0x00 ESB "Man In The Middle" Ciągle ktoś mi się wtrącał w moje warzenie BLG 14.5° | IBU 35
Słody
{
'Pale Ale' 4kg;
'Karmelowy 10L' 150g;
'Pszeniczny' 300g;
}
Chmiele
{
'Target' 6g 60'; //(dodane do przedniej brzeczki)
'Simcoe' 4g 60'; //(dodane do przedniej brzeczki)
'Admiral' 4g 60';
'Fuggles' 25g 10';
'EKG' 25g 10';
}
Inne
{
'Cukier' 50g;
}
Zacieranie
{
'66C' 50';
'72C' 20';
'77C' 5';
}
Obudziłem się rano i pełen zapału naszykowałem sprzęt do warzenia. Przytargałem do kuchni pożyczony 100 litrowy garnek, spojrzałem na kuchenkę - "Chyba czegoś nie przemyślałem". Dobra, ustawiam ten wielki i ciężki gar - "Uff, zmieścił się, mam całe 10 cm prześwitu pomiędzy garem (garskiem?) a okapem. Zajebiście! Mógł się wcale nie zmieścić...". 5 Minut kombinowania i przesunąłem kuchenkę (do przenoszenia gór jeszcze daleko). Teraz mam pełny dostęp do przestrzeni wewnątrz gara i okap też będzie działać. Jedziemy z koksem. Nalałem ~21 litrów wody, które grzały się ostro na 4 palnikach. Uruchamiam pożyczoną wagę kuchenną. "0... -1... -2.... -3...... -4......". Hm... nic dziwnego, że tak rześko się czułem, skoro mam takie lekkie powietrze. Majstrowanie przy wadze na wiele się nie zdało. Doliczyła do -28 i stwierdziła, że będzie teraz odliczać z prędkością "-1" na ~45 sekund. Wykorzystałem jej lenistwo do szybkiego zważenia słodów. (Zapamiętać, że przy -28 zwalnia!) "Tylko jak ja, cholera, zważę chmiele?". Nieważne. Pożyczony termometr wskazuje 69C, czas sypać słody. Przydałaby się trzecia ręka, ewentualnie chwytny ogon. Udało się, jedną ręką wsypywałem, drugą mieszałem i nie ma żadnych klusek! Cholera wie jak tu ustawić te palniki, żeby utrzymać temperaturę. Dwa się grzeją na "pół", powinno być dobrze. "DING DONG!" Idę zobaczyć kto mi zakłóca perfekcyjnie zsynchronizowany rytm mieszania i zerkania na termometr. "Spisać gaz". No super, byle szybko... 5 minut i załatwione. Wracam, patrze a tam 70C się pokazuje. O nie nie nie nie. Tak nie będzie. Wyłączyłem palniki. Temperatura się ustabilizowała. Pokazuje 66C. Jest dobrze. Zmniejszyłem oba palniki na minimum - "Teraz na pewno będzie dobrze". 10 minut później. "DING DONG!" Ja wiem, że dzisiaj lekkie powietrze, ale kogo zaś przywiało. "Spisać wodę". Jeszcze lepiej, gość będzie właził do studzieńki. A jak nogę złamie? Całe warzenie psu w bude. Flegamtycznymi ruchami dotarliśmy do momentu wydruku rachunku za wodę. Wspaniale. A jak mi się słód przypalił?! Wracam. Temperatura 68C. Ale po co rośniesz głupia temperaturo. Ogarnij się. (Zapamiętać - mały palnik wystarczy, żeby ją utrzymać. Przynajmniej dla tego "garnuszka"). Świetnie, za chwilę druga przerwa. Grzejemy! "DING DONG DING DONG!" Ja pier.... "Paczki". Jak zwykle paczki magicznie znikają za siedzeniami samochodu listonoszki. Jakieś naklejki, wydruki, podpisy, cuda na kiju a u mnie palniki jadą na pełną pizdę! Wracam. 