Obiad rodzinny, siedzimy, jest miło i przyjemnie. A tu nagle JEB! ze spiżarni. Okazało się, że 0,33l Emmy eksplodowało. I to tak fatalnie, że cały sufit, ściany i drzwi są w piwie; półka pilśniowa, pod którą stała ta butelka ma dziurę wyrwaną od dołu. Szatan, nie piwo
Martwię się o zbytnie nagazowanie pozostałych, na wszelki wypadek dzisiaj jedno wypiję, ale jest dopiero 4 dzień po butelkowaniu.
EDIT:
Po głębszej analizie okazało się, że poszła butelka, którą nalewałem jako ostatnią (nawet jej nie dolałem do pełna). W związku z tym najprawdopodobniej roztwór glukozy nie rozmieszał mi się dokładnie przed butelkowaniem. Przy następnym butelkowaniu mocniej go rozmieszam.