Kilka miesięcy robiłem whisky stouta o takiej recepturze:
2.5kg Pale Ale
2.5kg whisky CM
0.5kg Special W
0.5kg pszeniczny czekoladowy
0.5kg palony jęczmień
0.5kg płatki owsiane
Chmielone 30g Aurora + 30g Simcoe + 30g Fuggles.
Ze mną jest w ogóle pewien problem jeśli chodzi o rozczytanie nut torfowych. Jeśli piję Ardbega lub Laphroaiga, to na tle whisky spoza Islay wydają mi się one słodsze i bardziej owocowe. Żadnej paloności lub apteczności nie wyczuwam. Lubię je, bo odbieram jako bardziej złożone, ale nic z tych wędzonych rzeczy. Jest to co najmniej dziwne, ale wielu moich znajomych ma podobnie. Jedynie moja narzeczona czuje torf i jodynę.
W piwie z kolei torfowość odnajduję bez problemu. Jednak ani nie kojarzy mi się ona z podkładami, ani kablami, ani apteką. Jeśli miałbym ten smak rozebrać na jakieś skojarzeniowe czynniki pierwsze, to mógłby to być dym i kamień.
Co do mojego piwa, to wyszło 20blg i zacierane było na dosyć treściwe. Nie przeszkadza mi to o dziwo i butelki znikają dosyć szybko. Ponadto najpełniejszy smak odczuwam retronosowo i jedyne do czego mogę się przyczepić to brak wystarczającej kontry chmielowej.
W przyszłości planuję jakąś bezczelniejszą warkę, którą w 100% oprę na słodzie torfowym, który w całości mocno wyprażę w warunkach domowych. Chcę zdecydowanie celować >20blg i silne odfermentowanie. Po zakończeniu cichej chciałbym wydestylować gdzieś 20% warki i destylat dodać z powrotem do piwa, aby w rezultacie uzyskać 20-30% alk. Takie mam torfowe fantazje. : p