Od kiedy Żona kupiła Nachmieloną z Nepomucena, nosiłem się ze zrobieniem czegoś podobnego. Wiem, że najprostszą drogą jest wrzucenie chmielu do wody, odfiltrowanie chmielin i nabicie syfonu. Nie dysponuję jednak syfonem, więc jedynym sposobem na nagazowanie była refermentacja. Myślałem co prawda o mieszaniu sody spożywczej z kwaskiem cytrynowym, ale eksperymenty wykazały, że to metoda kłopotliwa i niezbyt neutralna smakowo.
Opracowałem więc następującą technologię:
Myję i odkażam fermentor. Nalewam kranówę. Wrzucam chmiel. Stoi to sobie tydzień na cichej. Przelewam warkę do fermentora z kranikiem. Uwadniam i dodaję drożdże. Dodaję syrop cukrowy jak do typowej refermentacji. Rozlewam (do zielonych butelek, bo wszak to nie ma izo-α-kwasów). Po tygodniu zaczynam konsumpcję (albo nie, ale o tym dalej).
Pierwsza próba miała następujące składniki (chmiele to były resztki z normalnych warek):
10l wody, 8g Marynki, 10g Lubelskiego, 23g Fuggles, 20g Styrian Goldings, 11,5g drożdży S-33, 36g cukru rozpuszczone w 750ml wody.
Wyszło z tego tylko 6l napoju, gdyż nie stosowałem żadnej metody filtracji chmielin — po prostu przy przelewaniu do drugiego fermentora starałem się nie zaciągnąć za dużo chmielu. Co się okazało? Po tygodniu miałem napój, na który Żona tylko się skrzywiła i popukała w czoło. Mnie nawet smakował. Był obiecująco ziołowy, ale też trochę gorzki i gryzący w przełyk. Największą wadą był jednak mocno drożdżowy posmak. No i gushing powodowany drobinkami chmielu. Na szczęście po kilku tygodniach woda złagodniała tak bardzo, że nawet Żona ją polubiła.
Za drugim razem zastosowaliśmy więc modyfikacje. Przede wszystkim zadałem znacznie mniej drożdży. Wcześniej było to około 1,15g/l, teraz 0,20g/l (3g/15l), a więc i tak dużo, bo producent zaleca przy refermentacji 2,5…5g/hl. Przy przelewaniu przed rozlewem zastosowałem whirlpool, dzięki czemu znacznie mniej chmielin trafiło do butelek. Receptura wyglądała następująco:
16l wody, 50g Citra, 50g Simcoe, 3g drożdży S-33, 108g cukru rozpuszczone w około 500ml wody.
Efekt był lepszy. Znikł gushing, a drożdże nie są już wyczuwalne. Niestety, napój na początku był nieprzyjemnie gryzący. Miało się wrażenie, że pije się coś w rodzaju perfum. Daje to pewną namiastkę goryczki, ale nie jest zbyt przyjemne. Z czasem wada zanika i pozostaje tylko lekkie gryzienie, nawet przyjemne, a dla mnie nawet o niebo lepsze od cukru w Hopiniadzie z Browaru Jana.
Niestety, aromat nie kojarzy się szczególnie z APA, a na dodatek pojawił się bliżej nieokreślony smrodek — nie zapach infekcji, a ewidentnie pochodzący od chmielu, jednak nie wiem, którego. Ostatecznie jednak wciąż wypijam to z przyjemnością.
Eksperyment będziemy jeszcze powtarzać, gdyż woda nie wymaga dużego nakładu pracy, a jest orzeźwiająca i chętnie sięga się po nią po joggingu lub przy obiedzie. Być może będziemy redukować ilość chmielu, raczej poniżej 6g/l. Być może zaryzykuję też kolejne zredukowanie ilości drożdży. Cukier w ilości 7g/l (co daje 3,5g na butelkę 500ml, więc dosyć standardowo) wydaje się być dobrą dawką. Trudno mi tylko oszacować liczbowo poziom nasycenia, bo kalkulatory nasycenia nie uwzględniają czystej wody, bez rozpuszczonego CO2.
Na koniec opisu chciałem tylko zaznaczyć, że napój ten, ze względu na refermentację, nie jest całkiem bezalkoholowy, w przeciwieństwie do Nachmielonej czy Hopiniady, i należy się spodziewać około 0,5% ABV.