Skocz do zawartości

DanielN

Members
  • Postów

    895
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    90

Aktywność reputacji

  1. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od Bachi w Dla poczatkujacych - czuję się całkowicie zagubiony   
    To jest trochę bardziej skomplikowane. Jeżeli wysyciłeś piwo do określonej wartości. Powiedzmy reduktor był ustawiony na 1 bar i wysycałeś wszystko w temperaturze powiedzmy 10 stopni. Jeżeli proces trwał odpowiednio długo to piwo się wysyci i w tych warunkach nie przyjmie więcej dwutlenku węgla. Tutaj należy wspomnieć o prawie Henryego. 
    Rozpuszczalność CO2 w piwie to powolny proces, w kegu trwa to kilka dni. Podajesz przez reduktor ciśnienie, szybko zapełnia się przestrzeń nad lustrem piwa. Po kilkudziesięciu minutach cześć gazu rozpuszcza się. Gaz będzie powoli się sączył przez reduktor wyrównując ciśnienie w przestrzeni nad powiem. Dokładnie w takiej prędkości jak rozpuszcza się gaz w piwie. Po kilku dniach (bo jest mała powierzchnia wymiany) osiągnie stan równowagi (przy założeniu, że nie zmieniła się temperatura ani ciśnienie). 
     
    Po osiągnięciu równowagi więcej gazu się nie rozpuszcza. Można odłączyć gaz do chwili wyszynku.

    Zmieńmy warunki dla tak w pełni nagazowanego piwa. Odłączam gaz i przenoszę keg do chłodniejszego miejsca. Ilość gazu się nie zmienia (zakładam, że piwo w pełni przefermentowało i drożdże już nic nie produkują), bo to układ zamknięty. Wraz z obniżeniem temperatur, z prawa Henry’ego, rozpuszczalność gazu w piwie wzrasta. Zatem cześć dwutlenku węgla z przestrzeni nad piwem rozpuści się aż osiągnie równowagę. Powiedzmy wcześniej planowałeś wyseplenicie 2 vol, to teraz będziesz miał piwo wysycone nieco bardziej. Jednakże niewiele więcej (tutaj zakładam, że keg był prawie pełny, więc mało przestrzeni nad piwem, a zatem i mniej gazu). To oczywiście wymaga czasu, bo rozpuszczalność jest procesem powolnym w takich warunkach.

    Drugi przypadek, ten sam keg. Przenosisz piwo do cieplejszego miejsca, powiedzmy do 25°C (podaję tak wysoką bo miałem pod ręką tabelę z wartościami). Rozpuszczalność gazu w cieczy maleje. Tym samym CO2 powoli będzie przechodził do przestrzeni nad piwem. Po kilku dniach wysycenie piwa spadnie do około 1.5 v/v. Po podłączeniu tego kega okaże się że zacznie Ci bardzo szybko lać (ciśnienie nad lustrem piwa będzie chciało jak najszybciej się wyrównać do nowych warunków). Ten przypadek pokazuje czemu jest trudno nasycić i potem rozlewać piwo w wysokiej temperaturze. Jakbyś chciał w warunkach letnich piwo o temperaturze 25°C nasycić do 2 v/v to musiałbyś podać ciśnienie na reduktorze około 1.6-1.7 bara. Takie, trochę przerysowane, warunki muszą brać pod uwagę osoby używające schładziarek. Wtedy też najczęściej na czas wyszynku odpuszcza się trochę ciśnienia zaworkiem bezpieczeństwa by było łatwiej polewać.

    Ogólnie wyszynk jest łatwiejszy w niższych temperaturach, dlatego wiele osób decyduje się na kegerator, bo ten zapewnia stałe warunki (i pewnie też temu, że jest trochę tańszy na starcie ).

    Korzystając z powyższego, można bardzo przyśpieszyć wysycenie piwa. Obniżyć jego temperaturę, podać wysokie ciśnienie (powiedzmy 3 bary, czyli 1,5 bara poniżej zaworka bezpieczeństwa) i trząchać/turlać kegiem, po to by je spienić. Wtedy piwo się pieni, powierzchnia wymiany się bardzo zwiększa i w efekcie piwo wysyca się dużo szybciej. Wystarczy kilka-kilkanaście minut masz wysycony cały keg. Ma to tez swoje minusy, bo osady które są w piwie nie zdążą osiąść (chyba, że warzysz same hazy ). Jeżeli robisz tak przy podłączonej linii, to niemal cały czas będziesz słyszał syczenie sączącego się gazu do kega. Ten sposób wymaga kilku prób, by przestać w odpowiednim momencie, bo można przesycić.

    Jeżeli znajdziesz czas to zerknij na poniższy wpis. Czas leci to było ponad dwa lata temu.
     
     
     
  2. Dzięki!
    DanielN przyznał(a) reputację dla nike21 w Nagazowanie co2 keg temperatura   
    To coś nie tak policzyłeś. 1,5 bar to jakieś 21 PSI. Wpisując, że od środka kega do kranu mam ok metra czyli jakieś 3 stopy wychodzi mi długość 17,65 stóp przewodu piwnego 3/16" czyli ponad 6 m.
     
    To ja już wolę przeliczać z kalkulatora od @DanielN. Tam masz tak:
     

     
    Czyli przyjmując ciśnienie wyszynku 1,5 bar czyli ok 21 PSI i przewód 3/16" mamy: 21 PSI na reduktorze - 2 PSI ciśnienie potrzebne do przepchnięcia piwa - 2 PSI na wysokość od kega do kranu daje nam 17 PSI. 17/7=2,43m, a ja mam 3m. W teorii więc z kega powinno mi się lać piwo bez piany, a i tak nie jest to do końca prawda
  3. Dzięki!
    DanielN przyznał(a) reputację dla Wuuu w Początek fermentacji   
    @franek_1986 lepiej rehydrować drożdże w wyższych temperaturach ok 35-40C (większa przeżywalność). Następnie po kilkunastu minutach schłodzić w kąpieli wodnej lub brzeczką do temp brzeczki lub z niewielką różnicą 5-8C. Przeczytaj sobie ten temat
     
     
    FFT - Fast Ferment Test. Ale to najlepiej wlać trochę brzeczki do naczynia z resztką drożdży (w którym rehydrowałeś).
     
    Tak czy inaczej cierpliwości. Zacznij się martwić jak nie wystartują po 72h. Lag do 48h bywa czymś normalnym. Nie zaglądaj, nie otwieraj wieka.
  4. Dzięki!
    DanielN otrzymał(a) reputację od fotohobby w Bank drożdży piwowarskich w domowych warunkach 1/4 - sól fizjologiczna   
    Zawsze kręcę do momentu bardzo mocnego zmętnienia. Zadałeś sporo drożdży na start, drożdże lagrowe bardzo dobrze się przechowują w soli. W temperaturze pokojowej powinno to nastąpić w przeciągu 24 godzin, czasami trwa trochę dłużej. Po zaobserwowaniu tego mocnego zmętnienia warto od razu szczepić kolejny większy krok. Jeżeli nie możesz od razu to najlepiej przestać przestać kręcić i poczekać do momentu, aż będziesz mógł propagować dalej. Chodzi tu o to, że drożdże już się namnożyły. Zjadły co miały zjeść i nie potrzebują już więcej tlenu.
     
    Planujesz warkę na drożdżach dolnej fermentacji, prawdopodobnie około 10-12 °P, nie sprawdzałem tego w kalkulatorze ale 600 ml na 12 litrów, to wg mnie sporo za mało. W propagacji całkiem nieźle sprawdza się reguła dziesięciu (czy też rzędu wielkości). Kolejny krok jaki chcesz zaszczepić może mieć 10 krotną większą objętość. Jako kolejny krok robiłbym coś w granicach 1 litra około 8-9 °P (najlepiej wrzucić w kalkulator).
     
    @fotohobby ten wątek jakiś czas temu zaktualizowałem (uprościłem metodę, transfer jest też bezpieczniejszy co minimalizuje ryzyko zakażenia w warunkach domowych). Jeżeli masz chęć i czas możesz zerknąć poniżej.
     
  5. Dzięki!
    DanielN przyznał(a) reputację dla Nomic w Zadanie drożdży   
    Mega materiał. Dzięki.
  6. Dzięki!
    DanielN przyznał(a) reputację dla pigmej w Zadanie drożdży   
  7. Dzięki!
    DanielN otrzymał(a) reputację od Peres w Śrutownik gniotownik młynek walcowy do słodu na łożyskach + zasyp   
    Jeżeli producent podaje rzeczywisty moment (40Nm dla pierwszego biegu) to wg mnie wystarczy, przy założeniu, że robisz standardowe 20 litrowe warki, gdzie zużywasz około 4-8kg słodu na zasyp. W swoim śrutowniku, zakupionym od @Patryk77 już kilka ładnych lat temu, używam jako napędu wkrętarki Tryton TCU300 (35Nm) i daje radę. Jedynie na pszenicy niesłodowanej czuć, że wkrętarka ma co robić. Też nie ułatwiam jej pracy, bo mam śrutę raczej dobrze rozdrobioną (wąska szczelina) i zasyp lekko zwilżam.
  8. Dzięki!
    DanielN otrzymał(a) reputację od Mateusz Stelmaszczyk w Starter z suchych drożdży- czy robić?   
    @Mateusz Stelmaszczyk jak już @WiHuRa powiedział, paczka tych drożdży wystarczy Ci na planowaną warkę.

    Zdecydowanie warto przeczytać artykuł, który podał @anteks, kilka postów wyżej (autorstwa @Oskaliber).

    Moim zdaniem producenci suchych drożdży bardzo zaniżają ilość drożdży w paczce. Liczyłem kilka suchych szczepów od Fermentisa, Lallemanda, Mauribrew (niestety nie miałem nigdy okazji liczyć szczepu o którym mówisz, zakładam że jest podobnie), paczki delikatnie różnią się wagą, jednakże w paczce zawsze miałem ich w najgorszym przypadku 140 mld, średnio było ich około 180mld (mówię o żywych po uwodnieniu i ze słabą pożywką, tu trzeba się też liczyć z błędem pomiarowym, bo takie drożdże są dość słabe i barwnik ma na nie negatywny wpływ). Zależy chyba od partii, najczęściej jest ich więcej. Zatem w paczkach, które liczyłem było przynajmniej dwukrotnie więcej jak wynikałoby to z deklaracji producentów. Drożdże suche, które są przechowywane w lodówce bardzo dobrze to znoszą (obumiera około 5% w skali rocznej), jeżeli dobrze je uwodnisz to zdecydowana większość będzie żywa. Może znajdziesz chwilę na czytanie, kilka lat temu robiłem mały test. Producentom zależy na dobrej jakości produktach.
     
    Co do robienia starterów z drożdży suchych.  Odpowiedź nie jest jednoznaczna, taka bezpieczna brzmi: to zależy. Ma to sens, jeżeli wiesz co robisz. Wrzucanie całej paczki drożdży suchych do startera nie ma większego sensu. Nie uzyskasz efektu namnożenia/propagacji (chyba, że paczka drożdży była bardzo źle przechowywana i zdziesiątkowało to ilość żywych drożdży). W takim przypadku drożdże mogą (nie muszą) się zestresować. W efekcie skończysz z gorszym piwem. Jak znajdziesz więcej czasu to zerknij w te miejsce. Po prostu drożdże nie namnożą powyżej pewnej gęstości, zaczną ze sobą konkurować o resztki pożywania, zestresowane drożdże nie zrobią dobrego piwa. Ten sam przypadek tyczy się gęstwy, ma to sens, jeżeli zadasz jej tyle, że faktycznie uzyskasz efekt propagacji. Jeżeli chcesz robić starter z drożdży suchych, to zadaj ich 1/8 maksymalnie 1/6 paczki (podaję taką ilość z empirycznego doświadczenia, jak chciałem szczepić trochę większy baling a miałem tylko jedną saszetkę). Z takiej ilości w starterze po kilku podziałach odpowiednio się namnożą.
     
  9. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od Stanczu w Starter z suchych drożdży- czy robić?   
    @Mateusz Stelmaszczyk jak już @WiHuRa powiedział, paczka tych drożdży wystarczy Ci na planowaną warkę.

    Zdecydowanie warto przeczytać artykuł, który podał @anteks, kilka postów wyżej (autorstwa @Oskaliber).

    Moim zdaniem producenci suchych drożdży bardzo zaniżają ilość drożdży w paczce. Liczyłem kilka suchych szczepów od Fermentisa, Lallemanda, Mauribrew (niestety nie miałem nigdy okazji liczyć szczepu o którym mówisz, zakładam że jest podobnie), paczki delikatnie różnią się wagą, jednakże w paczce zawsze miałem ich w najgorszym przypadku 140 mld, średnio było ich około 180mld (mówię o żywych po uwodnieniu i ze słabą pożywką, tu trzeba się też liczyć z błędem pomiarowym, bo takie drożdże są dość słabe i barwnik ma na nie negatywny wpływ). Zależy chyba od partii, najczęściej jest ich więcej. Zatem w paczkach, które liczyłem było przynajmniej dwukrotnie więcej jak wynikałoby to z deklaracji producentów. Drożdże suche, które są przechowywane w lodówce bardzo dobrze to znoszą (obumiera około 5% w skali rocznej), jeżeli dobrze je uwodnisz to zdecydowana większość będzie żywa. Może znajdziesz chwilę na czytanie, kilka lat temu robiłem mały test. Producentom zależy na dobrej jakości produktach.
     
    Co do robienia starterów z drożdży suchych.  Odpowiedź nie jest jednoznaczna, taka bezpieczna brzmi: to zależy. Ma to sens, jeżeli wiesz co robisz. Wrzucanie całej paczki drożdży suchych do startera nie ma większego sensu. Nie uzyskasz efektu namnożenia/propagacji (chyba, że paczka drożdży była bardzo źle przechowywana i zdziesiątkowało to ilość żywych drożdży). W takim przypadku drożdże mogą (nie muszą) się zestresować. W efekcie skończysz z gorszym piwem. Jak znajdziesz więcej czasu to zerknij w te miejsce. Po prostu drożdże nie namnożą powyżej pewnej gęstości, zaczną ze sobą konkurować o resztki pożywania, zestresowane drożdże nie zrobią dobrego piwa. Ten sam przypadek tyczy się gęstwy, ma to sens, jeżeli zadasz jej tyle, że faktycznie uzyskasz efekt propagacji. Jeżeli chcesz robić starter z drożdży suchych, to zadaj ich 1/8 maksymalnie 1/6 paczki (podaję taką ilość z empirycznego doświadczenia, jak chciałem szczepić trochę większy baling a miałem tylko jedną saszetkę). Z takiej ilości w starterze po kilku podziałach odpowiednio się namnożą.
     
  10. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od Konstoi w OSTRY DYŻUR - wątek TYLKO dla potrzebujących pilnej pomocy !   
    Przepraszam za off-top w tym wątku i poniższe wtrącenie.

    Zdecydowana większość moich szczepów to zamrożone depozyty po około 0,1-0,3 ml biomasy w probówkach 1,5 ml. Nie miałem nigdy problemów by wystartować roczny zamrożony szczep. Zdecydowana większość szczepów startuje nawet i po dwóch latach. Kilka miesięcy temu wystartowałem ponad 3 letni szczep WLP590 (saison), ruszył jakby nigdy nic.
    Z tego co zauważyłem, najgorzej znoszą mrożenie szczepy pyliste (weizen, vermonty), do roku czasu nie zauważyłem problemów, ale powyżej tego czasu widać zauważalny lag zanim wystartują.
    By drożdże zamrozić trzeba je odpowiednio przygotować na trudne czasy. Jeżeli znajdziesz chwilę czasu to zerknij tutaj.  W warunkach domowych, też trzeba użyć więcej gliceryny. Początkowo, jak używałem ilości do 15% obj., (laboratoria wyposażone w dobre zamrażarki, które utrzymają około -80 °C mogą sobie pozwolić na małe ilości gliceryny czy też innych krioprotektantów)  takie depozyty już po roku były do niczego. Drożdżom w zamrażarce też trzeba zapewnić warunki dużej bezwładności cieplnej, by miały jak najzimniej i jak najmniej wahań temperatury, zatem wybór półki gdzie stoi bank też ma znaczenie. Bardzo ważne jest też, by szybko i pewnie przeprowadzić proces rozmrożenia, przy starszych depozytach, gdzie drożdże są już w słabszej kondycji, potrafi zginąć ich bardzo dużo. Ważny też pierwszy stopień startera, by zacząć od słabszej brzeczki z pożywką, inaczej ciśnienie osmotyczne może zrobić swoje. Zadaniem startera jest odbudowa kolonii, w metodzie mrożenia w warunkach domowych po prostu trzeba się liczyć że wiele komórek zgodnie.

    Dawno temu sprawdzałem jak cały proces wpływa na ilość żywych komórek (mówię o warunkach domowych). Jeżeli osiągnąłeś ilość, żywych na poziomie 50% to gratuluję, mi nigdy nie udało nawet zbliżyć to takiej wartości. Chciałbym też poznać Twoją metodę, może coś robię nie tak, wiele lat nie aktualizowałem swojej wiedzy w tym temacie i może pojawiły się jakieś nowe metody.

    Co do skosów, zanim zacząłem przygodę z mrożeniem trzymałem wszystko na skosach. Zdecydowanie nie polecam w warunkach domowych. Jest to proces bardzo czasochłonny i pracochłonny. Skosy w plastikowych probówkach szybko wysychały, w szkle było o wiele lepiej, ale i tak ciągle trzeba było walczyć z kondensacją i pilnować temperatur przy wylewaniu skosów (by tej kondensacji było najmniej). Jako, że przy metodach agarowych/żelatynowych naczynia są otwarte ,to też ryzyko zainfekowania jest duże. Utrzymywanie skosów też jest czasochłonne. 



     
    Po prostu wiele szczepów źle znosi suszenie i podczas tego procesu ginie wiele, o ile nie wszystkie . Są też takie, które całkiem nieźle znoszą suszenie, ale w takie postaci nie są w stanie żyć zbyt długo. Dlatego jest taka przewaga ilościowa szczepów drożdży płynnych nad suchymi. Producenci komercyjni pakując suche drożdże muszą mieć pewność, że po rehydracji będą one żywe i gotowe do pracy, oraz że w postaci suchej poleżą długie miesiące na półkach. Powyższe argumenty są mniej ważne w warunkach domowych. Tak jak już napisałeś wiele osób suszy kveiki. W przeciągu ostatnich dwóch lat, gdzie stały się bardzo modne dostałem szczepów w postaci domowych suszonych płatków. Z ciekawości sprawdzałem jak to wygląda odnośnie ilości żywych komórek. Takie płatki miały od kilkunastu nawet do 80% żywych komórek po rehydracji (nie mam możliwości sprawdzenia czy bakterie również były żywe, bo wiele płatków kveikowych nie jest czysta, to połącznie pracy drożdży i bakterii daje profil), dodatkowo proces suszenia też nie jest sterylny i zawsze coś łapie. Ze względu na specyfikę tych drożdży, bardzo szybką kolonizację to jest to świetny materiał, by w domowych warunkach je wysuszyć warto je suszyć.
    Nic nie stoi na przeszkodzie by próbować z innymi szczepami. Ale tutaj trzeba wziąć pod uwagę inne czynniki. Szczep może nie chcieć poddać się wysuszeniu, albo po zasuszeniu będzie mało żywych komórek. Suszenie nie jest sterylne i jak się coś złapie, to może się okazać, że szybciej rozwinie się infekcja zanim wystartują drożdże i skolonizują środowisko. Zatem bez sprzętu nie jesteś w stanie łatwo stwierdzić, czy zadałeś odpowiednią ilość drożdży. Szczepy klasyczne nie wyprodukują Ci dobrego piwa jak zrobisz underpitching. Też pracują wolniej i jeżeli zasuszony szczep złapał trochę kurzu z bakteriami w powietrzu to może się okazać, że bakterie zdążą wyraźnie zainfekować piwo.
    Jeżeli trafisz na szczep który, słabo się wysusza i ginie dużo komórek to będziesz musiał robić startery, więc nie oszczędzisz wiele czasu. Też profil docelowego piwa może być inny jak szczep pierwotnie posiadał. Nie masz pewności jak drożdże znoszą one przechowywanie na półkach i czy nie obumierają zbyt szybko. Dlatego przy szczepach klasycznych (a nawet kveikach) bank drożdży piwowarskich w postaci płynnej jest najczęściej pewniejszy.
  11. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od skybert w OSTRY DYŻUR - wątek TYLKO dla potrzebujących pilnej pomocy !   
    Przepraszam za off-top w tym wątku i poniższe wtrącenie.

