Ponieważ trochę naśmieciliśmy w piaskownicy, poprosiłem o przeniesienie naszej dyskusji o serze i kiełbasie. http://www.piwo.org/topic/13666-najwazniejszy-dzien-mojego-domowego-browaru/page__st__40
Do Adamskiego:
Od lat pracuję w spożywce, byłem technologiem, wiem co nieco o dodatkach do żywności. Temat dobre/złe jedzenie nie jest mi obcy. Zdarzyło mi się nawet niegdyś robić takie panele szkoleniowe, na których tłumaczyłem co jest co, czy konserwanty zabijają i dlaczego majonez light jest be. Jednym z przykładów, które podawałem, był przykład taniej szynki.
Szynka składa się z mięsa, to wiadomo. Zrobiona w zakładzie przetwórstwa "po bożemu", z samymi przyprawami, bez fosforanów itp, z naturalnym ubytkiem, kosztowałaby w sklepie ok. 35 zł. Konsument tego nie chce kupić. Więc bierzemy szynkę, nastrzykujemy ją fosforanami, karagenem, białkiem oraz paroma innymi cudami chemii spożywczej, przez co szynka wchłonie nam np. dwa razy tyle wody. Więc wychodzi 3x więcej. Mamy szynkę która zamiast 35zł , kosztuje np. 18 zł (bo fosforan i białko trochę kosztują).
Pytanie:
Czy człowiek bardziej się naje kilogramem szynki, gdzie ma 100% mięsa?
czy szynką gdzie ma 50% mięsa, a reszta to woda i fosforany (które o ile mi wiadomo nie mają wartości odżywczej)?
Co wychodzi taniej?
Czy lepiej się truć chemią spożywczą (a później chorować na dziwne choroby), czy jeść dobre mięso?
Pewnie włożyłem kij w mrowisko, jak zwykle
Jedzenie byle czego wychodzi drożej i gorzej. To moja teoria, wynikająca ze znajomości branży.