Skocz do zawartości

Pierwsza wpadka piwowarska


amorph

Rekomendowane odpowiedzi

Zjazd na tyłku po mokrych schodach przy gotowaniu zaliczyłem już ja i moja żona. Tyle że ja zatrzymałem się na samym końcu na szklanym dzbanku. Rozbił się pode mną ale tylko delikatne ranki. Największe obawy i tak mam przed granatem wybuchającym w momencie wyjmowania butelki z lodówki. To mi spędza sen z powiek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A propo wybuchających piw, są takie butelki po piwie Fishera 0,66l z zamknięciem patentowym, na studiach będąc jeszcze zabierając się do nauki chciałem sobie spróbować pszeniczki, którą zlałem w tą butelkę, więc szklanka naszykowana piwo schłodzone, notatki książki na stole, otwieram piwo i w ręku zostało mi tylko zamknięcie patentowe :D Nie wiem po dziś dzień co się stało ale butelka eksplodowała na szczęście nie raniąc mnie i rozlatując się na duże kawałki, ale zalało mi wszystkie notatki książki, komputer i monitor, nie włączając ubrań i blatu stołu w pokoju, ogólnie sajgon... Nawet jak już opuszczałem stancję znajdowaliśmy kawałki szkła z tego piwa :D Być może nie wymierzyłem dobrej ilości cukru do tej butelki i była osłabiona :D Ale z mojej miny przy eksplozji żona po dziś dzień się śmieje :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W poniedziałek, przy mojej drugiej warce mogłem skończyć z rozbitą głową i 20 litrami brzeczki na podłodze. Skończyłem zlewać brzeczkę z gara po chłodzeniu do wiadra. Chciałem przenieść gar na bok, żeby mi nie przeszkadzał - oczywiście zapomniałem, że pod nogami mam wiadro :E. Na szczęście potknąłem się lekko, udało mi się złapać równowagę (poleciałbym głową na eksres ciśnieniowy :E) a wiadro wytrzymało zderzenie z moją nogą. :E

 

Wypadków pt "kurde, znowu rozbiłem aerometr" nie będę wspominał, bo wstyd :E

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodam coś od siebie, butelkowanie pierwszej warki, problem był w tym że robiłem cichą przez co pojemnik z kranikiem był już zajęty i należało przelać piwo dwa razy, no i tak zrobiłem, piwo z pojemnika z kranikiem trafiło do pojemnika bez kranika. Teraz umycie i dezynfekcja pojemnika z kranikie. Razem ze znajomym poszedłem przygotować roztwór glukozy, wszystko gotowe, kranik zakręcony, roztwór wlany. Nie pozostaje nic tylko zlać piwo na roztwór glukozy, wszystko pięknie ładnie się zlewało. A że praktycznie nie było sensu tego pilnować poszedłem po butelki do łazienki która jest obok. Po około 30 sekundach słyszę że coś spadało, wpadam do pokoju a tam wszędzie na całej podłodze piwo. Pojemnik z kranikiem po napełnieniu do połowy przechylił się i wylało się około 8 litrów piwa. Szybko szmaty i ręczniki aby ogarnąć cały chaos i aby jak najszybciej pościerać. Po 2 godzinach sprzątania i wycierania klejącego piwa mogliśmy dokończyć rozlew. I znów przygotowanie roztworu glukozy i zlanie piwa które zostało pod szczególnym nadzorem. Od tamtej pory wiem że krzesło nie może mieć gąbkowego siedziska i używam już zwykłych drewnianych taboretów. Podczas degustacji piwa szkoda było że tylko się wylało bo wyszło bardzo dobre. Ale lepsze 12 litrów w butelkach niż 20 na podłodze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Kilka razy zlany zacier do wiadra z otwartym kranem.

-Zacier zlany do wiadra, patrzę, a tu oplot leży obok.

-Piwo zabutelkowane, a roztwór cukru grzecznie czeka w misce

-Nie moje w sumie, ale moja ex kiedyś warzyła sama, nie chciała pomocy w noszeniu wiadra nawet, bo wszystko chciała sama. Efektem było wylanie 20 litrów gorącej brzeczki na starą, drewnianą podłogę. Bez strat w ludziach się szczęśliwie obyło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie żadnych spektakularnych wypadków nie było. Raz tylko zacząłem filtrować (albo wysładzać) mając luźno założoną na fermentator pokrywę. Jak cieczy ubyło, wytworzyło się podciśnienie co doprowadziło do lekkiego odkształcenia fermentatora i w efekcie rozszczelnienia kranika. Kilka litrów wylądowało na podłodze zanim się zorientowałem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wczoraj testowałem nową grzałke. Nie sądziłem że dodatkowe 2000W da takiego speeda. Na chwilę odwróciłem się sprawdzić czy już wszystko odciekło z młóta, w tym czasie brzeczka tak zaczęła kipieć, że zanim to opanowałem, to miałem do sprzątania całą kuchenke i podłogę wokół niej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

KIlka drobnych wypadków mi się zdarzyło: wczoraj np. połamałem przy rozlewie balingometr- nawet go nie używając (sic). Zamykałem szafkę ze sprzętem nie zauważyłem, że dociskam również balingometr. Dorzucanie chmielu do wrzącej wody też kilkukrotnie kończyło się ostrym szorowaniem kuchenki.