    Zdecydowana większość moich szczepów to zamrożone depozyty po około 0,1-0,3 ml biomasy w probówkach 1,5 ml. Nie miałem nigdy problemów by wystartować roczny zamrożony szczep. Zdecydowana większość szczepów startuje nawet i po dwóch latach. Kilka miesięcy temu wystartowałem ponad 3 letni szczep WLP590 (saison), ruszył jakby nigdy nic.
    Z tego co zauważyłem, najgorzej znoszą mrożenie szczepy pyliste (weizen, vermonty), do roku czasu nie zauważyłem problemów, ale powyżej tego czasu widać zauważalny lag zanim wystartują.
    By drożdże zamrozić trzeba je odpowiednio przygotować na trudne czasy. Jeżeli znajdziesz chwilę czasu to zerknij tutaj.  W warunkach domowych, też trzeba użyć więcej gliceryny. Początkowo, jak używałem ilości do 15% obj., (laboratoria wyposażone w dobre zamrażarki, które utrzymają około -80 °C mogą sobie pozwolić na małe ilości gliceryny czy też innych krioprotektantów)  takie depozyty już po roku były do niczego. Drożdżom w zamrażarce też trzeba zapewnić warunki dużej bezwładności cieplnej, by miały jak najzimniej i jak najmniej wahań temperatury, zatem wybór półki gdzie stoi bank też ma znaczenie. Bardzo ważne jest też, by szybko i pewnie przeprowadzić proces rozmrożenia, przy starszych depozytach, gdzie drożdże są już w słabszej kondycji, potrafi zginąć ich bardzo dużo. Ważny też pierwszy stopień startera, by zacząć od słabszej brzeczki z pożywką, inaczej ciśnienie osmotyczne może zrobić swoje. Zadaniem startera jest odbudowa kolonii, w metodzie mrożenia w warunkach domowych po prostu trzeba się liczyć że wiele komórek zgodnie.

    Dawno temu sprawdzałem jak cały proces wpływa na ilość żywych komórek (mówię o warunkach domowych). Jeżeli osiągnąłeś ilość, żywych na poziomie 50% to gratuluję, mi nigdy nie udało nawet zbliżyć to takiej wartości. Chciałbym też poznać Twoją metodę, może coś robię nie tak, wiele lat nie aktualizowałem swojej wiedzy w tym temacie i może pojawiły się jakieś nowe metody.

    Co do skosów, zanim zacząłem przygodę z mrożeniem trzymałem wszystko na skosach. Zdecydowanie nie polecam w warunkach domowych. Jest to proces bardzo czasochłonny i pracochłonny. Skosy w plastikowych probówkach szybko wysychały, w szkle było o wiele lepiej, ale i tak ciągle trzeba było walczyć z kondensacją i pilnować temperatur przy wylewaniu skosów (by tej kondensacji było najmniej). Jako, że przy metodach agarowych/żelatynowych naczynia są otwarte ,to też ryzyko zainfekowania jest duże. Utrzymywanie skosów też jest czasochłonne. 



     
    Po prostu wiele szczepów źle znosi suszenie i podczas tego procesu ginie wiele, o ile nie wszystkie . Są też takie, które całkiem nieźle znoszą suszenie, ale w takie postaci nie są w stanie żyć zbyt długo. Dlatego jest taka przewaga ilościowa szczepów drożdży płynnych nad suchymi. Producenci komercyjni pakując suche drożdże muszą mieć pewność, że po rehydracji będą one żywe i gotowe do pracy, oraz że w postaci suchej poleżą długie miesiące na półkach. Powyższe argumenty są mniej ważne w warunkach domowych. Tak jak już napisałeś wiele osób suszy kveiki. W przeciągu ostatnich dwóch lat, gdzie stały się bardzo modne dostałem szczepów w postaci domowych suszonych płatków. Z ciekawości sprawdzałem jak to wygląda odnośnie ilości żywych komórek. Takie płatki miały od kilkunastu nawet do 80% żywych komórek po rehydracji (nie mam możliwości sprawdzenia czy bakterie również były żywe, bo wiele płatków kveikowych nie jest czysta, to połącznie pracy drożdży i bakterii daje profil), dodatkowo proces suszenia też nie jest sterylny i zawsze coś łapie. Ze względu na specyfikę tych drożdży, bardzo szybką kolonizację to jest to świetny materiał, by w domowych warunkach je wysuszyć warto je suszyć.
    Nic nie stoi na przeszkodzie by próbować z innymi szczepami. Ale tutaj trzeba wziąć pod uwagę inne czynniki. Szczep może nie chcieć poddać się wysuszeniu, albo po zasuszeniu będzie mało żywych komórek. Suszenie nie jest sterylne i jak się coś złapie, to może się okazać, że szybciej rozwinie się infekcja zanim wystartują drożdże i skolonizują środowisko. Zatem bez sprzętu nie jesteś w stanie łatwo stwierdzić, czy zadałeś odpowiednią ilość drożdży. Szczepy klasyczne nie wyprodukują Ci dobrego piwa jak zrobisz underpitching. Też pracują wolniej i jeżeli zasuszony szczep złapał trochę kurzu z bakteriami w powietrzu to może się okazać, że bakterie zdążą wyraźnie zainfekować piwo.
    Jeżeli trafisz na szczep który, słabo się wysusza i ginie dużo komórek to będziesz musiał robić startery, więc nie oszczędzisz wiele czasu. Też profil docelowego piwa może być inny jak szczep pierwotnie posiadał. Nie masz pewności jak drożdże znoszą one przechowywanie na półkach i czy nie obumierają zbyt szybko. Dlatego przy szczepach klasycznych (a nawet kveikach) bank drożdży piwowarskich w postaci płynnej jest najczęściej pewniejszy.
  12. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od sihox w OSTRY DYŻUR - wątek TYLKO dla potrzebujących pilnej pomocy !   
    Przepraszam za off-top w tym wątku i poniższe wtrącenie.

    Zdecydowana większość moich szczepów to zamrożone depozyty po około 0,1-0,3 ml biomasy w probówkach 1,5 ml. Nie miałem nigdy problemów by wystartować roczny zamrożony szczep. Zdecydowana większość szczepów startuje nawet i po dwóch latach. Kilka miesięcy temu wystartowałem ponad 3 letni szczep WLP590 (saison), ruszył jakby nigdy nic.
    Z tego co zauważyłem, najgorzej znoszą mrożenie szczepy pyliste (weizen, vermonty), do roku czasu nie zauważyłem problemów, ale powyżej tego czasu widać zauważalny lag zanim wystartują.
    By drożdże zamrozić trzeba je odpowiednio przygotować na trudne czasy. Jeżeli znajdziesz chwilę czasu to zerknij tutaj.  W warunkach domowych, też trzeba użyć więcej gliceryny. Początkowo, jak używałem ilości do 15% obj., (laboratoria wyposażone w dobre zamrażarki, które utrzymają około -80 °C mogą sobie pozwolić na małe ilości gliceryny czy też innych krioprotektantów)  takie depozyty już po roku były do niczego. Drożdżom w zamrażarce też trzeba zapewnić warunki dużej bezwładności cieplnej, by miały jak najzimniej i jak najmniej wahań temperatury, zatem wybór półki gdzie stoi bank też ma znaczenie. Bardzo ważne jest też, by szybko i pewnie przeprowadzić proces rozmrożenia, przy starszych depozytach, gdzie drożdże są już w słabszej kondycji, potrafi zginąć ich bardzo dużo. Ważny też pierwszy stopień startera, by zacząć od słabszej brzeczki z pożywką, inaczej ciśnienie osmotyczne może zrobić swoje. Zadaniem startera jest odbudowa kolonii, w metodzie mrożenia w warunkach domowych po prostu trzeba się liczyć że wiele komórek zgodnie.

    Dawno temu sprawdzałem jak cały proces wpływa na ilość żywych komórek (mówię o warunkach domowych). Jeżeli osiągnąłeś ilość, żywych na poziomie 50% to gratuluję, mi nigdy nie udało nawet zbliżyć to takiej wartości. Chciałbym też poznać Twoją metodę, może coś robię nie tak, wiele lat nie aktualizowałem swojej wiedzy w tym temacie i może pojawiły się jakieś nowe metody.

    Co do skosów, zanim zacząłem przygodę z mrożeniem trzymałem wszystko na skosach. Zdecydowanie nie polecam w warunkach domowych. Jest to proces bardzo czasochłonny i pracochłonny. Skosy w plastikowych probówkach szybko wysychały, w szkle było o wiele lepiej, ale i tak ciągle trzeba było walczyć z kondensacją i pilnować temperatur przy wylewaniu skosów (by tej kondensacji było najmniej). Jako, że przy metodach agarowych/żelatynowych naczynia są otwarte ,to też ryzyko zainfekowania jest duże. Utrzymywanie skosów też jest czasochłonne. 



     
    Po prostu wiele szczepów źle znosi suszenie i podczas tego procesu ginie wiele, o ile nie wszystkie . Są też takie, które całkiem nieźle znoszą suszenie, ale w takie postaci nie są w stanie żyć zbyt długo. Dlatego jest taka przewaga ilościowa szczepów drożdży płynnych nad suchymi. Producenci komercyjni pakując suche drożdże muszą mieć pewność, że po rehydracji będą one żywe i gotowe do pracy, oraz że w postaci suchej poleżą długie miesiące na półkach. Powyższe argumenty są mniej ważne w warunkach domowych. Tak jak już napisałeś wiele osób suszy kveiki. W przeciągu ostatnich dwóch lat, gdzie stały się bardzo modne dostałem szczepów w postaci domowych suszonych płatków. Z ciekawości sprawdzałem jak to wygląda odnośnie ilości żywych komórek. Takie płatki miały od kilkunastu nawet do 80% żywych komórek po rehydracji (nie mam możliwości sprawdzenia czy bakterie również były żywe, bo wiele płatków kveikowych nie jest czysta, to połącznie pracy drożdży i bakterii daje profil), dodatkowo proces suszenia też nie jest sterylny i zawsze coś łapie. Ze względu na specyfikę tych drożdży, bardzo szybką kolonizację to jest to świetny materiał, by w domowych warunkach je wysuszyć warto je suszyć.
    Nic nie stoi na przeszkodzie by próbować z innymi szczepami. Ale tutaj trzeba wziąć pod uwagę inne czynniki. Szczep może nie chcieć poddać się wysuszeniu, albo po zasuszeniu będzie mało żywych komórek. Suszenie nie jest sterylne i jak się coś złapie, to może się okazać, że szybciej rozwinie się infekcja zanim wystartują drożdże i skolonizują środowisko. Zatem bez sprzętu nie jesteś w stanie łatwo stwierdzić, czy zadałeś odpowiednią ilość drożdży. Szczepy klasyczne nie wyprodukują Ci dobrego piwa jak zrobisz underpitching. Też pracują wolniej i jeżeli zasuszony szczep złapał trochę kurzu z bakteriami w powietrzu to może się okazać, że bakterie zdążą wyraźnie zainfekować piwo.
    Jeżeli trafisz na szczep który, słabo się wysusza i ginie dużo komórek to będziesz musiał robić startery, więc nie oszczędzisz wiele czasu. Też profil docelowego piwa może być inny jak szczep pierwotnie posiadał. Nie masz pewności jak drożdże znoszą one przechowywanie na półkach i czy nie obumierają zbyt szybko. Dlatego przy szczepach klasycznych (a nawet kveikach) bank drożdży piwowarskich w postaci płynnej jest najczęściej pewniejszy.
  13. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od x1d w OSTRY DYŻUR - wątek TYLKO dla potrzebujących pilnej pomocy !   
    Przepraszam za off-top w tym wątku i poniższe wtrącenie.

    Zdecydowana większość moich szczepów to zamrożone depozyty po około 0,1-0,3 ml biomasy w probówkach 1,5 ml. Nie miałem nigdy problemów by wystartować roczny zamrożony szczep. Zdecydowana większość szczepów startuje nawet i po dwóch latach. Kilka miesięcy temu wystartowałem ponad 3 letni szczep WLP590 (saison), ruszył jakby nigdy nic.
    Z tego co zauważyłem, najgorzej znoszą mrożenie szczepy pyliste (weizen, vermonty), do roku czasu nie zauważyłem problemów, ale powyżej tego czasu widać zauważalny lag zanim wystartują.
    By drożdże zamrozić trzeba je odpowiednio przygotować na trudne czasy. Jeżeli znajdziesz chwilę czasu to zerknij tutaj.  W warunkach domowych, też trzeba użyć więcej gliceryny. Początkowo, jak używałem ilości do 15% obj., (laboratoria wyposażone w dobre zamrażarki, które utrzymają około -80 °C mogą sobie pozwolić na małe ilości gliceryny czy też innych krioprotektantów)  takie depozyty już po roku były do niczego. Drożdżom w zamrażarce też trzeba zapewnić warunki dużej bezwładności cieplnej, by miały jak najzimniej i jak najmniej wahań temperatury, zatem wybór półki gdzie stoi bank też ma znaczenie. Bardzo ważne jest też, by szybko i pewnie przeprowadzić proces rozmrożenia, przy starszych depozytach, gdzie drożdże są już w słabszej kondycji, potrafi zginąć ich bardzo dużo. Ważny też pierwszy stopień startera, by zacząć od słabszej brzeczki z pożywką, inaczej ciśnienie osmotyczne może zrobić swoje. Zadaniem startera jest odbudowa kolonii, w metodzie mrożenia w warunkach domowych po prostu trzeba się liczyć że wiele komórek zgodnie.

    Dawno temu sprawdzałem jak cały proces wpływa na ilość żywych komórek (mówię o warunkach domowych). Jeżeli osiągnąłeś ilość, żywych na poziomie 50% to gratuluję, mi nigdy nie udało nawet zbliżyć to takiej wartości. Chciałbym też poznać Twoją metodę, może coś robię nie tak, wiele lat nie aktualizowałem swojej wiedzy w tym temacie i może pojawiły się jakieś nowe metody.

    Co do skosów, zanim zacząłem przygodę z mrożeniem trzymałem wszystko na skosach. Zdecydowanie nie polecam w warunkach domowych. Jest to proces bardzo czasochłonny i pracochłonny. Skosy w plastikowych probówkach szybko wysychały, w szkle było o wiele lepiej, ale i tak ciągle trzeba było walczyć z kondensacją i pilnować temperatur przy wylewaniu skosów (by tej kondensacji było najmniej). Jako, że przy metodach agarowych/żelatynowych naczynia są otwarte ,to też ryzyko zainfekowania jest duże. Utrzymywanie skosów też jest czasochłonne. 



     
    Po prostu wiele szczepów źle znosi suszenie i podczas tego procesu ginie wiele, o ile nie wszystkie . Są też takie, które całkiem nieźle znoszą suszenie, ale w takie postaci nie są w stanie żyć zbyt długo. Dlatego jest taka przewaga ilościowa szczepów drożdży płynnych nad suchymi. Producenci komercyjni pakując suche drożdże muszą mieć pewność, że po rehydracji będą one żywe i gotowe do pracy, oraz że w postaci suchej poleżą długie miesiące na półkach. Powyższe argumenty są mniej ważne w warunkach domowych. Tak jak już napisałeś wiele osób suszy kveiki. W przeciągu ostatnich dwóch lat, gdzie stały się bardzo modne dostałem szczepów w postaci domowych suszonych płatków. Z ciekawości sprawdzałem jak to wygląda odnośnie ilości żywych komórek. Takie płatki miały od kilkunastu nawet do 80% żywych komórek po rehydracji (nie mam możliwości sprawdzenia czy bakterie również były żywe, bo wiele płatków kveikowych nie jest czysta, to połącznie pracy drożdży i bakterii daje profil), dodatkowo proces suszenia też nie jest sterylny i zawsze coś łapie. Ze względu na specyfikę tych drożdży, bardzo szybką kolonizację to jest to świetny materiał, by w domowych warunkach je wysuszyć warto je suszyć.
    Nic nie stoi na przeszkodzie by próbować z innymi szczepami. Ale tutaj trzeba wziąć pod uwagę inne czynniki. Szczep może nie chcieć poddać się wysuszeniu, albo po zasuszeniu będzie mało żywych komórek. Suszenie nie jest sterylne i jak się coś złapie, to może się okazać, że szybciej rozwinie się infekcja zanim wystartują drożdże i skolonizują środowisko. Zatem bez sprzętu nie jesteś w stanie łatwo stwierdzić, czy zadałeś odpowiednią ilość drożdży. Szczepy klasyczne nie wyprodukują Ci dobrego piwa jak zrobisz underpitching. Też pracują wolniej i jeżeli zasuszony szczep złapał trochę kurzu z bakteriami w powietrzu to może się okazać, że bakterie zdążą wyraźnie zainfekować piwo.
    Jeżeli trafisz na szczep który, słabo się wysusza i ginie dużo komórek to będziesz musiał robić startery, więc nie oszczędzisz wiele czasu. Też profil docelowego piwa może być inny jak szczep pierwotnie posiadał. Nie masz pewności jak drożdże znoszą one przechowywanie na półkach i czy nie obumierają zbyt szybko. Dlatego przy szczepach klasycznych (a nawet kveikach) bank drożdży piwowarskich w postaci płynnej jest najczęściej pewniejszy.
  14. Dzięki!
    DanielN otrzymał(a) reputację od stary w Bank drożdży piwowarskich - rewizja po latach.   
    Bank drożdży piwowarskich
     
    Poniższy poradnik w zamyśle miał być rozwinięciem serii artykułów, które napisałem z nieocenioną pomocą kolegów. Po tych kilku latach zmieniłem technikę na łatwiejszą i dostosowaną do tego co możemy kupić w naszym kraju. Postanowiłem również poświęcić chwilę więcej czasu i napisać ten artykuł jako samodzielny dokument dla Twojej wygody.
     
    Drożdże płynne w hobby jakim jest piwowarstwo domowe uważane są za trudne. Wysoka cena nie zachęca do spróbowania, nie mówiąc już o eksperymentach. Poniżej postaram się przekonać Cię, że wcale tak być nie musi i nie taki diabeł straszny jak go malują. Pokażę Ci jak założyć bank drożdży piwowarskich oraz jak ich użyć.
     
    Bank drożdży jest to małe pudełko styropianowe w Twojej lodówce lub zamrażarce. W tym pudełku znajdują się małe próbki/fiolki z drożdżami, będę je dalej nazywał depozytami. Poprawnie przygotowany depozyt wytrzyma wiele miesięcy w oczekiwaniu na swój przyjazny fermentor. W dowolnym momencie możesz depozyt wyjąć a następnie rozpropagować drożdże do ilości potrzebnej by zaszczepić brzeczkę - propagacja to nic innego jak ich namnażanie.
     

    Mój bank jest dość skromny, z tego względu, że drożdże głównie mrożę. W dwóch małych fiolkach są dwa depozyty w roztworze soli. Dodatkowo przechowuję dwa skosy, które mam zamiar w najbliższym czasie również przenieść do zamrażalnika. Wszystko leży na żelowym wkładzie chłodzącym kupionym w aptece.
     

    Pusta probówka typu Falcon oraz depozyt. Jako, że leżał na boku, drożdże osiadły na ściance. Jest tam około 0.5ml czystej biomasy. Szczep ten propaguje się wyjątkowo szybko.

     
    W poradniku znajdziesz opis najprostszej metody pozwalającej na przechowywanie próbek drożdży w roztworze soli fizjologicznej. Pozwoli Ci to przechowywać drożdże nawet do roku, chociaż zalecam połowę tego czasu. To są żywe organizmy i każdy szczep znosi to trochę inaczej.
     
    Świadomy wybór to nic innego jak akceptowanie wad. Przedstawię listę wad oraz zalet posiadania własnego banku. Będziesz wiedział czy warto zaczynać.
     
