Skocz do zawartości

DanielN

Members
  • Postów

    895
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    90

Treść opublikowana przez DanielN

  1. Często używałem tego szczepu i piana była już po kilku godzinach. Te drożdże pracują bardzo szybko i też bardzo mocno się zbijają. Z tego co pamiętam jedno piwo miałem już po dwóch dniach niemal sklarowane, fermentacja była błyskawiczna. Najlepiej abyś zrobił pomiar i sprawdził jaki masz teraz ekstrakt. Jeżeli ekstrakt się nie ruszył, to znaczy, że musiałeś trafić jakąś słabą paczkę drożdży. Ten szczep drożdżami warto startować w 18 stopniach i jak zauważysz, że piana już spada podnieć temperaturę do 20-21 stopni. Nadal zostanie czysty profil, ale o wiele szybciej po sobie sprzątają.
  2. @tmk1 samo pH wody to za mało, by można było wyliczyć potrzebną ilość kwasu. Musisz znać alkaliczność swojej wody (od biedy jej twardość i zrobić pewne założenia). Skoro użyłeś kalkulatora, na który się powołałeś to musiałeś, któreś z powyższych wartości wprowadzić. Więc powinno się wszystko zgadzać. Taka ilość kwasu jak Ci wyszła z kalkulatora odpowiada wodzie dość alkalicznej (dużo węglanów/wodorowęglanów) Możesz też łatwo sprawdzić czy wynik jest poprawny. Po prostu dodaj taką ilość kwasu jaka Ci wyszła do wody. Wymieszaj, poczekaj 10 minut by przereagowało i sprawdź paskiem do pomiaru pH czy się zgadza. Jeżeli będzie za kwaśno to dolej wody. Jak za alkalicznie, co do docelowego wyniku, do dodaj trochę kwasu. Serio nie musisz trafić w punkt, paski są do tego celu w zupełności wystarczające. Jest też bardzo prosty sposób, by ustalić pH wody do wymaganego poziomu, coś w rodzaju miareczkowania. Do wiadra wlej 10 litrów wody, by potem mieć łatwe odniesienie i przeliczenia. Dodajesz po jednym mililitrze kwasu, dokładnie mieszasz i po 10-15 minutach (czas jest potrzebny, by w znacznej większości przereagowało) sprawdzasz paskiem pH. Powtarzasz powyższe, aż trafisz w docelowe pH. Sumujesz ilość kwasu i zapisujesz ten wynik. Jeżeli masz, te same źródło wody, to ta ilość kwasu będzie Ci towarzyszyła przy Twoich warkach przez długi czas. Potem tylko skalujesz w zależności od ilości docelowej wody. Jeżeli wiesz, że masz wodę twardą to możesz od razu zacząć od 3-4 ml kwasu, by szybciej uzyskać wynik. Przy zbliżaniu się do wartości, zamiast 1 ml dodajesz 0.5 ml, by nie przestrzelić. By dokładnie odmierzać ilość kwasu w aptece kup strzykawkę 2 ml, strzykawki z PP są odporne na kwas mlekowy i ortofosforowy. Tutaj mała uwaga, jeżeli Twoje ujęcie wody, to studnia głębinowa, to parametry wody mało się zmieniają w przeciągu roku. Jednakże jeżeli woda pitna pochodzi z wód gruntowych (np. ujęcie w rzekach), wtedy możesz mieć większe zmiany parametrów (przykładowo spowodowane przez wiosenne roztopy), które mogą już w lekki sposób wpływać na ilość kwasu do korekty (będą to raczej nieznaczne ilości). Nie ma też z tym biedy, możesz zmierzyć raz na jakiś czas paskiem i delikatnie skorygować (dolewając w zależności od potrzeby wody lub kwasu). Jak znajdziesz czas zerknij na ten wpis, powinien Ci pomóc ze zrozumieniem tematu w wody w naszym hobby.