 

Jednak najczęściej zdarzało mi się nalewać wody do fermentora nie sprawdzając, że kranik jest odkręcony (jednego dnia zrobiłem to trzy razy), a że zwykle odkręcam wodę i wychodzę z łazienki- przeżyłem mały potop. Raz również zrobiłem ten sam numer przy rozlewie piwa (efekt podłoga kleiła się przez tydzień).

 

Wnoszenie wrzącego gara na piętro, gdzie mieści się wanna (po krętych schodach) za każdym razem śmierdziało mi ciężkim poparzeniem, na szczęście w porę zakupiłem chłodnicę.

 

Czytając wasze przejścia, aż się boję co będzie dalej...

Edytowane przez vpatyk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak do tej pory miałem tylko jeden wypadek, w którym ucierpieli ludzie.

Postanowiłem po raz pierwszy w życiu użyć rezerwy na refermentację. Wpadłem an genialny pomysł, że ściągnięcie 2 butelek wrzącej jeszcze brzeczki od razu wysterylizuje te butelki.

Oczywiście zasysając brzeczkę odrobina dotarła do ust. Wielkich poparzeń może nie było, ale przyjemności też nie. Natychmiast wyplułem wszystko z ust i dopiero po 3-5 sekundach zwróciłem uwagę na to, że brzeczka ciągle płynie.

Napełnienie butelek wrzącą brzeczką i tak się odbyło, ale za drugim razem już zanurzyłem prawie całą rurkę w garze, zatkałem drugi koniec palcem i poszło... Oczywiście jeszcze trochę rozlałem, bo przecież nie używałem rurki z zaworkiem :)

 

Najwięcej sprzątania miałem prze czekoladowym piwie. Przed rozlewem postanowiłem odebrać trochę brzeczki, wsypać kakao i cukier na refermentację i zagotować. Bardzo szybko i obficie wykipiało.

Pisząc tego posta właśnie piję pierwszą butelkę tego piwa... albo jest do niczego i nie wiem kto to wypije... albo musi poleżeć...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja zawsze wystawiam fermentor do schłodzenia na balkon. Robię to przez okno kuchenne na szafkę, która jest na balkonie.

Kiedyś zaczepiłem kranikiem o parapet i wyrwałem tą część którą da się wyrwać.

Nie wiele myśląc jak piwo zaczęło się wylewać to wsadziłem palec do kranika i tak stałem :) Trzecia w nocy znikąd pomocy, dobrze że brzeczka była wstępnie schłodzona i się nie oparzyłem.

W końcu udało mi się jakoś sięgnąć po drugi fermentor i zlałem do niego, ale nie był zdezynfekowany.

Kwasa nie było, ale na kraniki zwracam za każdym razem uwagę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkręcone kraniki, oplot niewłożony po przelaniu młóta, nic wielkiego. Choć ostatnio mi siada kręgosłup (zero ruchu, dużo piwa -> więcej masy) i przy noszeniu gara 30 litrów czasem mam wrażenie, że zaraz się z nim wywrócę ;)

 

Granat miiałem raz, ale to jakaś trefna butelka. W pozostałych z tej partii nagazowanie w porządku.

Edytowane przez Vami
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja chciałbym przestrzec przed trującym tlenkiem węgla wszystkich, którzy przygotowują piwko na kuchenkach/taboretach gazowych. Jako że mieszkam w bloku, warzę piwko w kuchni. Kuchnia wprawdzie nie całkiem mała (ok. 12m2) jednak to niestety nie wszystko. Otóż przy grzaniu wody do zasypu zauważyłem, że spod mojego 40 litrowego gara czasami pojawiają się wyskakujące "jęzory ognia". Na początku nie zwracałem na nie większej uwagi, szkody nie robiły. Tłumaczyłem to sobie w ten sposób, że gar o dużej średnicy więc ma prawo tak się dziać... Do czasu.... aż zobaczyłem na czujniku tlenku węgla 35 jednostek i ciągły ich wzrost w górę do niebezpiecznych wartości. Sprawę załatwiło szybkie otwarcie okna w kuchni, co poprawiło obieg powietrza i pozwoliło gazowi ziemnemu poprawnie przekształcać się w CO2 w trakcie spalania zamiast w CO.

Przestrzegam zatem szanowną brać, że warząc pifko w domu/mieszkaniu lepiej zadbać o dobrą wentylację od początku procesu aniżeli podtruć sie tym bezwonnym paskudztwem. Ja do tej pory w zimniejsze dni otwierałem okno dopiero gdy woda zaczynała parować z gara w trakcie zasypu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam! Moja pierwsza wpadka własnie nastąpiła.

Warka nr 3

Źle rozmieszałem syrop cukrowy do refermentacji co zaowocowało skrzynką piwa które wychodzi z butelki i skrzynka piwa bez gazu.

Pomimo tego, że węzyk był ustawiony tak aby wirowało wszystko niestety nie poszło ok. Ale pierwsza trauma i nerwy za mną

W ten weekend kolejny rozlew.

A wasza pierwsza wpadka jak wyglądała?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wentylację w chałupie masz sprawną? Okna zamykasz na szczelno? Masz na górze okien odpowietrzniki?

Kratka wentylacyjna w kuchni jest, w łazience.Okna są bez odpowietrznikow, aczkolwiek na mikrowentylację otworzyć je można. Okno owszem, przy zagotowywaniu wody było jeszcze szczelnie zamknięte. Teraz już wiem, że tak być nie powinno :) Od początku trzeba zadbać o prawidłowy dostęp tlenu w trakcie używania dużego gara. Z mniejszymi garnkami tego problemu nie ma.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.