    Wady:
    Musisz poświęcić czas na nauczenie się nowej rzeczy - nie każdy go ma. Przygotowywanie próbek oraz ich użycie wiąże się z technikami transferów, które trzeba opanować. W przypadku błędów może skończyć się infekcją. Zakup dodatkowego sprzętu. Będzie amortyzował się na przestrzeni około 20-30 warek zanim użycie drożdży płynnych stanie się tańsze od paczek z drożdżami suchymi. Warkę trzeba planować 3-4 dni wcześniej. Tyle czasu potrzeba na przygotowanie startera. Bank zajmie trochę miejsca w lodówce. Domownicy muszą być tego świadomi.  
    Zalety:
    Nauczysz się czegoś nowego. Z czasem znaczna redukcja kosztów użycia drożdży płynnych. Po amortyzacji zakupu sprzętu będą tańsze od suchych. Brzeczka będzie zaszczepiona silnym starterem z bardzo witalnymi drożdżami, odpornymi na stres osmotyczny. Takie drożdże prawie zawsze zaczną pracę szybciej w porównaniu do suchych. Często podniesie się jakość Twojego piwa. Bardzo dużo nowych szczepów. Otwiera się świat na nowe smaki i aromaty, których nie uzyskasz z drożdży suchych. Większość drożdży nie poddaje się wysuszeniu. Stąd wynika różnica w ilości szczepów dostępnych w postaci płynnej w porównaniu do zasuszonej. Niski koszt użycia pozwoli Ci eksperymentować. Nic nie stoi na przeszkodzie zaszczepić brzeczki różnymi starterami czy też mieszankami drożdży. Pozwoli Ci przechowywać ulubione szczepy bardzo długo. Może nie ma już danego szczepu w sklepie, ale jest w Twojej lodówce i czeka na swoją kolej. Łatwa wymiana z innymi piwowarami (kilka fiolek zmieści się w liście ekonomicznym). Nie musisz planować warek z pasażami, by zakup drożdży płynnych się rozkładał na więcej warek. Zawsze możesz robić piwa ze świeżych starterów i to z różnych szczepów.  
     
    Wśród wad wymieniłem infekcję, coś co przekreśla stylowe piwo. Poniższy poradnik będzie przedstawiał metodę, by tę wadę zminimalizować praktycznie do zera. W książce, na której mocno bazuję, Yeast : The Practical Guide to Beer Fermentation Christ White traktuje laboratorium jako kolejny krok w rozwoju browaru komercyjnego w celu poprawy jakości. My jako piwowarzy domowi przenosimy wiele rozwiązań przemysłowych pod nasze strzechy. Ten poradnik pomoże Ci stworzyć swoje własne małe domowe laboratorium. Trochę taniego sprzętu oraz praktyki pozwoli transferować drożdże w zasadzie bez dostępu do niesterylnego powietrza. Ryzyko infekcji będzie marginalne.
     
    Wyposażenie domowego laboratorium 
    Sprzęt, którego będziesz używał musi być sterylny, inaczej jałowy. Oznacza to, że na powierzchniach, z którymi będą miały kontakt drożdże nie ma prawa być życia. Płyny, jak sól fizjologiczna, brzecza (którą będę czasem nazywał pożywką), probówki, butelki ze starterami sterylizuje się w autoklawie. W warunkach domowych, jego rolę będzie pełnił szybkowar. Małe metalowe powierzchnie, mówię tutaj o końcówkach igieł - sterylizuję w ogniu. Laboratoria używają jako źródła ognia palników Bunsena, w domu wystarczy tani palnik spirytusowy.

     
     
    Szybkowar

    Jest to garnek ciśnieniowy. Mój ma wiele lat i ciągle działa. Używam go głównie do gotowania posiłków, taki też był cel jego zakupu. Dopiero od kiedy zacząłem warzyć piwo awansowałem go do funkcji autoklawu. Mieszczę się w modelu, który ma maksymalnie 6 litrów pojemności roboczej. Model o większej pojemności byłby wygodniejszy. Szybkowary występują w dwóch klasach:
    ciężkie i solidne modele mają ciśnienie robocze 100 kPa = 1 bar tańsze modele 80 kPa = 0.8 bar. Oba typy się nadają, z taką różnicą, że czas sterylizacji w modelu o ciśnieniu 100 kPa, to około 20 minut, w modelu o niższym maksymalnym ciśnieniu roboczym jest dwa razy dłuższy. Jest to najdroższy wydatek.
     
     
    Palnik spirytusowy

    Palnik spirytusowy będzie pełnił dwie funkcje:
    pierwsza to wytworzenie komina powietrznego, czyli wymuszony ruch powietrza. Powietrze pobliżu płomienia będzie się ogrzewać i unosić się ku górze. Od spodu będzie pobierane. Ruch powietrza porwie ze sobą mikroorganizmy. Wtedy nawet do otwartych naczyń nic nie powinno wpaść.  drugie zadanie to sterylizacja za pomocą płomienia. Jeżeli na końcówce igły osadziły się jakiekolwiek bakterie, to wystarczy kilka chwil w ogniu, by zginęły.  
     
    Przynajmniej 2 butelki 100 ml ze szkła borokrzemowego z septą i nakrętką

    Butelki takie są autoklawowalne i wytrzymają warunki panujące w szybkowarze. W nich będzie sterylizowana brzeczka ze starterem oraz roztwór soli fizjologicznej.
    Napisałem przynajmniej dwie butelki, bo docelowa ilość zależy od Twojej wygody. Im więcej ich będziesz miał tym więcej czasu zaoszczędzisz. Będziesz mógł przygotować roztwory na zapas, wysterylizować w szybkowarze. Potem tylko korzystać z zapasów. Dzięki sepcie i zakrętce, zawartość butelki będzie zawsze odseparowana od świata zewnętrznego. W sepcie wykorzystuję zawsze te same miejsca na wkłucie, zanim speta się zniszczy miną lata. Przyjrzyj się sepcie, to ten brązowy krążek, ma dwa wkłucia których ciągle używam.
     
     
    Sterylne igły jednorazowe

    Najlepiej kupić pudełko, które zawiera 100 sztuk. Dobrym wyborem jest zakup igieł grubych 1.2mm - 1.4mm. Igły najczęściej mają długość 40 mm, są też igły używane w weterynarii, które mają długość 70mm. Te dłuższe są wygodniejsze, ale też kilka razy droższe.


     
     
    Sterylne strzykawki 20ml oraz 50ml

    Pakowane są w pudełka zbiorcze. Na wykonanie 4 depozytów będziesz potrzebował 1 strzykawki 20ml oraz jednej 50ml. Ta większa będzie służyła do odsysania już przerobionego startera z nad drożdży. Mniejsza do transferu soli fizjologicznej i napełniania depozytów. Strzykawka 20ml mieści w sobie około 25ml na maksymalnie odciągniętym tłoczku. Pozwala to napełnić do 5 depozytów. Jeżeli kupisz opakowania zbiorcze jednorazowo wydasz więcej, ale potem jednostkowo na transfer wychodzi poniżej 2zł, czyli 50gr na depozyt.

     
    Autoklawowalne probówki szklane lub plastikowe 5 ml
    Na własny użytek najlepiej kupić probówki szklane. Będziesz ich potrzebować tyle ile zamierzasz przechowywać depozytów. Na start śmiało wystarczy 9 sztuk, trzy szczepy po 3 sztuki. Probówki plastikowe typu falcon są tańsze i pakowane zbiorczo. Falcony są też świetne do wymiany z innymi piwowarami. Najczęściej wytrzymują 2-3 cykle w szybkowarze. Potem zaczynają przepuszczać, wtedy trzeba je wyrzucić.

     
    Autoklawowalne butelki ze szkła borokrzemowego o pojemności 250ml.
     
    Polecam zakup przynajmniej 2-3 sztuk. Będzie to zapas na 2-3 najbliższe startery. Na początku używałem słoików 250 ml. Też spełniały swoją funkcję. Ze słoikami jest tylko taki kłopot, że nie można ich stawiać bezpośrednio na dnie szybkowara, bo czasem pękają i traci się wtedy czas. Sprawę załatwiała bawełniana gaza lub mata silikonowa na dnie szybkowara. Na pierwszym planie są butelki, o których mówię. Jedna jest w kapturku z folii, kilka godzin po sterylizacji. Po prawej stronie butelka niebieską nakrętką. Nie przejmuj się osadem na ściankach, w środku jest sterylnie, nic na tym nie wyrośnie. Na dnie jeżeli się przyjrzysz są mieszadełka magnetyczne oraz sporo przełomu w którym jest dużo związków odżywczych potrzebnym drożdżom. Zdjęcie butelek znajdziesz w opisie dotyczącym jałowienia.
     
    Mieszadełka magnetyczne wymiary około 6-25, 7-30.

    Będziesz potrzebował kilka sztuk. Powiedzmy, że masz 3 butelki z septą, gdzie dwie będą miały pożywkę a trzecia roztwór soli. Zatem w pięciu naczyniach będzie pożywka. Do tych butelek trzeba wrzucić również mieszadełko. Najtaniej kupić na Aliexpress, ale też w Polsce jest jeden sklep z mieszadełkami, gdzie ceny są rozsądne.
     
     
    Mieszadło magnetyczne

    W banku drożdży, proste mieszadła oparte o wentylator najczęściej nie będą się nadawały. Jeżeli takie masz, to musisz po prostu sprawdzić. Mają zbyt wysokie obroty, ciecz w ilości 40-150 ml stanowi zbyt małe opory i mieszadełko chlapie a potem spada. Jeżeli Twój model ma powyższą wadę, to możesz spróbować zrobić własne mieszadło wg tego poradnika. Lub kupić gotowe np takie.

     
    Duża kolba stożkowa Elemayera.
    Najlepszy jest model o pojemności 3 litrów z szeroką szyjką. Łatwo ją umyć. Taka pojemność wystarczy na zrobienie startera do piwa górnej fermentacji, do około 15-16 blg. Lub do 10-11 blg lagera. Kolbę można również zastąpić słoikiem 3 litrowym. Ze słoikami musisz uważać, bo mogą pęknąć przy przelewaniu gorącej brzeczki. Rób to powoli w zlewie. Kolba ma tę przewagę, że można ją gotować bezpośrednio na ogniu lub płycie grzewczej. Jeżeli trafisz na kolbe z bardzo płaskim dnem, to możesz też kupić podkładkę na płyty indukcyjne. Mój model niestety ma zbyt wklęsłe dno i zanim się brzeczka zagotuje mijają wieki.
    Ekstrakt słodowy lub brzeczka.
    Na każdą propagacje będzie potrzeba:
    około 120 -150 gramów suchego ekstraktu, 150-200 gramów ekstraktu płynnego  lub 1.6 litra brzeczki o ekstrakcie 8-9 blg.  Osobiście używam suchego ekstraktu ze względu na to, że zajmuje bardzo mało miejsca.
     
    Folia aluminiowa.
    Będzie potrzebna aby robić kapturki na jałowiony sprzęt. Dodatkowa bariera ochronna, która  potrzebna jest chwilę po sterylizacji.
     
    Woda demineralizowana.
    Niezbędna do przygotowania roztworu soli fizjologicznej oraz w szybkowarze jako nośnik energii.
     
    Sól kuchenna niejodowana.
    Można ją kupić w większych sklepach. Do banku nie powinieneś używać soli jodowanej. Jod jest toksyczny dla drożdży. W soli jodowanej znajdują się małe ilości jodu, ale pamiętaj, że drożdże będą stały często miesiącami zanim ich użyjesz.
     
    Środek dezynfekujący oparty na alkoholu.
    Będzie potrzeby do dezynfekcji blatu, septy, dłoni.
     
    Nakrywane pudełko styropianowe, które pomieści probówki.
    Depozyty będą stały w tym pudełku. Dodatkowo w środku musi być wkład mrożący. Rolę wkładu może pełnić mały słoik z wodą lub żelowy wkład chłodzący z apteki. Rola wkładu, to zwiększenie bezwładności cieplnej pudełka. Otwieranie drzwiczek lodówki, czy też cykl ‘defrost’, będzie mało odczuwalny przez drożdże. Wkład będzie przeciwdziałał szybkim zmianom temperatury. Drożdże postoją dłużej.
     
    Pożywka (sole i minerały) z cynkiem.
    Jest opcjonalna, aczkolwiek ma wpływ na ilość powstałych komórek i warto jej użyć.
     
    Rękawiczki nitrylowe.
    Na rękach mamy sporo bakterii, rękawiczki to dobra bariera, dodatkowo chronią ręce przed działaniem środka dezynfekującego. Najlepiej kupić opakowanie 100 sztuk, wystarczy na lata.
     
    Maseczka chirurgiczna.
    Nasz oddech to siedlisko bakterii, wiele z nich jest wstanie zepsuć nasze wysiłki. Maseczka stanowi dobrą ochronę. Najbardziej opłaca się zakup opakowania 50 sztuk. Zapas na lata.

     
    Prawdopodobnie wiele elementów z powyższego spisu sprzętów już masz. W przypadku, gdy startujesz od zera, musisz to wszystko przeliczyć czy Ci się opłaca.
     
    W celu obniżenia kosztów początkowych możesz nie używać mieszadła i mieszadełek a szkło laboratoryjnie zastąpić słoikami. Startery bez mieszadła będą potrzebowały około dwa razy więcej czasu aby zdominować środowisko. Również będziesz musiał kilka razy w ciągu propagacji mieszać słoikiem. Ten sposób też działa.

     
    Przygotowanie sprzętu do jałowienia/sterylizacji
    Cały sprzęt do transferów i przechowywania drożdży musi być sterylny. Bez wyjałowienia w trakcie przechowywania może rozwinąć się infekcja, która przejdzie do piwa. Wtedy cała pójdzie praca na marne. Do sterylizacji będzie służył głównie szybkowar. Używany sprzęt szklany musi być odpowiednio przygotowany zanim go wstawimy do garnka ciśnieniowego.

     
    Przygotowanie probówek.
    Do każdej probówki 5 ml dodaj 5-10 kropli wody demineralizowanej. Załóż nakrętkę i zrób kapturek z folii aluminiowej. Ma sięgać do około połowy wysokości. Nakrętka musi być poluzowana inaczej nadciśnienie panujące w szybkowarze może rozerwać fiolkę. Kapturek z folii ma ważne zadanie:  po sterylizacji jesteś w stanie wyjąć probówkę, dokręcić. Kapturek nie pozwoli dotrzeć żadnej bakterii do środka, mimo tego że nakrętka jest poluzowana. Woda wewnątrz probówki zamieni się w parę. Będzie nośnikiem energii i zabije wszystko wewnątrz.
    Tak wygląda przygotowana probówka gotowa do sterylizacji


     
    Przygotowanie butelek z septą.
    Te butelki mają podwójne zakrętki. Jedna zakrętka ma septę, druga ma za zadanie ochronę septy. Septa po przebiciu nie stanowi już pełnej ochrony. Takie połączenie się uzupełnia.
    Do butelki wrzucasz czyste mieszadełko. Dodajesz 45-50 ml gorącej kranówki, od 2.5 do 3 gramów suchego jasnego ekstraktu słodowego. Gorąca woda ułatwi jego rozmieszane. Jeżeli masz, to dodaj 0.1g pożywki (sole i minerały), jest to ilość jaka się mieści na końcówce łyżeczki do herbaty.
     
    Suchy ekstrakt słodowy możesz zastąpić płynnym. Wtedy dodajesz go 20% więcej - około 3-3.5 g. Możesz użyć również brzeczki około 5-6 blg. Brzecza powinna być jasna, najlepiej bez chmielenia, a jak już to bardzo niewielkie IBU.
     
    Zakrętki muszą być poluzowane, aby ciśnienia się równały. Inaczej zakrętka z septą może wystrzelić. Nie zapomnij o kapturku z folii.

     
     
    Przygotowanie butelek ze starterem.
    Taka sama zasada, jak w przypadku butelek z septą. Jedyna różnica to ilość oraz ekstrakt brzeczki na starter. Ilość powinna wynosić około 100-130ml. Ekstrakt to 6-7 blg.
     
    Do butelki wrzucasz mieszadełko, wlewasz 100-130 ml gorącej kranówki. Dodajesz 6.5-8 gramów suchego ekstraktu słodowego i około 0.2 grama pożywki. 
     
    Zakrętka ma być poluzowania, zakładasz kapturek z folii aluminiowej.
     

    Na zdjęciu powyżej brzeczka już po sterylizacji. Po lewej butelka z septą, po prawej butelka ze starterem oraz kapturkiem z folii. Po prawej butelka bez kapturka. Na ściankach pozostało trochę przełomu, który w niczym nie przeszkadza. Na dnie butelki są mieszadełka i jeszcze więcej przełomu. Będzie on stanowił źródło minerałów i tłuszczy dla drożdży.
     
    Przygotowanie roztworu soli fizjologicznej.
    Używam do tego butelki z septą - bo wygodnie mi się z niej pobiera. Również raz tak przygotowany roztwór wystarcza na kilkukrotne użycie, bez obawy o utratę sterylności. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby ten roztwór sterylizować w słoiczkach czy większych probówkach. Butelka z septą jest po prostu wygodna. Nie zapomnij o poluzowaniu zakrętek i nałożeniu kapturka z folii aluminiowej. 

     
    Przygotowanie roztworu soli fizjologicznej
     
    Do czystej szklanki wlej 100 ml wody demineralizowanej i dodaj 0.9 g soli kuchennej niejodowanej. Mieszaj do całkowitego rozpuszczenia  Najlepiej jakby woda była ciepła, wtedy sól szybko się rozpuści. Do butelki z septą wlej 60-70 ml, musi być trochę wolnego miejsca, będzie kipiało. To wystarczy na przygotowanie około 12 depozytów.
     
    Sól fizjologiczna ma ważną rolę. Wywiera ciśnienie osmotyczne bliskie saturacji drożdży. Siły się znoszą i drożdże nie będą marnowały zapasów na napinanie membrany. Będą dłużej czekały na użycie. Drugie zadanie to rozcieńczenie. Nawet jak odbierzesz biomasę to w niej jest nadal zużyta pożywka i alkohol. Sól rozcieńczy to około 5 razy i drożdżom będzie łatwiej.



     
    Sterylizacja
    W szybkowarze o ciśnieniu roboczym do 1 bar będzie panowało nadciśnienie i temperatura około 121 stopni Celsjusza. W takich warunkach 20 minut pracy wystarczy, by zabić wszystkie formy wegetatywne i przetrwalnikowe mikroorganizmów. Przygotowane w ten sposób płyny będą stały na półce nawet latami i nic ich nie zepsuje.
    Para w szybkowarze wniknie w każdy zakamarek i duża energia jaką niesie zabije mikroorganizmy, głównie poprzez denaturację (nieodwracalne zniszczenie) protein.
    Jeżeli masz szybkowar o ciśnieniu 80 kPa (0.8 bar) to czas gotowania powinien wynosić co najmniej 40 minut.
     
    Do garnka ciśnieniowego wlej wodę demineralizowaną. W moim przypadku wystarcza 300ml. Wstaw butelki z septą, butelki ze starterami i probówki. Probówki wkładam do zlewki laboratoryjnej by się nie poprzewracały. Wygląda to tak:


     
    Zanim zamkniesz szybkowar, wiem powtarzam się, upewnij się, że wszystkie zakrętki są poluzowane.

    Załadowany szybkowar: 3 butelki ze starterami, jeden z solą, jeden ze starterem w butelce z septą, 10 probówek szklanych 5ml. Na dnie około 300ml wody.
     
    Zamknij szybkowar ustawi ciśnienie na maksymalne i gotuj na średnim ogniu. Wtedy naczynia wewnątrz będą się powoli ogrzewały. Od momentu osiągnięcia maksymalnego ciśnienia odlicz 20 minut. Po tym czasie wyłącz i czekaj, aż szybkowar pozwoli się otworzyć. Zostaw wszystko jeszcze na około godzinę lub dwie aby ostygło. Po tym czasie zdejmij pokrywę i wyciągnij sztuka po sztuce i dokręć zakrętki. Właśnie po to były potrzebne kapturki. Bariera przed niesterylnym powietrzem podczas dokręcania. Masz już wszystko jałowe, można przystąpić do dalszej pracy.
     
    Jeżeli masz duży szybkowar i miejsce to warto dokupić więcej butelek i za jednym razem sterylizować więcej. Potem już tylko korzystać z zapasów. Szybkowar będzie potrzebny raz na pół roku.
     
