Witam. Pisałem wprawdzie na forum już dwukrotnie z problemami co do mojej pierwszej warki, ale wydają mi się zdecydowanie mniej poważne niż to, o co spytam teraz.
Na dzień dobry postanowiłem zakupić zestaw z brewkitem (zacieranie jeszcze nie wchodzi w grę). Do zestawu startowego dostałem Pilsnera od Mangrove Jack's (dla zainteresowanych instrukcja tutaj). Dokupiłem ekstrakt słodowy płynny, wstawiłem warkę (11BLG, więc raczej w porządku), wszystko wydawało się w porządku, piwo stało w temperaturze 18-21 stopni praktycznie przez cały okres (poza pewnym niemiłym przypadkiem, gdzie w ciągu pierwszych 3 dni temperatura skoczyła do 23 stopni albo minimalnie powyżej; miałem wtedy też nieszczelny fermentor, ale usłyszałem że to nie powinno nic zmienić). Wyglądało że wszystko jest w porządku, fermentor otworzyłem raz po 8 dniach (w celu sprawdzenia jak wygląda piwo na chwilę obecną). Piwa nie przelewałem na cichą, postanowiłem że zostawię je w tym samym fermentorze.
Po 14 dniach otworzyłem pokrywę, zero śladów infekcji (tak przynajmniej mi się wydaje), nalałem do menzurki próbkę, cukromierz pokazał 4BLG - wygląda na to że wszystko w porządku... może poza tym że było bardzo mętne. Postanowiłem sprawdzić i zapach, i smak. Próbkę przelałem do szklanki, powąchałem... zdawało mi się że wyczułem zapach piwa, ale jednocześnie wydawało mi się że jest to zapach jakiś mocno kwaśny. Postanowiłem spróbować i piwo okazało się bardzo kwaśne, musiałem przepłukać usta wodą żeby pozbyć się tego smaku z języka.
Pytanie jest proste: czy kwaśny smak (i zapach w sumie także) na tym etapie to kwestia zepsucia się/infekcji, czy coś czym nie powinienem sobie jeszcze zawracać głowy? Piwo prawdopodobnie zostawię jeszcze na kilka dni w temp. około 19-20 stopni, a potem rozleję do butelek... o ile jest sens rozlewania czegoś, co z miejsca jest skazane na wylanie do kranu.