  3. Strasznie dużo targania i dość czasochłonne :), piwowarzy których znam i jeszcze nie czują się pewnie z określeniem ilości gazu używają wagi (elektroniczna do bagażu jest tania i wystarczająco dokładna). Wiedzą ile waży butla z podpiętym przewodem i reduktorem więc też wiedzą ile gramów gazu pozostało. W warunkach normalnych 1 mol gazu (dla CO2 to 44g) ma objętość 22.4 dm^3, to objętość nieco większa jak keg. Jeżeli chcesz gazować na 2 vol., to potrzebujesz dwa razy tyle. Do tego dodaj jakiś margines błędu i to, że nie powinno oddawać się całkowicie opróżnionej butli) to wychodzi, że bezpiecznie gazować jak masz około 150 gramów gazu w butli. @anteks wtedy jeszcze nie miałem instalacji zrobionej na szybkozłączkach. Po modernizacji linii na wspomniane szybkozłączki nawet o tym myślałem, ale doszedłem do wniosku, że nie chcę już więcej wydawać. Składałem linię kilka lat temu na złączkach JG, wtedy za dwa takie zaworki w tym systemie można było kupić używaną pełną małą butlę CO2 z długą legalizacją. Może teraz są jakieś tańsze zamienniki. Ta złączka świetnie ochroni sprzęt. Jednakże nie chroni przed mikro przeciekami (sama złączka szybko odetnie linię, ale gaz w rurce jest ściśliwy wiec kilka 'kropel' może wycisnąć do rurki gazowej. Jeżeli do linii gazowej dostanie się nawet kropla piwa, to i tak trzeba to czyścić. Na chwilę obecną krótkie rurki gazowe, które nie dotykają do tafli piwa, świetnie mi się sprawdzają. Pilnuję też tego, by mieć wystarczająco dużo gazu. Refermentacja jest super. Ale w kegach trochę inaczej liczy się surowiec. Tutaj znowu prawo Henry'ego daje znać. Dodatkowo też musisz pamiętać, że keg się opróżnia więc zmienia się stosunek objętości przestrzeni nad taflą piwa do samego piwa. Więc jeżeli nie będziesz wyrównywał ciśnienia to z czasem będziesz miał coraz mniej nagazowane piwo. Ogólnie refermentacja pozwala trochę zaoszczędzić na czasie (rzadziej się lata to punktu napełniania) ale i tak musisz mieć coś w rodzaju instalacji by to prawidłowo rozlać (chociażby naboje syfonowe CO2 i tani 'reduktor' do którego pasują te naboje). Też warto przedmuchać CO2 przestrzeń nad piwem, bo tam jest sporo powietrza i przy mocno chmielowych piwach szybko Ci utleni. Miałem mały przesiąk i dość szybko to zauważyłem. Mój reduktor jest rozbieralny. Manometr linii piwa był nietknięty. Manometr butli wymieniłem na nowy (one są tanie, nie musisz mieć, od biedy nawet nie musisz mieć tego manometru, możesz dać zaślepkę i pilnować ilości gazu). U mnie korozja była niewielka więc ją usunąłem mechanicznie. Potem wszystko skręciłem i działa do dzisiaj. Jeszcze taka podpowiedź. Jeżeli chcesz mieć bardzo ładnie i równo skręcony reduktor, to najlepiej używać chemicznych uszczelniaczy Loctite, czy coś w tym rodzaju. Co prawda na teflonie jest też szczelnie, ale musisz dokręcać mocno a to nie oznacza, że będzie wszystko równo. Jeżeli masz rozbieralny, to zobacz co się dzieje wewnątrz, może też się da odratować.
  4. Dokładnie tak. Można to traktować jako układ zamknięty. Podnosząc temperaturę (energię) takiego układu zwiększy się ciśnienie. Jak ochłodzisz to w kilka dni bez kombinowania osiągnie nową równowagę w nowych warunkach. Taka ciekawostka, nauka na własnych błędach. Lata temu miałem cofkę przez reduktor reduktora, aż do samej butli, na szczęście udało się wszystko odratować. Do kega Cornelius można wlać więcej piwa aniżeli zalecane 18.5 litra. Wtedy jeżeli masz standardową rurkę do gazu, to końcówka rurki CO2 znajdzie się pod lustrem piwa (taką rurkę można skrócić samemu, albo kupić krótszą, oczywiście nie zrobiłem tego). Wiadomo jedno piwo w kegu więcej, więc warto. Była końcówka zimy, w piwnicy bardzo chłodno. Podpoiłem reduktor, ustawiłem ciśnienie i zostawiłem tak na dwa tygodnie, by się nagazowało i trochę ułożyło, robię tak do dzisiaj. Błędnie założyłem, że gazu w butli wystarczy (ogólnie manometr ciśnienia butli bardzo szybko spada jak zaczyna się kończyć gaz, więc jednego dnia patrzysz butla pełna wg manometru a drugiego wskazówka jest już w połowie, dlatego butlę warto podnieść i 'wyczuć' czy jest jeszcze gaz, oczywiście nie zrobiłem tego). Temperatura w ciągu kilku dni się znacznie podniosła. Pewnie jakby nie było skoku temperatury, to by tak sobie stało w stanie równowagi, ale wzrost temperatury uwolnił trochę CO2 nad przestrzeń nad piwem i przez rurkę gazową potem reduktor, aż do samej do butli przedostało się trochę piwa. Reduktor wewnątrz delikatnie skorodował (udało się odratować). Do butli dostało się piwo. W takim przypadku butlę trzeba oddać mycia i suszenia zanim się ją napełni. Od tamtej pory mam poskracane rurki gazowe, by lustro piwa do nich nie sięgało.