    Obchodzenie się z igłami i strzykawkami
    Sprzęt jednorazowy jest w opakowaniach ochronnych. Z jednej strony opakowania są listki, gdy za nie pociągniesz to opakowanie się otwiera. Listki w strzykawkach są od strony tłoczka, igieł od nasadki. Zanim zaczniesz transferować drożdże do depozytów rozchyl listki, tak by można było łatwo za nie chwycić. 
    Aby zminimalizować ryzyko, że coś osiądzie na igle lub strzykawce podczas zakładania, warto stosować się do poniższej instrukcji.
    Jak już przygotujesz stanowisko, o tym za chwilę, przyjdzie kolej na użycie igły, wówczas postępujesz tak:
    Otwierasz opakowanie strzykawki, ale jej nie wyjmujesz, ważne by można było ją łatwo wyjąć. Strzykawkę trzymaj w ręce, za opakowanie, tłoczkiem do góry.  Blisko płomienia palnika otwierasz igłę, nasadką do góry

      Wyciągasz strzykawkę i nakładasz na nasadkę igły.
     
     
    Prąd powietrza unosi mikroby ku górze i nic nie osiądzie na końcówkach. Po złożeniu zestawu na igle jest nasadka. Taki zestaw jest bardzo odporny na kontaminację.

     
    Przygotowanie startera dedykowanego do depozytów. 
     
    Kupiłeś już opakowanie drożdży płynnych. Zakładam, że są to drożdże w opakowaniu foliowym, np. Wyeast, Omega, Imperial, WLP. Czas zrobić depozyty. W tym celu trzeba zrobić dedykowany mały starter w butelce z septą. Jeżeli są to drożdże z aktywatorem, to muszą już być aktywowane i napuchnięte - drożdże muszą być wyjęte odpowiednio wcześniej i mieć temperaturę pokojową.
     
    Uwaga. Wszystkie czynności przy palącym się palniku wykonuj powoli, by nie zaburzać wymuszonego przepływu powietrza. Śpiesz się powoli jak mówi stare, dobre przysłowie.
    Robię też jedną dosyć niebezpieczną rzecz: używam środka dezynfekującego opartego na alkoholu blisko ognia. Robię to z głową, naciskam tłoczek delikatnie, nigdy nie jest skierowany w źródło ognia. Jeżeli masz wątpliwości i obawy zamień środek alkoholowy ma StarSan. Alkohol ma tę zaletę, że działa szybciej.
     
     
    Tak wygląda poglądowe środowisko pracy:

    Szklanka przydaje się by odstawić igły i strzykawki.
     
     
    Procedura:
    Zdezynfekuj blat stołu. Jeżeli jego powierzchnia jest w złym stanie, to użyj podkładki. Chodzi o czystość biologiczną. Powierzchnia po dezynfekcji musi być sucha, po około minucie działania środka wycieram ją ręcznikiem papierowym. Zdezynfekuj, następnie wytrzyj do sucha palnik spirytusowy. Postaw go na środku. Wymieszaj opakowanie drożdży, następnie zdezynfekuj, wytrzyj do sucha i postaw blisko palnika. Przygotuj jedną igłę i strzykawkę, nie wyjmuj jeszcze z opakowań, połóż blisko drożdży. Zdezynfekuj butelkę z septą ze starterem, wytrzyj do sucha. Poluzuj górna zakrętkę, na tyle żebyś mógł ją odkręcić i zdjąć jedną ręką. Załóż rękawiczki i maseczkę. Zdezynfekuj dłonie. Po dezynfekcji mają być suche. Podpal knot palnika i poczekaj około minuty. Załóż strzykawkę na igłę zgodnie z instrukcją, którą podałem wyżej. Blisko płomienia zdejmij osłonkę i przebij się przez opakowanie. Przekręć igłę równolegle do do górnego zgrzewu i przechył opakowanie, tak aby drożdże napłynęły na igłę. Odbierz około 3 ml. Odstaw drożdże blisko płomienia palnika.

    Czerwona linia to miejsce wkłucia, na niebiesko jest igła, opakowanie przekręcasz by drożdże spłynęły (linia w kolorze drożdży). Blisko palnika zdejmij zakrętkę, czubek igły rozgrzej w ogniu. Trochę poskwierczy, nie przejmuj się. Bardzo ostrożnie i powoli zdezynfekuj septę na butelce. Pamiętaj, że używasz alkoholu w pobliżu ognia. Jeżeli nie czujesz się pewnie używaj StarSanu. Nie musisz teraz nic wycierać, nic nie wpadnie do środka. Przebijasz się przez septę, najlepiej trochę bliżej krawędzi i wstrzykujesz drożdże. Załóż nakrętkę ale nie zakręcaj jej do końca ma mieć luz.  Gasisz lampkę i sprzątasz. Butelkę z tak przygotowanym starterem stawiasz na mieszadło, nie dłużej jak na 24h. Ustawiasz bardzo małych obrotów, wystarczy, że lustro się delikatnie ugnie. Tutaj czerpiemy powietrze tylko ze środka, bo jest sterylne. Po tym czasie drożdże się wzmocnią i namnożą. Zdejmij z mieszadła i odstaw na kolejne 24 godziny aby drożdże osiadły. W przypadku szczepów pylistych czasem zachodzi potrzeba wstawienia ich do lodówki, aby szybciej opadły. To musisz już sam wyczuć. Drożdże muszą opaść na dno. Przygotowanie tego startera trwa minimalnie 2 dni, czasem 3.  
    Pozostałe drożdże musisz przelać do dużego startera. W końcu jutro warzysz na nich dobre piwo. O tym jak przygotować duży starter będzie w dalszej części.
     
    Starter jest już gotowy, drożdże są w bardzo dobrej kondycji. Trzeba przenieść je do probówek 5 ml. Najczęściej przygotowuję 3-4 depozyty na każdy szczep. Procedura wygląda tak.
    Powtórz kroki od 1 do 4 z instrukcji wyżej. Wyjmujesz i dezynfekujesz bardzo dokładnie probówki 5ml. Nie zapomnij zdezynfekować dokładnie dookoła nakrętki. Probówki muszą być suche. Poluzuj delikatnie nakrętki, by potem móc odkręcić je jedną ręką. Bardzo ostrożnie, aby nie wzburzyć ułożonych drożdży, dezynfekujesz poprzednio przygotowany starter. Też ma być suchy. Zdezynfekuj butelkę z solą fizjologiczną. Postaw blisko startera. Załóż rękawiczki i maseczkę. Zdezynfekuj dłonie, mają być suche.  Podpal knot palnika i czekaj minutę, aby wytworzył się komin. Wyjmij cztery igły i dwie strzykawki, jedna 20ml druga 50ml. Kompletujesz dwa zestawy igła-strzykawka, zgodnie z instrukcją zamieszczona wyżej. Nie zdejmuj osłonek. Połóż je blisko palnika. Zdejmij zakrętkę z butelki z solą fizjologiczną. Psiknij środkiem dezynfekującym na septę - ostrożnie, bo jesteś blisko ognia. Weź luźną igłę i przebij się bliżej górnej krawędzi.  Weź strzykawkę, zdejmij osłonkę i przebij się po przeciwległej stronie luźnej igły. Przechył, aby sól spłynęła na igłę i bardzo powoli odbierz pełną strzykawkę. Będzie to ponad 20ml. Wszystko rób powoli, w pobliżu płomienia. Przez górną igłę będzie powoli zasysane powietrze. Powietrze blisko lampki jest bezpieczne. Gdyby tej igły nie było, to ciężko byłoby odebrać ciecz (na skutek dużego podciśnienia).
    Wyjmij strzykawkę i połóż blisko ognia. Będzie powoli kapała, nie przejmuj się. Wyjmij luźną igłę i nałóż nakrętkę na sól fizjologiczną. Zdejmij zakrętkę z butelki ze starterem i bardzo ostrożnie psiknij środkiem dezynfekującym na septę. Pracujesz w pobliżu ognia, jeśli masz obawy używaj StarSanu. Podobnie jak poprzednio: weź igłę leżącą luzem, wyjmij z osłonki i przebij się przy krawędzi. Weź druga strzykawkę i wykorzystując poprzednio zrobiony otwór przebij się. Delikatnie przechyl starter, aby nie wzburzyć drożdży. Przechylaj zawsze na tę stronę, na której leży mieszadełko. Ciecz ma spłynąć na igłę, drożdże powinny być przy dnie albo bardzo powoli się zsunąć na mieszadełko. Odbieraj ostrożnie płyn strzykawką 50ml. W strzykawce jest wystarczająco dużo miejsca. Przy mocno pylistych szczepach będzie trzeba zostawić trochę więcej przerobionej brzeczki. Tutaj musisz wyczuć. Długie igły trochę to ułatwiają. Masz już oddzielone drożdże od przerobionej brzeczki. Weź strzykawkę z solą. Opal końcówkę igły w płomieniu i używając otworu po wbiciu wstrzyknij sól. Nie wyjmując strzykawki wymieszaj wszystko dokładnie. Mieszadełko Ci w tym pomoże. Przy silnie zbitych drożdżach może to zająć chwilę. Przechyl butelkę, by igła była w płynie i odciągasz pełną strzykawkę. Powoli aby nie zapowietrzyć. Chcesz mieć całą strzykawkę mieszaniny soli z drożdżami. Do drugiej ręki bierzesz probówkę, odkręcasz zakrętkę i wstrzykujesz tam mieszaninę drożdży z solą, zakrecasz. Odkręcenie probówki jedną ręką i podniesienie zakrętki wymaga wprawy. Proponuję abyś najpierw to poćwiczył na sucho.
    Zakręcasz, odkładasz i powtarzasz dla pozostałych probówek. Wszystko robisz blisko lampki.

    Tak wygląda przygotowany depozyt, drożdże po kilku dniach w lodówce opadną na dno. Na koniec gasisz palnik. Dokręcasz probówki, dezynfekujesz septę i zakrętkę od soli fizjologicznej, dokładnie dokręcasz. Soli będziesz używał przy następnych transferach i chcesz zachować jej sterylność. Zabezpiecz probówki taśmą izolacyjną i markerem permanentnym zapisz datę oraz szczep. Tak przygotowany depozyt wstawiasz do banku.  
    Depozyty wstawiasz do pudełka. A pudełko na najniższa półkę lodówki, bo tam jest najchłodniej. Większość szczepów wytrzyma około roku, chociaż lepiej zużyć je szybciej. Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Jak do tej pory wszystkie moje depozyty startowały.

     
    Użycie depozytu, czyli jego wystartowanie.
    Na tym poziomie startera zalecam bezpieczne metody transferu. Osoby, które nauczyłem bankować często pomijają ten krok i po prostu szybko przelewają zdezynfekowany depozyt do startera. Na początek polecam poniższą drogę:
     
    Wyjmij depozyt, musi ogrzać się do temperatury pokojowej. Trwa to około 2h. Nie przyspieszaj procesu, temperatura ma rosnąć powoli. Zdejmij izolację, zdezynfekuj i wymieszaj depozyt. Wyjmij butelkę ze starterem (tą bez septy około o 100ml sterylnej brzeczki), zdezynfekuj dokładnie, nie zapomnij o miejscu dookoła nakrętki. Butelka ma być sucha. Dezynfekcja blatu/podkładki, palnika, dłoni w rękawiczkach, nie zapomnij o maseczce. Tak samo jak w przypadku przygotowywania depozytów. Podpal palnik. Poluzuj obie zakrętki zarówno tę z depozytu i ze startera. Zdejmij zakrętkę z depozytu, podnieś delikatnie zakrętkę ze startera i przelej depozyt. Załóż nakrętkę startera i postaw na mieszadło. Nakrętka ma być luźna. Dla pewności załóż luźno kapturek z folii aluminiowej. Po około 24h starter będzie już mętny. W przypadku starszych depozytów może to trwać dłużej. Tak przygotowany starter można przelać do startera docelowego.  
    Duży starter, do zaszczepienia brzeczki.
     
    Ten starter jest za duży by zmieścić się w szybkowarze. Ale też się nie martw, bo ten z poprzedniego kroku jest super witalny. Szybko zdominuje nowe środowisko. Załóżmy, że warzysz sesyjne piwo górnej fermentacji, gęstość około 12 blg.
     
    Po każdorazowym zaszczepieniu brzeczki myję kolbę w zmywarce. Więc mam ją czystą. Jednakże nie ufam zmywarce i myję ją jeszcze raz.
     
    Przygotuj 10g nadwęglanu sodu (OXI) zalewam kolbę po brzegi ciepłą wodą. Wsypuję środek i czekam około 20 min. W tym czasie środek działa i czyści zabrudzenia niewidoczne gołym okiem. Nadwęglan sodu trzeba przepłukać kilka razy. Zakładam kapturek z folii aluminiowej i dezynfekuję kolbę roztworem StarSanu. Około 100ml na 3 litrową kolbę.  Do garnka wlewam 1.2 litra wody. Dodaje 100-110 gramów suchego ekstraktu słodowego i około 0.5 - 1 grama pożywki (soli/minerałów). Gotuje pod przykryciem w dużym garnku około 15 minut. Trzeba uważać, aby nie wykipiało. Po zagotowaniu ustawiam małą energię na mojej płycie indukcyjnej, aby nie kipiało. Przelewam gorąca brzeczkę do kolby. Przed przelaniem oczywiście wylewam StaSan, nie przejmuję się resztkami piany. Dezynfekuje ponownie kapturek i go zakładam. Chłodzę w kąpieli wodnej. Gdy osiągnie około 25-27 stopni (sprawdzam tanim pirometrem kupionym na AliExpress) to zaszczepiam starterem, w którym pracuje depozyt. Dezynfekuje butelkę ze starterem, również kolbe z zewnątrz i pod kapturkiem. Przelewam wraz z mieszadełkiem i stawiam na mieszadło. Po 16-24 godzinach starter jest już mocno mętny i gotowy do zaszczepienia brzeczki.  
    Jeśli masz kuchenkę gazową, to wystarczy że umyjesz kolbę szczotką i płynem do mycia naczyń oraz dokładnie wypłukasz wodą. Potem starter możesz gotować bezpośrednio w kolbie. Kolba to wytrzyma. Nawet bezpośrednia zimna kąpiel nie jest dla niej wyzwaniem.


     
    Bank drożdży to nic trudnego, na początku przygotowanie depozytów zajmuje trochę czasu, za to ich użycie jest szybkie i łatwe.
     
    Osobiście nie utrzymuję banku. Gdy kończą mi się depozyty kupuję paczkę innych drożdży. Lubię sprawdzać nowe szczepy. Jeżeli chcesz utrzymywać jakiś rzadki szczep, to zrób ministarter z depozytu w butelce z septą i powtórz wszystkie kroki. Do transferu użyj sterylnej strzykawki i igły w otoczeniu lampki.
     
    W sposobie, który opisałem użycie butelki z septą zminimalizowano ryzyko infekcji. Otwory są tak małe, że bakterie nie będą mogły wpaść do środka. Lampka dodatkowo w tym przeszkodzi. Wszystko dzieje się w sterylnym środowisku. Niemal wszystko jest reużywalne i łatwe w myciu. Pierwszy poziom startera jest propagowany w sterylnym środowisku, przelewany w pobliżu palnika. Płynnych drożdży przygotowywanych w ten sposób używam od dziesiątek warek. Nigdy nie miałem infekcji.
     
    Butelki po starterach i probówki po depozytach należy myć do czysta od razu po użyciu. Jeżeli mocno się zabrudziły to OXI załatwi sprawę. 
     
    Metoda jest dość kosztowna na starcie, ale z czasem koszt użycia staje się tańszy od paczek z drożdżami suchymi. Metoda ta pozwala też trzymać ulubione szczepy dłużej.
     
    Skoro wytrzymałeś do końca, to raczej powyższy wpis Ci się podobał lub przynajmniej zaciekawił. Jeżeli nie jest to problemem, to prosze udostępnij go dalej za pomocą swoich ulubionych social media. Jeżeli wpis zwiększy zasięg, to dotrze do szerszej grupy piwowarów. Z góry dziękuję.
     
    Nadal głodny wiedzy? Zerknij na poniiższe wpisy, zajmie Ci to kilka wieczorów.
    https://www.piwo.org/blogs/entry/154-spis-treści-artykuły-które-popełniłem-wraz-z-klegami/
     
    Zawsze są pytania gdzie kupuję sprzęt, nie jest to reklama, kupuję online na ChemLand, AliExpress, Allegro. Drożdże, pożywki, ekstrakty w sklepach piwowarskich.
     
    Dziękuję Kasiu, że to wszystko przeczytałaś i poprawiłaś stylistycznie.
     
    Jeżeli znalazłeś błąd to proszę o wiadomość prywatną, poprawie z adnotacją. Jeżeli błąd wymaga dyskusji, to śmiało komentuj.

     
    Dziękuję za uwagę.

     
     


     
  15. Dzięki!
    DanielN otrzymał(a) reputację od Konstoi w Tani plan na pojemnik fermentacyjny stożkowy   
    @anteks zerknij tutaj: https://youtu.be/3Krqc_DDOsU?t=420
  16. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od Gemin w Pożywka dla drożdży   
    @marek85 drożdże potrzebują dość niewiele cynku i jesteś w stanie zrobić tanio roztwór cynku, który Ci go zapewni. Ilości z jakimi się spotykałem w różnych źródłach wahały się od 0.1 do 0.5 mg/l brzeczki. Możesz kupić czysty chlorek cynku (ZnCl2) na popularnym serwisie aukcyjnym. Z kosztami przesyłki 12 zł za 100 gramów.
    Suplementacja jest prosta jeżeli zrobisz roztwór. Mała uwaga, pracuj w rękawiczkach i lepiej żeby to nie wpadło Ci do oczu. Również daleko od dzieci. Jest silnie higroskopijny, tak jak suchy ekstrakt słodowy lubi się przyklejać do wszystkiego co jest mokre. Rozpuszczasz 8 gramów ZnCl2 w 1 litrze wody demineralizowanej. Każdy mililitr roztworu będzie zawierał około 4 mg cynku. Dozowanie to 1 ml na każde 10 litrów brzeczki. Da Ci to wtedy niecałe 0.4 mg/l, czyli tyle ile trzeba wg podręczników. Dodaje najczęściej na koniec gotowania. Zwykle ograniczam się do poziomu poniżej 0.3 mg/l. Cynk przyśpiesza start drożdży i da się to odczuć. Roztwór możesz przechowywać bardzo długo w szczelnej butelce. Oczywiście jak masz precyzyjną wagę możesz zrobić roztworu 10 razy mniej odmierzając 0.8 grama w 100 ml wody.
     
    Dawkowanie większe aniżeli 0.5 mg/l może (nie musi) powodować zbyt dużą aktywność drożdży i niechciane posmaki. Cynk wyczuwalny jest od poziomu 5 mg/l (źródło: Water A Comprehensive Guide for Brewers).

    Jeżeli nie przykładasz się do natleniania, to warto jak podpowiada @Wajcha dodać trochę martwych drożdży. Albo w procesie gorącym od biedy trochę piekarniczych. Pozostałe związki jak magnez, fosfor, FAN w zupełności starczą ze słodu. Wapń dostarczysz w wystarczającej ilości z wody do wysładzania.
     
    Odnośnie pożywki jest fajny artykuł: What, Exactly, IS Yeast Nutrient?
     
    Edycja: Wprowadzam edycję na słuszną uwagę @Beier, dziękuję. Czysty chlorek cynku szybko chłonie wodę. Jednakże po rozpuszczeniu w wodzie demineralizowanej będzie widoczny jako rozpuszczone przezroczyste płatki. Jeżeli chcesz aby się całkowicie rozpuścił musisz obniżyć pH za pomocą kwasu. Brzeczka ma na tyle niskie pH, że się ładnie rozpuści. Więc jeżeli dodajesz roztwór wodny i nie obniżyłeś jego pH, to wymieszaj całość. Odbierz strzykawką ile trzeba i zadaj pod koniec gorącego procesu.
     
