Może i brewkit wychodzi drożej, ale w przypadku zaliczenia jakiejś poważnej wpadki wolałbym jednak wylać w kanał efekt godziny spędzonej przy rozcieńczaniu ekstraktu puchy, niż efekt dniówki spędzonej przy zacieraniu i warzeniu. Nie wspominając o tym, że jest tu mniej miejsca na błędy, więc i zdecydowanie wyższe szanse, że w efekcie otrzymam dobre, pijalne piwo, co tylko zwiększa zapał do dalszych eksperymentów. Przy okazji ucząc się jak zachowuje się fermentacja, jak przygotować sobie wszystko do rozlewu, dzięki czemu o wiele mniej podstawowych błędów popełnię już przy zacieraniu.