Kabaretów nie oglądam całe wieki. Chyba ostatnim dobrym był Potem. Ostatnio zastanawiałem się np. nad panem Piaseckim i jego ewolucją kabaretową i doszedłem do wniosku, że za komuny było lepiej. Obecne kabarety o podłożu politycznym są mierne, oczywiste, bez dwuznaczności. Pewnie z powodu pluralizmu. Za peerelu, zwłaszcza w czasie wiosny solidarności, przy absurdach ówczesnego systemu i władzy, przy panującej cenzurze (która chyba z automatu wymuszała wyższy poziom skeczy i monologów) kabaret polityczny był na o niebo wyższym poziomie.
Pamiętam z dzieciństwa, z kaset magnetofonowych dwa fragmenty.
W jednym chodziło o zabieranie nagród nobla naszym laureatom. Tekst był mniej więcej taki:
- Reymontowi wezmą, a Skłodowskiej nie! Dzwonili z kurii.
W drugim szło o wprowadzaną reglamentację, do której miały wejść także stosunki seksualne. Dyskusja mniej więcej taka:
- A taki emeryt, albo emeryta, dostanie miesięcznie pół.
- Pół?
- Pół!
- To nieludzkie! A jak z powrotem?
O i to były dobre kabarety. Nawet przebierańcy w ramach Tey byli przebierańcami robionymi nie na siłę.