     
  17. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od Wuuu w Zrób to sam: cukier kandyzowany, czyli składnik bez którego dobre piwo belgijskie nie może się obejść.   
    Cukier kandyzowany, czyli składnik bez którego dobre piwo belgijskie nie może się obejść.
    Poniższe opracowanie bazuje na artykule Candy Syrup the Right way [1] oraz Making Belgian Candi Sugar [2]. Nie jest to wierne tłumaczenie, raczej streszczenie przepisu z kilkoma wyjaśnieniami. Wartości odnośnie temperatur karmelizacji brałem z Inverted sugar syroup. Przeczytanie zajmie Ci około 25 minut.
     
    Dziękuję Jarzyn_Waleczny, Maciejeq, Pan Łyżwa i Undeath (kolejność alfabetyczna) za pomoc przy pisaniu oraz recenzowanie artykułu.
     
    Zanim przejdę dalej. Na forum znajdziesz świetny post o innej metodzie wytwarzania cukru kandyzowanego. Używam tej metody do produkcji cukru do moich ciemnych piw jak FES czy RiS. Według artykułów [1] oraz [2] nie jest to do końca cukier kandyzowany, sam proces nazwany jest ‘candy-making method’, czyli metodą wytwarzania słodyczy/cukierków. Kwasek cytrynowy użyty w metodzie obniża pH przez co spowalnia procesy Maillarda, pożywka DAP jest źródłem związków amonowych co podkręca karmelizację. Zajrzyj do [1] jest tam to wyjaśnione o wiele lepiej. Osobiście zachęcam do zrobienia cukru tym sposobem, bo daje bardzo dobry i przewidywalny efekt końcowy.
     
    Z kolei piwa belgijskie warzę z udziałem cukru kandyzowanego w oparciu o metodę opisaną poniżej. Metodę przedstawił mi BretBeerman, za co serdecznie dziękuję.
     
     
    Na zachętę, na poniższym zdjęciu pokruszony ciemny cukier kandyzowany zrobiony wg poniższego przepisu.

     
     
    Zacznę od odpowiedzi na pytanie, po co robić w ogóle ten cukier? Oczywiście, aby uwarzyć aromatyczne, często mocne piwa belgijskie. Podłych cichych asasynów skrywających się pod płaszczem lekkości. Jednym słowem pysznych piw, które świetnie maskują swoją moc. Cukier kandyzowany służy do podbicia ekstraktu. Nie byle jak, bo prawie całkowicie drożdże go zjedzą. Podbije ABV i piwo nabierze wytrawnego charakteru. Alkohol ukryje się w estrach i fenolach pochodzących od drożdży. Dobrze zrobione piwo belgijskie ma ABV często powyżej 8%. Wytrawne zakończenie będzie wręcz zachęcało do kolejnego łyka. Druga rola cukru kandyzowanego to dostarczenie bodźców smakowych i wzrokowych. Za to odpowiadają właśnie reakcje Maillarda i karmelizacja. W zależności jak długo i w jakiej temperaturze będziesz gotował cukier to otrzymasz coś z przedziału od lekkich delikatnych nut owocowych poprzez toffi kończąc na gorzkiej czekoladzie ocierającej się o nuty palone. Pod tymi przyjemnymi aromatami alkohol bardzo dobrze się ukrywa. Samego cukru możesz użyć zarówno podczas gotowania jak i do refermentacji. Lub już po rozpoczęciu fermentacji, to opiszę później.
     
    Ubiegnę jeszcze pytanie. Po co robić to samemu skoro można kupić? Cóż, pół kilograma cukru kandyzowanego w supermarkecie kosztuje od 16 nawet do 30 zł. Do mocnego piwa będziesz potrzebował często powyżej jednego kilograma. Jeżeli jesteś w stanie poświęcić do dwóch godziny pracy i kilogram cukru białego, to odpowiedzią są pieniądze. Równie ważne jest poznanie czegoś nowego, właśnie o to chodzi w hobby.
     
    Zacznę od ostrzeżenia. Podczas kandyzacji będziesz dolewał silną zasadę do gotującego się cukru. Cukier będzie miał temperaturę powyżej 120°C, roztwór zasady temperaturę pokojową. Jeżeli będziesz dolewał za szybko będzie pryskać. Zatem robisz to na własną odpowiedzialność. Jak już zdecydujesz się proszę obowiązkowo załóż rękawice i chroń oczy. Okulary ochronne w sklepie budowlanym kosztują kilka złotych. Załóż najlepiej długie ubranie, by przypadkowy odprysk nie osiadł Ci na skórze. Będziesz gotował lepką bardzo gorącą substancję, której temperaturę będziesz korygował wodą. Woda w kontakcie z gorącym cukrem będzie szybko kipiała i parowała. Tak samo jak z zasadą, jeżeli wlejesz za szybko to będzie pryskać. Zatem dodając płyny rób to bardzo powoli i w małych ilościach. Stosuje się do tych zaleceń i nie przytrafiło mi się nic groźnego. Pamiętaj, że zasadę neutralizuje się kwasem po wcześniejszym przemyciu wodą. Kwasek cytrynowy, sok z cytrusów, środek dezynfekujący Star San. Wspominam o tym tak na wszelki wypadek.
     
    Czym jest cukier kandyzowany?
    Historycznie był to nierafinowany cukier. Podczas długiej. wielogodzinnej obróbki termicznej zachodziły reakcje Maillarda oraz karmelizacja. W wyniku tych procesów cukier ciemniał i nabierał aromatu. Proces był długi, energochłonny co przekładało się na cenę.
     
    Na szczęście nauka poczyniła postęp i dowiedziała się co nieco o reakcjach Maillarda. W warunkach domowych można je znacznie przyśpieszyć. Karmelizacja, cóż, mocno zależy od temperatury i czasu, trzeba pilnować. Cukier kandyzowany w domowych warunkach wytwarza się w zakresie temperatur pomiędzy 120° a 150°C. Im dłużej trzymany w górnej granicy tym bardziej ciemny.
     
    Kluczem do przyśpieszenia reakcji Maillarda jest kontrola pH. Wyższe pH czyli bardziej alkaliczne środowisko faworyzuje te reakcje. W wyniku reakcji Maillarda będzie następowało brązowienie (przyciemnianie koloru) oraz powstaną aromatyczne związki melanoidowe. Wysoka temperatura również je przyśpiesza. Chociaż zachodzą również powoli w domowej temperaturze. Z tego korzysta nowoczesna kuchnia molekularna.
     
    Sterując temperaturą i pH jesteś w stanie zrobić różne rodzaje cukru kandyzowanego. Od jasnych owocowych, aż po czekoladowe a wręcz palone. Kolor i aromat idą w parze. Jest jeszcze jeden warunek konieczny. Aby w ogóle wystąpiły to muszą mieć dostarczone źródło aminokwasów. Tym źródłem mogą być: suchy ekstrakt słodowy, trochę brzeczki, suche drożdże, gęstwa. Różne źródła aminokwasów dają trochę odmienne efekty. Sam używam ekstraktu słodowego. Do podniesienia pH służy mocna zasada jak NaOH czyli wodorotlenek sodu (soda kaustyczna), który ma pH 14. Możesz też użyć wodorotlenku wapnia, pH około 12. Nie będą to jakieś duże ilości. Na kilogram cukru nigdy nie przekroczyłem 3 gramów. Konkretna ilość też jest zależna od rezultatu, który chcesz osiągnąć. Jasne bardziej owocowe aromaty i smaki będą wymagały mniej zasady (zacznij od rozrobienia 0,5 grama i dodawaj dosłownie w kroplach). Drugi powód dla którego nie chcesz użyć dużej ilości zasady to reakcje z kwasami, które dadzą Ci w efekcie sole. Te mogą psuć smak w kierunku mineralnym. Już odpowiadam pytanie ile tego dodać - tyle na ile podpowiada Ci węch i wzrok. Zacznij od małych ilości i potem koryguj.
     
    Czego będziesz potrzebował:
     
    Cukier kryształ/stołowy. Będę podawał ilości na 1 kg, nie ma sensu robić mniej. Pamiętaj nawet jak nie będziesz używał całego, to zawsze możesz go pokruszyć i przechowywać długie miesiące. Też sprawdzi się jako dodatek do kawy, herbaty czy wypieków. Robi wrażenie jak podasz gościom pokruszony cukier kandyzowany zamiast zwykłego białego.
     
    Garnka. Najlepiej ze stali nierdzewnej o grubym dnie. Łatwo po gotowaniu go doczyścić, drugą zaletą jest to że się nie przebarwia. Podobno garnki emaliowane mogą się przebarwić. Nie zweryfikowałem. Pojemność przynajmniej dwukrotnie taka jak ilość gotowanego cukru. Cukier w tkracie gotowanie nie ma tendencji do przypalania (jest to zasługa podniesionego pH)
     
    Termometr. Używam takiego z sondą bagnetową na przewodzie. Ten z Ikea świetnie się nada. Termometr musi wytrzymać przynajmniej 180°C. Dla wygody najlepiej jakby sonda była ciągle w cukrze. Będziesz miał informację o temperaturze. Uwierz mi, że potem mierzenie będzie problematyczne. Najlepiej przymocować go do uszka garnka jakimś drutem. Jeszcze uwaga dla osób posiadających kuchenki indukcyjne. Jeżeli sonda będzie dotykała dna garnka to odczyt będzie większy jak faktyczna temperatura cukru. Mi działa położenie sondy na drewnianą łyżkę, lub przyciśnięcie jej pokrywką garnka, tak aby nie miała kontaktu z dnem.
     
    Źródła aminokwasów, używam do tego suchego ekstraktu słodowego. Wg artykułu [1] może to również być trochę gęstwy lub suchych drożdży. Na każdy kilogram cukru około 5 gramów. Autor artykułu [2] podaje we wnioskach, że łyżka stołowa na 1 kg cukru. Zważyłem (bo wiem, że byś się o to pytał, też jestem leniwy) ile gramów suchego ekstraktu słodowego mieści się w jednej płaskiej łyżce stołowej, wyszło mi, że 5 gramów. Możesz też użyć brzeczki. Zakładając, że ma 10°P to potrzebujesz jej około 50 ml. Wtedy pamiętaj aby odpowiednio mniej użyć wody. Ekstrakt jest potrzebny jako źródło aminokwasów dla reakcji Maillarda. Również będzie grał ważną rolę w inwersji cukru - obniża nieznacznie pH i przyśpieszy ten proces. Ilość ekstraktu słodowego to kolejna składowa wpływająca na gotowy produkt. Dla jasnych cukrów zacznij od 0.5 - 1 grama.
     
    Roztwór zasady do podnoszenia pH. Musi to być czyste NaOH (nie żadne środki do udrażniania rur). NaOH możesz zastąpić inną zasadą, aby dowiedzieć się czym to proszę zerknij w artykuły na których bazowałem. Używałem w swoich nielicznych próbach od 0.1 do 2 gramów rozpuszczonego NaOH w 20 - 30 ml wody. Będzie to żrący roztwór więc uważaj. Po rozrobieniu trzymaj w bezpiecznym miejscu. Nie rób tego w szklance, bo ktoś przypadkiem może wypić. Sam używam do tego probówek typu falcon wykonanych z plastiku PE. Plastik PE według tej tabeli w temperaturze do 60°C ma zadowalającą odporność. Z praktycznego punktu widzenia 2 gramy sody kaustycznej zrobią ciemny cukier. Jak celujesz się w jaśniejszy zacznij od 0.1 - 0.5 grama. Po dodaniu zasady ta dysocjiuj i rozpada się na jony sodu (dokłądnie te same jak w soli kuchennej) oraz jony OH, te biorą udział w reakcjach Maillarda i znacznie je przyśpieszają. 
    Jako dygresja. O sodzie kaustycznej i zastosowaniu w piwowarstwie jako środka myjącego, możesz poczytać w świetnym artykule o myciu i dezynfekcji autorstwa Undeath. Czystość to podstawa naszego hobby. Jak nie czytałeś i/lub jeszcze nie wcisnąłeś ‘serducha’, to jeżeli mogę mieć prośbę, proszę zrób to teraz. Dla mnie jest to jeden z najbardziej wartościowych wpisów na tym forum i takie treści warto promować.
     
    Forma silikonowa do wylania cukru. Po gotowaniu cukier trzeba przelać, bo jak zastygnie w garnku to będzie trzeba znowu grzać. Używam foremki silikonowej do pieczenia chleba. Może jednorazowa aluminiowa foremka też się nada, nie sprawdzałem jak się nadaje to daj znać. Cukier kandyzowany jak zasygnie to super odchodzi od silikonu.
     
    Woda demineralizowana. 250 ml na 1 kg cukru. Jak użyłeś brzeczki zamiast suchego ekstraktu (DME) to daj jej odpowiednio mniej. Proporcje są 4:1, cztery części cukru, jedna wody. Woda demineralizowana nie jest konieczna, ale przyśpieszy trochę inwersję cukru, o tym za chwilę. Jak nie masz to możesz zagotować kranówkę. Gotuj ją przynajmniej 10 minut. Pozwól jej ostygnąć nie ruszając naczyniem i delikatnie przelej około połowy do naczynia. Ta odlana część będzie bardziej miękka od tej pozostawionej w garnku. Z drugiej strony 5 litrów wody demineralizowanej w hipermarkecie kosztuje 2-3 zł, nie wiem czy jest sens się bawić. Będziesz potrzebował raptem 250 ml na 1 kg cukru. Jeszcze słowo wyjaśnienia. Nasza woda w kranach najczęściej jest alkaiczna i ma dość mocne właściwości buforujące. Miękka woda ma mało soli, mały bufor. Zatem będzie bardzo szybko reagowała zmieniając pH zarówno po dodaniu ekstraktu słodowego jak i sody kaustycznej. Jak dodasz kranówkę to też wyjdzie, po prostu poczekaj na inwersję na pewności 30 minut zamiast 20.
     
    Łyżka/szpatułka drewniana do mieszania i jak masz to szpatułka silikonowa. Szpatułka nie jest konieczna ale ułatwia zeskrobywanie kryształków cukru ze ścianek. Drewnianą łyżka też sobie z tym poradzi. Mała uwaga do szpatułki silikonowej. Jeżeli jest osadzona na plastikowej rączce to użyj drewnianej szpatułki, bo prawdopodobnie się stopi.
     
    Poniżej przeklejona tabela pokazująca jak zmienia się punkt wrzenia gotującego syropu cukrowego  w zależności od ilości pozostałej wody. Tabelę pobrałem z Wikipedi z artykułu o inwertowanym cukrze.
     
    Zmiana punktu wrzenia syropu cukrowego
    Cukier (%)
    Woda (%)
    Punkt wrzenia  (°C)
    30
    70
    100
    40
    60
    101
    50
    50
    102
    60
    40
    103
    70
    30
    106
    80
    20
    112
    90
    10
    123
    95
    5
    140
    97
    3
    151
    98.2
    1.8
    160
    99.5
    0.5
    166
    99.6
    0.4
    171
    Tablę przedstawiam po to by uzmysłowić jaki wpływ na temperaturę będzie miała niewielka ilość dodanej wody. Wodę będziesz dolewał w celu kontroli temperatury. Zauważ jak szybko przesuwa się punkt temperatury wrzenia gdy w syropie pozostaje 10% i mniej wody. Łyżka stołowa wody zmieni proporcje o okolo 0,5% - co spowoduje spadek punktu wrzenia o kilka stopni. Będzie kipieć i pienić. Zatem wodę wlewaj w niewielkich ilościach i powoli. Proponuję używać małej łyżeczki. Wlej łyżeczkę wody, wymieszaj i zmierz temperaturę. Jak za mało to dolej następną. Pamiętaj też, że taki sam wpływ na obniżenie temperatury będzie miała dolewana zasada. Zakresy temperatur mają ogromy wpływ na karmelizację. Dodawana zasada na prędkość reakcji Maillarda. Trochę za dużo i kolor szybko zmienia się na ciemniejszy. Ze skromnego doświadczenia powiem Ci, że jak wody będzie mało kontrola temperatury jest wyzwaniem.

     
    Po takim wywodzie przyszedł czas na przepis. Wzięty z wniosku z artykułu [2]. Jest prosty. Pozwoliłem sobie dodać kilka informacji.
     
    Krok pierwszy - inwersja cukru. Cukier biały jest w postaci sacharozy. Aby zaszły reakcje Maillarda potrzeba cukrów prostych. Dlatego sacharozę trzeba najpierw inwertować. W efekcie w garnku pojawi się glukoza i fruktoza. Inwertowanie zachodzi szybko w wyższej temperaturze i niskim pH. Co się kłóci z reakcjami Maillarda. Dlatego inwersja w naszym przypadku będzie przebiegała nieco wolniej, bo nie będziesz obniżał pH. Wystarczy to co jest w ekstrakcie słodowym i delikatny odczyn kwaśny samej sacharozy (cukru). Do garnka wsyp cukier i dolej 250 ml destylowanej lub miękkiej wody. Dodaj też ekstrakt słodowy. Podgrzej całość do 125-135°C i przetrzymuj w tej temperaturze 20 - 30 minut. Po tym czasie cukier jest już zinwertowany. Ekstraktu możesz dać mniej jak chcesz zrobić jaśniejszy cukier. Większa ilość ekstraktu będzie skutkowała mocnym pienieniem na początku. Pienienie ustępuje po kilku minutach.
    Zeskrobuj ze ścianek nierozpuszczony cukier, będzie widoczny w postaci kryształków. W ten sposób pozbywasz się ognisk krystalizacji i po zastygnięciu cukier będzie krystaliczny a nie matowy. Jak zastygnie CI matowy, nie martw się, nie ma to wpływu na smak i aromat.
    Dodaj powoli i stopniowo zasadę. Tutaj wszystko zależy od Ciebie. Sam na starcie dodaję małą część zamierzonej ilości i potem zaczynam korygować dodając kolejne małe porcje również w małych ilościach. W celu uzyskania szybciej karmelu podnieś temperaturę do 135-145°C. Im wyższa temperatura i dłuższy czas przetrzymywania tym więcej karmelizacji. Przetrzymuj do zakładanego koloru/aromatu. Kolor po dodaniu zasady zmieni się błyskawicznie, będzie to kilka sekund. Potem ciemnienie będzie następowało o wiele wolniej. Jeżeli uważasz, że nie odpowiada Ci aromat/kolor to koryguj zasadą i/lub temperaturą/czasem. Działa reguła: mniej zasady bardziej owocowe aromaty. Wraz ze zwiększaniem zasady pojawiają się owoce suszone, toffi, czekolada, kawa. Gotuj i czekaj na efekt, który Ci odpowiada. Nie przejmuj się jak za pierwszym razem coś nie wyjdzie cukier i tak będzie smaczny.
    Jak już osiągnąłeś zamierzony efekt, to trzeba zrobić tzw. ‘hard-break’ czyli podnieść temperaturę do 150°C. Odparuje większość wody i po zastygnięciu będziesz miał twardą taflę a nie gęstą/gumowatą ciecz. Jeżeli chcesz mieć mocniej palony charakter to gotuj w tej temperaturze przez jakiś czas. Ale ostrzegam, tutaj kontrolowanie temperatury jest bardzo trudne. Szybko ucieka i zaczyna się przypalać.
    Przelej gorący cukier do foremek. Pamiętaj, aby forma była odizolowana od blatu, bo cukier będzie miał ponad 150°C.
    Czekasz, aż zastygnie (im cieńsza warstwa tym będzie szybciej). Potem możesz pokruszyć, przesypać cukrem pudrem, zabieg spowoduje, że nie będzie się kleił. Możesz przechowywać w suchym miejscu kilka miesięcy.
     
    Ciężko jest ocenić kolor i smak cukru w garnku. Dlatego autorzy zalecają, aby przygotować szklankę z wodą i co jakiś czas brać próbkę. Próbkę za pomocą łyżeczki upuszczasz do zimnej wody. Szybko zastygnie i można ocenić kolor, smak i aromat. Przyjemne z pożytecznym. W praktyce wygląda to tak, że po dodaniu zasady kolor i aromat szybko się zmieni i ustabilizuje. Czas i temperatura zaczną wydobywać aromaty karmelowe. Zatem do jasnych/bursztynowych cukrów używaj małej ilości zasady.
     
