a większość jest), to staram się odnieść także do tego czy jest zgodne ze stylem. Taki mój feler, że lubię sprawdzać prawdziwość słowa pisanego i nie znoszę, gdy ktoś mnie oszukuje. Nie bronię nikomu sprzedawania “mocno chmielonego, imperialnego hefe-weizena”, o ile będzie tak właśnie opisany na etykiecie. Jeśli jednak ktoś mi go będzie wciskać jako “Pszeniczne łagodne”, to nie ma litości! Piwowar Piwowar jest jak kucharz. Wybitny potrafi kreować nowe smaki i nie trzyma się żadnych ram. Tutaj opis stylu jest całkiem zbędny, a przynajmniej powinien być. Piwo to nieskończona ilość smaków i aromatów. Nie powinno się tego w żaden sztuczny sposób ograniczać. Stawiam tylko jeden warunek – jak wyżej. Jeśli piwo trafia do sprzedaży, to musi być dobrze opisane. Jeśli jest zbliżone do jakiegoś stylu, to powinno się jasno napisać “podobne do …, lecz …”. Jeśli natomiast jest totalnym odlotem, to wypadało by w kilku słowach opisać jego walory. Tylko tyle i aż tyle. Dla wielu browarów jest to niestety zbyt trudne do przyjęcia. Na szczęście powoli idzie ku dobremu. Podsumowanie Style piwne istnieją i z nich korzystajmy, jeśli korzystać musimy. Jeśli ktoś celuje w opisany styl i używa jego nazwy, to niech upewni się, że nikogo tym nie wprowadza w błąd. Nie ma nic gorszego niż wkurzony konsument. Chyba, że tym konsumentem jest bloger. Wyświetl pełny artykuł Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się