Skocz do zawartości

HumanistaNG

Members
  • Postów

    29
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Aktywność reputacji

  1. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od amorph w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  2. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od leepa79 w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  3. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od r2less w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  4. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od watson w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  5. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od PawelH w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  6. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od OroTanque w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  7. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od sugarsweet w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  8. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od Pawcio_1977 w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  9. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od ThoriN w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  10. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od Goglez w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  11. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od Tezi w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  12. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od 05paw w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  13. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od dori w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  14. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od bart3q w Najważniejszy dzień mojego domowego browaru   
    W sumie od razu wiedziałem, że będę warzył na poważnie. Dlatego od razu kupiłem gar o pojemności 50 litrów oraz zacząłem od zacierania zamiast puszek czy ekstraktów. BrewKit wziąłem tylko dlatego, że był w zestawie startowym w BA.
     
    Pierwsze zacieranie było wesołe. Kur*y i chu*e słały się tęgo... Problemy przy pomiarze temperatury, niekontrolowane odparowanie, rozsypane na podłodze słody etc. Generalnie kilka godzin działania w trybie gaszenia pożaru. Później poszło piwo drugie, następnie trzecie i ze trzy kolejne do dnia dzisiejszego.
     
    Do pewnego momentu rodzina traktowała to jak szajbę, która szybko przejdzie. Kiedy wydatki na sprzęt i surowce osiągnęły kwotę czterocyfrową, musieli przyznać, że nie jest to kaprys chwili. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero dzisiaj...
     
    Wczoraj, w świąteczny poniedziałek, pochwaliłem się, że smakuje mi moja AIPA 16 blg, zabutelkowana zaledwie tydzień temu. Młode piwo, ledwie co nagazowane, ale nie mogłem się powstrzymać i buteleczkę 0,33 odkapslowałem. Rodzina, dotychczas nieszczególnie gustująca w moich piwach (co prawda w dobrych piwach po 7-10 zł również nie za bardzo) zażądała więc degustacji kilku butelek tego świeżaka. Niestety nie miałem schłodzonych, bo jeszcze stoją na refermentacji, więc dałem ciepłe. Pierwszy kapsel zszedł bez fajerwerków, drugi również. Ale przy trzecim i czwartym zrobiło się wesoło, bo wystąpił piękny gushing. Nie wspomniałem Wam, że przy rozlewie zapomniałem o filtracji chmielu z cichej przez pończochę, przez co liczyłem się z możliwością, że niektóre butelki zawierają drobinki chmielu. Niestety akurat te butelki trafiły na stół. Z degustacji wyszła klapa, bo młode piwo praktycznie nikomu nie smakowało. Broniłem honoru mówiąc, że faktycznie może jest młode, ale poza chmielem w butelkach, jest dokładnie takie, jakie miało być. I w sumie to prawda, bo bardzo w to piwo wierzę...
     
    Przełknąłem kpiny, ale postanowiłem, że się nie dam. W końcu fakt, że mam w piwniczce już jakieś 200 butelek nie może pozostać niezauważony. Dziś wieczorem postanowiłem otworzyć AIPĘ 14 blg, zabutelkowaną miesiąc temu. Wiem, że za wcześnie, ale już wcześniejsze próbki mi smakowały, więc nie widziałem przeszkód. Schłodziłem w lodówce, przepłukałem mój kielich Palm'a i wypełniłem go piwem. Powąchałem i powiedziałem, że jest dobrze. Obok siedział ojciec, który najgłośniej wczoraj kpił z najnowszej warki. Jak się dowiedział, że to ta wcześniejsza warka, zażądał próbki. Powąchał, napił się i powiedział, że lepsze niż wczorajsze. Poszedłem z piwkiem do siebie, a wychodząc słyszałem, jak ojciec wyszedł z pytaniem, czy ktoś chce Żywca, bo idzie do piwnicy. Ok, spoko.
     
    Jakieś 10 minut później wchodzi do mnie ojciec z puszką Żywca w dłoni i mówi, że teraz ten jego ulubiony Żywiec wydaje mu się jakiś taki płaski i bez smaku i bez goryczki. Że w zasadzie jak woda, siki jakieś, niczym najtańsze piwo. A później stwierdził, że jednak bardziej smakowało mu to moje piwo, którego próbował przed chwilą. Bo więcej ciała, bardziej aromatyczne, dłużej się posmak utrzymuje i tak dalej...
     
    Sądzę, że to właśnie jest chwila, w której coś się zmieniło. W dniu dzisiejszym uznałem, że może jednak jest nadzieja. O ile wczorajsza porażka z wypływającą pianą i ciepłym, młodym piwem trochę mnie podłamała, dzisiaj jestem podbudowany. Okazuje się, że nie tylko mi zaczyna smakować to, co stoi w tych niepozornych butelkach. Że powoli, wraz z upływającym czasem i dojrzewającymi warkami, zmienia się podejście do piwa wśród moich bliskich. Teraz nie tylko warzenie jest przyjemnością, ale mam nadzieję, że kolejne osoby zostaną odciągnięte od piwa koncernowego na rzecz ciekawszych smaków.
     
    Nie piszę tego po to, żeby się chwalić. Piszę dla osób, które być może jeszcze zastanawiają się, czy zacząć przygodę z piwowarstwem oraz dla tych, którzy boją się zacierania. Fakt, pierwszy raz to chaos. Ale drugie piwo wyszło moim zdaniem dobre. A trzecie to już porter bałtycki 22 blg na jesień. I każde kolejne warzenie sprawia mi coraz więcej frajdy. I chyba o to w tym wszystkim chodzi
  15. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od Veronikaplaf w Wada w smaku piwa - drożdże/podpiwek   
    Witam,
     
    Mam na koncie ok. 5 warek, w tym pierwsza od ok. 2 miesięcy w butelce. W smaku piwa od początku (tj. od końca fermentacji, jeszcze przed butelkowaniem) pojawia mi się pewna wada. Lekko drożdżowa nuta, piwko smakuje jak podpiwek. Pojawiła się w dwóch-trzech pierwszych zacieranych warkach. Drożdże S-04.
     
    Moim skromnym zdaniem są to drożdże zawieszone w piwie, ale pytam, żeby się upewnić. Ostatnią warkę zrobiłem z żelatyną i cold crashingiem, więc mam nadzieję, że uda mi się pozbyć tego problemu. Pierwsza warka postała ok 2 miesięcy w butelkach i mam wrażenie, że nuta ta jest już mniej wyczuwalna, aczkolwiek ciągle obecna.
     
    Mieliście taki problem? Dobrze celuję w jego przyczynę? Czy może pomoże zmiana drożdży na lepsze (płynne) lub też dokładniejsze klarowanie piwa. Druga warka (AIPA), stała na cichej 2 tygodnie i nie pomogło.
  16. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od Problem w Filtrowanie po chmieleniu w garnku   
    Oddzielam po cichej przez pończochę na dolnym końcu węża. Przecież nie jest nigdzie powiedziane, że pończocha przy przelewaniu musi się znajdować wysoko nad dolnym fermentorem. Trzymam ją zanurzoną z chmielem w dolnym wiadrze, a jak już przeleci co miało przelecieć, powoli wyciągam, pozwalając naturalnie odcieknąć resztkom piwa.
  17. Super!
    HumanistaNG otrzymał(a) reputację od santa w Rehydratacja drożdży   
    Odgrzewam temat, bo potrzebuję w miarę szybkiej odpowiedzi. Czy drożdże Saflager S-23 uwadniać w jakichś niższych temperaturach niż drożdże górne? Z racji tego, że lagerowe etc? Czy może robić standardowo ok 25°C?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.