Witam wszystkich piwowarów!
A więc:
Przyszedł do mnie w środę sprzęcik, który zamówiłem i postanowiłem wczoraj coś uwarzyć. Postanowiłem od razu wskoczyć na głęboką wodę i warzyłem wraz z procesem zacierania. Jestem w miarę zadowolony, chociaż było parę wpadek , a było to tak:
Wpierw otworzyłem moje paczuszki. Zabrałem się do pracy. Chciałem na początek uwarzyć coś prostego, więc pomyślałem, że użyję 4kg słodu pilzeńskiego, 30g marynki i 30g lubelskiego. Moim celem było piwo jasne, lekkie i raczej gorzkie, dolna fermentacja. Śrutowanie poszło całkiem przyzwoicie jak na mój gust. Używałem świeżego porkerta, łuski były w większości całe, rozłupane, puste w środku. Było także dużo rozłupanych na 2 lub 3 części. Zaraz po tym gar z wodą około 16 litrów w środku. Rozgrzałem go do 67,5°C i wrzuciłem słód. Temperatura spadła do 64,5 stopnia i powoli spadała do 62. Następnie starałem się utrzymać temp. 62-64°C przez 30 minut. Znów zacząłem podgrzewać aż temp. osiągnęła 72°C i utrzymywałem 72-73,5 przez kolejne 30 minut. W trakcie zacierania zorientowałem się, że nie mam jodyny... Na szczęście tata był w domu wziął samochód i szubko przytransportował. Po 30 minutach w 72 próba jodowa negatywna. Tata nie mógł uwierzyć jakim to cudem .
Podgrzałem wszystko do 78°C i do kadzi filtracyjnej. Oczywiście, mimo że to pierwszy raz, full professional i filtrator z oplotu a nawet z dwóch . I tutaj moje zaskoczenie: W książce Ziemowita Fałata "Wszystko o piwie" było napisane aby odczekać 30-40 minut... No a jak wiadomo za pierwszym razem człowieka roznosi energia i nie wytrzymałem i po 5 minutach zacząłem spuszczać filtrat. Na początku popłynęło strasznie mętne, powiedział bym wręcz taki glut, ale chwilkę potem płynie czysta brzeczka. No to dawaj! Do kranika przyczepiłem wężyk i niech płynie do czystego gara. Popłynęło nadzwyczaj szybko. 2-3 minut i już po sprawie! 15°Blg. Nawet nie zdążyła mi się zagrzać woda do wysładzania... Poczekałem na nią i wlałem 5-6l wody do młóta. Zamieszałem, poczekałem i sytuacja się powtórzyła: najpierw męcik, zaraz potem czyste i w minutę dwie poszło wszystko. 12°Blg. No muszę przyznać że byłem z siebie zadowolony . Smak mdły strasznie, ale nie zrażam się, bo kolorek ładny .
Filtracik w garze. Czas gotować. I tu pierwsza wpadka... Chyba trochę za długo gotowałem, bo czekałem z termometrem, aż osiągnie 100°C, ale brzeczka nie chciała takiej temperatury osiągnąć. Było cały czas około 99°C i ładnie bulgotało i parowało... Tak że jakoś 20 minut dłużej była taka sytuacja niż zamierzone 60minut. Wrzuciłem marynkę. Od razu rozprzestrzenił się zapach po całej piwniczce (bo tam warzyłem). 45 minut i wskakuje lubelski. 15 minut i chłodzenie. I znów, mimo że to pierwszy raz, full professional - chłodnica zanurzeniowa. Chłodzenie od 90-ciu kilku do 50 stopni zajęło kilka minut, może 5, ale raczej krócej. później już wolniej i po 20-25 minutach wyjąłem chłodnicę. Wcześniej, nie pamiętam dobrze w którym momencie, zagotowałem w mikrofali wodę w szklance, w mikrofali. I jakoś tak podczas chłodzenia wsypałem tam drożdże, bo akurat woda była już w miarę chłodna (celem oczywiście rehydratacji).
No to trzeba przelać do fermentora i tu znów wpadka... Miałem otwarty kranik... Zapomniałem go zakręcić po czyszczeniu i dezynfekcji... Rozlało się 2 może 3 litry. Byłem załamany, ale jak już tak daleko zabrnąłem to nie ma co się oglądać wstecz! Jedziemy z koksem! Przelałem przez sitko celem oddzielenia chmielin. I troszkę mi się "chlapło" do środka . Ale mam nadzieję, że to nie zrujnuje smaku piwa. Czas na zmierzenie ilości cukru w ekstrakcie. 13°Blg. To trochę wody trzeba dolać bo zamierzyłem sobie 10. Nie miałem jak policzyć ile trzeba dolać więc dolałem na oko i wyszło coś ponad 10. No to skoro to ma być lager więc trzeba jeszcze trochę schłodzić brzeczkę. I oczywiście znowu, mimo że to pierwszy raz, full professional wkładam fermentor do chłodziarki z styropianu z butelkami z lodem. Postanowiłem skonsumować część użytą do zmierzenia gęstości. Zapach trochę jak przesłodzona herbata, ale czuć ziarno i chmiel. Smak podobnie. Bardzo gorzkie, ale wyłania się smak słodu. Czuć też trochę tą herbatę i niesamowicie słodko mdlące. Czy tak ma być?
Zerkam na drożdże a one nie chcą się zmoczyć. Cały czas pływają po powierzchni i tylko niewielka ich część utonęła... W końcu nie wytrzymałem i zamieszałem. Brzeczka już dosyć chłodna więc dolałem do fermentora. I znowu wpadka... Nie napowietrzyłem wcześniej dobrze brzeczki postanowiłem pochlustać fermentorem i czekać co się stanie. A była to godzina 18...
O godzinie 22 w lodówie 12°C, o 4 też, i rano tak samo, z tą różnicą, że pięknie bulgocze sobie. Do środka nie zaglądam. Po tygodniu zobaczymy co i jak.
Ufff! Pewnie jeszcze zedytuję tego posta.