  5. To jest trochę bardziej skomplikowane. Jeżeli wysyciłeś piwo do określonej wartości. Powiedzmy reduktor był ustawiony na 1 bar i wysycałeś wszystko w temperaturze powiedzmy 10 stopni. Jeżeli proces trwał odpowiednio długo to piwo się wysyci i w tych warunkach nie przyjmie więcej dwutlenku węgla. Tutaj należy wspomnieć o prawie Henryego. Rozpuszczalność CO2 w piwie to powolny proces, w kegu trwa to kilka dni. Podajesz przez reduktor ciśnienie, szybko zapełnia się przestrzeń nad lustrem piwa. Po kilkudziesięciu minutach cześć gazu rozpuszcza się. Gaz będzie powoli się sączył przez reduktor wyrównując ciśnienie w przestrzeni nad powiem. Dokładnie w takiej prędkości jak rozpuszcza się gaz w piwie. Po kilku dniach (bo jest mała powierzchnia wymiany) osiągnie stan równowagi (przy założeniu, że nie zmieniła się temperatura ani ciśnienie). Po osiągnięciu równowagi więcej gazu się nie rozpuszcza. Można odłączyć gaz do chwili wyszynku. Zmieńmy warunki dla tak w pełni nagazowanego piwa. Odłączam gaz i przenoszę keg do chłodniejszego miejsca. Ilość gazu się nie zmienia (zakładam, że piwo w pełni przefermentowało i drożdże już nic nie produkują), bo to układ zamknięty. Wraz z obniżeniem temperatur, z prawa Henry’ego, rozpuszczalność gazu w piwie wzrasta. Zatem cześć dwutlenku węgla z przestrzeni nad piwem rozpuści się aż osiągnie równowagę. Powiedzmy wcześniej planowałeś wyseplenicie 2 vol, to teraz będziesz miał piwo wysycone nieco bardziej. Jednakże niewiele więcej (tutaj zakładam, że keg był prawie pełny, więc mało przestrzeni nad piwem, a zatem i mniej gazu). To oczywiście wymaga czasu, bo rozpuszczalność jest procesem powolnym w takich warunkach. Drugi przypadek, ten sam keg. Przenosisz piwo do cieplejszego miejsca, powiedzmy do 25°C (podaję tak wysoką bo miałem pod ręką tabelę z wartościami). Rozpuszczalność gazu w cieczy maleje. Tym samym CO2 powoli będzie przechodził do przestrzeni nad piwem. Po kilku dniach wysycenie piwa spadnie do około 1.5 v/v. Po podłączeniu tego kega okaże się że zacznie Ci bardzo szybko lać (ciśnienie nad lustrem piwa będzie chciało jak najszybciej się wyrównać do nowych warunków). Ten przypadek pokazuje czemu jest trudno nasycić i potem rozlewać piwo w wysokiej temperaturze. Jakbyś chciał w warunkach letnich piwo o temperaturze 25°C nasycić do 2 v/v to musiałbyś podać ciśnienie na reduktorze około 1.6-1.7 bara. Takie, trochę przerysowane, warunki muszą brać pod uwagę osoby używające schładziarek. Wtedy też najczęściej na czas wyszynku odpuszcza się trochę ciśnienia zaworkiem bezpieczeństwa by było łatwiej polewać. Ogólnie wyszynk jest łatwiejszy w niższych temperaturach, dlatego wiele osób decyduje się na kegerator, bo ten zapewnia stałe warunki (i pewnie też temu, że jest trochę tańszy na starcie ). Korzystając z powyższego, można bardzo przyśpieszyć wysycenie piwa. Obniżyć jego temperaturę, podać wysokie ciśnienie (powiedzmy 3 bary, czyli 1,5 bara poniżej zaworka bezpieczeństwa) i trząchać/turlać kegiem, po to by je spienić. Wtedy piwo się pieni, powierzchnia wymiany się bardzo zwiększa i w efekcie piwo wysyca się dużo szybciej. Wystarczy kilka-kilkanaście minut masz wysycony cały keg. Ma to tez swoje minusy, bo osady które są w piwie nie zdążą osiąść (chyba, że warzysz same hazy ). Jeżeli robisz tak przy podłączonej linii, to niemal cały czas będziesz słyszał syczenie sączącego się gazu do kega. Ten sposób wymaga kilku prób, by przestać w odpowiednim momencie, bo można przesycić. Jeżeli znajdziesz czas to zerknij na poniższy wpis. Czas leci to było ponad dwa lata temu.
  6. Jest dokładnie tak jak już to powiedział @Symonides. Moje krany CELLI zachowują się dokładnie tak samo, chodzi o to by nie przelać. Jeżeli dźwignię popchniesz to wtedy będziesz miał spienianie (wiele kranów tak działa, ale nie wszystkie). Ta mała dźwignia na boku steruje kompensatorem, będzie dławiła przepływ, ale za to piwo przy nalewaniu nie będzie się pieniło. Przydatne jak masz trochę mocniej nagazowane piwo albo trochę cieplejsze piwo. Jeżeli takie działanie Ci się nie podoba to @nike21 dał Ci jeden ze sposobów. Razem z tym sposobem działa jeszcze jedna drobna modyfikacja, możesz odkręcić śrubkę z przodu kranu i wyjąć sprężynę (ma tak wiele kranów ale nie wszystkie). Wtedy dźwignia nie będzie odbijała automatycznie i nie potrzeba bardzo mocno dokręcać nakrętki. Z tej modyfikacji korzystają czasem w obleganych barach, barman może lać piwo na dwie szklanki z jednej kolumny.
