kedar33
Members-
Postów
8 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Piwowarstwo
-
Nazwa browaru
Trzy Młyny
Osiągnięcia kedar33
-
Roboraff zareagował(a) na odpowiedź w temacie: Najważniejszy dzień mojego domowego browaru
-
Dzięki Wam za odpowiedź. OK - powiedzmy, że dam radę dotrwać do tych 2 miesięcy (w praktyce pewnie będzie schodziła jedna flasza tygodniowo ) Powiedzmy, że refermentacja będzie w 12-13 stC a co tam - jak się już władowałem w pilsa na pierwszy raz to będę twardy. Czy 90-100g cukru w tej temperaturze będzie oki do poprawnego, nieprzegiętego nagazowania w ciągu 8 tygodni ? A na szybkie spożycie to czeka już materiał na witbiera wg receptury dori. W niedzielę warzę. Choć mówią, że niedzielna praca w g... się obraca Ano uwarzym, zaczekarzym, popróbowarzym i być może obaliwszy kolejny mit. Jeszcze raz dzięki.
-
Zrobiłem pierwsze piwo według tej receptury. Tydzień temu przelane na cichą. http://www.wiki.piwo.org/index.php?title=Pils_%28Pils_Pozna%C5%84ski%29,_Artur_Olender_%282artur2%29&oldid=2529 w recepturze jest 1.8g cukru na litr przy refermentacji + informacja, że dla szybszego spożycia można zwiększyć ilość. Moje pytania: Chciałem dać glukozę i pytam uprzejmie ile jej dodać, żeby ten pils był gotowy po 2-3 tygodniach. Do butelek chcę rozlewać za dwa tygodnie. Dotychczas fermentacja się dzieje przy 10-13 stC. Refermentację robić też w takiej temperaturze ?
-
No i zrobiłem pierwszą warkę. Nastawiałem się na sajgon a poszło bardzo ładnie i spokojnie, choć nie bez nerwowych momentów i ofiar. Działo się tak: 2.5 kg słodu pilzneńskiego do wody 67C, spadło do 64C 15 min temp 65-62C dogrzanie do 73C i 45 min 74-72C do 78C i filtracja Pierwsze czego się bałem. Filtrator z oplotu 1m okazał się wręcz za szybki. Przed wysładzaniem wyszło około 6l brzeczki 16 blg. Pierwsze wysłodzenie 6l wody 78C - dostałem 4l brzeczki i potem jeszcze 4l wody i dłuższe wysładzanie. Dostałem 3l, blg na końcu 2-3. I tu piedyknął mi cukromierz. Lekkie pęknięcie bańki i nabrał wody. Pomiarów koniec. Brzeczki do chmielenia wyszło ca 14 l. Chmieliłem wg receptury. Tu druga panika bo dotarło do mnie, że nie jestem pewien czy receptura pt "35 min - Marynka" to dodanie chmielu w 35 minucie gotowania czy 35 min przed końcem ! Po nerwowym przeglądnięciu Wiki przyjąłem,ze to czasy gotowania. Tu kolejny problem. Garnek 38 cm średnicy. Po 75 min gotowania zostało mi z 13,5 litra - 9 ! Naprawdę mogło tyle odparować czy raczej rąbnąłem się przy mierzeniu objętości brzeczki ? Chłodzenie w wannie do 25 st w niecałą godzinę (duży gar z kwasówki, jedna wymiana wody). Całość od 17-stej do 24-tej. Drożdże, dolniaki Biowinu, na razie stoi od 1-ej w nocy w 15C a chłodziarka nastawiona na 10C już czeka aż wrócę z pracy. Już po dodaniu zauważyłem, że na 9litrów brzeczki dodałem całe opakowanie drożdży na 22l. Dramat ? W kilku postach było nalisane, że te drożdzę niedofermentowują to może teraz dadzą radę . Bardzo przegiąłem ? Muszę dziś jeszcze raz ostrożnie przefiltrować brzeczkę bo wczoraj nie pomyślałem o odfiltrowaniu chmielu. Czy te czarodziejskie woreczki do chmielenia faktycznie zatrzymują w środku chmiel granulowany ? Jeszcze jedno. Po filtracji zostanie pewnie z 8-8,5 l. Receptura jest na 10l (robiłem "na pół") zostawić to w spokoju czy dorobić jeszcze ze dwa litry brzeczki, spasteryzować i ochłodzone dodać do nastawu z drożdżami ? Powiem, że mi sie ta robota bardzo podoba, Browarzyć będę z pewnością. Następny będzie jakiś pszeniczniak bo muszę mieć co pić zanim się lato skończy .
