Ja też oddając pierwszy raz poczułem się źle, tzn. zmierzałem ku zemdleniu. Ale to bardziej stres i wielka niewiadoma "jak to jest oddać tyle krwi i dalej funkcjonować" niż sam ubytek krwi. Ojciec opowiadał mi, że raz w PRL oddawał, bo musiał, i potem kilka dni nie mógł dojść do siebie (pracował fizycznie). A oddał tylko 200ml, bo tyle można było pobrać za pierwszym razem. Teraz nawet na pierwszy rzut pobierają standardowe 450ml.
Od pierwszej donacji jest OK, a radość z bycia krwiodawcą czuję w dwóch momentach:
1. zaraz po donacji, czuję się bardzo dobrze, lekko i przyjemnie (dieta cud: ot tak zrzucam prawe pół kilograma w siedem minut )
2. jak widzę na drodze ambulans "Transport Krwi"...a ostatnio widuję coraz częściej. Cieszę się, że to może moja krew ratuje życie.