  7. Zawsze kręcę do momentu bardzo mocnego zmętnienia. Zadałeś sporo drożdży na start, drożdże lagrowe bardzo dobrze się przechowują w soli. W temperaturze pokojowej powinno to nastąpić w przeciągu 24 godzin, czasami trwa trochę dłużej. Po zaobserwowaniu tego mocnego zmętnienia warto od razu szczepić kolejny większy krok. Jeżeli nie możesz od razu to najlepiej przestać przestać kręcić i poczekać do momentu, aż będziesz mógł propagować dalej. Chodzi tu o to, że drożdże już się namnożyły. Zjadły co miały zjeść i nie potrzebują już więcej tlenu. Planujesz warkę na drożdżach dolnej fermentacji, prawdopodobnie około 10-12 °P, nie sprawdzałem tego w kalkulatorze ale 600 ml na 12 litrów, to wg mnie sporo za mało. W propagacji całkiem nieźle sprawdza się reguła dziesięciu (czy też rzędu wielkości). Kolejny krok jaki chcesz zaszczepić może mieć 10 krotną większą objętość. Jako kolejny krok robiłbym coś w granicach 1 litra około 8-9 °P (najlepiej wrzucić w kalkulator). @fotohobby ten wątek jakiś czas temu zaktualizowałem (uprościłem metodę, transfer jest też bezpieczniejszy co minimalizuje ryzyko zakażenia w warunkach domowych). Jeżeli masz chęć i czas możesz zerknąć poniżej.
  8. @Mateusz Stelmaszczyk jak już @WiHuRa powiedział, paczka tych drożdży wystarczy Ci na planowaną warkę. Zdecydowanie warto przeczytać artykuł, który podał @anteks, kilka postów wyżej (autorstwa @Oskaliber). Moim zdaniem producenci suchych drożdży bardzo zaniżają ilość drożdży w paczce. Liczyłem kilka suchych szczepów od Fermentisa, Lallemanda, Mauribrew (niestety nie miałem nigdy okazji liczyć szczepu o którym mówisz, zakładam że jest podobnie), paczki delikatnie różnią się wagą, jednakże w paczce zawsze miałem ich w najgorszym przypadku 140 mld, średnio było ich około 180mld (mówię o żywych po uwodnieniu i ze słabą pożywką, tu trzeba się też liczyć z błędem pomiarowym, bo takie drożdże są dość słabe i barwnik ma na nie negatywny wpływ). Zależy chyba od partii, najczęściej jest ich więcej. Zatem w paczkach, które liczyłem było przynajmniej dwukrotnie więcej jak wynikałoby to z deklaracji producentów. Drożdże suche, które są przechowywane w lodówce bardzo dobrze to znoszą (obumiera około 5% w skali rocznej), jeżeli dobrze je uwodnisz to zdecydowana większość będzie żywa. Może znajdziesz chwilę na czytanie, kilka lat temu robiłem mały test. Producentom zależy na dobrej jakości produktach. Co do robienia starterów z drożdży suchych. Odpowiedź nie jest jednoznaczna, taka bezpieczna brzmi: to zależy. Ma to sens, jeżeli wiesz co robisz. Wrzucanie całej paczki drożdży suchych do startera nie ma większego sensu. Nie uzyskasz efektu namnożenia/propagacji (chyba, że paczka drożdży była bardzo źle przechowywana i zdziesiątkowało to ilość żywych drożdży). W takim przypadku drożdże mogą (nie muszą) się zestresować. W efekcie skończysz z gorszym piwem. Jak znajdziesz więcej czasu to zerknij w te miejsce. Po prostu drożdże nie namnożą powyżej pewnej gęstości, zaczną ze sobą konkurować o resztki pożywania, zestresowane drożdże nie zrobią dobrego piwa. Ten sam przypadek tyczy się gęstwy, ma to sens, jeżeli zadasz jej tyle, że faktycznie uzyskasz efekt propagacji. Jeżeli chcesz robić starter z drożdży suchych, to zadaj ich 1/8 maksymalnie 1/6 paczki (podaję taką ilość z empirycznego doświadczenia, jak chciałem szczepić trochę większy baling a miałem tylko jedną saszetkę). Z takiej ilości w starterze po kilku podziałach odpowiednio się namnożą.
  9. Jeżeli producent podaje rzeczywisty moment (40Nm dla pierwszego biegu) to wg mnie wystarczy, przy założeniu, że robisz standardowe 20 litrowe warki, gdzie zużywasz około 4-8kg słodu na zasyp. W swoim śrutowniku, zakupionym od @Patryk77 już kilka ładnych lat temu, używam jako napędu wkrętarki Tryton TCU300 (35Nm) i daje radę. Jedynie na pszenicy niesłodowanej czuć, że wkrętarka ma co robić. Też nie ułatwiam jej pracy, bo mam śrutę raczej dobrze rozdrobioną (wąska szczelina) i zasyp lekko zwilżam.
