Cześć!
Piszę z prośbą o poradę 4 tygodnie temu uwarzyłem RISa (25*) i drugie piwo na dalszej brzeczce (12*), oba mocno chmielone. Oba zapuściłem uwodnionymi Fermentisami T-58 (2 paczki na RISa, paczka na drugie). Oba stały tyle samo, w tym samym pomieszczeniu o tej samej temperaturze. Dwa tygodnie burzliwej, dwa tygodnie cichej. RIS musiał dłużej postać żeby dofermentować, a nie miałem wolnych wiader, żeby drugie piwo zlać wcześniej.
Prawdopodobnie oba piwa miały nieco za ciepło - to był okres, kiedy zaczęli grzać w bloku i kontrola temperatury mi się trochę zdestabilizowała ;-) RIS, jak to RIS, grzał się sam w środku niemiłosiernie, więc schładzałem go dodatkowo chłodnymi okładami, ale drugie piwo było bardzo spokojne i nie szalało w wiadrze.
Dzisiaj rozlewałem jedno i drugie i wniosek mam taki, że to moja pierwsza warka z ewidentną wadą Drugi stout wyraźnie daje jabłkiem, co zwalam na aldehyd octowy i zbyt ciepłą fermentację (czy słusznie?). Zakażenia wydaje mi się, że nie ma. Z dokładnością do jabłka piwo pachnie normalnie, nie jest kwaśne, smakuje bardzo dobrze - tylko to zielone jabłuszko. Problem jednak w ogóle nie wystąpił w RISie - długo się wwąchiwałem i nie czuję tam żadnych nut tego typu.
Jak uzasadnić, że w dwóch piwach to RIS (który na pewno miał problemy z ciepłem) wyszedł bez szwanku, a lekki stout naprodukował nieoczekiwanych nut? Czy to normalne zjawisko? Zacząłem się zastanawiać, czy w piwach o wysokim ekstrakcie ta wada może nie wychodzi rzadziej? Myślałem też, że może do drugiego stoutu poszło za mało drożdży i były "bardziej wysilone", ale na dwunastkę cała paczka powinna być aż nadto.
Będę wdzięczny za sugestie, co się tam mogło zadziać i jak się tego wystrzegać w przyszłości! Oczywiście z kontrolą temperatury chcę powalczyć, bo to mój ewidentny błąd.
Dzięki!
Mateusz