Koledzy, proszę o poradę na przyszłość
Za radą bart3q przestawiłem piwo w cieplejszy kąt, pokołysałem wiadrem, postało kolejne 10 dni na burzliwej. Gęstość ani drgnęła, murem 6.5Blg. Przelałem na cichą, gdzie piwo spędziło kolejne 10 dni - nic. Uznałem, że najwyraźniej drożdże miały takie widzimisię, żeby na tylu skończyć. Sypnąłem chmielu na zimno na 3 dni, sprawdziłem gęstość, wciąż bez zmian. Zabutelkowałem dodając 80g cukru, z planowanym docelowym wysyceniem na okolice 2 vol. CO2.
Nauczka dla mnie i mój błąd, że nie zrobiłem FFT. Gdybym zrobił, pewnie by wyszło jak na dłoni, że powinno odfermentować głębiej. Mimo oszczędnej dawki cukru, po tygodniu jedną z butelek znalazłem bez denka. Drugą otworzyłem na próbę (tracąc przy tym pół piwa, taka fontanna). Pomiar wykazał, że drożdże obudzone cukrem się rozochociły i zjechały piwo do 1.5Blg (sic!). Mam skrzynkę pierwszych w życiu granatów, która stoi i chłodzi się na balkonie i pójdzie na szybkie wypicie.
Z jednej strony lekcja dla mnie, żeby robić FFT i sprawdzać prawidłowe końcowe odfermentowanie. Ale pytanie do Was, bardziej doświadczonych, jak sobie z tym radzić, jeżeli piwo w wiadrze uparcie nie chce dojść, mimo kołysania, ogrzewania, i czekania? Czy jest sens dorzucić do fermentora trochę cukru, lub suchego ekstraktu, żeby nowym surowcem obudzić drożdże? W butelkach na pewno zjadły dużo więcej niż dosypany cukier. Bo sama wiedza, że jest niedofermentowane, nie uniknie granatów
Dziękuję!
M.