  10. Przepraszam za off-top w tym wątku i poniższe wtrącenie. Zdecydowana większość moich szczepów to zamrożone depozyty po około 0,1-0,3 ml biomasy w probówkach 1,5 ml. Nie miałem nigdy problemów by wystartować roczny zamrożony szczep. Zdecydowana większość szczepów startuje nawet i po dwóch latach. Kilka miesięcy temu wystartowałem ponad 3 letni szczep WLP590 (saison), ruszył jakby nigdy nic. Z tego co zauważyłem, najgorzej znoszą mrożenie szczepy pyliste (weizen, vermonty), do roku czasu nie zauważyłem problemów, ale powyżej tego czasu widać zauważalny lag zanim wystartują. By drożdże zamrozić trzeba je odpowiednio przygotować na trudne czasy. Jeżeli znajdziesz chwilę czasu to zerknij tutaj. W warunkach domowych, też trzeba użyć więcej gliceryny. Początkowo, jak używałem ilości do 15% obj., (laboratoria wyposażone w dobre zamrażarki, które utrzymają około -80 °C mogą sobie pozwolić na małe ilości gliceryny czy też innych krioprotektantów) takie depozyty już po roku były do niczego. Drożdżom w zamrażarce też trzeba zapewnić warunki dużej bezwładności cieplnej, by miały jak najzimniej i jak najmniej wahań temperatury, zatem wybór półki gdzie stoi bank też ma znaczenie. Bardzo ważne jest też, by szybko i pewnie przeprowadzić proces rozmrożenia, przy starszych depozytach, gdzie drożdże są już w słabszej kondycji, potrafi zginąć ich bardzo dużo. Ważny też pierwszy stopień startera, by zacząć od słabszej brzeczki z pożywką, inaczej ciśnienie osmotyczne może zrobić swoje. Zadaniem startera jest odbudowa kolonii, w metodzie mrożenia w warunkach domowych po prostu trzeba się liczyć że wiele komórek zgodnie. Dawno temu sprawdzałem jak cały proces wpływa na ilość żywych komórek (mówię o warunkach domowych). Jeżeli osiągnąłeś ilość, żywych na poziomie 50% to gratuluję, mi nigdy nie udało nawet zbliżyć to takiej wartości. Chciałbym też poznać Twoją metodę, może coś robię nie tak, wiele lat nie aktualizowałem swojej wiedzy w tym temacie i może pojawiły się jakieś nowe metody. Co do skosów, zanim zacząłem przygodę z mrożeniem trzymałem wszystko na skosach. Zdecydowanie nie polecam w warunkach domowych. Jest to proces bardzo czasochłonny i pracochłonny. Skosy w plastikowych probówkach szybko wysychały, w szkle było o wiele lepiej, ale i tak ciągle trzeba było walczyć z kondensacją i pilnować temperatur przy wylewaniu skosów (by tej kondensacji było najmniej). Jako, że przy metodach agarowych/żelatynowych naczynia są otwarte ,to też ryzyko zainfekowania jest duże. Utrzymywanie skosów też jest czasochłonne. Po prostu wiele szczepów źle znosi suszenie i podczas tego procesu ginie wiele, o ile nie wszystkie . Są też takie, które całkiem nieźle znoszą suszenie, ale w takie postaci nie są w stanie żyć zbyt długo. Dlatego jest taka przewaga ilościowa szczepów drożdży płynnych nad suchymi. Producenci komercyjni pakując suche drożdże muszą mieć pewność, że po rehydracji będą one żywe i gotowe do pracy, oraz że w postaci suchej poleżą długie miesiące na półkach. Powyższe argumenty są mniej ważne w warunkach domowych. Tak jak już napisałeś wiele osób suszy kveiki. W przeciągu ostatnich dwóch lat, gdzie stały się bardzo modne dostałem szczepów w postaci domowych suszonych płatków. Z ciekawości sprawdzałem jak to wygląda odnośnie ilości żywych komórek. Takie płatki miały od kilkunastu nawet do 80% żywych komórek po rehydracji (nie mam możliwości sprawdzenia czy bakterie również były żywe, bo wiele płatków kveikowych nie jest czysta, to połącznie pracy drożdży i bakterii daje profil), dodatkowo proces suszenia też nie jest sterylny i zawsze coś łapie. Ze względu na specyfikę tych drożdży, bardzo szybką kolonizację to jest to świetny materiał, by w domowych warunkach je wysuszyć warto je suszyć. Nic nie stoi na przeszkodzie by próbować z innymi szczepami. Ale tutaj trzeba wziąć pod uwagę inne czynniki. Szczep może nie chcieć poddać się wysuszeniu, albo po zasuszeniu będzie mało żywych komórek. Suszenie nie jest sterylne i jak się coś złapie, to może się okazać, że szybciej rozwinie się infekcja zanim wystartują drożdże i skolonizują środowisko. Zatem bez sprzętu nie jesteś w stanie łatwo stwierdzić, czy zadałeś odpowiednią ilość drożdży. Szczepy klasyczne nie wyprodukują Ci dobrego piwa jak zrobisz underpitching. Też pracują wolniej i jeżeli zasuszony szczep złapał trochę kurzu z bakteriami w powietrzu to może się okazać, że bakterie zdążą wyraźnie zainfekować piwo. Jeżeli trafisz na szczep który, słabo się wysusza i ginie dużo komórek to będziesz musiał robić startery, więc nie oszczędzisz wiele czasu. Też profil docelowego piwa może być inny jak szczep pierwotnie posiadał. Nie masz pewności jak drożdże znoszą one przechowywanie na półkach i czy nie obumierają zbyt szybko. Dlatego przy szczepach klasycznych (a nawet kveikach) bank drożdży piwowarskich w postaci płynnej jest najczęściej pewniejszy.