-
Właśnie z pewnym zdziwieniem odkryłem, że popełniłem nowy wątek. Fajnie . Wiecie co ? Myślę, że może nie do końca chodzi o to, żeby mieć w lodówce 3 gatunki sera, własne wędliny lub kupne powyżej 40 zł od kila. Każdy ma jakiś budżet i porusza się w jego granicach. Znam zamożnych ludzi którzy w życiu nie wydaliby ponad 20 zł z kilogram mięsa i bidaków którzy składają na 15 dkg oryginalnej szynki parmeńskiej po 85 zł/kg, bo sobie bez niej życia nie wyobrażają. Myślę, że chodzi raczej o to, żeby się uczyć, poznawać, smakować. Na miarę swoich możliwości i budżetu. Rozbudzać w sobie prawo do „bycia niegrzecznym przy jedzeniu ”, grymaszenia i plucia niedobrym. Zauważyliście ? W naszej kulturze jest taki schemat, że gość co zeżre wszystko jest OK a taki co stoi 10 minut przy półce z serami w sklepie to jakiś popieprzeniec. Otóż nie! To nie jest popieprzeniec. Tak samo jak ci którzy całą noc potrafią przegadać o piwie, winie czy zawiłościach smakowych Roquefort-a. Jeżeli chcemy, żeby te nasze piwa, mięsa, sery czy wina były właściwie oceniane, musimy sami uczyć i uświadamiać odbiorców. Po pierwsze – samemu nauczyć się przechodzić do porządku nad tym - „że, im nie smakuje”. Tak. Może nie smakować i każdy ma prawo żeby mu nie smakowało. Nie znaczy to, że Twoje wyniańczone piwo jest złe (no chyba, że faktycznie spinkolone ). Wykształcać w sobie tolerancję na cudze gusta i walczyć z własnymi szowinizmami smakowymi typu „wszystkie jasne to szczyny” albo „maziowe sery śmierdzą” (choć to w sumie prawda ) Po drugie - pokazywać różnorodność. Że „niesmaczne” piwo czy wędlina to niekoniecznie „zepsute” tylko po prostu wyrób którego smak nie trafia do odbiorcy i jego kubków smakowych (sam mam problem z mocnymi, ciemnymi piwami czy mocno „taninowymi” winami). Innych ten smak może zachwycić. Że warto próbować, bo zmysł smaku i powonienia rozwija się „na robocie” i im więcej próbujemy tym więcej czujemy. Że warto wychodzić poza utarte schematy zakupowe i co jakiś czas kupić coś odjechanego. Plaster mięcha po 60 zł/kg kosztuje 3-4 zł. Rodziny tym nie nakarmisz ale sam spróbujesz. Butelka jakiegoś zakręconego piwa za 15 zł ? No nie oszukujmy się . I jeszcze po trzecie – uświadamiać, że te wszystkie „nasze” wyroby, w odróżnieniu od przemysłowych – żyją. Że, są w nich naturalne kultury bakteryjne dzięki którym wyrób z czasem zmienia się. Dojrzewa. Że zmiana smaku czy właściwości w czasie, to nie jest objaw psucia się a tylko tego, że małe gady wciąż pracują i przerabiają banalny, jęczmienny krochmal z zielonymi paprochami na piwo albo zwykłe mleko na totalnie odjechany ser.
