Do pewnego momentu kupowałem drewno w wałkach. Ciąłem pożyczanymi wynalazkami. Stary mcCulloch szału nie robił, zwłaszcza w styczniu, przy -15 stopniach, gdy brzoza była zmarznięta na amen. 4 metry "ciąłem" 6 godzin. Ostatnio miałem pożyczonego od teścia stihla albu husquarnę. Zupełnie inny świat. Niestety cena też inna.
Powiem szczerze. Jak na cięcie raz do roku kupno piły jest bez sensu. Kupujemy gotowe drewno. Podeschnięty jesion z wycinki zdrowotnej (pewnie suszki i inne wynalazki), łupany i cięty na wymiar jaki mi potrzeba (w ładnych równych klockach) kosztuje mnie 180 zł za metr. Zważywszy, że ostatnie wałki, które braliśmy z dowozem kosztowały ok. 160 zł plus załadunek w lesie, rozładunek, cięcie i łupanie stwierdziliśmy, że nie ma najmniejszego sensu bawić się w drwala.
Z wynalazków CMI, mcCulloch, Stihl, Husquarna dwa ostatnie tną rewelacyjnie, nieporónywalnie szybciej i wygodniej. Niestety kosztują ładnych parę zł więcej. A czy piła elektryczna? Sąsiad ma, brzęczy jak komar, a na większe wałki (takie powyżej 30 cm średnicy) pożycza spalinówkę. Elektryczna (wg mnie) dobra jest do gałęziówek. Powyżej 20 cm nie ma większego sensu.