Skocz do zawartości

Gabe

Members
  • Postów

    216
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Gabe

  1. IPAs pije się na "świezo", bez czekania, bez lezakowania.

    Jak ma się to do historycznego wzorca? Przecież morski transport w beczkach z Anglii do Indii wykluczał świeżość i był przynajmniej kilkumesięcznym leżakowaniem.

     

    Bo Skooby pisze zapewno o AIPA ;)

     

    Ach jednak nie - Double IPA.

  2. A co ma ilość drożdży do rozrywania butelek? :P

     

    Podpiwek (w rozumieniu napoju gazowanego na bazie kawy zbożowej) to napój, który pije się w trakcie fermentacji, taka ilość drożdży w przepisie miała zapewne zagwarantować szybkie rozpoczęcie i jej intensywny przebieg, ale więcej cukru niż jest w roztworze nie przerobią.

     

    Ja robiłem coś podobnego do tego, co napisał gagarin (wersji jest mnóstwo, w końcu to popularny przepis, różnią się jedynie proporcjami) na zeszłą Wielkanoc - domownikom nawet smakowało, ostatnie butelki pite po tygodniu już były wytrawne, a wiec pite za późno :P

     

    Na przegazowanie/nagazowanie pomaga patent (zresztą chyba tu nawet go znalazłem) następujący: butelki po wodzie gazowanej napełniamy do 3/4 objętości, po czym należy je zgnieść tak, żeby płyn podpłynął pod sam korek i zakręcić. W ten sposób CO2 nie rozerwie butelki, ale zacznie ją prostować - gdy zauważymy że jest go za dużo, można go nieco upuścić przez korek.

  3. Odniosłem wrażenie przeciwne raczej, są nawet takie, które z racji nie wiadomo czym wywołanych wywołują w niektórych forumowiczach poczucie winy-parę osób zaczęło się tłumaczyć co pije, ile i dlaczego, oraz mamy osoby, które na pierwszy rzut oka (przyznaję jestem krótkowidzem), każdy rozsądny człowiek zakwalifikowałby jako poważnie zaangażowanych w temperance leagues czy inne socjalistyczne wymysły (praktycznie nikt nie wspomina o bolszewickiej prohibicji, a ta też była i swoje żniwo zebrała).

     

    Ja warzę piwo, nie sycę miodu (czyli miód robię, ale bez sycenia, taki żart), czasem trafi się wino, wytwarzam cały autorament różnych alkoholi od destylatów przez nalewki po likiery i zgłębiam historię tych trunków-poprzez ich degustację również, ale jestem smakoszem, koneserem, podkarpackim golden nose, etc, ale nie alkoholikiem. I smuci mnie, że w kraju, w którym tradycje wytwarzania różnych trunków (a w niektórych byliśmy pionierami na skalę światową) są nadal tak pielęgnowane, można tak szkalować ten dorobek i przeczyć faktom, szufladkować różne Bogu ducha winne osoby i de facto własne gniazdo kalać.

     

    Uderz w stół a nożyce się odezwą. :]

     

    Ja chciałem tylko zwrócić uwagę, że alkoholizm może dotyczyć wszystkich, nie tylko ochlapusów i biedaków z marginesu społecznego, co sugerowałeś. Nie miałem na celu wywoływać w nikim poczucia winy, a raczej ostrzec, że bezkrytyczna postawa "elektryka prąd nie tyka" nie zawsze jest tą właściwą i czasem warto sobie taki rachunek sumienia zrobić.

  4. Piję właśnie #33 - weizenbocka. Kolor cienkiej herbaty, piana drobna, biała trwała (dawno takiej nie miałem w pszenicznym, ale to chyba przez przegazowanie), wysycenie przyzwoite, czyli fajnie orzeźwiające, ale nie dominujące. Zapach pszenicznych drożdży, gdzieś w tle. W smaku czuć ciemne słody, z tyłu goryczkę karmelowego, smak "lepki", ale znów pije się dość przyjemnie. Alkoholu nie czuć w smaku, ale grzeje przełyk. Może naprawdę wyjść fajne piwo.

     

    O #31 (kolońskie) nie mam co wiele pisać, najlepsze piwo sesyjne chyba jakie mi wyszło. Na pewno powtórzę.

  5. Tyle że nałóg nie polega na ilości czy jakości wypijanego alkoholu, a na uzależnieniu od niego. Alkoholizm zaczyna się wtedy, kiedy konieczność (choć sami uzależnieni tłumaczą sobie że to potrzeba, chęć, przyzwyczajenie [...]

    Nie znam się na tych filozoficznych meandrach psychiczno-językowych ale nie zgadzam się z tym.

    Ilość wg. mnie ma znaczenie. Od ilości się zaczyna. Im człowiek więcej pije tym szybciej staje się alkoholikiem.

    Później być może trzeba mniej ale to już musztarda po obiedzie.

    Od lampki wina, koniaku czy szklanki piwa człowiek nie wpada w nałóg.

