Testowałem ostatnio chłodnicę w warunkach bojowych, myslałem że podziele się spostrzeżeniami dla dobra ogółu - jak ktoś ciekaw co i jak, to zapraszam:
Na wstępie do chłodnicy dorobiłem nóżki. Dla maksymalnego prześwitu zrobiłem je aż 5 centymetrowe, i możliwie chude - są to łączniki meblowe (takie kątowniki, tylko proste) przykrecone do fabrycznych mocowań (obudowa to chyba rack 1u). Do chłodnicy przyłączyłem 10mm silikonowe rurki. Jak pisałem wcześniej problemem był zbyt szybki przepływ, zrezygnowałem jednak ze stałego reduktora, regulowałem przepływ na bieżąco "łamiąc" wąż wylotowy palcami. Dezynfekowałem chłodnicę i węże do niej zasysając oxi, trzymając wewnątrz około 10 minut, a później płucząc zasysanym wrzątkiem (około 3 litry) - wrzątek na tyle wygrzał chłodnicę (oczywiście wyłączoną), że pod koniec woda wylewająca się miała około 80 stopni. Więc niejako podwójna sterylność, chemiczna i temperaturowa. Wprawdzie chłodnica dotychczas pracowała z wodą destylowaną, ale jednak trochę stracha o czystość miałem. Następnie rozłożyłem wiatraki, i stołki dla różnicy wysokości potrzebnej do zassania gruszką. Takie rozkładanie to około 3 minuty. Do samego chłodzenia potrzebna była druga osoba - operator węża wlotowego - to pierwszy minus. Chłodzenie przebiegało w tempie około litra na minutę, temperatura wylotowa nie jest mi znana, ale po chłodzeniu całości, przy wylewaniu brzeczki do fermentora z wysokości przykrywki celem wstępnego napowietrzania, brzeczka miała 25 stopni. Pora na podsumowanie:
plusy:
+ nawet dobra prędkość przy względnie niskiej temperaturze wylotowej
+oszczędność wody
minusy:
-ciężko chłodzić w pojedynkę
-kupując taką chłodnicę na pewno kilkukrotnie przekroczymy cenę normalnej, zanurzeniowej
-mniejsza wydajność niż w tradycyjnej zanurzeniowej
Moje wnioski: jeżeli macie taki sprzęt w domu, to na pewno warto, lepiej tak niż chłodzić w wannie. Na pewno jednak nie ma sensu w takie rozwiązanie inwestować. Ja na razie pozostanę przy tej chłodnicy