-
hopek zareagował(a) na odpowiedź w temacie: Najważniejszy dzień mojego domowego browaru
-
Szinek zareagował(a) na odpowiedź w temacie: Najważniejszy dzień mojego domowego browaru
-
Bogi zareagował(a) na odpowiedź w temacie: Najważniejszy dzień mojego domowego browaru
-
marcin_l85 zareagował(a) na odpowiedź w temacie: Najważniejszy dzień mojego domowego browaru
-
bart3q zareagował(a) na odpowiedź w temacie: Najważniejszy dzień mojego domowego browaru
-
Najważniejszy dzień mojego domowego browaru
kedar33 odpowiedział(a) na HumanistaNG temat w Piaskownica piwowarska
Nie ma się co dziwić temu, jak odbierane są "autorskie", domowe piwa. Chleb, wędliny, sery, wódka, piwo, wino - to w sumie wszystkie główne dobroci które próbuje się przywrócić w jakości i wyborze współczesnemu odbiorcy, po 70-letnim okresie wojennej i komunistycznej kastracji naszych gustów i kubków smakowych. Chleb, mięso i wódka broni się samo. Wystarczy, żeby chleb nie miał zakalca, kiełbasa pachniała dymem i nie była za słona a bimber walił fuzlem umiarkowanie. Wszyscy są zachwyceni, co bardziej świadomi (1%) coś tam pomarudzą ale i tak jest OK. "Domowe" - magiczne słowo. Wina się u nas nigdy nie piło powszechnie. Dobre wina były importowanym luksusem dla zamożniejszych a owocówki awaryjnym "nabombadłem" jak brakło bimbru. Zresztą, na wsi jest tak do dzisiaj. Winiarze mają w sumie nie najgorzej, bo współczesny odbiorca jest dosyć świadomy i jeżeli szuka to zwykle ma już jakąś wiedzę. Z piwem i serem jet przekichane totalnie. Mamy w Polsce pierdylion wybitnych specjalistów od jednegio i drugiego. Przecież sery jemy wszyscy od zawsze a piwo, po powrocie na stoły w latach 80-tych, jest chyba naszym najukochańszym napojem alkoholowym. I oczywiście każdy ma swojego ukochanego srubra, srywca czy sryskie a zółty ser najlepszy to kupisz w Realu. Niestety, mało kto jarzy, że w latach 40-tych zabrano nam całkiem fajną piaskownicę i zastąpiono ją niedużym wiaderkiem piasku, do zabawy w kącie podwórka. Ja dopiero chcę zacząć robić piwo więc praktycznie wszyscy wiecie ode mnie więcej na ten temat. Wielu z Was ma pewnie też świadomość, jak wyglądało browarnictwo w międzywojniu. W moim ukochanym Wrocku było podobno około dwustu (!) miejsc gdzie warzono piwo. Często na potrzeby tylko jednej, lokalnej gospody. To nie były tylko jasne lagery. Ze względu na wymogi produkcji, śmiem twierdzić że jasnego było mało. Za to "reszty" od jasnego groma i każde inne. Dziś zostało nam ze 2% tamtej różnorodności i kilka milionów ludzi dla których "piwo" i "pils" to synonim i którzy myślą, że mają wybór ... pomiędzy Żywcem, Żubrem i Warką. To samo z serami. Przed wojną, przeciętna gospodyni domowa korzystała z kilku rodzajów serów i miała świadomość co do czego i dlaczego. Dziś ? Zajrzyjcie do swoich lodówek. Żółty, może trochę twarogu. U co niektórych camembert czy jakaś mozarella (daj Bóg, że kogoś nie doceniłem ). Nie ma, kur...cze, czegoś takiego jak "żółty ser" !. To polskie określenie dla grupy technologicznej serów podpuszczkowych. 95 procent klientów nie zdaje sobie sprawy, że od lat wpiernicza sery niedojrzałe, które w cywilizowanych krajach nie trafiłyby do sprzedaży. Że, z kilkunastu grup szlachetnych serów została nam w sumie jedna - ten zakichany "żółty ser" podpuszczkowy w wersji holenderskiej i szwajcarskiej. Że nawet to, co zostało jest już w większości tak zmodyfikowane technologicznie "żeby szybciej, żeby więcej", że z pierwowzorem ma już niewiele wspólnego ? Zauważacie analogie ? Zrób człowieku przwdziwy ser pleśniowy z porostem albo przerostem pleśni albo nie daj boże jakiś ser maziowy. Że śmierdzi, za słodkie, dziwne w smaku itd. Przyjeżdża Bułgar, Grek, Włoch, czy Francuz i pieje z zachwytu, że u nas takie sery się robi. Tu zapewne też są analogie. Sory, wiem, że mi się troche ulało ale szlag mnie trafia jak sobie pomyślę ile straciliśmy dobrego. I nie chodzi mi bynajmniej o Lwów, zabytki Warszawy czy świdnicki rynek. Chodzi mi o te 200 wrocławskich browarów, doswiadczonych masarzy i piekarzy. Trzebnickie i zielonogórskie winiarstwo oraz wszystkich wielkopolskich i pomorskich serowarów. Zanim "konsumenci" zaczną się otwierać na "dziwne i nowe" piwa czy sery, trzeba ich po prostu uczyć i uświadamiać, że po pierwsze - takowe są a po drugie, że "to wszystko jest zupełnie nie tak jak myślisz - kochanie. Ja ci zaraz wszystko wytłumaczę ..." -
Wiesz to z doświadczenia, teorii czy są to tylko przypuszczenia?. Masz rację Mateos. Nie doprecyzowałem. Tak, trochę lutowałem, choć tylko "na miękko". Do stali potrzeba co najmniej kwasu solnego, ewentualnie specjalnego topnika. Lutuje się stosunkowo ciężko, szczególnie na zanieczyszczonych, "powżerowych" powierzchniach. Nie mówię, że to niewykonalne czy szczególnie szkodliwe w późniejszym użytkowaniu. Po prostu, moim zdaniem, skórka nie warta wyprawki. Jeszcze, żeby to było naczynie stalowe, cynowane i chodziło o naprawę powłoki. Robiło się tak z kanami na mleko. Myślę, że lepiej spróbować raz na tym co się ma, zobaczyć czy nie ma jakiś problemów i w tym czasie szukać lepszego gara.
