Wczoraj otworzyłem dwa Marcowe zabutelkowane na początku stycznia, o ile dobrze pamiętam. Jedno leżakowało w garażu, gdzie temperatura w tym okresie wahała się w granicach 4-8°C, drugie natomiast stało sobie w "piwniczce" w ok. 16-17°C. Pierwsze miało temperaturę leżakowania, drugie schłodziłem w lodówce.
To które stało w wyższej temperaturze pięknie mi się nagazowało. Pierwsza moja butelka, w której nagazowanie osiągnęło prawidłowy moim zdaniem poziom. I do tego piękna piana. W końcu zadowalający efekt.
Druga butelka wyglądała już dużo gorzej. Nagazowanie dużo mniejsze, piany prawie wcale.
I jak to ma się teraz do prawidłowego czasu i temperatury leżakowania?
W teorii Marcowe lubi sobie poleżeć kilka miesięcy i powinno leżakować w chłodnym. Tylko z tej mojej małem obserwacji wynika, że w takich warunkach ma problem z gazem. Czy to kwestia drozdzy moze? W zestawie były Saflager 34/70. One pracuja w temperaturze 9-15°C, czyli w garazu mialy za zimno, a w piwnicy trochę za cieplo. Tu zle i tu nie dobrze, ale zdecydowanie lepiej im zrobila wyzsza temperatura.
To w koncu jak najlepiej lezakowac piwo? W temperaturze fermentacji? W wyzszej? Nizszej?
A co gdy chcę mieć piwo "na szbyko", na jakaś zblizajaca sie okazje? Mozna mu jakos pomoc poprzez zmiane temperatury lezakowania?
Jakie sa wasze obserwacje w tym temacie?