  11. Nie dało się wykorzystać tych co były. Nie będę kłamał, do tej pory jeszcze nie zamontowałem nowych wsporników. Obecna sytuacja pokrzyżowała wiele planów. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Od blisko roku czeka 8 kawałków płaskownika 15x2 o wysokości kilka centymetrów wyższej jak spirala chłodnicy. W planach mam ponawiercać je parami i skontrować śrubami. Taka konstrukcja z 4 wsporników (po dwa płaskowniki na wspornik) powinna być wystarczająco stabilna.
  12. @anteks zerknij tutaj: https://youtu.be/3Krqc_DDOsU?t=420
  13. Sody kaustycznej nie powinno się przechowywać w butelce PET, jesteś pewien, że to PET a nie plastik HDPE? Co do terminu to jest podawany dla bezpieczeństwa. Do pojemnika z czasem dostają się mikroskopijne ilości wilgoci, kurzu i innej materii organicznej. To wszystko bardzo powoli reaguje w śladowych ilościach i produkt zmienia swoje właściwości. Stąd też te terminy. To jest podobnie jak z terminem przydatności wody butelkowej, wynika z właściwości fizyko/chemicznych pojemnika w którym jest przechowywana i wpływu środowiska na tę butelkę. Kilka ładnych lat temu kupiłem pudełko 5 kg, jest też kilka lat po terminie. Opakowanie szczelne, przechowuję w suchym miejscu. Nic mi się nie zbryla i używam do dzisiaj. Zatem używaj i tyle. Wracając do tej butelki PET. Soda kaustyczna jak dostanie wilgoci to powoli zhydrolizuje ten polimer/plastik i stanie się kruchy. Któregoś dnia może pęknąć przy jakimś udarze mechanicznym. Jeżeli jest trzymana w suchym miejscu to raczej nie ma powodu do obaw. Zdaje się, że na forum kiedyś widziałem jakieś wpisy, że NaOH pozostawione na dłuższy czas w petainerze przeżarło dno i zaczęło wyciekać, ale ręki nie dam rady uciąć. Tam oczywiście było dużo wody i hydroliza zachodziła szybko.
  14. Zerknij tutaj https://projektcydr.pl/?p=1180
  15. Od kolegi dostałem resztkę uszczelniacza do gwintów o nazwie Loctite 577 (nadaje się do stali kwasoodpornej i wytrzyma temperaturę gotującej się brzeczki). Od strony brzeczki użyłem nici/sznurka teflonowego. To zdało egzamin. Swoja rozbierałem, czasem przy przenoszeniu/odkładaniu wystarczyło stuknąć nieumyślnie gdzieś króćcem od linii wody i ten się potrafił poluzować a co za tym idzie małe nieszczelności. Ten środek co dostałem bardzo mocno trzyma i trzeba go dosłownie kilka kropli na stronę (koniecznie trzeba wyczyścić i odtłuścić gwinty, nanosisz na gwint i nakręcasz, po kilku godzinach trzyma i nic nie cieknie).
  16. @Matiii przepraszam za tak późną odpowiedź. Ostatnio nie miałem czasu by zajrzeć na forum. Przy przeciwbieżnej wykonanej z kwasówki o ściance 0.5 mm nie licz na temperaturę na wyjściu bardzo zbliżoną do temperatury wody. Będzie lepiej jak w przypadku immersyjnej, ale gorzej niż wymiennik. W moich warunkach, na wymienniku mam brzeczkę cieplejszą na wyjściu o 2-3 stopnie powyżej wody. W przypadku chłodnicy przepływowej to około 5-6 stopni. Czas chłodzenia na wymienniku to 10-15 minut. Czas chłodzenia przepływowa to 15 - 20 minut przy przepływie wody około 6 litrów/min (mam słabe ciśnienie a do tego dokładają się opory). Te czasy mocno zależą od tego jak zimna jest woda w kranie, teraz kranówka ma około 12 stopni i do 18 stopni chłodnica przepływowa załatwia sprawę w trochę poniżej 15 minut. Przy przepływowych chłodnicach, też trzeba brać pod uwagę chmielenie. Można zawracać poniżej temperatury izomeryzacji, ale kosztem dłuższego czasu chłodzenia. Dochodzą też inne wady, których nie miałem świadomości dopóki nie zrobiłem tej przepływówki. Nie odpowiem jednoznacznie, bo jak mówiłem wyżej. To zależy od temperatury wody, prędkości przepływu zarówno brzeczki jak i wody. Rurki w chłodnicy, im cieńsza ścianka tym lepiej (kwasówka ma sporo niższą przewodność cieplną od miedzi) Nigdy nie próbowałem, mam obieg wymuszony pompką. Co więcej jak zrobisz zbyt długą chłodnicę, ze zbyt cienkiej rurki, to może się okazać, na wyjściu będziesz miał bardzo mały przepływ, bo opory dadzą się we znaki.