-
Wszystko kwestia rozsądku. Jeżeli tylko kilka obić wielkości, powiedzmy monety, to nie zwracaj na to uwagi i korzystaj. Jak większe - to tylko kwestia Twojej motywacji . Ja, zwykle staram się wychodzić z założenia, że więcej się nauczę knocąc coś przez nie do końca idealny sprzęt niż tracąc czas i kasę na zdobywanie funkiel-cud-ideału. Pamiętam też, że jakieś 20 lat temu, mój brat robił piwo w domu na słodzie i chmielu przeszmuglowanym z browaru piastowskiego. Zacierał i chmielił w garnku ... aluminiowym. Piwo było naprawdę dobre. Myślę, że na pytanie "Czy mogę warzyć w garnku aluminiowym ?" kilka osób na tym forum mogłoby dostać wylewu . Pozdrawiam w oczekiwaniu na me ... pierwsze drożdże. Cynowania bym nie polecał. Na taką stal potrzeba zastosować dosyć agresywny topnik. Bardziej bym się bał resztek topnika, niż tej odrobiny tlenku żelaza.
-
Bardzo Wam dziękuję za pomoc. Czyli tak: 2.5 kg pilzneńskiego 8l wody zacieram wysładzam do 14l, żeby po chmieleniu zostało mi te 11-12 l brzeczki Jakoś nie znalazłem na forum jednej kwestii - wszędzie się pisze o odparowaniu wody podczas chmielenia. Ok, czy są jakieś przeciwwskazania do użycia - przykrywki ? Czy przeciwnie, potrzebne pozbycie się wody, żeby "skondensować" brzeczkę albo pozbyć się jakiś lotnych "syfków" z chmielu ? Jeszcze jedno - chłodzenie. Czy brzeczka, w sumie sterylna może być chłodzona na wymienniku płytowym? W skrócie chodzi o powolne przelewanie po chłodzonej, ukośnie ustawionej płaszczyźnie. Takie rozwiązania stosuje się w mleczarstwie. Pomyślałem, że jeżeli kontakt z powietrzem nie szkodzi najlepszej pożywce czyli mleku, to może brzeczka też by to zniosła? Snowman - szczerze, to firma gdzie kupowałem słody miała do dolnej tylko te drożdże. Co myślisz o Gozdawie GLW 35 ? jeszcze raz dzięki za pomoc
-
Nadzieńdobry - Dzień Dobry ! To mój pierwszy post i pierwsza warka przede mną. Poczytałem, pokombinowałem i wymyśliłem sobie, że spróbuję zrobić piwo wg tej rezeptury: http://www.wiki.piwo.org/index.php?title=Pils_%28Pils_Pozna%C5%84ski%29,_Artur_Olender_%282artur2%29&oldid=2529 Mam 100-litrową komorę chłodniczą/dojrzewalnię więc te 10-15 st nie stanowi problemu. Drogą kupna nabyłem słód pilzneński, Marynkę oraz Lubelski a także drożdże BREWGO-01. Sprzęt różnoraki posiadam bo nie samym piwem człowiek żyje . Pytania mam dwa, mianowicie: - pierwszą warkę chcę zrobić na 10-11l brzeczki. Doradźcie proszę z praktyki jak gospodarować wodą. Ile na zatarcie, ile na wysłodzenie. - czy mogę ilości "stałych" składników po prostu podzielić przez dwa. I na koniec - wszelkie uwagi i ostrzeżenia są niezwykle mile widziane Pozdrawiam wszystkich !