Już nazwanie tego czegoś 'dokumentem' jest nadużyciem. Scenarzysta dołożył wszelkich starań, żeby u widza oglądającego to 'coś' pozostał określony przekaz i strach. Dobór mrocznego tła muzycznego daje pierwszy przekaz podprogowy. Potem masz animowaną wizję eksplozji reaktora, mroczne barwy jak z ponurej gry komputerowej i równie podobne efekty specjalne. Jak zobaczyłem odlatujący animowany dekiel reaktora a potem 'sięgającą kilometrów' kolumnę żaru to nie wiedziałem, czy oglądam Władcę Pierścieni czy Quake
Dalej - przebitka na zdjęcia strażaków - no żesz kurczę, apel poległych to przy tym się chowa.
Nazywanie tego zdarzenia katastrofą też jest nadużyciem. Katastrofa jest wtedy, gdy mimo najlepszych chęci projektantów, inżynierów, konstruktorów i użytkowników technologia nas zawiedzie (albo nieprzewidywalne siły natury zrobią nam kuku). Tu mamy świadome działanie człowieka (radzieckiego człowieka wojskowego - dodajmy), który z pełną świadomością nakazał wyłączenie wszystkich zabezpieczeń i przeprowadzał eksperyment 'co się stanie gdy...'.
Nie lubię takich filmideł udających dokument a nastawionych głównie na sensację i postraszenie widza.
Kiedyś czytałem naukowe zestawienie przyczyn i skutków zdarzenia w Czernobylu. Rzeczowe i bez emocji. Jest w sieci. Jak znajdę odsyłacz to podeślę.
edycja 1: zupełnym przypadkiem trafiłem dziś na taką stronę: http://swiat-jaktodziala.blog.onet.pl/2,ID347296661,index.html ,to nie ten dokument, o którym wspomniałem wcześniej, ale liczby się zgadzają.