    Przy dodawaniu zasady zobaczysz niemal natychmiastową reakcję. Kolor w miejscu wlania momentalnie zacznie ciemnieć i chwilę później poczujesz nowy aromat. Po rozmieszaniu nie będzie już taki ciemny. Pamiętaj też, że kolor który widzisz w garnku jest nieco ciemniejszy jak pobranej próbki.
     
    Zachęcam do przeczytania artykułów [1] oraz [2] w celu przeglądnięcia zdjęć i tabeli z wnioskami. Zobaczysz jak czas oraz ilość dodawanej zasady wpływa na budowanie koloru. Przy kandyzacji tą metodą kręcisz kilkoma gałkami: ilością aminokwasów, pH, temperaturą, czasem.
     
    Robiłem taki cukier tylko kilka razy. Nie ukrywam nie wszystko zawsze wyszło jak należy. Ale za każdym razem cukier był smaczny i aromatyczny. Za pierwszym razem wyszedł mi matowy przez niedokładne czyszczenie brzegów garnka. Za drugim razem był za ciemny i ponownie matowy. Za trzecim razem za jasny, prawdopodobnie nie zinwertował się zanim dodałem zasadę. Do czterech razy sztuka i się udało jak trzeba. Piąty raz jest to efekt który widziałeś na pierwszym zdjęciu.
     
    Powiem jeszcze jak takiego cukru używam w swoich piwach. Do mocnych piw trzeba często powyżej jednego kilograma. Kilogram cukru rozpuszczonego w 20 litrach to ponad 3,7°P. Dodatkowo taka ilość cukru niemal całkowicie jadalnego przez drożdże może je rozleniwić. W skrajnym przypadku doprowadzając do efektu Crabtree.
     
    Zatem cukier kandyzowany dodaję po kilku godzinach od zadania drożdży. Jak go wrzucisz w postaci stałej a nawet pokruszonej, to nie ma szans aby się cały rozpuścił. Opadnie na dno i zrobi gęste piekło drożdżom na dole fermentora. Cukier kandyzowany jest najwygodniejszy w postaci syropu. Fajnie by było znać parametry tego syropu, aby wiedzieć jaki ostatecznie masz ekstrakt. Dochodzi drugi problem. Po kilku godzinach fermentacja się już zaczęła, pomiar ekstraktu będzie obarczony sporym błędem. Jak teraz dolejesz syrop kandyzowany to już w ogóle nie wiadomo jak do tego się zabać. Ano wiadomo. Cały trik polega na tym, że liczysz a nie mierzysz.
     
    Syrop kandyzowany. Kilogram suchego cukru to objętość około 0.62 litra. Czyli jak rozpuścisz go w 20 litrach fermentującego piwa to będziesz miał 20,6 litra. Dla obliczeń, aby było łatwiej zrozumieć będę używał 1 kilograma. Zatem do kilograma cukru kandyzowanego dolewasz 380 - 400 ml wody. To Ci da dokładnie 1 litr syropu. Podgrzewasz i czekasz aż cukier się rozpuści. Po rozpuszczeniu masz 1 litr syropu o ekstrakcie około 72°P (1000 gramów cukru + 380 gramów wody = 1380 gramów roztworu, skala Plato jest wagowa, 1000 gramów cukru /1380 gramów roztworu  = 0.72, zatem 72°P). Gorący syrop przelewasz do zdezynfekowania słoika. Nie może być za gorący bo słoik pęknie. Przez kilka godzin zdąży ostygnąć i będzie miał na tyle rzadką konsystencję, że łatwo będzie go przelać do już fermentującego piwa. Tak grzebię się w wiadrze z fermentującym piwem, co więcej w trakcie wlewania cukru używam blendera z trzepaczką (zdezynfekowaną) aby go rozprowadzać i dodatkowo dotleniać brzeczkę. W początkowej fazie fermentacji natlenienie mocnego piwa jest wręcz wskazane. Tlen jest potrzebny drożdżom do wzmocnienia membran i jest bodźcem do namnażania, co w efekcie daje szybką dominację w środowisku. Podsumowując, ekstrakt podbity, tlen dostarczony. Pozostała matematyka. Jak wyliczyć ekstrakt po dodaniu takiego syropu?
     
    Załóżmy masz brzeczkę 21 litrów o ekstrakcie 18°P. Dolałeś 1 litr syropu kandyzowanego o ekstrakcie 72°P. W efekcie otrzymałeś 22 litry o nieznanym ekstrakcie. Zwykła proporcja
    21 l * 18°P + 1 l * 72°P = 22 l * X
    Zatem X = (387 + 72 ) / 22 =~ 21°P
     
    Mała uwaga. Jeżeli drożdże ruszyły wyjątkowo szybko (widzę początek piany, pierwsze bąbelki), to nie czekam dłużej, tylko dodaję cukier. Najczęściej cukier jest już w fermentorze w czasie poniżej 12 godzin. Używam drożdży płynnych lub gęstwy. Drożdże w tej postaci mają najczęściej o wiele krótszy lag aniżeli suche.
    Dodanie cukru po czasie ma też jeszcze jedną zaletę. Drożdże zaczynają fermentować słabsze piwo, nie mają takiego stresu. Minus to jednak grzebanie w wiadrze, ryzyko infekcji. Ale przy mocnych piwach jak drożdże szybko wystartują i wytworzą odpowiednie ABV to infekcją bym się nie martwił.
     
    Poniżej mała fotorelacja z kandyzacji
     
    Chcę uwarzyć w najbliższym czasie Belgian Dark Strong Ale, potrzebuję cukru kandyzowanego o tostowym i może chlebowym aromacie. Kolor ciemny bo do ciemnego piwa. Bazując na poprzednich doświadczeniach użyję 2,5 g NaOH. Jak ostatnio użyłem 3 gramów to miałem aromat bardziej kawowy/czekoladowy. Zmniejszam też ilość ekstraktu słodowego, liczę, że będzie nieco mniej reakcji Maillarda i aromat mi nie pójdzie w mocno ‘ciemną’ stronę.
     
    Poniżej obrazkowe przedstawienie sprzętu i składników użytego do kandyzacji.
    Termometr z sondą. Garnek o pojemności 2,5 l, w garnku jest już 250ml wody demineralizowanej. Do dzbanka wsypałem kilogram cukru, na górze widać lekko brązową plamę jest to około 4 gramów suchego ekstraktu słodowego. Łyżka drewniana i silikonowa szpatułka, głównie do zdzierania kryształków cukru ze ścianek garnka. Podczas kandyzacji nie trzeba wiele mieszać. Mieszasz tylko na początku zanim cukier się nie rozpuści oraz po wlaniu zasady, by ją równo rozprowadzić. Jak kontrolujesz temperaturę to nic się nie przypali. W zlewce stoją dwie probówki z NaOH. W jednej 1,5 grama a w drugiej 1 gram. Obie probówki zalane około 10 ml wody demineralizowanej. Po prawej rękawice kuchenne. Rękawice kuchenne dają -10 do zwinności ale za to +20 do ochrony. Okulary ochronne -10 do widoczności, ale wolę dmuchać na zimne. Używam ich tylko jak dodaję zasadę.
    .
     
     
     
    Do 250 ml wody wsypałem cukier oraz suchy ekstrakt słodowy. Ekstrakt jest widoczny jako brązowa plama. Pod wpływem temperatury wszystko ładnie się rozpuści. Jak cukier osiągnie temperaturę wrzenia to za sprawą ekstraktu będzie pienił kilka minut.
    Piana porwie ze sobą jeszcze nie rozpuszczony cukier, który osadzi się na ściankach. Trzeba będzie te kryształki zeskrobać, aby również się zinwertowały
    .
     
     
     
    Temperatura osiągnęła około 125°, będę trzymał tak 20 minut. W tym czasie zachodzi proces inwersji. Przykrywka pozwala ograniczyć parowanie i temperatura zbyt szybko się nie podnosi. Na tym etapie łatwo ją kontrolować.

     
     
     
    W międzyczasie zeskrobuje widoczne kryształki cukru ze ścianek. Przy odrobinie szczęścia cukier zastygnie mi w krystalicznej tafli. Nie chodzi o to by mieć krystalicznie czyste brzegi garnka. Chodzi by nie było na nim widocznych dużych kryształków cukru. Wg artykułów mogą stać się przyczyną tego, że cukier zastygnie na matowo. Jak tak się stanie i koniecznie chcesz kryształowy to musisz ponownie go podgrzać do 150°C i jeszcze raz przestudzić.

     
     
     
    Rękawice na dłonie, okulary na oczy. Dolewam roztwór NaOH (1,5 grama w 10 ml). Teraz zobaczysz i poczujesz co to są procesy Maillarda. Zaczyna się.

     
     
     
    Minęły 2 sekundy. W miejscu wlania zasady widać plamę. To dopiero początek.

     
     
     
    Od dodania minęły 4 sekundy. W tym momencie aromat dociera do nosa, wyraźnie czuć domowe ciasto.

     
     
    Po 6 sekundach od momentu wlania zasady. Zapach staje się bardziej piernikowy, może chlebowy.

     
     
     
    Po rozmieszaniu kolor stał się delikatnie rozjaśnił. Od teraz procesy Maillarda będą zachodziły o wiele wolniej. Wraz z gotowaniem karmelizacja będzie coraz mocniejsza.

     
     
     
    Gotowałem kilka minut i podniosłem temperaturę do 150°C. Kolor był dla mnie jeszcze za jasny i aromat za mało chlebowy, więc dodałem kolejną probówkę tym razem z 1 gramem rozpuszczonego NaOH. Nie było już tak spektakularnego ciemnienia ale osiągnąłem to co mniej więcej chciałem. Podsumowując łącznie dodałem 2,5 g NaOH w dwóch partiach. Aromat przypieczonej skórki od chleba. Gotowałem jeszcze kilka minut i uznałem, że to już koniec kandyzacji.

     
     
     
    Po przelaniu do formy silikonowej. Na górze jest mnóstwo bąbelków powietrza. Cukier przelałem zbyt szybko. Jeżeli przed przelaniem poczekasz kilka minut będzie zdecydowanie mniej piany. Pianę podobno można rozbić palnikiem kuchennym, o ile taki posiadasz. Nie przejmuje się pianą, bo cukier i tak będę przerabiał na syrop. Kolor wręcz wygląda na czarny ale w rzeczywistości jest jaśniejszy. Będzie to widać na następnym zdjęciu.

     
     
     
    Garnek prawdę Ci powie, taki jest faktyczny kolor. Bardzo głęboki bursztyn z refleksami czerwieni. Gorąca woda lub zmywarka ustawiona na program o wysokiej temperaturze bez problemu sobie poradzi.

     
     
     
    A tak wygląda gotowy cukier, pachnie suszonymi owocami i przypaloną skórką od chleba. Tym samym zapachem wypełniony jest pokój w którym cukier kandyzowany stygł przez noc. Zdjęcie robiłem z włączonym flashem, widać jak światło załamało się w bąbelkach powietrza uwięzionego w cukrze. Zastygł bardzo klarownie.

     
     
    Jeżeli znalazłeś błędy, to proszę poinformuj mnie o tym. Najlepiej wiadomość prywatna, poprawię i oznaczę edycję. Chyba, że błąd wymaga dyskusji, to nie wahaj się o tym napisać.
     
    Mam nadzieję, że powyższy artykuł będzie Ci przydatny. Dziękuje za poświęcony czas. Jak zdecydujesz się na kandyzację, to proszę wklej zdjęcie gotowego produktu w komentarzu. Może zachęcisz innych piwowarów.
     
    ---
    Z perspektywy czasu, kilka uwag:
    Podgrzewaj bardzo powoli, zwłaszcza na początku i mieszaj. Mieszanie przyśpiesza rozpuszczanie. Cukier musi rozpuścić się w małej ilości wody. Zatem bardzo mały gaz i mieszaj do momentu uzyskania przezroczystej cieczy. Inaczej sporo wody odparuje, będzie jej zbyt mało i siłą rzeczy się skrystalizuje. Początek krystalizacji będziesz widział po tworzeniu się skorupy an górze. Wtedy trzeba to rozmieszać i dodać łyżeczkę, dwie wody. Czyszczenie brzegów garnka jest ważne. Cukier w miarę inwersji będzie tworzył na brzegu coś w rodzaju lukrowej powłoki. Najważniejsze jest aby pozbywać się z brzegów widocznych kryształków. Trzeba te brzegi skrobać. Po osiągnięciu 150°C wody w cukrze jest bardzo mało. Jeżeli temperatura Ci ucieknie, to odparuje jej resztka i znowu zacznie się krystalizacja. Zatem jak osiągnąłeś efekt to zdejmij z palnika. Jest to reakcja nieliniowa. Jeżeli chcesz zrobić ciemny cukier to śmiał dodaj całą zasadę na początku. Jeżeli natomiast celujesz w cukier jasny lub bursztynowy to wkraplaj zasadę. Każdorazowo po kilku kroplach odczekaj kilkanaście sekund. Na początku nie widać efektu wizualnego, ale już czuć zmianę zapachu. Potem w miarę wkraplania cukier szybko zmienia kolor. Kilka/kilkanaście kropli za dużo i kolor Ci ucieknie. Do celów piwowarskich cukier w postaci zastygniętej jest słaby. Bo potem trzeba i tak to łamać/podgrzewać rozpuszczać i studzić. Ostatnio robię tylko syrop w międzyczasie warzenia. Jest tak gęsty, że i tak żadna bakteria go nie ruszy. Stoi i czeka pod przykryciem kilka godzin. Do kilograma cukru już po osiągnięciu 150 stopni dolewam około 400 ml (syczy i pryska) wody destylowanej. Temperatura szybko spada i czasem się robią kryształki. One się z czasem rozpuszczą na małym ogniu. Dolewanie kranówki to zły pomysł, tych kryształków się robi o wiele więcej. Kilogram cukru i 400 ml wody daje Ci litr syropu o ekstrakcie około 72°P. Pamiętaj, mimo tego że syrop wygląda na ciemny w garnku, to będzie on rozcieńczał docelowe 20-30 razy większą objętość jak sam zajmuje. Jeżeli nie jest bardzo ciemny to też nie będzie miał bardzo dużego wpływu na kolor. 
  18. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od leonzn w Chmielenie w kegu.   
    @markus383 chmielenie w kegu jest wg mnie super. Zdaje się, że większa ilość CO2 pomaga w ekstrakcji. To co zaproponował Ci @Hanys93 jest bardzo dobrym rozwiązaniem, ale jak już widzisz wymaga trochę sprzętu i czasu. Jakiś czas temu gdzieś na jakiś forum natknąłem się na wątek o 'hop bomb'. Też wyczytałem na BYO, że w kegu najlepiej używać niedu dużych ilości chmielu (do 1-1.5 uncji, co daje 25-40 gramów na 5 galonów ~ 20 litrów). Ponieważ chmielenie jest wydajniejsze, nic Ci nie uleci, po drugie chodzi o powietrze w chmielu jest jego sporo i stąd się biorą mocno utlenione IPA. Chyba Charie Papazian mówił, że czasem mniej oznacza więcej. I w przypadku jest to jak najbardziej ok. Taki kompromis ilość/jakość.
     
    Jako, że nie miałem takiego 'ustrojstwa' i nie chciałem wchodzić w koszty by coś sprawdzić to użyłem gazy jałowej. Zdezynfekowałem stół, rozłożyłem gazę zwiniętą przynajmniej w trzy warstwy i dodałem 20 gramów dobrego chmielu. Jak na moje wymagania wyszło super. Jeszcze jedna sprawa sposób montażu, bo to nie było takie trywialne. Jakbym przyciął deklem gazę to by się powoli sączyło i gaz by uciekał. Przewierciłem rurkę gazową (dygresja, polecam kupić krótkie rurki gazowe, lejesz pod korek i lustro piwa nie dotyka do rurki z gazem, to może Ci zaoszczędzić kłopotów jak CI nagle skończy się gaz w trakcie wysycania. Nie będziesz musiał myć reduktora i płacić za płukanie butli) i zrobiłem haczyk z nierdzewnego drutu protetycznego (fajny do ezy jak bawisz się w bank drożdży i posiewy, spawalniczy też się nada), podwiesiłem i tak sobie to pływało. Na początku upuszczałem gazu, otwierałem kegi i ostrożnie wyciągałem, ale potem zostawiałem niech se wisi. Nic złego się nie działo, robiłem tak kilka razy, nic nie zapleśniało, nie złapało tez jakiegoś złego aromatu. Przy tym sposobie nie zauważyłem również jakiegoś przyciemnienia piwa, pewnie ze względu na małe ilości tlenu, również używam zamrożonego chmielu z woreczków próżniowych. Rozlew też w atmosferze CO2 z tego samego wiadra co fermentuję.
     
    To na co trzeba uważać jeżeli zdecydujesz się zrobić podobnie jak ja. Dwa razy mi taka 'bomba' spadła, prawdopodobnie podczas napełniania. Chmiel zanim nasiąknie to pływa. Dodatkowo taki zwitek ma luźno latające końce (teraz je obcinam). Jak mi raz spadło to oczywiście ten koniec wlazł w rurkę linii piwnej i się powoli przetaczało. Zatem trzeba zamontować, tak by nie spadło. Co ciekawe. Keg stał w chłodzie dopiero po koło 1,5 miesiąca, może dłużej zaczynały wychodzić jakieś trawiaste nuty. Nie były też jakoś nachalne. Zatem jak chcesz zaryzykować i nie chcesz kombinować z mocowanie to po prostu wrzuć zwitek do kega. Pamiętaj by dobrze zabezpieczyć końce gazy.
    Kolejna sprawa z takiego chmielenia pierwsze 200 ml piwa nie nadaje się do picia. Cały drobny osad który spadnie Ci zaciągnie. Potem będzie leciało już smaczne piwo.
     
    Raz próbowałem chmielić luźną szyszką prosto w kegu. Tutaj przyciemnienie i strata aromatu była widoczna już po 3 tygodniach. W szyszce jest dużo powietrza (może jak ją przedmuchać CO2 byłoby lepiej). Nawet jak masz rozlew w atmosferze CO2, to powietrza w szyszce jest po prostu dużo. Na minus szyszki jeszcze dodam upierdliwe myce, rurka i głowica będzie w chmielinach. Tutaj pamiętam że przy jednym wyszynku (używam carbonation cap) - po zdjęciu złączki nadal mi się sączyło piwo. Chmielina podlazła i nie pozwoliła zamknąć bolca w głowicy. Pewnie jakby chmielić w worku to kilka minusów by odpadło.
     
     
     
  19. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od Octagonal w Bąbelki w piwie, rzecz o nagazowaniu   
    Bąbelki w piwie, rzecz o nagazowaniu
     

     
    Z tematem nagazowania piwa spotkałem się kompletując swój pierwszy zestaw do wyszynku piwa z kega. Wydawało się to proste. Skręcić, sprawdzić wycieki, pociągnąć za dźwignię kranu i zacznie pięknie lecieć. Cóż, lecieć leciało, ale nie do końca tak jak chciałem. Dalsza część tej historii, która powinna być jej początkiem, zaczyna się tak. Wziąłem drugi prysznic, tym razem medium myjącym była woda a nie piwo. Jak tylko się przebrałem, to zacząłem czytać o co chodzi z tym nagazowaniem.
     
    Artykuł pisałem w oparciu o dwie pozycje:
    Principles of Brewing Science : A Study of Serious Brewing [1], stąd pochodzą informacje związane z kegowaniem i wysyceniem z butli CO2 Podstawy fizyki tom 2, cała teoria dotycząca gazów  
    W poniższym artykule postaram się pokazać, że wysycenie piwa nie jest jakimś magicznym procesem. Podlega prawom fizyki napędzanym przez chemię. Zrozumiesz jak działają kalkulatory, dlaczego trzeba podawać temperaturę piwa w trakcie wyliczeń surowca do refermentacji. Czym jest jednostka wysycenia używana w piwowarstwie. Jakie ciśnienie ustawić na reduktorze i dlaczego tak ważna jest temperatura. W końcu powiem jak nalać piwo z kranu, aby napełnianie kolejnej szklanki było tak samo przyjemne jak jej opróżnianie.
     
