Pozwolę sobie poszatkować twój cytat w odwrotnej kolejności.
Na pewno jest to kwestia zawartości alkoholu. Im więcej tym trunek mniej podatny na zakażenie (choć mnie akurat skwaśniał tripel, którego o brak alkoholu podejrzewać nie mogę ). W związku z tym wino ex definitione będzie bardziej odporne na zakażenia. Jak jest z pH to nie wiem.
Jest jednak inna sprawa...
Pytanie jest, czy wykonując akurat te czynności w przypadku piwa zakaziłbyś je? Dolać wody z kranu do uzupełnienia żądanej pojemności - myślę, że nic się nie powinno stać, w końcu kranówka jakieś normy spełniać musi. I to przede wszystkim normy czystości mikrobiologicznej. Zanurzenie ręki w fermentującej brzeczce - jeśli była sucha, a nie upaćkana jakimś (nie wiem jedzeniem, słodką brzeczką, oblizana itd) - pewnie też by się nic nie stało. Wężyki - i w winiarstwie i w piwowarstwie przelewałem jedynie wrzątkiem, a teraz przepuszczam przez niego roztwór tego, czym sterylizuję fermentor. Butelki - była już o tym dyskusja, że czyste i suche butelki właściwie nie wymagają sterylizacji.
Co nas jednak różni od winiarzy. Po pierwsze powszechnie używamy plastikowych fermentorów, podczas gdy balony są szklane. Może te zarysowania fermentorów są groźniejsze niż się sądzi. No ale jak się przejmować zarysowaniami, jak kupujesz nowe wiadro i bynajmniej w środku nie jest ono gładziutkie?
Inna kwestia - drożdże. My używamy bardzo szlachetnych szczepów. Wszyscy wiemy jak wrażliwe na mutację są np. Weihenestephany. A drożdże do wina, taki np. Tokaj, na suszu jabłkowym, w papierowym opakowaniu. Nasze drożdże to arystokracja, chorowita, podatna na mutacje genetyczne, ale dająca wykwintne aromaty, każdy szczep się różni. Drożdże winne (dostępne u nas w sklepach) to pospólstwo, chłopstwo - zdrowe, krzepkie, jurne ale bez finezji, bez wyrafinowania. Używałem różnych szczepów Sherry, Tokaj, Burgund - nie zauważyłem najmniejszej różnicy. Inna sprawa, że trzeba by pół nastawu zaszczepić jednymi, pół drugimi drożdżami. No ale na forum winiarskim nie spotkałem się z innymi charakterystykami szczepów niż "wolno startuje/szybko startuje". Ani słowa o estrach, fenolach itd.
Dalej idąc domowe wina często są bardzo mocne i bardzo słodkie. Porównując je z winami z wyższej półki, to jest mniej więcej tak, jak porównywać Imperatora z piwem domowym. My często bez wstydu możemy postawić swoje klasztorniaki obok Westmalle czy La Trappe, stouty obok Guinnessa. Co więcej one mogą być częstokroć lepsze. Wino domowe, które mogłoby stawać w szranki z choćby niższą średnią półką jest ekstremalnie trudno zrobić. Wino klasy Sophii czy Sangrii już łatwiej.
EDIT: jeszcze jedna rzecz mi przyszła do głowy. Cukier jest doskonałym konserwantem. W przypadku wina startujemy zwykle z wyższego blg niż w przypadku piwa. Tylko ten tripel...