  17. @Oskaliber dzięki za zwrócenie uwagi, edytowałem z adnotacją. Próbę jodową podobnie jak Ty przestałem robić jakiś czas temu. Obecne trudno kupić słód słabej jakości, siła diastatyczna najjaśniejszych słodów bazowych jest bardzo dobra i pilsner z ME/VM radzi sobie świetnie przy zasypie 40% pszenicy niesłodowanej bez żadnego problemu. Nie widzę więc większego sensu w próbie jodowej. Płyn Lugola przestaje barwić czysty filtrat już po kilku minutach, co jest trochę złudne bo ekstrakt nadal rośnie. Śrutuję bardzo drobno, bo drobna śruta wyraźnie przekłada się na wydajność. Skoro grubość śruty przekłada się na wydajność to znaczy, że enzymy miały dostęp do większej ilości skrobi (zwiększa się pole powierzchni i skrobia może być uwolniona szybciej na skutek kleikowania do filtratu a tam poddana enzymatycznym przemianom). W grubszych ziarnach mimo, że zaszło kleikowanie, to enzymy będą miały duże problemy by dotrzeć do samego środka i upłynnić długie nitki. Moje próby robione na słodach zamawianych i śrutowanych w skalpach stacjonarnych zawsze dawały ciemniejsze zabarwienie jak robiłem to próbce z niestarannie odcedzonym filtratem, na tyle ciemne, że uznałbym to za pozytywną próbę.
  18. @eltomek próba jodowa na grubej mące/kawałkach pokruszonego słodu prawie zawsze da Ci ciemne zabarwienie. Musiałbyś zacierać bardzo długo by to się rozłożyło do końca. Próba jodowa jest to zjawisko fizyczne. Jeżeli znajdziesz chwilkę, to możesz poczytać o tym jak działa próba jodowa. Temperatura zacieru ma duże znaczenie, bo słód musi też skleikować (przynajmniej 62 stopnie dla słodu jęczmiennego w całej objętości zacieru, bez mieszania o to trudno), taka ciekawostka, temperatura kleikowania zależy od kilku czynników. Enzymy zwarte w słodzie rozpuszczają się w wodzie, natrafiając na długie łańcuchy cukrów i wtedy są w stanie je złapać i zacząć ciąć. Dlatego mieszanie pomaga. Z grubych ziaren skrobia nie zostanie wypłukana do końca. Mają tego świadomość duże browary gdzie używają słodu zmielonego na mąkę, im chodzi głównie o maksymalną wydajność. Można więcej poczytać w książce Malt. W trakcie filtracji część skrobi dostanie się do filtratu. Dlatego też jest zalecane robienie mash-outu by nie przekraczał 78 stopni oraz by woda do wysładzania nie przekraczała tej temperatury. W tej temperaturze alfa-amylaza jest jeszcze szczątkowo aktywna i jest w stanie rozłożyć wypłukaną skrobię. Dlatego do próby jodowej odbieraj czysty filtrat. Co więcej nowoczesne słody już po 10-15 minutach będą Ci dawały negatywną próbę jodową na czystym filtracie. Jednak warto jeszcze poczekać, by enzymy miały szansę dociąć już poszatkowane łańcuchy polisacharydów, ekstrakt efektywnie przez pierwszą godzinę zaciernia, w przypadku mocniejszych warto poczekać przynajmniej dwukrotnie dłużej. @elroy jeżeli to możliwe to w celu zachowania celowości tego topiku, super by było jakbyś wpisy od cytowanego tekstu do mojego wpisu wydzielił do własnego tematu. Z góry dziękuję.
  19. Super przełom gorący. Słód pszeniczny i pszenica ma dość sporo białka, dość często tak mam w swoich warkach. Wyławiając z gotującej brzeczki płatki zaczęły się zbrylać. Dodatkowo żywice i garbniki chmielowe mogły w tym pomóc.
  20. Mam do oddania gęstwę OSLO kveik. Dają w miarę czysty profil (zostawiają delikatny 'kwejkowy' posmak). Są po fermentacji tygodniowej, brzeczka nastawna miala 9 blg. Drożdże te fermentują najlepiej powyżej 25 stopni. Z moich obserwacji, poniżej tej temperatury są trochę wolniejsze i trochę siarkują. Ze względu na pandemię proszę o prywatną wiadomość, by się umówić na bezpieczny odbiór. Mieszkam w Warszawie, dzielnica Wola. Niestety nie mam jak wysłać gęstwy więc odbiór osobisty. Nieaktualne. Gęstwa znalazła już nowe przyjazne fermentory.
