No niejaki ma ale też jest ryzyko napisałem to w poprzednim poście. Takie piwo dostaje tlenu, który normalnie zużywają drożdże podczas refermentacji, a w tym wypadku jeżeli to dzikie drożdżę/bretty/bakterie tlenowe - to one mogą dostać kopa i zaognić infekcje. Przy takim sposobie ja bym schłodził brzeczkę na rozlew do jak najniższej temperatury (wymienione wyżej mikroby jej zbytnio nie lubią), pogoda na dworze akurat sprzyja niech opadnie do tych 4C przetrzymaj dzień i do rozlewu, potem refermentacja w jak najniższej temperaturze i na koniec dopiero pasteryzacja. Trochę zabawy ale może piwo uda się uratować.
Mam jeszcze dwa pytania:
1. ile tak orientacyjnie czasu potrzeba drożdżom na usunięcie rozsądnej ilości tlenu z piwa po przelaniu do butelek, przy czym podczas przelewania się na pewno napowietrzyło :]
2. jaka jest w miare optymalna temperatura i czas pasteryzacji, żeby zakapslowanych butelek z nagazowanym piwem nie rozwaliło/rozszczelniło?
ad.1. Nie wiem jest pierdyliard czynników - jedno jest pewne jak mocno napowietrzyłeś piwo przy rozlewie to drożdże go w 100% nie usuną. Ten tlen, który pozostanie będzie odpowiedzialny za utlenienie i starzenie się piwa, a to nic przyjemnego - im więcej tym szybciej i im wyższa temperatura leżakowania też tym prędzej.
ad.2. http://www.beerfreak.pl/pasteryzacja-i-inne-sposoby-konserwacji-piwa/oraz https://www.browar.biz/forum/showthread.php?t=83496 To cała wiedza na ten temat - drugi link wyjaśnia właściwie wszystko............
Ok, dzięki, ale pytanie zasadnicze - czy mogę spokojnie pasteryzować piwo po nagazowaniu nie obawiając się o rozszczelnienie/rozwalenie butelek?
Co do utlenienia, to pocieszam się jedynie faktem, że to stout, więc może nie będzie tragicznie.