Przykład z filmiku jest chybiony, tak dobrze to nie ma. Formularze to ja mogę wypełniać tuzinami, ale jakbym miał taką Panią, co mi je od razu rozpatrzy i przybije pieczątkę od ręki, to bym ją jeszcze na koniec wycałował.
Na ogól jest tak, że przynosisz wniosek, składasz w kancelarii podawczej i czekasz. Za 2 tygodnie przyjdzie pismo, że wniosek trzeba uzupełnić o to i o tamto, uzupełniasz, i sprawa się proceduje - jeden urząd pyta drugi urząd (listem poleconym), czy nie ma nic przeciwko. W drugim urzędzie to odleży 2 tygodnie, przeczytają i wyślą listem poleconym, że nie mają nic przeciwko. Albo i mają, wtedy do nas idzie pismo listem poleconym, że trzeba uzupełnić to i tamto itd.
Hasintus wymyślił taki przelicznik do przewidywania, jak długo sprawa spędzi w urzędzie (nazwijmy to Transformatą Hasintusa): jezeli normalnemu człowiekowi rozpatrzenie sprawy zajęło by godzinę (przeczytać, napisac odpowiedź, zanieść do podpisu), to urzędowi zajmie to miesiąc. Jeżeli 2 godziny (bo trzeba pójść do archiwum, coś sprawdzić, gdzieś zadzwonić) to 2 miesiące itd.
1 roboczogodzina = 1 miesiąc