     

    Ale ja nie twierdzę, że ilość nie ma żadnego znaczenia - tylko że czasem można być uzależnionym, jednocześnie nie pijąc na umór i nie leżąc nieprzytomnym pół dnia. Można wpaść w szpony nałogu pijąc małe ilości, wszystko zależy od podatności każdego człowieka, może to być właśnie ta lampka wina wieczorem. Pijaństwo != alkoholizm, choć bardzo często te rzeczy sobie towarzyszą - ale można też być pijakiem, który nie jest uzależniony od alkoholu, albo alkoholikiem, który nie jest owym wspomnianym pijakiem. Żadne to filozofowanie.

  6. A alkoholizm zaczyna się wtedy kiedy kończy się przyjemność, a zaczyna się potrzeba. Alkoholik ma wyznaczoną dawkę przez organizm-i tę dawkę musi systematycznie uzupełniać, niemniej jednak żadną z tych dawek się nie delektuje, nie smakuje, dla niego jest ważny związek etanol, a nie ile go tam jest i w wyniku czego powstał, stąd ostatnie fazy to dykta, spryskiwacze etc.

     

    Niekoniecznie. Często tak to wygląda, ale tak też sobie tłumaczą ludzie, którzy chcą sami siebie oszukać, uspokoić swoje sumienie, że może piją dużo, ale przecież kulturalnie, nie stają pod sklepem i nie żebrzą o drobniaki.

     

    A alkoholizm często dotyczy ludzi wykształconych, kulturalnych, nie nadużywających, często sprawiających wrażenie, że mających wszystko pod kontrolą. To są ludzie, którzy z racji pełnionych funkcji w społeczeństwie (lekarze, prawnicy) nie mogą sobie pozwolić na rozluźnienie obyczajów nigdzie, jak tylko we własnym domu, dlatego kończą dzień kieliszkiem wina czy szklanką whisky. To są kobiety, matki, które po położeniu dzieci spać mogą się wreszcie zrelaksować przy dobrej książce i lampce wina. Itd.

     

    Oczywiście w części przypadków nie jest to alkoholizm, ale wśród takich osób też alkoholicy są - oni też twierdzą, że gardzą wódką czy piwem, piją tylko kieliszek koniaku czy dobrego wina. Tyle że nałóg nie polega na ilości czy jakości wypijanego alkoholu, a na uzależnieniu od niego. Alkoholizm zaczyna się wtedy, kiedy konieczność (choć sami uzależnieni tłumaczą sobie że to potrzeba, chęć, przyzwyczajenie - ale to specyfika każdego nałogu, żeby chociaż wspomnieć palenie) wypicia tej codziennej dawki jest ważniejsza niż wszystkie inne sprawy.

  7. 29-12-2012

     

    #34 - Bitter (Marynka)

     

    Zasyp:

    • pilzneński - 3,5 kg
    • karmelowy 30 - 0,5 kg

    Zacieranie:

    • słody do 14l wody o temperaturze 69°C
    • 67°C - 90min
    • 75°C - 15min

    Wysładzanie:

    • 3 x 5l

    Chmielenie (60min):

    • Marynka (własna) 35g - 60min
    • Marynka (własna) 5g - 5 min

    Chłodzenie naturalne, wyszło 22l 12°Blg, czyli średnio przyzwoicie, zadane uwodnionymi Nottinghamami, czekam na pierwsze oznaki pracy.

  8. #32 - rozlane do 39*0,5l z dodatkiem 140g cukru (zeszło do ~2°Blg)

     

    ---

     

    Warzone 8 grudnia 2012

     

    #33 - Weizenbock

     

    Zasyp:

    • pszeniczny - 2kg
    • pilzneński - 2 kg
    • monachijski I - 1kg
    • karmelowy 30 - 0,5 kg

    Zacieranie:

    • słody do 19 l wody
    • 40°C - 10 min
    • 55°C - 20 min
    • 65°C - 60 min
    • 72°C - 60 min
    • 75°C - filtracja

    Wysładzanie:

    • 4* 3 l

    Chmielenie:

    • lubelski (własny) 22g - 60 min

    Po wystudzeniu i odzyskaniu chmielin wyszło jakieś 19l 17°Blg. Zadane gęstwą WB-06, fermentuje w jakichś 18°C

  9. Mój trzy(i-pół)latek raczej nie ułatwia warzenia, choć lubi uczestniczyć: śrutuje ze mną słód, wcina go aż się uszy trzęsą, uwielbia taplać się przy myciu butelek, ale już samo zacieranie go mało interesuje.

     

    Dlatego warzę najczęściej w piątki - od 18 zacieranie, jak koło 21 idzie spać, to mam czas na pracę z gorącymi płynami. Kończę około 12-1 w nocy, posprzątam i idę spać, bo najpóźniej o siódmej rano pobudka. No i weekend cały wolny :]

     

    Żona? Mówi, że smakuje jej moje piwo (dlatego tyle pszeniczniaków robię), za to robi mi wyrzuty jak zacieram, bo "pachnie ciasteczkami" i przez to głodna jest. Odkąd śrutuję w garażu, nie ma większych zastrzeżeń (no może przypalona kuchenka)

  10. Warzone 26.11.2012

     

    #32 - pszeniczne

     

    Zasyp:

    • pszeniczny Strzegom - 2kg
    • pilzneński Strzegom - 2kg

    Zacieranie:

    • słody do 20l wody
    • 45°C - 20min
    • 67°C - 30min
    • 73°C - 30min
    • 76°C - do filtracji

    Wysładzanie:

    • 5l +3l + 3l

    Chmielenie 60min:

    • Perle (zbiór własny) 15g - 60'

    Nie pamiętam ile dokładnie wyszło, ale bodajże 21-22l 12°Blg. Zadane WB-06, przez siedem dni pracowało w ~18°C, teraz kończy fermentować w temperaturze pokojowej.