    W piwowarstwie najczęściej używanym gazem do wysycenia jest dwutlenek węgla (CO2). Dwutlenek węgla w bardzo dużych ilościach wytwarzany jest podczas fermentacji. Duże browary inwestują w specjalny sprzęt, aby go odzyskiwać. Dzięki temu są w stanie obniżyć koszty sztucznego wysycenia kegów, przepychać piwo oraz zapewniać mu warunki osłonowe, by nie miało styczności z powietrzem.
    Jako piwowarzy domowi wykorzystujemy fermentację wtórną, aby wytworzyć dwutlenek węgla w butelce. Dodajemy trochę cukru przed nałożeniem kapsla . Podczas fermentacji w zamkniętej butelce, produkowany dwutlenek węgla powoli nasyca piwo bąbelkami. Ważna jest ilość cukru, piwo musi być takie jak lubisz.
     
    Zanim opowiem o tym co się dzieje w butelce, trzeba powiedzieć czym jest gaz i jakie ma właściwości. Gaz, jest to stan skupienia materii, w którym ciało fizyczne łatwo zmienia kształt i wypełnia dostępną przestrzeń. Cząsteczki gazu mają pełną swobodę ruchu. Poruszają się w sposób chaotyczny, często zderzając się ze sobą. W przypadku, gdy gaz zostanie zamknięty w pojemniku, to cząsteczki również zderzają się ze ściankami pojemnika. Suma sił wszystkich zderzeń to wywierane ciśnienie. Cząsteczki gazu poruszają się tym szybciej im większa jest temperatura. Zwalniają wraz ze spadkiem temperatury. Przyjrzyj się rysunkowi.
     

     
    Wektory pokazują ruch cząsteczek. Im dłuższy wektor tym cząsteczka gazu ma większą energię. Natrafiając na ściankę nie jest w stanie się przebić i odbija się. Można założyć, że butelka, czy też keg piwa nie zmienia swojej objętości. W takim przypadku ciśnienie można zwiększyć na dwa sposoby:
    podnosząc temperaturę, cząsteczka porusza się szybciej, tym samym siła uderzenia w ściankę naczynia jest większa wprowadzając więcej cząsteczek gazu w tej samej objętości, co doprowadzi do większej ilości kolizji  
    Pojawiły się dwie zmienne. Temperatura oraz ilość gazu. O temperaturze mamy pojęcie, odczytamy ją z termometru. Temperatura określa wypadkową energię cząsteczek. Problem jest z ilością cząsteczek gazu, ponieważ są to ogromne liczby. W tym przypadku mądre głowy wprowadziły odpowiednio dużą jednostkę zwaną molem.
     
    Mol jest to nic innego jak jednostka liczności cząsteczek używana w naukach chemicznych i fizycznych. Jeden mol jest to ogromna liczba, która wynosi 6,022140857×1023 sztuk czegoś. Dokładnie tyle co Stała Avogadra, nie jest to przypadek. Jeżeli weźmiesz jeden mol cząsteczek dwutlenku węgla, to będą miały wagę 44 gramów. Jest to suma mas 6,022140857×1023 pojedynczych cząsteczek CO2. Bardziej szczegółowo o molach opowiadałem w opracowaniu o wodzie w browarze domowym.
     
    Z gazem wiąże się jeszcze jedna właściwość - rozpuszczalność w cieczy. Rozpuszczalność gazu zależy od temperatury oraz ciśnienia. Jeżeli temperatura rośnie, rozpuszczalność gazów maleje. W przypadku gdy ciśnienie rośnie, rozpuszczalność gazów również wzrasta. Zależność tą odkrył i opisał William Henry. Mówię tu o prawie Henry’ego, które opisuje zależność rozpuszczalności gazu w cieczy od ciśnienia.
    p = nKH
    gdzie:
    p - ciśnienie cząstkowe (parcjalne). W przykładach pominę inne gazy, w tym powietrze które w domowych warunkach jest wszechobecne. Będzie zakładał ciśnienie wywierane przez dwutlenek węgla. n - ilość moli gazu rozpuszczona w rozpuszczalniku, którym jest piwo. KH - to stała Henry’ego, która czasem w literaturze nazywana jest współczynnikiem Henry’ego, bo łączy w sobie zależność pary gaz-ciecz oraz temperaturę w jakim proces zachodzi. Trzeba jej szukać w tabelach. W temperaturze 25°C i ciśnieniu atmosferycznym 1 atm wynosi ona około 29.41 [L*atm/mol]. Ta stała jest prawdziwa tylko w tym ciśnieniu i tej temperaturze. Zmiana któregokolwiek z parametrów zmienia jej wartość.
     
    Wysycenie poprzez refermentację
     
    Refermentacja to tylko nazwa jednego z procesów w produkcji piwa. Reakcja, która zachodzi, to nic innego jak fermentacja. Opisuje ją poniższa formuła.
     
    C6H12O6(glukoza) → 2C2H5OH (etanol) + 2CO2 (dwutlenek węgla)
     
    Cząsteczka glukozy jest zamieniana przez drożdże na dwie cząsteczki etanolu i tyle samo dwutlenku węgla. W przypadku nagazowania, chcę wiedzieć ile waży dwutlenek węgla. Tabele podają, że masa molowa etanolu wynosi 46 g/mol, natomiast masa molowa dwutlenku węgla to 44 g/mol. Masy są zbliżone do siebie, do tego stopnia, że książki piwowarskie często podają, że w wyniku fermentacji powstaje tyle samo etanolu co dwutlenku węgla.
     
    Fermentor stanowi dobrą barierę dla otaczającego go powietrza. W wyniku fermentacji, młode piwo nasyca się się dwutlenkiem węgla. Nadmiar uciekł przez rurkę fermentacyjną. Po skończonej fermentacji, w piwie jest już dość sporo rozpuszczonego CO2. Dodanie cukru na refermentację podniesie jego ilość. Pytanie o ile?
     
    By na to odpowiedzieć, muszę najpierw wyliczyć ile dwutlenku węgla mam rozpuszczone w młodym piwie. W tym pomoże prawo Henry’ego. Na koniec fermentacji, kiedy dwutlenek węgla nie jest już wytwarzany, to ciśnienie w fermentorze wyrówna się z atmosferycznym. W realnym świecie dochodzi jeszcze zjawisko dyfuzji i strat CO2 przy napełnianiu butelek. Pominę je w przykładach, by nie wprowadzać zbytniej komplikacji.
     
    Najprościej będzie wytłumaczyć na przykładzie. Piwo w stylu belgijskim zakończyło fermentację w 25°C, taka temperatura utrzymywała się kilka dni. W pokoju barometr pokazywał 1 atm. Stała Henry’ego dla tych warunków wynosi KH = 29,41[L*atm/mol]. Przekształcam wzór i liczę.
    Ilość CO2 w molach wynosi n = p / KH, zatem n = 1 / 29.41 = 0,034 [mol/L]. W jednej butelce półlitrowej będzie połowa tej wartości czyli 0,017 mola gazu.
     
    Teraz chcę wiedzieć, ile dwutlenku węgla zostało wytworzone podczas refermentacji. Dodałem do butelki 1,8 grama glukozy, zatem fermentacja wytworzyła około 0,9 grama CO2 i drugie tyle etanolu. Zerkam na tabelę opisującą dwutlenek węgla i już wiem, że jego masa molowa wynosi 44 g/mol. Zatem 0,9 [g] / 44 [g/mol] ~= 0,02 [mol].
     
    Łącznie mam 0,017 + 0,02 = 0,037 mola gazu.
     
    W piwowarstwie wysycenie podaje się objętościowo (ang. volume). Zapisując skrótem vol. lub v/v. Wartość 1 vol. oznacza, że w 1 litrze piwa rozpuszczony jest 1 litr gazu. Jeżeli w butelce półlitrowej zostanie ściśnięte 1,5 litra gazu, wtedy nagazowanie będzie na poziomie 1,5 / 0,5 = 3 vol. Problem z tą jednostką jest taki, że aby ją wyliczyć trzeba również znać temperaturę. Zgodnie z opisem metody tego kalkulatora, w przypadku butelek, używa się warunków normalnych. Czyli ciśnienie atmosferyczne 1 atm oraz temperatura 0°C.
     
    Butelkę z nałożonym kapslem mogę traktować jako układ zamknięty. Nic się z niej nie wydostaje, w przeciwieństwie do fermentora z rurką. Pominę również dyfuzję i założę, że nie ma w ogóle gazu w szyjce. Butelka nalana ‘pod kapsel’. W takich warunkach cały gaz będzie w piwie. Aby obliczyć objętość, w takich warunkach jak założyłem, mogę użyć okrycia Benoîta Clapeyrona, czyli równania stanu gazu doskonałego. Dwutlenek węgla nie jest gazem doskonałym, jednakże w warunkach jakie mamy, możemy go tak traktować. Wzór wygląda tak:
    pV = nRT
    szukamy objętości: V = nRT/p
     
    Objaśnienia składowych:
    p - ciśnienie [Pa], w naszym przypadku ciśnienie atmosferyczne 1 atm = 101325 Pa V - objętość [m3], jedna butelka to 0,0005 m3 n - liczba moli gazu [mol] R - stała gazowa, która wynosi: R = 8,314 J/mol*K T - temperatura bezwzględna °K (wyliczasz ją dodając do temperatury w °C wartość 273,15)  
    Powyższy wzór, wprowadza relację między ciśnieniem, ilością cząsteczek gazu, objętością oraz temperaturą. Zmieniając jeden parametr, reszta dąży do równowagi, tak aby równanie było ciągle spełnione.

     
    Objętość CO2: V = 0,037 [mol] * 8.314 [J/mol*K] * 273,15 [K] / 101325 [Pa] = 0,00083 [m3].
    Zamieniajac na litry mam łącznie 0,83 litra dwutlenku węgla w butelce półlitrowej.
     
    Mogę już policzyć wysycenie, które wynosi około 0,83 / 0,5 = 1,66 vol. Jest to dość niskie wysycenie jak na piwa belgijskie. Należałoby dodać więcej cukru na refermentację. Za to wynik jest też bardzo bliski temu, co wyliczają kalkulatory.
     
    W realnym świecie wygląda to tak, że butelka ma pojemność trochę większą niż pół litra oraz będzie trochę gazu w szyjce. Do butelki trafi również trochę powietrza. Tlen zostanie pobrany przez drożdże, część wejdzie w reakcje z piwem. Azot jest bardzo słabo rozpuszczalny i głównie będzie w szyjce. Dodatkowo część dwutlenku węgla uleci, bo prawo Henry’ego musi być zachowane, i podzieli miejsce z azotem.
     
    Powyżej chciałem pokazać skąd biorą bąbelki oraz dlaczego trzeba uwzględniać temperaturę rozlewanego piwa. Nawet w przypadku gdy zrobiłeś cold-crash, to powinieneś użyć najwyższej temperatury po fazie burzliwej fermentacji. Nikt z nas nie liczy nagazowania sposobem jaki pokazałem. W praktyce do prawidłowego wyliczenia nagazowania, surowca do refermentacji, używany jest kalkulator. Dobry kalkulator uwzględnia straty CO2 przy napełnianiu butelek, ilość miejsca w szyjce, oraz pewnie kilka innych czynników. Używam najczęściej narzędzia dostarczonego przez Brewer’s Friends. Aby dobrze trafić w metodologię tego narzędzia, nie trzeba robić nic innego jak unikanie natlenienia. To znaczy, nalewać piwo tak, aby się nie pieniło i zostawić jak najmniej powietrza w szyjce. W moim przypadku, gdzie używam rurki do rozlewu jest to około 12 ml w półlitrowej butelce, stanowi to około 2,5% objętości.
     
    Poniżej, przedstawiam przykład wyliczenia surowca do refermentacji w oparciu o powyższy kalkulator.
     

     
     
    Narzędzie podpowiada mi, że mam użyć około 80 gramów glukozy. Mogę też użyć 106 gramów suchego ekstraktu słodowego (DME ang. Dry Malt Extract). Niemal zawsze używam cukru białego/buraczanego/stołowego/kryształ, tego cukru powinienem dodać około 72 gramów. Małe odchylenia będą niezauważalne w wysyceniu. Różnice w ilości surowca podanego przez kalkulator, wynikają ze stopnia fermentowalności.
     
    Wysycenie w kegu
     
    W przypadku kegów, będę mówił o sztucznym wysyceniu z butli. Wcześniej wspomniałem o prawie Henry’ego. Mówi ono, że rozpuszczalność gazu w cieczy zależy od temperatury oraz ciśnienia. Dodatkowo rozpuszczalność przebiega na pewnym stałym poziomie dla określonej pary gaz-ciecz w określonej temperaturze i ciśnieniu. Na szczęście ktoś to już wyznaczył i policzył oraz zamknął w tabelę. Przy wysyceniu z butli najlepiej użyć gotowca. Najczęściej używam tej tabeli: https://www.kegerators.com/carbonation-table/
    Jako, że powyższa tabela jest duża, to w przykładach użyję trochę mniejszej wziętej z [1].
     
     

     
    Jak z niej korzystać? Bierzesz temperaturę, w której stoi keg, a w zasadzie temperaturę piwa. Następnie wybierasz poziom wysycenia jaki chcesz uzyskać objętościowo i sprawdzasz odpowiadające temu ciśnienie. Odczytane ciśnienie ustawiasz na reduktorze. Po kilku dniach, keg jest wysycony.
     
    Przykład. Keg stoi w kegeratorze lub w piwnicy gdzie jest 10°C. Piwo osiągnęło (lub osiągnie) taką samą temperaturę. Celem jest wysycenie na około 2 vol. To odpowiada ciśnieniu około 12 psi. Przelicznik z psi na bar wynosi 1 psi = 0,0689475729 bar. Zatem 12 psi, to około 0,82 bar. Najczęściej ustawia się nieznacznie większe ciśnienie, aby zniwelować małą utratę CO2 podczas nalewania. Docelowym ciśnieniem, będzie zatem około 0,85 bar. Podaje dwie jednostki, ponieważ reduktory, które można kupić, najczęściej mają ciśnienie podane w barach, ale są również takie ze skalą psi.
     
    W przypadku wyszynku piwa z kega w warunkach domowych, rodzi się problem jeżeli wysycasz piwo na mocno odbiegające od siebie wartości. Powiedzmy bittera na 1,8 vol. a pszenicę na 3,5 vol. Blisko dwukrotna różnica. Piwa przy tak dużych różnicach ciśnień, będą trudne w wyszynku z jednej linii. Otwierając kran, gdzie jest ustawione duże ciśnienie, będzie leciało dużo piany. Dlatego w praktyce, idzie się na kompromis i większość piw gazuje się podobnie w granicach 1,8 - 2,2 vol. Wtedy spadek ciśnienia na linii piwnej jest podobny i można ją tak policzyć, by wyszynk był przyjemny. Zamiast kompromisu, można mieć kilka kranów z różnymi długościami linii, dedykowanymi pod ciśnienie. Jednakże, na początku przygody, ze względu na wysoki koszt budowy, najczęściej zaczyna się od jednego kranu i pojedynczego reduktora.
    Zrównoważona linia to taka, w której do kranu dochodzi ciśnienie około 2 psi ~= 0,14 bar. Wtedy piwo będzie leciało w tempie około 4 półlitrowych szklanek na minutę [1]. Nie będzie się również pieniło i ubytek gazu będzie minimalny. Aby zbudować pianę użyjesz spieniacza w kranie, albo jak profesjonalista lekko obniżysz szklankę, wtedy strumień piwa wytrąci trochę CO2 i powstanie ładna czapa.
    Wszystkie elementy, przez które przetacza się piwo stanowią opór co za tym idzie, im dalej tym spadek ciśnienia większy.

     
    Posilę się tutaj rysunkiem i wzorem z [1].
     

     
    Peff = PE - PH - PLR
     
    Peff powinno wynosić około 2 psi ~= 0,14 bar. PE jest to ciśnienie ustawione na reduktorze i takie panuje w zbiorniku. PH jest to ciśnienie potrzebne, aby piwo podnieść i przepchnąć do kranu. W tym przypadku wynosi to około 2 stóp (około 0,6 metra). PLR jest to ciśnienie wymagane, by przepiąć piwo przez linię piwną.
     
    Książka [1], z którą liczyłem swoją linię podaje takie orientacyjne wartości ciśnień:
    PH - ciśnienie potrzebne by podnieść piwo na wysokość 1 metra wynosi około 3,3 psi ~= 0,23 bar . Nasze krany są najczęściej zawieszone około 0,5 metra nad beczką, zatem obniżą ciśnienie na wyjściu kranu o około 0,1 bar. PLR - ciśnienie potrzebne na przepchanie piwa przez linię. Jest zależnie od zastosowanego przewodu. W Polsce stosujemy najczęściej dwie średnice 3/8’’ oraz 3/16’’. Ciśnienie wymagane przez linię 3/8'’ wynosi 0,33 psi ~=0,023 bar, na każdy metr. W przypadku linii 3/16’’ potrzeba ~7 psi na każdy metr. Książka podaje dodatkowo rzadziej spotykaną linię 1/4'’. W tym przypadku wymagane ciśnienie to 2 psi ~= 0,14 bar na każdy metr. W barach, ze względu na długie linie i montowane antyspieniacze, wybiera się przewody 3/8'’ cala. W domowym wyszynku, lepiej wybrać te o mniejszym przekroju.  
    Najlepiej pokazać to na przykładzie. Reduktor został ustawiony tak, by trzymał ciśnienie 14 psi. Kran jest zawieszony około 0,5 metra ponad kegiem. Ile metrów przewodu potrzeba, aby z kranu leciało piwo a nie sama piana.
    Musimy zachować 2 psi, by piwo leciało odpowiednio szybko. Zatem zostaje 12 psi. Wysokość jest niewielka i tak zabierze około 1,5 psi. Pozostało 10,5 psi. To, na czym osiągniemy resztę celu to długość przewodu piwnego. Wybieram przewód 3/16’’, bo wymaga większego ciśnienia w przeliczeniu na metr. Potrzebuję 10,5 psi / 7 psi, czyli około 1,5 metra. W praktyce warto kupić przynajmniej metr więcej, sprawdzić i w razie czego dociąć. Dłuższy przewód powinien być użyty w przypadku kraniku typu picnic, który nie ma kompensatora.
     
    Kegi to dobra rzecz, zwłaszcza gdy na hobby masz mało czasu, bo przyspieszają rozlew piwa. Zdezynfekowane, mogą długo poczekać na swoją kolej, dlatego warto mieć kilka. Używam kegów typu cornelius/pepsi. Mycie oraz dezynfekcja kega, przy odrobinie wprawy zabiera godzinę, głównie przez czas działania środka myjącego. Jeżeli masz kilka kegów, to myjesz je taśmowo i równolegle, różnica między myciem jednego kega a kilku, to raptem kilkanaście minut. Co kilka wyszynków, wypada keg rozkręcić, umyć, zdezynfekować wszystkie części. Wymienić uszczelki jeżeli tego wymagają.
    Kegować możesz również, jeżeli nie masz możliwości przechowywania kega w stałej temperaturze. W takim wypadku zamiast kranu, można użyć taniej głowicy i przetaczać piwo do butelek typu PET.  Głowica pasuje na gwint butelek po wodzie gazowanej i wygląda tak: https://www.piwo.org/forums/topic/26151-rozlew-z-kega-cornelius-do-butelek-pet-carbonation-cap/.
     
    Masz już podstawy teoretyczne jak zacząć wyszynk z kega. Możesz chcesz zacząć jako praktyk? Na naszym forum @darinho napisał obszerny artykuł jak zacząć wyszynk z kegów typu Petainer, przedstawiając zalety i wady. Zainteresuj się również linkami zamieszczonymi na dole opracowania, kierują do wątków traktujących o wyszynku z kegów typu Pepsi/Cornelius. Myślę, że mój artykuł oraz @darinho stanowią dobre uzupełnienie całego procesu.
     
    Tym razem na końcu, ale nie mniej ważne. Chciałbym podziękować forumowiczom: Kantor, Oskaliber oraz Undeath za wsparcie wiedzą, poprawki i uwagi w powyższym opracowaniu. Również nie mogę zapomnieć o żonie, która jako pierwsza wprowadziła niezliczoną ilość poprawek stylistycznych.
     
    Mam nadzieję, że artykuł przypadł Ci do gustu i dowiedziałeś się czegoś nowego. Już wiesz jak wygląda proces wysycania i diabeł nie jest taki straszny. Prawo Henry’ego jest w naszym hobby obecne wszędzie. Począwszy od roli dwutlenku węgla w budowaniu profilu wody, poprzez zacieranie, napowietrzenie brzeczki, skończywszy na wyszynku. Dziękuję.
     