  21. Moim zdaniem nie zaszła Ci inwersja do końca. Również mogło być troszeczkę za mało wody, dosłownie 20-30 ml więcej, bo w brzeczce oprócz wody masz jeszcze cukier. Trochę wody odparowało przy podgrzewaniu i troszeczkę cukru nie miało się gdzie rozpuścić i tym samym inwersja nie mogła zajść. Kilka osób do mnie pisało, że mieli ten sam problem, zwłaszcza jak robili na wodzie kranowej. Ulepszyli proces w ten sposób, że leją trochę więcej wody (około 270 ml) i do kranówki dodają 1/8 łyżeczki kwasku cytrynowego. W ten sposób obniża się pH i cukier inwertuje cukier o wiele szybciej. Minus tego, że wytrąci się trochę soli kwasu cytrynowego w reakcji z NaOH (chociaż głównie i tak pójdzie to w reakcje Maillarda). Na moje już kilkanaście prób podobną sytuację jak Twoja miałem tylko raz. W takim przypadku nie ma biedy, wystarczy dodać wody i zrobić z tego syrop. Ten syrop trzeba zużyć dość szybko, bo po kilku dniach ponownie zacznie się krystalizować. Do piwa i tak będziesz zadawał to w postaci syropu. Teraz większość cukru robię w postaci syropu, tylko taki do słodzenia robię w postaci zastygniętej. KOH będzie też działało, jest tylko ale. Jak wnikałem w temat i czytałem różne wątki na forach to piwowarzy odradzali. Bo potas wpływa na smak oraz na pracę drożdży i może być problem z fermentacją. Nie weryfikowałem tego. Również w linkach na które powołuję się w poradniku nikt nie używał wodorotlenku potasu w swoich eksperymentach. Też nie wiem czy, to będzie wpływało w jakiś sposób na zdrowie.
  22. @GrubyDzoló drożdże piwowarskie praktycznie nie wytwarzają metanolu. Jeżeli przeczytasz ten wątek to w odpowiedziach @kantor bardo dobrze opisał w jakich warunkach produkcja metanolu może być większa. Piwa się nie destyluje (najczęściej) dlatego drożdże piwne są selekcjonowane tak, by produkowały jak największą ilość etanolu, bo jest alkoholem najmniej szkodliwym, oraz alkoholi wyższego rzędu tyle, by budowały bukiet charakterystyczny dla danego szczepu. Metanol jest rzędem niższy od etanolu. W literaturze, którą czytałem, pojawia się zawsze jako śladowy (ang. trace). W piwie mogą pojawić się aromaty 'bimbrowe' na skutek źle przeprowadzonej fermentacji. Część osób mówi, że piwo pachnie denaturatem (dawniej zawierał metanol). Jest to w mojej opinii błędna ocena osoby degustującej (pomijając błąd piwowara). Za aromaty 'bimbrowe', są raczej odpowiedzialne alkohole wyższego rzędu i aldehydy. Jeżeli skupisz się na przeprowadzeniu poprawnie fermentacji, to nic z takich rzeczy się nie pojawi.
  23. @DraX zerknij w sekcję 'Bonus - metoda uproszczona, z mniejszą ilością sprzętu' i na pierwsze zdjęcie. Właśnie tak przechowuje swoje media i startery. Są to szklane fiolki o pojemności coś pomiędzy 15-20 ml (płynu jest tam około 10-12 ml). Robię ich tyle by zużyć je w pół roku, po tym czasie zapasy się kończą i robię nowe. Pudełko trzymam w szafce, zamknięte w temperaturze pokojowej. Probówki z medium są wysterylizowane - tam nie ma prawa nic się dziać.
  24. @korek jak już poprzednicy wspomnieli. Wpis który popełniłem ma na celu zrozumienie jak to wszystko działa. Sama modyfikacja to w zasadzie użycie narzędzia. Część minerałów jak węglany, jak już zauważył @WiHuRa jest trudno rozpuszczalna w wodzie i w domowych warunkach najłatwiej dodać je do brzeczki. Niskie pH brzeczki pozwoli im się rozpuścić. Te wszystkie informacje są w odpowiednich tematach o modyfikacji wody. W literaturze zalecają by woda do wysładzania miała około 50 ppm jonów wapnia, ale nic się nie stanie jak wapń zapewnisz w filtracie.
  25. W lekkim stopniu prawdopodobnie tak. Ale nie mam pojęcia czy to będzie trwało dni. Raczej nie. Przy zacieraniu w wyższej temperaturze zmienia się trochę profil cukrów w brzeczce. Powstanie trochę więcej dekstryn (część z nich jest jedzona przez drożdże var. diastaticus, SDS nie jedzą dekstryn, przynajmniej nie ma tego w opisie szczepu a White Labs a zawsze to podają) oraz maltotriozy, ten cukier jest konsumowany przez drożdże w dalszej kolejności, wiele szczepów górnej fermentacji w ogóle nie jest wstanie go zjeść. Niestety nie mam informacji czy SDS'y są w stanie metabolizować maltotriozę i w jakim stopniu. Można spróbować założyć, że tak bo dość głęboką schodzą. Dodatkowo WLP090 szybko flokuluje, więc jest mniej drożdży zawieszonych w piwie i przez to wolniejsze dojadanie. To może być przyczyną trochę dłuższej fermentacji, ale nie mam pojęcia czy będzie to trwało kilka dni dłużej. Po moich doświadczeniach z tym szczepem po 3-4 dniach w zasadzie już cukry były przejedzone.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.