72C. Idealnie. (Głupi ma zawsze szczęście) Mały palnik ogarnia zacieranie. "Kadź filtracyjna" już gotowa. Muszę za 30 minut jechać do mechanika Wsadziłem wszystko do "kadzi". Młóto się układało i w tym czasie posprzątałem. Przepuściłem kilka litrów, zawróciłem i puściłem, żeby leciało ledwo ledwo. Czas do mechanika. "Panie, ja tego panu dzisiaj nie zrobię. Dopiero jutro, najlepiej o 8". To na ch.. się umawiasz. Jeszcze sobie wymyślił, kuźwa o 8. "Jaaasne, nie ma problemu". 30 minut później już w domu. Filtrat coś tam ciurka. Podczas filtracji ogarnąłem cały syf jaki się do tego czasu stworzył i dalej bez ekcesów. Wysładzałem do 22 litrów. Chmielenie. Palniki oporowo. Nie było przełomu Dolałem 1 litr wody. 60 minut później czas na chłodzenie. Mój świetny patent na rurkę przykręcaną zamiast słuchawki od prysznica do pożyczonej chłodnicy na pewno będzie działał. "Jak ja dźwignę 15 kilogramowy garnek z 20 litrami brzeczki, który jest na wysokości mojej twarzy i ma temperaturę bliską wrzeniu :O ???" [Cheat mode ON] Dźwignąłem! Jak małpa dotaszczyłem ten gar 10 metrów dalej do jedynego miejsca gdzie mój "patent" mógł zadziałać, chlapiąc gorącą brzeczką i nawet się nie poparzyłem! (Z tymi górami to nie będzie jednak tak ciężko). [Cheat mode OFF] Wsadziłem chłodnicę. No tak... a wygrzeje to się sama? Zostawiłem ją w tych ~90C do wygrzania "pasywnie". Pościerałem bagno, które za sobą zostawiłem i po 10 minutach "odpaliłem" chłodzenie. 20 minut później, 20 stopniową brzeczkę z trudem przelałem do zdezynfekowanego fermentora. Jestem leniwy, więc niech chmiel sobie zostanie. Wyszło 19 litrów 14,5 BLG. Wchlupałem gęstwę ogrzaną do temp. pokojowej. Na oko jakieś 300ml (nie wiem ile to jest gramów drożdży). Po 3 godzinach utworzyła się delikatna warstwa piany a po kilku więcej, myślałem, że wysadzi fermentor, który trząsł się jak pralka. Fermentacja w 16-18 stopniach. Wnioski: • Kupić garnek (po kilku mniejszych warkach "przeznaczonych do nauki"). Póki co będę robił małe warki w tym co mam. • Trochę lepsze planowanie • Nie było tak źle, jak na pierwszą warkę, to całkiem świetnie • Mógłbym oszczędzić lekko 1,5 godziny co na pewno następnym razem nastapi. • Przygotowana szmata do podłogi • Nie mieszać przy chmieleniu, nawet raz na 10 minut ^^ • Przykrywka twoim przyjacielem • Chłodnica to wspaniały wynalazek • Zacier, pomimo wentylacji, czuć w domu jeszcze przez kolejne 24h • Nie popełniać więcej błędów Burzliwa Po 11 dniach burzliwej, BLG na poziomie ~4.5 Smak piwa dobry (o ile można tak nazwać wygazowane piwo). Nie czuję aromatu EKG. Fugglesa czuć. Ktoś kiedyś mówił, że pachną podobnie. Hm.. dla mnie nie. Po 13 dniach burzliwej, BLG na poziomie ~4.5 - zlałem na cichą filtrując "śmieci". Zostało niecałe 17.5 litra. Tak, zrobiłem to mało wydajnie :< W 4 dniu cichej dodalem 25g EKG. Edit: Piwo wypite. Gdybym miał coś zmienić, to na pewno bardziej bym nachmielił na goryczkę oraz więcej na cichą. Nie utleniłbym go też przy rozlewie oraz dał mu poleżeć dłużej