  11. Po wypiciu przez moją jednego z koncerniaków, zawołałem ją do komputera i powiedziałem:

    - Chodź kochanie, zobacz, jaki ciekawy artykuł znalazłem:

    ( po czym pokazałem jej to: http://finanse.wp.pl...ml?ticaid=1afbf)

    Minę miała nietęgą, udała się potem do toalety (ale nie nasłuchiwałem, co tam robiła).

     

    Ach słynna żółć bydlęca. Zacznij od włożenia tego między bajki i czytaj dużo, ale raczej na tej stronie, a nie fakcie czy wp

  12. "Proszę o bochenek chleba" = "proszę o kufel portera". A nie "porteru" albo tym bardziej nie "porter'u".

    Przeciesz nie powiesz "proszę o bochenek chlebu" albo "proszę o bochenek chleb'u".

     

     

    Problem z językiem polskim jest taki, że nie wszystko jest takie proste jak wygląda :)

     

    Dopełniacz rodzaju męskiego l.poj. może przyjąć dwie formy, albo z -u, albo z -a. Nie ma ściśle zdefiniowanych reguł, kiedy którą stosować, są jakieś mgliste zasady, w zależności od znaczenia, ale to raczej przez analogię, albo tradycję. I tak mamy wymianę ubrania, ale wymianę ubioru. Ba, mamy bramę zamku warownego, ale sprzączkę zamka błyskawicznego.

     

    Stout i porter pojawił się w języku polskim stosunkowo niedawno, dlatego jego odmianę ustalono na bieżąco, przez analogię do innych słów pochodzenia obcego, a te odmieniano zazwyczaj przez u na końcu. Wiem, że niektóre przykłady są późniejsze niż stout i porter, ale chodzi o analogię:

    -diament

    -kauczuk

    -rower

    -blok

    -rattan

    -karmazyn

    -itp

  13. A ja też mówię "weekend'zie" itp. Jak kolega tego też się czepia, to albo pragnie bardziej papieski od papieża być, albo chce zrobić na złość. (...)

     

    Nic z powyższych. Po prostu jest to taka sama zasada ortograficzna, jak pisanie wyrazów z wielkiej lub małej litery, czy nie z różnymi częściami mowy. I tak jak dla mnie to możesz sobie pisać jak dusza zapragnie, to będę się sprzeciwiał stwierdzeniu, że jest to poprawne.

     

    BTW - "weekend'zie" też jest niepoprawnie.

     

    No właśnie trzeba by było zamawiać "kufel porteru", "pół litra porteru" itp., bo "Poproszę porteru" brzmi jak "Poproszę trochę porteru" albo "nie wiadomo ile porteru". A jak się powie "Poproszę portera, to od razu wiadomo, że pół litra ;)

     

    A ja mam wrażenie, że wszystkim się myli dopełniacz z biernikiem :P

     

    - Poproszę porter

    - Niestety nie ma porteru

  14. No przecież w pierwszym poście napisałeś, że :

    W starych książkach piszą "porteru", "stoutu". (...)

     

    Co wraca dyskusję do punktu wyjścia, czyli listu Jacentego i odpowiedzi na niego: historycznie jest stoutu, powszechnie jest stouta. Za to nigdzie nie ma pisowni z apostrofem, czego się czepiam.

  15. Lagera, Koelscha, Schwarzbiera, Weizenbocka i Weizena*-tak jak pisałem w niemieckim nie ma apostrofów (Donaudampfschiffahrtsgesellschaftskapitän np.)

     

    *mogą być z małej.

     

    Zważ tylko jedno - pisząc lagera, koelscha itd piszesz po polsku, bo w języku niemieckim dopełniacz/biernik wygląda inaczej, nie przez dodanie -a czy -u na końcu. Tak samo gdy piszesz stoutu/a czy porteru/a - to jest polska odmiana rzeczowników (nazw) obcojęzycznych. Nie ma tu znaczenia gdzie się stosuje apostrof w języku niemieckim, czy angielskim, tylko jak się stosuje apostrof w języku polskim.

  16. Być może nie pasuje, ale jest prawidłowe. Piszemy stoutu (a nawet stouta, co może jest niepoprawną odmianą, ale zapisane prawidłowo) - stout'u jest formą niepoprawną.

     

    Zalecenia są takie, że odmianę polską z apostrofem stosujemy wtedy, kiedy odmiana bez apostrofu nie pozwoli odtworzyć formy pierwotnej: dlatego ale odmieniamy jako ale'a, a nie ala (tak jak Jake: Jake'a a nie Jaka)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.