No. Poczytałem, poczytałem, koledzy szanowni popłynęli w stronę, o którą Coderowi nie chodziło więc swoje trzy grosze z obserwacji "rynków lokalnych" wcisnę (pomijając ustawy akcyzowe i inne zakazy).
- Handel alkoholem własnej produkcji kwitnie na wszelkiej maści dożynkach, jarmarkach, festiwalach smaków itp. Zjeżdżają się ludzie robiący pasztet, ciasta (kawałek sernika za 1 zł), kiełbasy, pierogi, groch z kapustą, biżuterię i Bóg sam raczy wiedzieć co jeszcze. Przyjeżdżają i tacy, którzy robią nalewki, wina, sycą miody... I handlują czy to się urzędom celnym podoba czy nie. Kieliszek nalewki na posmakę - 1 zł, butelka od 30 zł. Niektórzy finezyjnie sprzedają gumy rozpuszczalne, a nalewkę dają gratis (widziałem w ub. roku).
- Trzy lata temu wystartowałem w Powiatowym Konkursie Dziedzictwa Kulinarnego. Zgłosiłem piwo (100% słód pilzneński, górna fermentacja), trochę naciągana filozofia, ale pewnie jeśli warzono coś ze 100 lat temu na lagera nikt się nie rzucał. Efekt był taki, że zdobyłem 1 miejsce i zaproszono mnie na konkurs wojewódzki (tam skończyło się wyróżnieniem). I na wojewódzkim konkursie rozmawiałem (bodajże) z prezesem Polskiej Izby Produktu Regionalnego. Powiedziałem, że fajno byłoby sprzedawać, ale to alkohol, więc i akcyza itp. a on stwierdził, że tak jak z nalewkami. Da się naciągnąć to jako produkt tradycyjny. Warunkiem jest używanie surowców z własnej produkcji, chociażby jednego i zaznaczanie, że to produkt tradycyjny. Więc jeśli ktoś ma chmiel, do tego sam mnoży drożdże powinien być wygrany. W tym roku wysłałem do Izby maila z pytaniem, czy można opierać się na takiej interpretacji, niestety nie raczyli odpisać...
- Zapotrzebowanie na piwo domowe jest. Bo to niezła ciekawostka. W sobotę pojawiłem się na kolejnym konkursie z pszenicą (III miejsce). I trafiało się sporo osób pytających czy można kupić. A ja miałem ostatnie 5 butelek, więc można było co najwyżej dać im nieco spróbować...
- Wszystko zależy gdzie i komu chciałoby się takie piwo sprzedać. Nie słyszałem jeszcze o nalocie celników w mej okolicy, znajomi, którzy jeżdżą ze swymi produktami kulinarnymi (typu półgęsek) też o niczym nie mówili. Wydaje mi się, że problemem byłoby gdyby ktoś sprzedawał nagle ze 200 czy 500 litrów. W mniejszych ilościach pewnie dałoby się jakoś przemknąć.