Warka 1, czyli początki bywają trudne.
08.04.09 godz. 8:00
Domownicy wyprawieni do pracy, szkoły, przedszkola. Można zaczynać. Uwagę moją przyciąga 'beczkowóz' parkujący na sąsiedniej ulicy. Też sobie znalazł miejsce na przerwę śniadaniową - myślę. Niestety, po odkręceniu kranu tylko syczenie powietrza z pustych rur. Szybki telefon do osoby lubiącej być zorientowaną potwierdza najgorsze przypuszczenia woziwoda nie robi przerwy śniadaniowej, przyjechał napoić spragnionych. Wody ma nie być do wieczora. ####### akurat dzisiaj.
Nie jest jednak tragicznie. Gary napełnione wieczorem, zostawione do wywietrzenia chloru, trochę jeszcze w czajniku, przywracają mi dobry humor - nie na długo. Zapał chłodzi (a jakże) błyszcząca nowością miedzi chłodnica, do czego ja ją podłączę!
Dla pocieszenia znowu czytam jak świetnie się przy warzeniu bawią się inni (Wy).
Ok. godz. 12 bulgotanie w rurach, czyżby? Tak, woda zaczyna płynąć, beczkowóz zniknął. Do dzieła.
Na początek Pils z BA. Właściwie 1/2 zestawu, tymczasowy brak odpowiednio dużego gara, dodatkowo niechęć zepsucia całości przy ewentualnych błędach początkującego (jak się okazało kilka godzin później, słusznie).
Zacieranie, jakoś poszło. Filtrowanie wykombinowanym rurkowo-oplotowym, nadspodziewanie dobrze. Wysładzanie, zbyt oszczędnie, po gotowaniu z zamierzonych 10 l, wyszło 7 l. Schłodzone, zadane W 34/70, postało w mieszkaniu do rana, potem do piwniczki.
Piwo mimo trudnych początków wyszło całkiem znośne, z niewielu butelek zostało jeszcze parę. Szkoda mi ich ruszać, niech sobie czekają tym bardziej, że z kolejnych warek jest już powoli co kosztować.