Kiedyś w pracy mieliśmy "rewelacyjną" sytuację. Wystawialiśmy makietę obozu Mauthausen autorstwa Jana Topora, który szczęśliwie obóz przeżył, choć nie pozostało to bez śladu w jego głowie. Traf chciał, że w Nakle gościła młodzież z partnerskiego powiatu Elbe-Elster. Traf drugi sprawił, że w tym samym czasie odwiedziła nas Niemka, której ojciec czy dziadek urodził się niedaleko Nakła (co ciekawe facet był w gestapo, kobieta się tego nie wstydzi). Młodzież patrzyła sobie na makietę niemal jak na zabawkę, albo chorą wizję artysty, nie mieli w ogóle pojęcia o wojnie, o tym co się wydarzyło, kto ją wywołał itd. Niemka była tym przerażona. Nie wnikałem, czy historię zna z opowieści rodzinnych, czy ją jeszcze wyedukowano.
A o Toporze jeszcze jedno zdanie. Na zdjęciu nr 4 widać autobiograficzny fragment makiety (choć z zeznań innego człowieka wynika, że miało to miejsce na początku wojny, w Górce Klasztornej). Próbowano mu odciąć głowę szpadlem. Uratował go inny Niemiec, który skojarzył, że Topor potrafi rzeźbić i dzięki temu do końca wojny miał zajęcie w obozie.
Prawdę mówiąc przez 10 lat mej pracy w muzeum makietę pokazywaliśmy dwa razy. Niestety nasza młodzież to stado debili, dla których ważniejsza jest zabawa laleczkami...