    Jeżeli lubisz taką formę opracowań, to możesz być również zainteresowany innymi artykułami. Znajdziesz je w tym miejscu.
     
    Jeżeli widzisz błąd proszę zgłoś go jako wiadomość prywatną, by uniknąć off-topów. Jeżeli błąd wymaga dyskusji nie wahaj się dodać komentarza.
     
     
  20. Super!
    DanielN przyznał(a) reputację dla Bartpianista w Mój HERMS - browar Kamionka   
    Uszanowanie wszystkim,
     
    kiedy zaczęła się pierwsza fala pandemii w marcu i przyszedł lockdown stwierdziłem, że to najlepszy moment aby zabrać się za projektowanie domowej warzelni. Czasu było więcej więc trzeba go było dobrze wykorzystać. Teraz kiedy koronawirus wszedł nieproszony do mojego domu i męczy domowników postanowiłem napisać post podsumowujący. Po ponad pół roku kompletowania sprzętu uwarzyłem swoje pierwsze piwo na HERMS'ie, który osiadł w mojej piwnicy. 
     
    Zanim dalsze szczegóły chciałbym bardzo podziękować użytkownikowi @anatom za wszelką pomoc, podzielenie się ogromem wiedzy i doświadczenia w postaci kilku stron wiadomości prywatnych. Wielkie dzięki! Podziękowania kieruję też do użykowników @PiwoLab, który na tym forum napisał wiele inspirujących i rzetelnych postów na temat tego systemu, oraz użytkownikowi @Pi0tR za podzielenie się swoim projektem, który zainicjował szerszą dyskusję w tym zakresie. Jeszcze raz dzięki!
     
    Teraz o samym systemie, mam nadzieję, że ta wiedza komuś się przyda. 
     
    Pierwszym zakupem były oczywiście garnki. Zdecydowałem się na firmę Revolution i pojemność 71l. Miałem szczęście, gdyż na allegro mieli promocję -15% na drugą sztukę więc to zawsze parę złotówek w kieszeni, a nie ukrywam przy wydatkach, które generuje HERMS trzeba szukać okazji. 
    Później zdecydowałem się na zakup całej armatury nierdzewnej. Zajęło mi to ogrom czasu, zaplanowanie ilości króćców, znalezienie najtańszych ofert itd. Później oczywiście i tak domawiałem poszczególne części bo czegoś zabrakło, albo zmienił się koncept. Ostatecznie kilka rzeczy mi zostało, ale z większością udało mi się trafić. Gdyby ktoś chciał otrzymać wykaz wszystkich części i ilości zapraszam do kontaktu. Armaturę kupowałem na stronie https://stalnierdzewna.org/ Cenowo wypadali najlepiej przynajmniej na tamten moment. Zawory kulowe trzyczęściowe zakupiłem na allegro. Szybkozłącza jakie zastosowałem w swoim systemie to Camlocki. O nich w kolejnym punkcie. Wiedziałem, że konieczny będzie jak najszybsze zamówienie rzeczy z aliexpress, gdyż na nie będę czekał najdłużej. Nie myliłem się. Ze względu na pandemię, na pompy wysyłane z Singapuru czekałem prawie 4 miesiące... Po czym ten sam sprzedawca/sklep otworzył swój magazyn w Polsce. W tamtym momencie mogłem się już tylko z tego zaśmiać. Na aliexpress kupiłem: 2x grzałki 4500W; Camlock typ B i F (ceny bezkonkurencyjne z polskim rynkiem, obdzwoniłem i obmailowałem kilka jak nie kilkanaście sklepów w Polsce ceny odstawały o wiele [a ciekawe czy źródło nie to samo]) timer i kontrolery temperatury (początkowo zamówiłem MyPIN, niestety ze względu na COVID dotarł tylko timer, a z racji na fakt iż tylko jeden sprzedawca miał w swojej ofercie myPIN'y postanowiłem zmienić kontrolery na sestosy) 2x pompa MP-15R; 3x czujnik temperatury PT100; złączki zaciskowe 12mm 1/2''; Hopspider 300 mikronów; sterownik temperatury Inkbird. Starałem się wszystkie zakupy robić z wykorzystaniem kuponów. W ten sposób też udało się sporo zaoszczędzić.
    W międzyczasie wziąłem się za sprzątanie pomieszczenia w piwnicy, które niegdyś służyło do przerabiania świń. Po zamknięciu gospodarstwa zrobiła się tam niezła graciarnia. Wszystkie płytki potraktowałem parownicą (różne odcienie wynikają z tego iż płytki były z odzysku).

         
     4. Miałem szczęście, iż wśród moich znajomych jeszcze z czasów licealnych miałem elektryka, który z przyjemnością podjął się budowy sterownika do HERMS'a. Dla mnie to czarna magia, dlatego wolałem zostawić to komuś bardziej ogarniętemu i nie żałuję. W zakresie budowy sterownika - nie pomogę, nie wiem, nie znam się.


           5. Fałszywe dno. Tutaj też miałem szczęście, gdyż inny znajomy ma wycinarkę laserową. Niestety chyba jego głowica była dośc mocno zużyta, bo wiele kawałków metalu było niepodocinanych. Aby pozbyć się tych kawałków dałem dno do piaskowania, po czym resztę zadziorów (w praktyce wszystkie szczeliny) przeszlifowałem pilniczkami. Chciałem mieć absolutną pewność, że nic nie zostało (3 popołudnia).

           6. Wężownicę do HLT 15m fi 12 oraz kolanka fi12 wykonał mi jeden z forumowiczów, którego nicku nie znam, a numer znalazłem pod jednym z tematów. Wielkie dzięki p. Sławku!

           7. Hop stopper od użytkownika @lewatywa8. Dzięki!

           8. Węże, które zastosowałem w swojej instalacji to silikon 15/21.
           9. Chłodnicę przeciwbieżną wykonałem ze starej chłodnicy zanurzeniowej wg projektu @DanielN. Dziękuję za pomysłowość. Naciągnięcie tego węża z ojcem zajęło mi 5x tyle czasu co Tobie...  

         10. Stół roboczy dostałem w ramach prezentu urodzinowego od żony i rodziny. Im też dziękuję!
         11. Z rynku wtórnego zakupiłem chłodziarkę firmy Miele. 
         12. Zakupiłem jeden fermentor firmy Speidel o pojemności 60l. Do cichej fermentacji póki co będę wykorzystywał pozostałe fermentory 25l.
         13. Do pomiaru wlewanej wody do HLT zakupiłem licznik wody.

         14. Zakupiłem puszki aluminiowe służące jako osłony grzałek.
         15. Zakupiłem uchwyt do telewizora, w tym przypadku do sterownika.
        
    Z problemów, które spotkałem na etapie instalacji. Uszczelnienie grzałek. W zestawie z grzałkami, które kupiłem na aliexpress były uszczelki silikonowe, jednak w momencie włożenia grzałki w prostokątną puszkę powstawała nieszczelność. Rozwiązaniem problemu była nić teflonowa. Nałożyłem jej sporo tworząc tak jakby stożek od strony gwintu do nakrętki. To zniwelowało problem.
     
    --------------------------------------
    UPDATE 2021.03.17 : 
     
    Po ostatenim warzeniu (4 warka) coś mnie podkusiło, żeby zajrzeć do puszek/osłon grzałek. Przeraziłem się, kiedy zobaczyłem w nich pojedyncze krople wody/brzeczki... Na szczęście przeciek nie był wielki i teoretycznie nie stwarzał zagrożenia dla życia (tym bardziej, że w sterowniku jest różnicówka), mimo to spowodował u mnie nerwowy wieczór. Zdziwił mnie ten fakt, bo zanim przystąpiłem do pierwszego warzenia zostawiłem garnki zalane na całą dobę i problemu nie było. Być może temperatura zrobiła swoje? Nie wiem.
     
    Tak, czy inaczej do brzegu. Uszczelki silikonowe, które są w zestawie z grzałką polecam od razu wywalić i zamienić na oringi. Ewentualnie dopasować do nich podkładkę. Ja u siebie kupiłem oringi silikonowe 33x3 i zamówiłem do wycięcia laserowego podkładki o wymiarze 39x55x2mm. To rozwiązało sprawę. Dodatkowo za wskazaniem @skybert i forum electricbrewery uszczelniłem śrubę wewnątrz puszki silikonem z atestem spożywczym i wysoką odpornością na temperaturę (do 180oC) [Dowsil 732]. Ponownie zostawiłem garki zalane wodą na dobę, aby sprawdzić szczelność. Problemu niby nie ma, ale nauczony przeszłymi doświadczeniami, po następnym warzeniu zajrzę do puszek.
    --------------------------------------
     
    To chyba tyle. Z uwag co do pierwszego warzenia. Za krótko przeprowadziłem wysładzanie wydajność mocno spadła. Konieczne jest ograniczenie przepływu. Nie miałem też świadomości objętości gara warzelnego i brzeczki się tam znajdującej. Konieczne będzie wytrawienie cechy w garnku lub instalacja płynowskazu choć z tą drugą opcją może być problem, gdyż nie kupowałem wycinaka do stali, tylko oddałem gary do wiercenia. Wiedziałem, że nie rozwiązałem kwestii pary w pomieszczeniu. Przy otwartym oknie i drzwiach wejściowych tragedii nie było, ale mimo wszystko, po całym procesie na płytkach skropliło się trochę pary. W planach zakup i instalacja okapu nad BK.
     
    O tym, żeby mówić czy jestem zadowolony jest chyba jeszcze za wcześnie, ale mimo tych pomyłek, które zdarzają się chyba każdemu przy pracy z nowym sprzętem, muszę powiedzieć, że jest świetnie. System półautomatyczny, daje jeszcze większą radość z warzenia, a przy tym odciąża od wielu czynności, które trzeba wykonywać przy zwykłym warzeniu. 
    Minus? Na pewno koszty. Myślałem, że uda się zrobić to taniej, ale mimo wszystko, koszty rosły bardzo szybko. Każda śrubka, śrubeczka, elektronika. W moim przypadku doszedł jeszcze zakup nowego fermentora oraz chłodziarki celem usprawnienia fermentacji.
     
    Tym, którzy doczytali do końca gratuluję cierpliwości i dziękuję za uwagę. Wszystkim, którzy przyczynili się do realizacji mojego marzenia - dziękuję! W razie jakichkolwiek pytań - służę pomocą. Jestem to winny temu forum. Poniżej jeszcze kilka fotek i filmik z pierwszego warzenia. Trzymajcie się! 
     

     


    video-1604042903.mp4  






  21. Super!
    DanielN przyznał(a) reputację dla Wuuu w Wu's Cheeses   
    Ostatnio złapałem bakcyla na serowarstwo i stwierdziłem, że zasługuje ono na osobne zapiski. Przy okazji może się jeszcze komuś przyda.
     
    #1. Paneer
    #2. Koryciński + Ricotta
    #3. Mozarella
    #4. Koryciński #2 z czarnuszką i ziołami prowansalskimi
    #5. Camembert
    #6. Gouda
    #7. Cheddar
    #8. Koryciński #3 z czarnuszką, kminem rzymskim i rozmarynem
    #9. Cheddar Farmhouse w czerwonym winie
    #10. Halloumi
    #11. Gorgonzola
    #12. Koryciński #4 z czarnuszką, kminem rzymskim i rozmarynem
    #13. Gouda #2
    #14. Camembert #2
    #15 i #16. Koryciński #5 i #6
    #17. Gorgonzola #2
    #18. Gouda #3
    #19. Edam
    #20. Cheddar #3
    #21. Monterey Jack z pieprzem
    #22. Hispanico
    #23, 24, 25. Koryciński #7, Gouda #4, Gorgonzola #3
    #26. Camembert #3
    #27. Caciotta
  22. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od hopek w Reduktor utlenienia do piwa   
    @Oskaliber czy jest to stwierdzenie empiryczne, czy tez masz jakieś źródła, abym mógł wgłębić się w temat? Żeby nie było, ja w żadnym wypadku nie krytykuję ani neguję, po prostu nie rozumiem jak to działa i chciałbym zgłębić temat. Względnie, może jest wśród nas chemik i mógłby to łopatologicznie wyjaśnić jak to działa.
     
    Szczerze mówiąc to jakiś czas temu próbowałem wgryźć się w temat i z wniosków jakie wyciągnąłem, że to nie działa jako reduktor, a jako kwas, czyli obniża wartość pH.
    To co pamiętam. Browary, przynajmniej w USA, jeszcze do lat 90 stosowały disiarczyn potasu, następnie próbowano z kwasem askorbinowym jako reduktorem. Ale z badań, wniosków i opinii klientów wynikło, że leczenie jest gorsze od choroby. Chodziło o to, że z czasem powstawał lotny siarkowodór oraz merkaptany. Temperatura znacznie przyśpieszała ten proces. Więc transport gotowego piwa w ciepłe dni powodował mało atrakcyjnie pachnące piwa. Dlatego wycofano się ze stosowania obu środków.
    Teraz z tego co można zauważyć cały przemysł piwowarski stosuje ochronę przed powietrzem jako najskuteczniejszą ochronę. Obstawiam, że wytwarzanie i używanie kwasu askorbinowego byłoby tańsze jak drogie urządzenia do rozlewu w ochronnej atmosferze. Nawet mniejsze polskie browary kupują linie do rozlewu bez dostępu powietrza. I tutaj też coś mi nie gra, czemu inwestują w drogie urządzenia zamiast użyć taniego kwasu askorbinowego. Lub zainwestować w jego wytwarzanie.
    Trafiłem tez na strony winiarskie, tam jest stosowany kwas askorbinowy, ale z tego co pamiętam, trzeba było dokładnie liczyć dawkowanie, bo znowu ten nieszczęsny siarkowodór się pojawiał. I tam też chodzi o regulację kwasowości.
    W przypadku piwa, gdzie jest bardzo dużo związków i redukcja oraz utlenianie zachodzi praktycznie cały czas, również pH piwa jest sporo wyższe aniżeli soku. W takich warunkach kwas askorbinowy nie tworzy trwałych wiązań (trochę to poza moim poziomem wiedzy, dlatego jeżeli macie jakieś linki/źródła to byłbym wdzięczny, chciałbym zgłębić temat). Dodatkowo w przypadku bursztynowych piw występowało zauważalne rozjaśnienie przy stosowaniu tego reduktora.
     
    Za to co morze działać to obniżenie pH. Mimo tego, że kwas askorbinowy jest stosunkowo słaby (ma pH coś lekko powyżej 4) to jednak ciągle mniej aniżeli pH finalnego piwa i lekkie obniżenie powoduje jego stabilizację. Ale w takim przypadku powinien zadziałać również inny kwas, chociażby kwasu mlekowego, lub jeszcze lepiej dobranie profilu wody, by pH siadło gdzie chcemy.
     
    Z moich skromnych doświadczeń wychodzi, że najlepiej działa atmosfera ochronna. Używam jednego wiadra i przelewam do kega wypełnionego CO2. Piwa takie zachowują świeżość o wiele dłużej.
     
    Wracając do pierwszego akapitu, byłbym wdzięczny, za każdą informację na ten temat.
     
    @srd piwa domowe są trudne w leżakowaniu. Najlepiej zachowują się piwa ciemne i tam gdzie masz dużo melanoidyn, to jest taki nasz 'strażnik' utleniania.
    Jest kilka wskazówek, do których można się zastosować, aby piwo mogło postać dłużej. Nie wszystkie są możliwe w domowych warunkach.
    - Poprawnie przefermentuj piwo, dobra fermentacja to dobre piwo.
    - Butelki z piwem trzymaj w zimnie. Wtedy reakcje zachodzą bardzo powoli. Jest to chyba jedna z kluczowych rzeczy w przypadku zapobieganiu utlenieniu. Robiłem jakiś czas temu eksperyment by to sprawdzić. Butelkę RIS'a trzymałem w lodówce, druga stała w piwnicy (wahania temperatury zależne od pory roku od 4 do 20 stopni). Test porównawczy po około roku powiedział, że to były dwa różne piwa. Te trzymane w lodówce wygrało. Po tym mi trochę przeszło z długim leżakowaniem mocnych piw w cieple.
    - Jeżeli masz taką możliwość, to fermentuj oraz nalewaj z jednego wiadra. W przypadku piw dolnej fermentacji jest to łatwiejsze. Będzie jeszcze łatwiejsze, jak wybierzesz dobrze flokulujący szczep.
    - Warto aby pH zacieru siadło Ci około 5.2 - 5.4, użyj mało alkalicznej wody do wysładzania. Da Ci to dobrą pracę enzymów i kilka innych benefitów. Przy ciemnych piwach woda do zacierania powinna być odpowiednio wysoko alkaliczna.
    - Jeżeli masz taką możliwość to napełnij butelki CO2 przed rozlewem. Nalewaj też pod samą szyjkę. Jeżeli chcesz zostawić mało miejsca, to możesz tak napełniać, by zostawić kilka mililitrów, a następnie przegotowany syrop wstrzyknąć strzykawką, to Ci da 2-3 cm miejsca pod kapslem. Mało miejsca pod kapslem, to też mało tlenu. 
    - Ochłódź piwo przed rozlewem, by strącić jak najwięcej osadów.
    - Użyj mchu irlandzkiego podczas gotowania, by strącić lepiej przełom. Podczas przelewania do fermentora i tak przedostanie się go dostatecznie dużo. Po prostu nie chcesz aby tłuszcze/proteiny/taniny przedostały Ci się do fermentora. Wtedy w gotowym piwie będziesz miał ich po prostu mniej i takie piwo będzie mogło postać dłużej. Utlenienie to nie tylko reakcje z tlenem, a cały szereg procesów dziejących się bez tego pierwiastka.
     
     
     
     
  23. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od Bartpianista w Chłodnica przeciwbieżna ze starej kwasoodpornej chłodnicy zanurzeniowej   
    Od kolegi dostałem resztkę uszczelniacza do gwintów o nazwie Loctite 577 (nadaje się do stali kwasoodpornej i wytrzyma temperaturę gotującej się brzeczki). Od strony brzeczki użyłem nici/sznurka teflonowego. To zdało egzamin. Swoja rozbierałem, czasem przy przenoszeniu/odkładaniu wystarczyło stuknąć nieumyślnie gdzieś króćcem od linii wody i ten się potrafił poluzować a co za tym idzie małe nieszczelności. Ten środek co dostałem bardzo mocno trzyma i trzeba go dosłownie kilka kropli na stronę (koniecznie trzeba wyczyścić i odtłuścić gwinty, nanosisz na gwint i nakręcasz, po kilku godzinach trzyma i nic nie cieknie).
  24. Super!
    DanielN otrzymał(a) reputację od josephson w Chłodnica przeciwbieżna ze starej kwasoodpornej chłodnicy zanurzeniowej   
    Od kolegi dostałem resztkę uszczelniacza do gwintów o nazwie Loctite 577 (nadaje się do stali kwasoodpornej i wytrzyma temperaturę gotującej się brzeczki). Od strony brzeczki użyłem nici/sznurka teflonowego. To zdało egzamin. Swoja rozbierałem, czasem przy przenoszeniu/odkładaniu wystarczyło stuknąć nieumyślnie gdzieś króćcem od linii wody i ten się potrafił poluzować a co za tym idzie małe nieszczelności. Ten środek co dostałem bardzo mocno trzyma i trzeba go dosłownie kilka kropli na stronę (koniecznie trzeba wyczyścić i odtłuścić gwinty, nanosisz na gwint i nakręcasz, po kilku godzinach trzyma i nic nie cieknie).
  25. Super!
    DanielN przyznał(a) reputację dla Bartpianista w Chłodnica przeciwbieżna ze starej kwasoodpornej chłodnicy zanurzeniowej   
    @DanielN poczyniłem chłodnicę wg tego projektu. Z moim ciśnieniem i temperaturą zimnej wody uzyskałem 28 stopni, czyli nie jest źle. Przy whirpoolu podejrzewam, że do 24 spokojnie zejdę. Niestety również narzekam na nieszczelności przyłączeń wody. Czy nić teflonowa rozwiązała problem, czy nie rozkręcałeś?
     
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.